czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział XI – Laboratorium



 
   Następnego dnia wszystkie w czwórkę zebrałyśmy się w pokoju Mags, Mackenzi i od wczoraj Zirry. Widać było, że dobrze się tu czuje co mnie bardzo ucieszyło. Dziewczyny bardzo dobrze się ze sobą dogadywały. Siedziałyśmy na środku niebieskiego pokoju na wielkim, puchatym, niebieskim dywanie dopracowując i objaśniając plan dotyczący szpiegowania. Gdy dziewczyny usłyszały o szajce szpiegowskiej od razu się nakręciły, nawet chciały kupić czarne kombinezony jak w filmach ale szybko wywaliłam im ten pomysł z głów.
- Czyli ja i Mackenzi idziemy z Szarlot i Zurrą na piknik i zwracamy uwagę na wszystko co podejrzane a wy za ten czas włamujecie się do pokoju Szarloty i go przeszukujecie szukając czegoś czym mogłaby zatruwać Zurrę. Tak? – Spytała Mags.
- Po krótce tak. Czyli plan jest jasny? – Wszystkie potaknęły na zgodę uśmiechnęłam się na to i podniosłam się z dywanu. Dziewczyny zrobiły to samo co ja. – To co gotowe?
-Tak. – Odpowiedziały radosnym chórem.
- Dobrze. Najwyższy czas wcielić plan w życie. – Zaczęłam kierować się do wyjścia. Przed samymi drzwiami odwróciłam się do dziewczyn, które zaczęły przeszukiwać swoje szafy. – Powodzenia. Mam nadzieję, że nic wam nie będzie. – Powiedziałam do przyjaciółek. – I niech wasi Aniołowie nad Wami czuwają. – Dodałam po cichu tak, że tylko ja to mogłam usłyszeć i wyszłam z pokoju.
   Skierowałam się prosto do siebie cały czas zastanawiając się czy dobrze robię, że angażuję w to wszystko dziewczyny w końcu mogłam sama odciągnąć uwagę Szarloty i poprosić Natha żeby to on przeszukał pokój dziewczyny. Z drugiej strony gdyby natknął się na coś co można otworzyć wyłącznie magią nie mógł by tego zrobić bo jest Aniołem. To wszystko jest strasznie skomplikowane. Czy moje życie nie może być normalne? Cały czas pozostaje kwestia mojego niby brata . Z tym fantem to już w ogóle nie wiem co robić. W końcu nie przyszedł do mnie tylko na herbatę. Widocznie chciał coś ode mnie ale nie mógł tego dostać bo nie byłam w swoim ciele. I jeszcze powiedział, że przyjdzie na mnie pora. Co to wszystko ma znaczyć? W tej sytuacji najchętniej zaszyłabym się w moim wymiarze albo w Niebie tam gdzie nic mi nie grozi i nikt nie będzie mnie szukał. Niestety nie mogę tego zrobić bo na szali leży bezpieczeństwo moich przyjaciółek jak i całej Akademii oraz jeszcze nawet nie wiadomo czego.
   Pierwsze co zrobiłam gdy dotarłam do siebie to padłam jak nieżywa na łóżko krzycząc w poduszkę i płacząc w nią z bez radności. To jest takie frustrujące. W końcu po jakiś 15 minutach totalnego rozklejenia się dałam sobie mentalnego Plaskacza w twarz i wzięłam się w garść. Co będzie to będzie a dziewczyną na pewno nic się nie stanie. W tamtej chwili nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo się pomyliłam.
   Z nową energią wybiegłam z pokoju wpadając na Zirrę, która najpewniej do mnie szła. Po wymianie kilku zdań odnośnie tego czy Mackenzi i Mags wypędziły z pokoju zombie i jej przywódczynie ruszyłyśmy właśnie w kierunku owego pomieszczenia. Na szczęście Zirra miała jeszcze klucze więc nie było problemu z niezauważalnym wejściem do środka. Po cichu weszłyśmy do środka. Na widok tego co znajdowało się w środku Zirra prawie zemdlała. Cały pokój był czarny. Ściany, sufit, podłoga, wszystkie meble. Po prostu wszystko. Nie zostało nic z jakże uroczego różu. Na ścianach na, których wcześniej znajdowały się zdjęcia sióstr, wisiały przeróżne pentagramy, ludzkie czaszki. Jedynie, niektóre zdjęcia ocalały niestety na każdym z nich Zirra była przekreślona albo oszpecona. Jedna rzecz przykuła moją szczególną uwagę. Na jednej z szaf należącej do Szarloty znajdowała się tarcza do rzutek z zdjęciem bliźniaczek i mną po środku. Jednak to nie było by takie dziwne gdyby nie jedna rzecz ledwo dostrzegalna gołym okiem. Pośród mnóstwa dziurek trzy były szczególnie duże. Tak jakby co chwila ktoś w nie rzucał. Rozkazałam Zirze stanąć na czatach bo widziałam, że ten pokój ją strasznie przytłoczył.  Ja natomiast postanowiłam nie bagatelizować sprawy z zdjęciem więc podeszłam do tarczy i wbiłam w trzy najbardziej widoczne dziurki rzutki. Zaczynając od Zirry a kończąc na Zurze. Nic się nie stało. Spróbowałam więc od środka poprzez Zirrę aż do Zurry. Tym razem też nic. Nie tracąc nadziei spróbowałam trzeci raz zaczynając od Zurry a kończąc na mnie. Bingo. Usłyszałam tak jakby przesuwanie się zawiasów i mym oczom ukazało się istne laboratorium w szafie, która wcześniej wyglądała normalnie. Zaczęłam się przyglądać wszystkim rzeczą, które się tam znajdowały. Gdy zobaczyłam co tam jest moje oczy wyszły z orbity a mi samej zrobiło się słabo. W laboratorium znajdowało się sześć fiolek podpisanych imionami: Zurry, Mags, Mackenzi, Zirry, Chatheriny i moim. Trzy z sześciu buteleczek były nienaruszone, Niestety trzy pierwsze różniły się od reszty. W flakoniku Zurry znajdowała się resztka białego proszku. Natomiast w Flakoniku Mags i Mackenzi jakaś zielona maź. W pozostałych trzech ciecz, która kolorem i zapachem przypominała sok winogronowy. Szybko wzięłam kilka kropelek z każdej mikstury do pipet, które sobie wyczarowałam a kilka ziarenek proszku zsypałam do małego pojemniczka. Zamknęłam szafę przywracając jej poprzedni stan i wybiegłam z pokoju. Wpadając na Zirrę, która pilnowała drzwi.
- Aileen, co się stało? Jesteś cała blada. Co zobaczyłaś? – Dopytywała jedna z bliźniaczek. Nic jej nie odpowiedziałam tylko pognałam do swojego pokoju. Kontem oka zobaczyła, że Zirra biegnie za mną. W progu pokoju przepuściłam ją przodem. Gdy sama weszłam do pokoju rzuciłam się na podłogę. Zirra klęknęła przy mnie i wzięła mnie w swoje objęcia. Gdy po chwili się uspokoiłam odepchnęła mnie na odległość ramion tak abyśmy patrzyły sobie w oczy.  – Teraz mi powiedz co się stało. – Powiedziała bardzo spokojnie. Nadal nie mogłam wydusić z siebie słowa więc wyciągnęłam z kieszeni moje znaleziska. Każda fiolka w magiczny sposób była opisana naszymi imionami. Gdy dziewczyna to zobaczyła jej oczy rozszerzyły się niebezpiecznie. – Aileen, c…co to jest?
- Prawdopodobnie mikstury, mające zmienić nas w zombie Szarlot. A to co jest w środku to pewnie różne stadia „odmużdżania”. Podejrzewam, ze ten proszek może być ostatnim poziomem. W przypadku Zurry zostało go naprawdę nie dużo. A myślę, że gdy proszek się skończy nigdy nie odzyskamy naszej dawnej Zurry. Miejmy nadzieję, że moje domysły są złe. – Powiedziałam najspokojniej jak tylko umiałam. W oczach Zirry pojawiły się łzy. Machnięciem ręki spowodowałam, że trochę się uspokoiła.
- A dlaczego w fiolkach Mags i Mackenzi mikstura jest zielona. – Tylko na nią spojrzałam a ona po chwili zrozumiała. Zakryła ręką usta i nawet mój czar uspokajający nie powstrzymał jej szlochu. – Nie, Aileen proszę powiedz, że to nie to o czym ja myślę. – Powiedziała błagalnym tonem.
- Niestety jeśli dobrze wnioskuję Szarlot zaczęła odmużdżać dziewczyny. Prawdopodobnie szukała tylko sposobności aby zostać z nimi sam na sam a my tą sposobność jej dałyśmy. Jaka byłam głupia! Mogłam się domyśleć, że na Zurze się nie skończy. To wszystko moja wina. – Niestety również ja nie wytrzymałam napięcia i zaczęłam szlochać.
- To nie jest twoja wina, słyszysz? – Pokiwałam twierdząco głową. – Może nie jest za późno, może im jeszcze tego nie podała. Dzwoń szybko do dziewczyn bo ja zostawiłam swoją różdżkę w moim pokoju. – Trochę się ogarnęłam i za radą bliźniaczki zadzwoniłam do dziewczyn. Po kilku sygnałach odebrała Mags.
- Czego? – Zawarczała do różdżki.
- Mags, powiedz, że nic nie jadłyście. – Powiedziałam z niegasnącą nadzieją choć wnioskując po tonie jakim do mnie mówiła prawdopodobnie się spóźniłyśmy.
- Jadłyśmy. A co cię to niby obchodzi co? Nie jesteś tutaj najważniejsza. Tak w ogóle powinnaś spróbować koktajlu Szarlot robi genialne. A teraz już kończę bo moja władczyni mnie wzywa. – Po tym usłyszałam jeszcze wrzaski Szarloty i odgłos policzkowania i ciche przepraszam zanim połączenie dobiegło końca.
- I co? -  Zapytała z nadzieją Zirra.
- Spóźniłyśmy się. Jest już za późno, za późno słyszysz? Nigdy sobie tego nie wybaczę, nigdy! To był mój głupi pomysł. To przeze mnie Szarlot ma kolejne zombie i nie mów mi, że jest inaczej. Gdybym Was w to nie wplątała wszystko byłoby inaczej, inaczej! – Zawyłam z bólu fizycznego jak i psychicznego. Spojrzałam w miejsce, które mnie paliło. Za moim wzrokiem podążyła również Zirra. Poczułam się tak jakby świat stanął i wszystkie dzisiejsze złe rzeczy nie miały miejsca gdyż na moim mostku pojawiły się kolejne fragmenty znaku czarownicy. Po tym wszystkim poczułam obecność Natha. Ucałowałam skronie Zirry i po chwili leżała w moich ramionach spokojnie śpiąc. Z dziwną siłą, spowodowaną mocą Nathana zaniosłam Zirrę do łóżka wpuszczając w jej pamięć informacje aby niczym się nie przejmowała, że wszystko mam pod kontrolą, że nie chcę jej narażać, żeby nic nie jadła od tych zombie tylko brała jedzenie ode mnie i żeby najlepiej, na razie się do mnie nie zbliżała. Zostawiając ją z takimi informacjami wyszłam z pokoju.
   Usiadłam na swoim łóżku, wcześniej zamykając drzwi i za radą Nathana, który we wszystkich działaniach był przy mnie, przeniosłam się do nieba. A dokładniej do swojej niebiańskiej komnaty. O dziwo kilka dni temu Najwyższy zdecydował, że zasługuję już teraz na swoje miejsce w Niebie mówiąc, że i tak do nich dołączę. Co oczywiście oznaczało tylko tyle, że w najbliższym czasie umrę. No ale nic w każdym bądź razie razem z Nathem rozsiedliśmy się na moim wielkim łożu z baldachimem i zaczęliśmy rozmawiać. A ja nareszcie mogłam rozprostować swoje skrzydła.
- Aniele, to nie twoja wina. Nie możesz obwiniać się za całe zło tego świata a w szczególności za tą Szarlotę. – Przyciągnął mnie do siebie w uścisku.
- Wiem ale inaczej nie potrafię. Nathan, dziękuję, że wtedy mnie opanowałeś. Nie wiem co by się mogło stać gdyby nie ty. Poczułam w sobie coś tak dziwnego, że czułam jakbym była rozdzierana od środka i wtedy pojawiły się kolejne elementy gwiazdy. Z tego co wiem jeszcze nikt z mojego rocznika nie dostał następnych elementów. Rozumiesz, jestem pierwsza. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Aileen, jest coś co już od jakiegoś czasu chciałem Ci powiedzieć. Nic dziwnego,  że masz swój własny wymiar, umiesz wymyślać nowe zaklęcia i tak szybko dostałaś kolejne elementy symbolu. Aniele jesteś najpotężniejszą czarownicą jaka stąpała po tej Ziemi. Twoi rodzice jak i wszyscy nauczyciele z Akademii dzięki specjalnym znakom na niebie zaraz po twoich narodzinach o tym wiedzą. Na prośbę twoich rodziców dostałaś osobny pokój abyś spokojnie mogła odkrywać  swoje umiejętności. Jak widać mieli rację. – Nie mogłam w to wszystko uwierzyć więc zdołałam tylko wydukać dwa słowa.
- Że co? – Tylko tyle wydobyło się z moich ust. Czy ten dzień może być jeszcze dziwniejszy? Zapytałam sama siebie zapominając o postawieniu w głowie murów.
- Prawdopodobnie tak. Przecież zaraz musisz ruszać do Rosa aby dowiedzieć się wszystkiego odnośnie mikstur. Aniele, nie możesz powiedzieć nikomu o tym, że jesteś tak potężna. Gdy ktokolwiek się o tym dowie będziesz w wielkim niebezpieczeństwie. A istnieją na tym świecie takie moce, że nawet anioł nic nie może zdziałać. A teraz już na ciebie pora. – Odpowiedział bardzo łagodnie.
- Ale mam do ciebie tyle pytań, np. co z moim bratem? Co z nim zrobimy? – I miałam skrytą nadzieję, że polatamy. Dodałam w myślach. Najwyraźniej Nathan to usłyszał i pogodnie się do mnie uśmiechnął.
- Polatamy następnym razem a swoim bratem nie zaprzątaj sobie głowy. Wszyscy Aniołowie, którzy są wolni i ja go szukamy. Nie martw się damy sobie radę. Ty jesteś potrzebna na dole. – Uśmiechnął się co odwzajemniłam i zniknęłam z niebios pojawiając się w swoim ciele ogarnięta dziwną determinacją powstrzymania Szarloty.
- Uważaj na siebie. Bo w twoim wymiarze nie mogę cię chronić ani zobaczyć. Powodzenia Aileen. – Usłyszałam te słowa właśnie gdy wchodziłam do kotła.
- Nie martw się. Tam nic mi nie grozi. Do zobaczenia za kilka godzin mój Stróżu. – Odpowiedziałam po czym przeniosłam się do swojej groty.
   Odkąd byłam tu ostatni raz nic się nie zmieniło no może tylko zamiast Rosa w postaci człowieka zastałam go jako wielkiego, śpiącego a na dodatek chrapiącego smoka. Podeszłam do niego najciszej jak się tylko dało i wyczarowałam wiadro zimniutkiej wody po czym wylałam ją na łeb śpiącego smoka, który od razu się obudził i przybrał formę zmokłego nastolatka. Chociaż trochę radochy przyniosła mi jego mina przerażenia jak i zaskoczenia.
- A..Aileen? Na niebiosa, przestraszyłaś mnie? Już myślałem, że nigdy Cię nie zobaczę. Co się z tobą działo? I co cię tu sprowadza? – Zasypał mnie lawiną pytań.
- Tak to ja, w pełnej okazałości a myślałeś, że kto inny? – Spytałam skołowanego chłopaka, który najwyraźniej nie wiedział co odpowiedzieć. – Dobra, nie odpowiadaj. I Ros ciebie też miło widzieć.
- Yyy. Przepraszam. Miło cię widzieć. Może usiądziesz? – Przytaknęłam i usiedliśmy w kuchni. W między czasie osuszyłam chłopaka. I zaczęłam mówić.
- Ros, niestety nie przyszłam do ciebie aby tylko posiedzieć i cię zamoczyć. Sprowadza mnie do twojej a raczej do MOJEJ –Znacząco podkreśliłam słowo „mojej”- Groty sprawa moich przyjaciółek. – Odpowiedziałam nad wyraz poważnie.
- A już myślałem, że wypijemy herbatę i poświętujemy moje urodziny oraz zdobycie przez ciebie kawałków pieczęci. Niestety się pomyliłem. No ale cóż, przejdźmy do rzeczy. Co się dzieje? – Spytał.
- Masz dzisiaj urodziny? – Zapytałam ten z wielkim uśmiechem zaprzeczył ruchem głowy. – Skąd wiesz, że awansowałam? – Zapytałam zdziwiona. Chłopak wybuchł głośnym śmiechem a ja spłonęłam rumieńcem .
- Aileen, widać Ci mostek. – Powiedział przez następne salwy śmiechu przez co dostał ode mnie kuksańca w ramię i kolejne dwa wiadra wody na głowę. Gdy Ros był już cały zziębnięty i opanowany co zajęło dość długo w końcu zaczął normalnie mówić. – W takim razie jeśli nie chcesz ze mną żartować sprawa musi być poważna. Co się stało i jak mógłbym Ci w tym pomóc? – Nic nie mówiąc wyciągnęłam pudełeczko z białym proszkiem i resztę fiolek. Zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć Rose wstał tak gwałtownie, że przewrócił stół i zaczął na mnie wrzeszczeć.
- Dziewczyno ty ćpasz! I przychodzisz mi się tym pochwalić? Uwierz znałem kilka czarownic, które brały narkotyki nawet przeznaczone te specjalnie dla czarownic i uwierz nie skończyło się to dobrze. W zasadzie zakończyło się to tragicznie – Straciły swoją magię. – Westchnął przeciągle po czym nagle ożywił się jeszcze bardziej niż wcześniej i wrzasnął. – Jeśli to robisz to wiedz, że cię zabiję. To lepsze niż stracenie mocy, uwierz.
- Rose gdybyś mi nie wszedł w zdanie nie musiałbyś mi o tym wszystkim morałów prawić . I nie dla twojej wiadomości nie ćpam. Gdybyś przyjrzał się fiolką zauważył byś, że każda fiolka jest opisana imieniem i to nie zawsze moim. Chodzi o coś znacznie gorszego. Opowiadałam Ci o tej nowej Szarlot, prawda. – Chłopak w odpowiedzi pokiwał twierdząco głową. – Pamiętasz jak mówiłam Ci o tym, że podejrzewam, że Ona coś knuje? Moje podejrzenia się sprawdziły. W każdym bądź razie chodzi, że w tych fiolkach są mikstury, które powodują, że moje przyjaciółki stają się podwładnymi bez mózgów właśnie Szarloty. Podejrzewam, że ten proszek to ostatnie stadium odmużdżania, ale właśnie dlatego przyszłam z tym do ciebie abyś to sprawdził i wynalazł eliksir, który odwróci całe to dziwne robienie zombie z ludzi.
- No to faktycznie to jest poważniejszy problem od narkotyków. Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy aby Ci pomóc ale niczego nie obiecuję. Nie znam wystarczająco czarnej magii aby to zrobić, ale oczywiście spróbuje. – Spochmurniał a co za tym idzie ja też.
- No to co my zrobimy. Byłeś moją jedyną nadzieją. – Odparłam bliska płaczu. Ros wziął mnie w swoje objęcia i zaczął głaskać moje włosy pozwalając mi się wypłakać.- Mogę zadać Ci jedno pytanie? – Potwierdził skinieniem głowy. – Czemu mamy taki zakaz wychodzenia z Akademii? Przecież niedawno cała szkoła była pusta bo pojechałyśmy na zakupy.
- Co zrobiłyście. Nie wolno Wam opuszczać Akademii przez wampiry. Macie szczęście, że żadnej z Was nic się nie stało. – Odparł twardym ale opiekuńczym głosem.
- Wampiry? Przecież nikt ich od dawna nie widział. Myślisz, że to dla tego nauczycielki pojechały na to zebranie? – Spytałam nieco poddenerwowana. Wampiry oznaczają nie małe kłopoty.
- Ja nie myślę, ja to wiem. A odnośnie wampirów to jakiś czas wróciły, a ja wiem gdzie One się znajdują. – Nastała chwila ciszy bo musiałam to wszystko przetrawić. Jakim sposobem  Rose wie gdzie znajdują się wampiry? Jednak zanim zdążyłam zadać to pytanie chłopak wykrzyknął. – Aileen, jesteś genialna!
- Co? Co ja takiego zrobiłam? - Odparłam speszona i zaintrygowana. Rosowi zaczęły świecić się oczy a na jego usta wdarł się chytry uśmieszek.
- Podsunęłaś mi genialny ale i bardzo ryzykowny pomysł. – Przestał mówić i nastała cisza tak jakby czekał na moją reakcję ja jednak milczałam co wziął za zezwolenie na kontynuowanie. - Jedyni ludzie, którzy żyją na tyle długo by znać najstarszą czarną magię, którą użyła Szarlot są właśnie wampiry. – Jego uśmiech powoli schodził z jego twarzy. – Tylko jest jeden, taki mały problem. Ja nie mogę tam iść a co za tym idzie ty musisz.
- Rose ty wariacie. Myślałeś, że nawet gdybyś mógł wyjść wypuściłabym cię na pastwę wampirów gdy nie możesz się bronić? Chyba zwariowałeś. Gdy już sobie to wyjaśniliśmy kontynuuj. – Nakazałam szturchając go w ramię.
- Dobrze, jeśli chcesz wiedzieć. Wejście na ich terytorium jest naprawdę niebezpieczne – Odparł ściszonym głosem. – Pewnie zastanawiasz się dlaczego. – Nawet nie dopuścił mnie do słowa. -  Wampiry mogą „czarować” swoim wzrokiem. Gdy spojrzysz na wampira, który jest w stosunku do ciebie źle nastawiony a twój wzrok spocznie na jego oczach a on każe Ci coś zrobić. Ty to zrobisz bez najmniejszych zachamowań. Istnieje prawdopodobieństwo, że nawet Twoja magia nie wystarczy. A i jeszcze jedno, nie daj się ugryźć ponieważ gdy wampiry wypiją krew czarownicy wysysają z nią magię czarownicy a co za tym idzie magia częściowo przechodzi na nie. Trwa to tak długo ile dany czarownik miał żyć lat dopóki nie natknął się na wampira. Potem tracą skradzione moce i stają się zwyczajnymi wampirami.
- Ok. będę pamiętać. A teraz powiedz mi gdzie mogę znaleźć bazę wampirów. – Spytałam gotowa do wkroczenia do gniazda tych krwiopijców i nawet siłą wyciągnąć od nich lekarstwo.
- Są w podziemiach starego bunkru znajdującego się przy polu dyniowym, pół dnia drogi stąd na północ. Ale dla ciebie to nic trudnego. W końcu wystarczy aż się przeteleportujesz. – Odpowiedział z dziwnym tonem w głosie. Nie przejęłam się tym zbytnio bo w końcu każdemu może czasem odbijać gdy tyle siedzi sam w zamknięciu. Uśmiechnęłam się gotowa do podboju terytorium wampirów. -  Jeśli myślisz, że wkroczysz do ich siedziby ot tak sobie i, że nic Ci nie zrobią. To się grubo mylisz! – Wykrzyknął w moją stronę chłopak. Głos Rosa jak i każde jego słowo wżerały mi się w mózg. – Nie odpływaj, tylko mnie słuchaj. – Pokiwałam głową i już więcej nie odpływałam. – Gdy wejdziesz na ich terytorium i przedstawisz im swoją prośbę oczywiście jeżeli zostawią cię wcześniej przy życiu, będą chcieli coś w zamian. Prawdopodobnie krwi – twojej krwi. – Sprostował Ros. Co on mnie za jakąś niepełnosprawną umysłowo uważa? (dop. od autorki nie chciałam nikogo urazić, jeżeli to zrobiłam bardzo przepraszam.)- Za żadne skarby nie możesz dopuścić do sytuacji w której stajesz się ich przekąską. Nawet jeżeliby znali lekarstwo na odczarowanie twoich przyjaciółek.  – Spochmurniałam.
- Przecież to może być jedyna szansa i jedyne wyjście na uratowanie ich. Nigdy bym sobie nie wybaczyła gdybym była tak blisko lekarstwa i nie zrobiła wszystkiego aby go zdobyć. Jeżeli jedynym wyjściem będzie oddanie magii z moją krwią to ją oddam. Dla mnie ważniejsze są moje przyjaciółki niż magia. Nie zależy mi na niej. – No dobra, trochę mu skłamałam w szczególności po tym jak dowiedziałam się, że jestem najpotężniejszą z czarownic  ale Rose wcale nie musi o tym wiedzieć.
- Nie wież co mówisz! – Krzyknął na mnie smutno. – Magia to najlepsza rzecz jaką można mieć a ty ją chcesz od tak oddać. Wiesz co bym dał abym urodził się kobietą z magią? Wtedy nikt by mnie nie śledził i nie pozbawił mocy. – Powiedział ściszając głos. Po chwili zauważyłam,  że jego oczy zaczynają się szklić a po policzku zaczynają płynąć łzy. Wpuściłam do niego trochę Anielskiej energii aby zapomniał chociaż na chwilę te przykrości i  wyszeptałam ciche przepraszam.
- Rose a jeżeli wampiry wcale nie będą musiały pić mojej krwi? Przecież nigdy jej nie piły, nie wiedzą jak smakuje. – Powiedziałam energicznie wpatrując się w zielone oczy Rosa.
- Aileen co Ci chodzi po głowie? – Zapytał chłopak tak jakby wybudzony z transu, czyli na chwilę zapomniał o przykrościach. Jego oczy w jednej chwili się powiększyły a na twarz wpełzło przerażenie. – Chyba nie sugerujesz, że mamy sobie przetoczyć krew?- po tych słowach dostał kuksańca w żebra a ja prawie rozpłakałam się ze śmiechu.
- Nie przetoczyć, głuptasie. – Sprostowałam ,dalej się uśmiechając. – Przecież nie jest powiedziane że muszą pić ze mnie. A co jeżeli będą pić z woreczka? – Zapytałam podekcytowana swoim planem.
- Rozumiem. Niestety muszę Cię zmartwić wampiry najczęściej piją prosto od ofiary, czyli twój plan z woreczkami krwi nie wypali. – Odparł kładąc swoją dłoń na moje ramię.
- Ross jesteś głupi czy tylko takiego udajesz? Przecież nie jestem idiotką aby wpychać wampirom krew z worka. Chodziło mi bardziej oto, że napełnię woreczki twoją krwią i umieszczę je na swoim ciele w miejsca gdzie najczęściej gryzą wampiry czyli na szyi, nadgarstkach, udach i obojczykach.
- Myślisz, że niby nie zauważą, że masz na sobie woreczki z krwią? – Spytał się prychając pogardliwie.
- OK. jednak opcja numer jeden czyli jesteś głupi! – Wykrzyknęłam z radosnym uśmiechem na ustach. Mina chłopaka wyrażała strach jak i zdziwienie. Po prostu chciało mi się śmiać. -  Człowieku zapominasz, że jestem czarownicą. Wtopię woreczki w moje ciało i zakryje je imitacją ludzkiej skóry. Nawet wampir się nabierze, gwarantuje. – Uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił i energicznie wstał klaszcząc w dłonie. Podszedł do mnie i wziął mnie w swoje objęcia.
- Dziewczyno, jesteś genialna! Ale widzę jeden mały problem. – Nadęłam usta i założyłam ręce na piersi. No prawie bo przez uścisk wyszło mi tylko założenie rąk na wysokości szyi.
- No dawaj, jaki problem tym razem? -  Zapytałam. Z twarzy chłopaka nie schodził uśmiech.
- Boje się igieł. – Odparł beztrosko.
- Rose, nie żartuj. – Odpowiedziałam śmiejąc się po nosem. – Nie będzie żadnych igieł. – Pocieszyłam go.
   Tej nocy nie wróciłam do Akademii. Spałam w grocie razem z Rosem. Pewnie Nathan się martwi, będę musiała mu to jakoś wytłumaczyć  ale nic. Resztę dnia spędziliśmy na dopracowywaniu planu.
*********************************************************************************
   Hej, hej ludziska.
Na prośbę jednego z Was czyli moich czytelników rozdział wstawiam dzisiaj. Miał być w porach porannych ale niestety wciągnęłam się w Teen Wolf :) 
Dzisiaj rozdział dłuższy gdyż następny ma tylko trzy strony gdyż jest rozdziałem przejściowym. Mam nadzieje, że trochę Was to wszystko zaskoczyło. 
Za wszystkie błędy przepraszam i życzę udanych wakacji.

Pozdrawiam Córka Razjela ☺

Ps. Wie ktoś gdzie znajdę piąty odcinek drugiego sezonu Teen Wolf?

poniedziałek, 25 lipca 2016

Facebook



   Cześć!
Taa kolejna informacja. Nie zawieszam bloga, od razu mówię ☺. Ostatnimi czasy dużo myślę o tym jak nawiązać z wami jakiś kontakt i tym podobne. Tak więc po dłuższym rozmyślaniu założyłam konto na facebooku. Nie wiem czy to w ogóle wypali ale to już zależy od Was. Będę dodawać tam zapowiedzi rozdziałów, małe urywki i wiadomość kiedy dany rozdział się pojawi. Konto to po prostu Córka Razjela serdecznie na nie zapraszam.
* Piszcie kiedy chcecie rozdział*

Pozdrowienia od Córki Razjela ☺

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział X - Coś jest nie tak...



      Po naszych w sumie można powiedzieć porannych igraszkach, spaliśmy całkiem długo. Powoli otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to mój ukochany leżący tuż obok mnie. Najwyraźniej jeszcze spał ponieważ miał cały czas zamknięte oczy. Za oknami buszowało już słońce. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła piętnasta. Całkiem przyzwoita pora.
   Wstałam bardzo powoli, tak aby nie obudzić śpiącego obok mnie chłopaka. Po cichu podeszłam do szafy wyjąć swoje ubrania i przyszykować coś dla Nate’a. I jeszcze ciszej poszłam do łazienki. Od razu po wejściu do niej przypomniało mi się wczorajsze zajście. Na moją twarz natychmiast wypłynął rumieniec. Szybko się otrząsnęłam i weszłam pod prysznic wcześniej upewniając się czy przypadkiem znowu nie zapomniałam ręcznika.
   Po szybkiej i odprężającej kąpieli. Związałam jeszcze mokre włosy w warkocz i ubrałam się w czarne legginsy i miętowy sweterek. Do tego standardowo czarne trampki. Gotowa wyszłam z łazienki. Co się okazało chłopak dalej spał. Podeszłam do niego i złączyłam nasze usta w pocałunku. Ten jak za sprawą magicznej różdżki zaraz otworzył oczy i go oddał. To parszywy kłamca. Żeby tak wrabiać swoją dziewczynę? Za takie poważne wykroczenie należy dać chłopakowi solidną nauczkę.
   Szybko się od niego oderwałam i zaczęłam się z nim droczyć. W pewnym momencie po prostu wstałam i go spoliczkowałam. Na jego twarzy pojawiło się zdumienie. Osiągnęłam swój cel. Ma za swoje. Zaśmiałam się w duchu. Podeszłam do przygotowanych a raczej wyczarowanych wcześniej ubrań dla Nathana. Rzucając nimi w niego tylko powiedziałam:
- Ubierz się. Tak w ogóle okłamałeś nie właściwą dziewczynę. – posłałam mu rozbawione spojrzenie po czym wyszłam z pokoju. Stałam przed drzwiami czekając na niego. W końcu po jakiś 40 minutach wyszedł.
- Zastanawiałam się po jakim czasie pójdziesz mnie szukać. – mina chłopaka była bez cenna.
- Aileen, no przepraszam. – powiedział skruszony. Jego wszystkie mięśnie się napięły pod opinającym go t- shircie.
- Nathan, myślałeś, że to na serio? Przecież Cię kocham. – odpowiedziałam ledwo powstrzymując śmiech.
- No wiesz policzkowanie mnie to chyba nie jest za bardzo oznaka miłości. – założył swoje ręce. Ja tylko pokręciłam oczami. Przyciągnął mnie do siebie. – A tak w ogóle dziękuję za ubrania.- już miał mnie pocałować kiedy usłyszałam odgłosy kłótni. Szybko się od niego osunęłam.
- Nie, to nie dorzeczne słyszysz? Co się z tobą do cholery dzieje? Nie mam zamiaru z nią mieszkać!
- Jak możesz? Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor!
- Ja się tak zachowuje? To nie ja chodzę za nią jak jakieś pieprzone zombie!
- Zamknij się kretynko!
- Nie waż się tak do mnie mówić! – staliśmy tam z Nathanem jak zamurowani. Po ostatnich słowach słychać było głuchy plask.
   Po tym odgłosie szybko zerwałam się z miejsca i ruszyłam do miejsca z którego wydobywały się odgłosy kłótni. Wleciałam do pokoju bliźniaczek. To co tam zastałam przeraziło mnie. Na podłodze leżała jak mi się zdaje nie przytomna Zurra. A nad nią stała jej przerażona siostra. Wymieniliśmy z Nathanem spojrzenia po czym ja podbiegłam do przerażonej Zirry i zamknęłam ją w uścisku. Nathan kucnął przy Zurze sprawdzając co jej dolega. Dotknęłam czoła Zirry i rzuciłam na nią czar uspakajający i usypiający. Siłą woli przeniosłam ją na łóżko. Zauważyłam, że ostatnimi czasy moje umiejętności są coraz lepsze. Ale nie o tym teraz. Podbiegłam do Natha i leżącej Zurry.
- Co z nią? – zapytałam zdenerwowana.
- Nieprzytomna. Ale nie to mnie martwi. Ktoś rzucił na nią urok, który można by powiedzieć odmóżdża i robi z niej czyjąś sługę. – powiedział cały zaniepokojony chłopak.
- Szarlot. – wyszeptałam
- Co? Wiesz kto jej to zrobił? – podniósł się.
- Nie, ale mam pewne podejrzenia. Chyba zostaniesz ze mną trochę dłużej. – uśmiechnęłam się do niego smutno.
- Jak sobie życzysz mój Aniołku. – po chwili ciszy i kilku wyjaśnieniach od nośnie zachowania Zurry kiedy to Szarlot pojawiła się w naszej Akademii. – Czyli mówisz, że to wszystko zaczęło się gdy ona przyszła pierwszy raz do szkoły? – pokiwałam twierdząco głową. – No to zakładamy spółkę szpiegowską. – uśmiechnął się.
   Podczas naszej rozmowy położyliśmy Zurrę do łóżka i obydwóm siostrą można by powiedzieć zaserwowaliśmy, znaczy ja zaserwowałam małe pranie mózgu. Czyli wymazałam im pamięć z całego tego zajścia aby się nie znienawidziły i zastąpiłam je innymi wyimaginowanymi wspomnieniami. A mianowicie dziewczyny będą myśleć, że cały ranek spędziliśmy w czwórkę.
   Po wszystkim wyszliśmy z pokoju dziewczyn i poszliśmy do mnie obmyślić  co robić dalej. Siedzieliśmy rozmyślając przez około dwie godziny. Obydwoje byłyśmy wyczerpani, w końcu postanowiliśmy, że spróbujemy zdobyć próbki a w cały plan wkręcimy Mags, Mackenzi i Zirrę gdy ta ostatnia się obudzi. Zastanawiałam się czy dobrym wyjściem byłoby powiedzieć Nathanowi o Rosie. Postanowiłam to zrobić bo bolało mnie serce gdy do niego szłam i musiałam okłamać Nathaniela.
- Em Nathan, mam Ci coś ważnego do powiedzenia. – odrzekłam nabierając do płuc dużej ilości powietrza. Co jeśli będzie na mnie zły i przestanie się do mnie odzywać? Co ja wtedy zrobię? On jest jedynym moim oparciem bez niego wszystko straciło by sens.
- Chodzi Ci o twój wymiar czy o coś zupełnie innego? – zapytał podnosząc na mnie wzrok z niekrytym uśmiechem na ustach. Wytrzeszczyłam swoje oczy.
- Skąd ty to wiesz? Przecież nigdy o tym nie wspominałam. – odpowiedziałam zdziwiona.
- Ale bardzo często o tym myślałaś nie wznosząc murów. Jeśli coś chcesz przede mną ukryć wznoś bariery w umyśle, Aniołku. – przybliżył się bliżej mnie tak, że teraz obydwoje siedzieliśmy na środku mojego łóżka. Pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Nie jesteś na mnie zły, że to przed tobą ukryłam? – spytałam. Chłopak tylko szerzej się uśmiechnął i wziął mnie w swoje ramiona.
- Jeżeli tylko nie prześpisz się z Tym Rosem, to nie. Jak mógłbym się na ciebie gniewać Aniele? – spytał. Wzruszyłam ramionami. Tak się cieszę, że mam takiego wyrozumiałego i kochającego chłopaka a przy okazji Anioła Stróża.
- Obiecuję. – odpowiedziałam pewnie po czym złączyłam nasze usta w długim i namiętnym pocałunku.
   Po upływie następnych minut doszliśmy wspólnie do wniosku, że jedyną osobą, która może być wstanie nam pomóc był Ros. Chłopak, którego nie widziałam przez bardzo długi czas. Chłopak, który został sam w moim wymiarze. Chłopak, któremu obiecałam, że będę go bardzo często odwiedzać. Niestety przez Nathana byłam zbyt zajęta Anielskimi sprawami i nim niż czymkolwiek i kimkolwiek innym. Zanim miałam się z nim spotkać musiałam zdobyć próbki i informacje, które miały się przydać w rozwikłanie zagadki czym Szarlot truje Zurrę i kim Ona jest. Pozostała jeszcze późniejsza kwestia czyli poinformowanie Rosa o Nathanie. Coś czuję, że ta wizyta w mojej grocie będzie naprawdę trudna.
   Nathan musiał na chwilę wrócić do Niebios. Ja postanowiłam sprawdzić jak czują się siostry. Poszłam do ich pokoju. Zurry już nie było a Zirra siedziała na łóżku. Uśmiechnęła się na mój widok i podbiegła mnie przytulić.
- Cześć. – przywitałam się. Ta zaczęła gorzko płakać, głaskałam ją po włosach aby ją uspokoić. – Co się stało?  -spytałam gdy dziewczyna już się trochę uspokoiła.
- Zurra chcę aby ta idiotka Szarlot się do nas wprowadziła. Podobno rozmawiała już z Mags i Mackenzi abyśmy zamieniły się na pokoje, ponieważ one mają trzy osobowy a są tylko we dwie. Ja nie chcę mieszkać z Szarlot. Aileen pomóż mi, proszę. – odpowiedziała zapłakanym głosem. Coś zakuło mnie w sercu. Co prawda od pewnego czasu trochę się od siebie oddaliłyśmy ale jednak zawsze zostawałyśmy przyjaciółkami i nic ani nikt tego nie zmieni.
- Jeśli chcesz możesz zamieszkać u mnie. Co prawda będzie trochę mało miejsca ale lepsze to niż nic. – posłałam jej uśmiech. Gdy Zirra  się ode mnie odsunęła na jej twarzy widniał wielki uśmiech.
- Naprawdę zrobisz to dla mnie? –spytała szczęśliwa. Pokiwałam twierdząco głową. – Kobieto kocham cię. Aileen, mówił Ci ktoś, że jesteś najlepszą osobą na świecie? – spytała.
- Koniec gadania. Nie ma co zwlekać bo jeszcze się rozmyślę. – parsknęłam śmiechem.
   Wyszłyśmy z pokoju bliźniaczek. Stanęłam no środku swojego i siłą woli zmaterializowałam łóżko i resztę rzeczy u siebie. Co prawda tak jak przypuszczałam dwa łóżka w pokoju jednoosobowym zajmują bardzo dużo miejsca ale w końcu czego się nie robi dla przyjaciół? Współlokatorka komplikuje kilka ważnych spraw takich jak swobodna rozmowa z Nathanem i przechodzenie do mojego wymiaru, ale przecież nie mogłam zostawić ją obok Szarlot bo jeszcze zamieniła by Zirre w jej kolejną zombie. Coś się wymyśli. Najwyżej z Nathanem będę spotykać się tylko w Niebiosach, w nocy. Przecież wtedy mogę po prostu udawać, ze śnie a nie przenoszę swoją duszę do Anielskiego ciała. Żałuję tylko, że w tym świecie nie mogę mieć skrzydeł.
- I co może być? – spytałam po chwili stojącą obok mnie dziewczynę.
- Jasne, że tak. Dziękuję. – w taki oto sposób w przeciągu kilku minut znalazłam się z powrotem w jej objęciach. Żeby tylko Nathan nie był zazdrosny. – pomyślałam i zaśmiałam się w myślach. Gdy zaczynało brakować mi powietrza odsunęłam się od dziewczyny. – Aileen. Jesteś pewna, że mogłaś tak zrobić? Przecież gdybyś mogła mieszkać z kimś to pewnie zamieszkałaś byś na początku roku. – odparła po chwili.
- Nie wiem. Ale co stoi na przeszkodzie? – spytałam.
   Po wypowiedzeniu tego, jakże głupiego pytania do pokoju wtargnęły rozjuszone Ortea i Izyda. W ich oczach pojawiły się pioruny gniewu i rozjuszenia. Izyda jednym machnięciem ręki spowodowała dawny wygląd pokoju. Zdenerwowana podeszła do mnie wymachując rękami powiedziała, wręcz wykrzyczała.
- Aileen! – moje serce na chwilę stanęło. Przełknęłam gulę siedzącą w moim gardle i jak gdyby nigdy nic odpowiedziałam.
- Tak, Pani Dyrektor. Jest jakiś problem? – powiedziałam próbując ukryć drżenie głosu. Na twarzy Izydy pojawił się większy wyraz gniewu niż kiedykolwiek widziałam.
- Nathan. Mógłbyś pomóc? Dyrektorka próbuje mnie zabić. – wypowiedziałam te słowa do chłopaka nie bez powodu, ponieważ Izyda przybliżyła się do mnie na tyle blisko aby złapać mnie za szyję i podnieść. Ortea w ogóle nie reagowała, wręcz się cieszyła.
- Co się dzieje? – zapytał Nathan, który przed chwilą się pojawił gdy moja twarz nabierała niepokojący siny kolor a ja przestawałam oddychać.
- Zrób jakieś Anielskie czary mary i ją uspokój. Zaraz mnie udusi a ja nie mogę podnieść na nią rękę bo mnie wyrzuci. – chłopak delikatnie kiwnął głową. Z jego rąk wydobyło się złote światło. Izyda natychmiast mnie puściła i wraz z Orteą podbiegły do mnie. Znaczy Ortea to zrobiła a Izyda padła na kolana naprzeciwko mnie.
- Dzięki. – odpowiedziałam w podziękowaniu za uratowanie życia chłopakowi. On się uśmiechnął i zniknął.
- Ja, ja przepraszam. Poniosło mnie. Nie możesz mieszkać z kimś innym. Ten pokój jest zarezerwowany dla ciebie i tylko dla ciebie. – odparła już spokojnie Izyda. Byłam przerażona całym tym zajściem. Jednak miałam dość tego wszystkiego nie wytrzymałam i wybuchłam.
- Dlaczego?! Czemu tylko ja w całej Akademii mam mieszkać sama?! To nie sprawiedliwe. I nie przyjmę odpowiedzi „ wszystkiego dowiesz się w swoim czasie” to jest naprawdę denerwujące! Chciałam tylko pomóc Zirze. A panie przylatują do mnie jak bym zrobiła coś niewybaczalnego i na dodatek usiłujecie mnie zabić! – wykrzyczałam to tak głośno, że najprawdopodobniej słyszała mnie cała część mieszkalna.
- Wiemy, że chciałaś pomóc, dlatego Zirra jeżeli będzie tylko chciała zostanie przeniesiona do pokoju Mags i Mackenzi. – odpowiedziała spokojnie Ortea. Mówiła jak do dzikiego zwierzęcia aby go nie spłoszyć. Do tego nie odpowiedziała na ani jedno pytanie zadane przeze mnie.
- Za to dziękuję, a teraz uprzejmie proszę aby panie wyszły z mojego pokoju bo muszę ochłonąć.  –wszystkie w trójkę właśnie wychodziły. Zatrzymałam w drzwiach Zirrę. – Ty zostajesz, przynajmniej na razie.
   Wciągnęłam ją z powrotem do pokoju. Posadziłam ją na jednej z puff, a sama siadłam na drugiej. Zaczęłam ją gorączkowo przepraszać, ta tylko mówiła, że nic się nie stało. W końcu wstałam i zaczęłam chodzić w jedną i w drugą stronę trzymając splecione ręce za plecami. Dziewczyna podążała za mną wzrokiem.
- Przestań tak łazić! W głowie mi się kręci. – po jakiś dziesięciu minutach oznajmiła dość zdenerwowana Zirra. Przystanęłam naprzeciwko jej.
- Myślę. Trzeba coś wykombinować odnośnie Zurry. Chyba zauważyłaś, że od pewnego czasu dziwnie się zachowuje. Mam pewne przypuszczenia odnośnie dlaczego tak się dzieje, ale do tego będziecie mi potrzebne. Mówię o tobie, Mags i Mackenzi. – odparłam zamyślona.
- Też to zauważyłam, ale co zamierzasz zrobić? – zapytała. Zamyśliłam się chwilę gdyż nie byłam pewna czy mogę jej zdradzić podejrzenia odnośnie Szarlot.
- Powiedzmy, że przeszukamy nielegalnie jeden pokój. I pośledzimy pewną osobę. – odpowiedziałam z chytrym uśmiechem. Dziewczyna otwierała usta, ale w „grzeczny” sposób wyprosiłam ją z pokoju. Czytaj aby już sobie poszła i w bardzo elegancki sposób została przepchana przez próg, wcale nie dostając drzwiami w nos. Ja tym czasem postanowiłam odpocząć bo i tak nic więcej nie wymyślę a mój plan zaczniemy realizować od jutra.

*********************************************************************************
   Hej!
Tak jak obiecałam jest rozdział ☺. Wrzuciłam go wcześniej niż miał być bo niestety wróciłam wcześniej z wakacji.
Za wszystkie błędy przepraszam.

 Pozdrowienia Córka Razjela




Pytania ☺



   Hejka! Dzisiaj wstawiam pytania ale, ale rozpieszczę Was i wstawię jeszcze rozdział. Będę taka dobra xd. Dobra koniec tego i lecimy z pytankami. Jest ich pięć. Szczerze myślałam, że nie będzie żadnego a tu proszę miła niespodzianka. Jak byście chcieli możecie dalej zadawać pytania pod każdym postem. Odpowiadanie na nie sprawia mi wielką radość gdyż muszę się głowić jak odpowiedzieć tak abyście byli usatysfakcjonowani a jednocześnie żeby nie zdradzić za dużo. Mam nadzieję, że dobrze odpowiadałam ☺

1. Czy pod koniec Nathan będzie z Aileen?

   W sumie to uczucia Aileen w stosunku do Nathana nie są jakoś bardzo nakreślone. Ale tak Nathan będzie z Aileen o ile już nie są ☺

2. Czy będzie druga księga?

   Owszem planuję ją zrobić, ale (jak zwykle musi być ale) muszę Was zmartwić ani Aileen ani Nathan nie będą główną postacią. Jednak główny bohater (a może bohaterka?) będzie bliski sercu dla obydwóch. Natomiast nasza czarownica jak i aniołek będą także się pojawiać.

3. Czy Zurra jest zaczarowana przez Charlotte?

   Zastanawiam się jak się domyśliłaś/eś? Niestety Zurra jest pod wpływem Charlotty, jednak to nie jest takie proste jak Ci się wydaje. W każdym bądź razie mam taką nadzieję. Mogę jeszcze zdradzić, że Zurra nie jest jedyną ofiarą i, że Charlotta nie jest tak przejrzysta jak mogło by się wydawać.

4. Czy to zbieg okoliczności, że Ortea i Ros mają tak samo na nazwisko?

   Zastanawiałam się czy ktoś to w ogóle zauważył. Jak widać tak z czego się bardzo cieszę . Nie to nie jest przypadek, że Ortea i Ros mają takie samo nazwisko. W pierwszej części nie będzie rozwinięcia tego wątku choć będzie on wspomniany natomiast w drugiej części z tego rozwinie się coś ciekawego. No przynajmniej mam taką nadzieję ☺

5. Czy Ros jest zły?

   "Bycie złym" to jak dla mnie pojęcie względne xd. Niestety masz rację by mu nie ufać bo nawet ja mu nie ufam. Od XII rozdziału zobaczysz dlaczego ☺ Niestety musisz jeszcze troszkę poczekać, ale pociesze Was mam już napisany XIII rozdział więc powinniśmy dojść szybko do głównej akcji.

   Wygląda na to, że to by było na tyle. Jeżeli macie jakieś pomysły na urozmaicenie tego bloga to pisać śmiało bo w końcu po części Wy go tworzycie, gdyż czytacie me wypociny.

   Jeśli jakieś zdanie jest nie poprawne to wybaczcie ale po tak ciężkim wyjeździe jestem wyczerpana umysłowo. Za wszystkie błędy przepraszam.

Pozdrawiam Córka Razjela

sobota, 9 lipca 2016

Rozdział IX - Bal



 
   Stałam tam i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Przypatrzyłam się postaciom. Byli to dwaj mężczyźni.  Nie kojarzyłam ich. Jeden był szatynem a drugi blondynem. Wiem skąd poczułam pieczenie na policzku. Blondyn walił mnie z liścia w twarz. W końcu się poddał widząc, że nie reaguję.
- Czy ona, no wiesz? – spytał oprawca pieczenia. Z jego twarzy można było przeczytać złość oraz zmartwienie. Głos jednak miał stanowczy.
- Prawdopodobnie nie. Znasz sztuczki mojej siostrzyczki. – zaśmiał się brunet. Wtedy osłupiałam. Czy ten mężczyzna nazwał mnie właśnie swoją siostrą?
- Nathan co się dzieje? Przyjdź tu. Proszę. – poprosiłam chłopaka w myślach, chodź podejrzewam iż nawet jak bym powiedziała to normalnie to tamci dwaj i tak by mnie nie usłyszeli. Chłopak zjawił się po sekundzie. Na jego twarzy widać było zmartwienie oraz szok.
- Aileen, nic Ci nie jest. Tak się bałem. Czemu ty nie jesteś w swoim ciele? – spytał zmartwiony.
- Tego nie wiem, właśnie dla tego Cię wołam. – po chwili namysłu dodałam – Nathan powiedz mi tylko, że nie jestem martwa.- widząc minę chłopaka zaczęłam panikować. Nie, ja nie mogłam odejść. A jeśli nawet to po co tu jestem? I przypadkiem nie poczułabym czegoś dziwnego, jakiegoś przepływu energii? Bo przecież po śmierci miałam stać się aniołem. Czy z tym nic się nie wiąże? Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos szatyna.
- Peter zmywamy się stąd. – zażądał. Widać, że był przywódcą tej akcji.
- Charlie, a co z nią? – mówiąc to, blondyn wskazał na moje ciało. To zaczynało być coraz bardziej dziwne. Tyle pytań nasuwało mi się na myśl. Jakim cudem oni się tu dostali? Czemu szatyn myśli, że jest moim bratem? I najważniejsze po co ja im jestem?
- Zostawimy ją przyjdzie kolej i na nią. – chłopak podszedł do mnie i ucałował me czoło. Miejsce, w którym to zrobił zaczęło piec żywym ogniem. Chłopak tylko się zaśmiał i rozłożył swoje czarne skrzydła. Blondyn zrobił to samo i wyfrunęli z pokoju. Stałam tam jak słup soli. Nathan podszedł do mnie i wziął mnie w swój uścisk. Głaskał moje włosy a ja płakałam mu w koszule. Nie wiem czemu ale w tamtej chwili poczułam, że cały mój świat legł w gruzach. Opadłam na kolana. Straciłam wszystkie siły. Poczułam dziwne uczucie. Otworzyłam oczy i znajdowałam się już w swoim ciele. Policzki strasznie mnie piekły i szczypały. Poczułam ciepłom maź spływającą z prawego łuku brwiowego i lewego policzka. Domyśliłam się, że to krew. Nie sądziłam, że tamci mężczyźni zrobili mi taką krzywdę. Co prawda obserwowałam siebie ale nie widziałam krwi. Rozejrzałam się po pokoju ale Nathana już nie było. Wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki potykając się co chwila o własne nogi. Stanęłam przed lustrem i się przeraziłam. Moja cała twarz była nie dość, że cała czerwona to jeszcze wyglądała jak wielki balon. Faktycznie z tych miejsc co myślałam ciekła krew dodając jeszcze wargę. Zastanawiałam się co mogę z tym zrobić. Poszłam do komódki z lekami i wyjęłam z niej wodę utlenioną, środek znieczulający, igłę i nić chirurgiczną ponieważ wiedziałam, że łuk brwiowy trzeba szyć, do tego jeszcze kilka gazików i plaster. Tak przygotowana wróciłam do łazienki i zaczęłam obmywać rany. Zaaplikowałam środek znieczulający i zaczęłam szyć. Ból był do zniesienia ale nie było to przyjemne doświadczenie. Założyłam 6 szwów.  Gotowa poszłam do łózka. Była 15:00. Zastanawiałam się co można porobić. I co to byli za ludzie. Postanowiłam spisać pomysły na dekoracje w końcu zostało tak mało czasu. Nic nie mogłam wymyślić więc po prostu wstałam z łóżka i resztę dnia chodziłam po Akademii lub siedziałam na mojej pufie nic nie robiąc tylko myśląc.
   Dni mijały. Pracę nad dekoracjami trwały. Wszystko było gotowe, brakowało tylko śniegu. I tym miałam zająć się ja. Gdy nikt nie patrzył wyczarowałam padający śnieg za oknem. Bal ma się odbyć jutro i każdy jest bardzo tym wszystkim podniecony. Nauczyciele mieli przyjechać na bal. Więc wszystko zostawili nam. Przez ten czas nie kontaktowałam się z Nathanem natomiast byłam u Rossa. Chłopakowi powiedziałam moje podejrzenia odnośnie Szarloty. Nathan nie może wejść ze mną do mojego wymiaru, więc nic nie wie o Rossie. I dobrze. Gdy nie wyczuwa mojej obecności muszę mu mówić, że jestem w Niebie. Nie wiem czy się na to nabiera ale nie zadaje więcej pytań. Myślę jednak, że nie, ponieważ jak wchodzę do wymiaru czuję tak jakby zerwanie naszego połączenia. Zapewne on czuje to samo. Gdy jestem w niebie ta więź się pogłębia a nie traci. No ale cóż. Kiedyś będę musiała mu powiedzieć, że mam swój własny wymiar.
- Aileen, patrz śnieg pada! To jakiś cud! – podbiegła do mnie cała uchachana Zirra.
- Widzę. Też się z tego cieszę. – uściskałam ją.
   Było dość późno a jutro jeszcze trzeba przygotować potrawy. Zastanawiałam się czy Nathan się zjawi w końcu ostatnio ze sobą nie rozmawiamy i to mnie martwi. Zirra zaczynała się z powrotem do mnie zbliżać natomiast jej siostra już kompletnie się nie odzywa. Przez te wszystkie dni nie mieliśmy żadnych lekcji bo dekoracje ważniejsze a po za tym nikt nie mógłby nas uczyć. Skontaktowałam się z Pegi czy mogłaby nas uczesać. Gdy to do niej mówiłam piszczała z radości i w taki sposób znalazłam nam fryzjerkę. Pegi prócz bycia ekspedjętką (od autorki. Za Chiny Ludowe nie wiem jak to napisać. Śmiało możecie mnie poprawić ☺) dorabia sobie jako fryzjerka w świecie ludzi. Poszłam do swojego pokoju i zatopiłam się w ciemność Morfeusza. Obudziło mnie pukanie a raczej walenie w drzwi. Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do drzwi.
- No hej, o co chodzi? – spytałam zaspanym głosem dziewczynę stojącą przede mną.
- Aileen  ktoś włamał się do Akademii i zniszczył wszystkie dekoracje! Sala jest w opłakanym stanie. – Chatherina zaczęła krzyczeć. Spojrzałam na zegarek – 5:07. Jest szansa, że jeszcze nikt nie wstał.
- Cholera! Ktoś to jeszcze widział? – zapytałam zdenerwowana.
- Nie na szczęście nie. Zamknęłam salę. I przyszłam tu do ciebie prosić cię o pomoc w naprawię. Tylko ty jesteś w stanie to zrobić. – złapałam dziewczynę za rękę i nie wiele myśląc przeteleportowałam się do sali. Faktycznie sala była w opłakanym stanie. Wszystko zniszczone. Zasłony potargane, stoły powywracane, cała zastawa potłuczona, wszystkie dekoracje potargane. Widok był przytłaczający. Wyjęłam różdżkę i wyobraziłam sobie, że wszystko jest naprawione. Usłyszałam tylko ciche westchnienie rudowłosej. Otwarłam oczy i sala była w nienagannym stanie. Postanowiłam wyręczyć znajome i dokończyć kolacje. Kilka machnięć różdżką i jedzenie stało na stołach. Postanowiłam zrobić blokadę wokół akademii. Wtargnięcie mojego „brata” i zniszczenie sali nie wróżyło nic dobrego. Ten dzień był wyjątkowy i bardzo ważny i nic złego nie powinno się stać. Chwyciłam z powrotem rękę Chatheriny i wróciłyśmy do mojego pokoju. Poszłam do łóżka nakazując dziewczynie zrobić to samo i po chwili leżałyśmy razem. Kazałam jej odpocząć bo widziałam jej wory pod oczami. Sprawy nie ułatwiało to, że ma głośną współlokatorkę, która nie daje jej po nocach spać. Po chwili rytm jej serca się unormował i zasnęła. Ja poszłam w jej ślady i po chwili obydwie odpłynęłyśmy w ciemność. Obudziłam się jako pierwsza. Spojrzałam na zegarek – szesnasta. Wspaniale zostało nam tylko cztery godziny na przygotowanie się. Czemu nikt nas nie obudził? Dlaczego tyle spałam? Lekko trącnęłam Chatherinę. Ta zaraz zerwała się na równe nogi i posłała mi pytające spojrzenie. Odpowiedziałam jej, że pora się zbierać. Zaczęłyśmy się szykować. Zawołałam Pegi, która jak się okazało była w Akademii od samego rana i na nas czekała. Zaczęła nas czesać w wymyślne fryzury. Każdą z nas oporządzała w mniej więcej półtorej godziny więc miałyśmy godzinę na suknie, makijaż i paznokcie. Szybko zabrałyśmy się do roboty. W końcu skończyłyśmy a efekt był zniewalający. Na mojej głowie był piękny warkocz z prawej strony prowadzący w lewo, od czoła był kolejny. Łączyły się na lewym boku mojej głowy w jedną wielką furę kręconych włosów. Włosy  Chatheriny  spływały pięknymi falami na plecy. Na czubku głowy miała zrobiony bardzo luźny dobierany warkocz kończący się przy uszach. Pod warkoczem miała wpiętą czarną aplikacje. Zostały tylko suknie. Po ich założeniu byłyśmy gotowe do wyjścia. Na korytarzu spotkałyśmy Zirrę i jej siostrę, Mag, Mackenzi i  Szarlottę oraz ich partnerów. No właśnie partnerów. A gdzie był mój? Chłopak Chatheriny czekał na nią pod jej pokojem. Teraz w zwartym szyku poszliśmy na salę szykując się mentalnie na nasz taniec, który musieliśmy zatańczyć całą szkołą by powitać zaproszonych gości. A muszę powiedzieć, że tych gości było dość sporo i niektórzy byli naprawdę ważni. Przedstawiciele wszystkich ras, ważni ministrzy i inne ważne osobistości. Wyobrażacie sobie jaki to stres? Doszliśmy do sali. Nigdzie nie było widać Nathana. Byłam przerażona. Teoretycznie mogę nie tańczyć ale w praktyce nie, ponieważ byłam parą prowadzącą. Nagle poczułam nasilającą się więź. Nathan. Odetchnęłam z ulgą. Chłopak zmaterializował się na korytarzu łączącym się z tym na którym obecnie staliśmy. Oddaliłam się niezauważalnie od mojej grupy i podbiegłam do chłopaka. Nathan ubrany był w piękny biały garnitur z krawatem pod kolor mojej sukni, buty też miał białe. Włosy jak zwykle były precyzyjnie ułożone. Jednak czegoś mi brakowało, jakiegoś bardzo ważnego szczegółu. Po chwili zrozumiałam – skrzydła. Bez nich nie wyglądał tak samo. Ale dalej był to ten sam Nathan, którego kochałam. Miałam tylko nadzieję, że jest widzialny dla innych ludzi, bo trochę dziwnie wyglądało by tańczenie z niewidzialna postacią. Chłopak czytając w moich myślach zaraz mnie upewnił, że jest widzialny a skrzydeł nie posiada ponieważ zostawił je w swoim anielskim wcieleniu.
- Ślicznie wyglądasz. – powiedział podając mi swoją rękę. Na te słowa oblał mnie rumieniec.
- Dziękuję, ty też wyglądasz niczego sobie. - posłałam mu zadziorny uśmiech. Odwzajemnił się tym samym. Podążyliśmy do moich znajomych, którzy czekali przed salą ustawieni do tańca. Na twarzach chłopaków było widać przerażenie. Prawdopodobnie żadna z nas nie powiedziała swoim partnerom o naszym tańcu. No cóż tak bywa. Zaśmiałam się w duchu. Zajęliśmy nasze miejsca na przodzie w końcu jako pierwsza para musimy zacząć tanieć. Nathan posłał mi pytające spojrzenie, a myślałam, że mój Aniołek wie o wszystkim.
- Aileen co to ma być? – zapytał poddenerwowanym głosem. W jego oczach można było dostrzec przerażenie. Czyżby wiekowy Anioł nigdy nie tańczył?
- Taniec kotku, taniec. – odpowiedziałam mu jakże radosnym głosem w myślach.
- Co? – nie zdążyłam mu odpowiedzieć bo po chwili usłyszeliśmy pierwsze nuty melodii i drzwi zostały otwarte przez lokajów, których zatrudniłyśmy z dziewczynami. Przesłałam chłopakowi w myślach kilka pierwszych kroków i informacje, że inni nasi partnerzy będą się na nim wzorować. Ten tylko pobladł i ruszyliśmy. W sali było pełno oczu skierowanych prosto na nas. Po drodze każda dziewczyna dostawała różę przechodząc przez tunel z kwiatów. Tańczyliśmy i muszę powiedzieć, że choć nasi chłopcy nawet nie znali kroków idealnie się do nas wpasowali i nie było widać, że robią to pierwszy raz w życiu. W końcu wybiły ostatnie melodie a my się ukłoniliśmy. Usłyszeliśmy ogromne brawa z czego byliśmy bardzo dumni. Po naszych słowach przyszła pora na przemówienie, które miałam wygłosić ja i mój partner. Taa tego też mu nie powiedziałam, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że o tym to zapomniałam. Przesłałam mu tylko przeprosiny i informacje o tym co się stanie.
- Mała, chyba Cię zaraz uduszę.- poinformował mnie Nathan w myślach.
- Też Cię kocham- posłałam mu mentalny uśmiech ale i tak wiedziałam, że to odczyta.
- Moi kochani dziękuję za przybycie do naszej Akademii… - wygłaszała swoją mowę Izyda. W zasadzie na pierwszym zdaniu się wyłączyłam i powtarzałam w głowie swoją przemowę a raczej krótki tekst. Z moich rozmyślań wyrwało mnie jedno zdanie.- A teraz zapraszam przedstawicieli naszej szkoły. -  w jednym momencie cała się spięłam. Nathan splótł nasze dłonie i przejęliśmy mikrofon. O dziwo chłopak w ogóle nie wyglądał na zdenerwowanego w przeciwieństwie do mnie chodź ja nie będę musiała improwizowań a on tak. Posłał mi trochę anielskiej mocy przez którą poczułam się znacznie lepiej. I zaczęłam mówić.
- Witajcie! Mam na imię Aileen i zostałam wybrana na dzisiejszego przedstawiciela. To dla mnie ogromny zaszczyt. Od wieków toczymy niemą wojnę z wampirami. Chodź ich nie spotykamy cały czas wyczuwamy ich obecność a w naszej pamięci pozostaje ten pamiętny dzień, w którym wszystko się zaczęło. -  mówiłam bardzo pewnie.
- Cały czas wracamy do tych wydarzeń, które nas jak i cały magiczny świat tak dotknęły.  – przejął Nathan.
- Dzisiaj obchodzimy sześćsetną rocznicę tego wydarzenia. Wspominamy wielu poległych przez bunt. Rasa kiedyś uważana za tak mądrą i odważną zchańbiła siebie do końca świata.
- Nigdy nie zapomnimy tych wydarzeń. One zawsze będą w naszym sercu.
- Na tą okoliczność urządziliśmy Zimowy bal. Dziś obchodzimy dwa ważne wydarzenia: rocznice buntu oraz wigilię.
- Z tej okazji cała Akademia życzy państwu tego co najlepsze. Wspaniałych świąt i spędzenia ich z najbliższymi.
- Po tym krótkim wstępie uważamy iż bal czas zacząć. Życzymy wspaniałej zabawy i godnego oddania czci poległym ale w szczególności dobrej zabawy.- po moich słowach za oknem stworzyłam fajerwerki i kolejny raz w tym dniu odbyły się gromkie brawa. Cały ciężar leżący na moim sercu zniknął. Przezwyciężyłam stres dzięki Nathanowi. Nawet nie sądziłam, że tak dobrze poradzi sobie z przemową. Uzupełniał każda moją wypowiedź za co będę mu do końca życia i dłużej wdzięczna. Z głośników poleciała muzyka i większość gości zaczęła taniec. My natomiast poszliśmy pod ścianę a w zasadzie zostałam tam zaciągnięta przez chłopaka.
- Dziękuję Ci Nathan. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. – powiedziałam po dłuższej chwili ciszy. Chłopak oparł dwie ręce na ścianie po między moją głową. Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.
- Aniołku wiesz, że za to iż tyle się do mnie nie odzywałaś i wpakowałaś mnie w taniec i przemowę czeka kara? – starał się mówić bardzo poważnie ja tylko patrzyłam w jego oczy.
- Nie, nie wiedziałam a jaka to kara? – zapytałam się przez śmiech.
- Na twoim miejscu bym się tak nie uśmiechał. – ostrzegł by po chwili przywrzeć do moich ust. Po sekundzie oddałam pocałunek. Jego usta całowały tak namiętnie jak by były spragnione. Po chwili jego język prosił abym dała mu wejść. Dałam. Nasze języki toczyły walkę i badały podniebienie i zęby. Nie mogliśmy się oderwać. Niestety ten wspaniały czas przerwało chrząknięcie.
- Gołąbeczki nie chciałabym wam przeszkadzać ale jesteście wzywani do Izydy.- usłyszałam głos mojej rudowłosej przyjaciółki. Westchnęliśmy i pokierowaliśmy się za rudowłosą.
- Chat? Jak tam twój chłopak? – szepnęłam jej do ucha.
- Kochana, zadajesz pytanie po tym jak przed chwilą migdaliłaś się z twoim chłopakiem? – potaknęłam – Cieszę się, że wam się układa ale u mnie on przyszedł tylko po to aby wyrwać inne laski. A ja, że nie miałam innej pary nie miałam wyboru i poszłam z nim. Ale nie musisz mi współczuć czy coś takiego znajdę sobie tego jedynego w swoim czasie. A tak w ogóle jakiej rasy jest twój chłopak bo wiesz nie wygląda na człowieka. – na moich policzkach powstały ogromne rumieńce a w moich oczach prawdopodobnie można było zobaczyć zakłopotanie. -  Ej, spoko nikomu nie powiem, jesteśmy przyjaciółkami. – w cale mnie to nie pocieszyło.
- Nathan co ja mam jej powiedzieć? Pyta się jaką rasą jesteś.- zapytałam się chłopakach w myślach.
- Powiedz, że jestem zmiennokształtnym to najprostsza opcja. Miejmy nadzieję, że uwierzy.- posłał mi swoją myśl.
- Eee jest zm…zmie. Jest aniołem. – Cholercia zapomniałam, że anioły nie mogą kłamać. Widząc minę Cath, szybko dodałam. -  Tylko błagam nikomu nie mów bo zostanę wywalona a jego zabiją.- powiedziałam niepewnie. Teraz modliłam się, żeby Chatherina niczego nie wygadała.
- Spoko, przysięgam. – nie byłam pewna tej przysięgi – Dobra jak mi nie wierzysz możemy złożyć przysięgę łączącą. Wiem, że w takiej sprawie trudno komukolwiek zaufać. Jak byłabym na twoim miejscu myślałabym tak jak ty. A tak w ogóle, przystojny. – odwróciła się do niego i posłała mu uśmiech. Chłopak szedł za nami jakieś trzy kroki od nas.
- Dziękuję, złożymy przysięgę u mnie a świadkiem będzie Nathan. Dobrze?
- Tak. A kiedy? -  zapytała
- Jeszcze przed posiłkiem, czyli wychodzi na to, że po wizycie u Izydy. Zgadasz się? – kiwnęła głową. Po chwili Nathan zrównał się z nami i doszłyśmy do Izydy, która siedziała przy stoliku z innymi ważnymi osobami.
- Witaj Aileen, Nathanie. Muszę wam pogratulować pięknego tańca i wzruszającej przemowy. Wasze wystąpienie było bardzo budujące.- odparła bardzo poważnie. – Chodzą słuchy, że jesteście ulubioną parą na balu i chyba znamy już Króla i Królową. -  powiedziała ściszając głos tak, że tylko ja i Nath mogliśmy ją usłyszeć. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Tak, na naszym balu jak na każdym innym nie mogło się obejść bez pary królewskiej. Zapożyczyliśmy to od ludzi. Chwilę jeszcze porozmawiałyśmy z dyrektorką i przyszedł czas na przysięgę. Szczerze mogłam jej to odpuścić bo już naprawdę bardzo chciałam tańczyć ale słowo się rzekło a po za tym to było zbyt ważne. Po kryjomu wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się do mojego pokoju. Otworzyłam do nich drzwi i się przeraziłam. Mój pokój przypominał pobojowisko. Nie sądziłam, że szykując się do balu zrobiłyśmy z Cath taki syf. Wszędzie kosmetyki, bielizna, ciuchy, buty, szczotki i inne bzdety. Zabrałam swoja różdżkę z łóżka i jednym sprawnym ruchem posprzątałam cały bałagan. Wszystko wróciło na miejsce. Moi „goście” rozsiadli się da pufach a ja wyjęłam zza komódki rodowy sztylet. Podeszłam do Cath, która od razu wstała. Stałyśmy naprzeciwko siebie a Nathan po naszej prawej stronie. Było mi z tym źle, że zobowiązuję przyjaciółkę do takiej przysięgi. Mówiłam sobie, że to dla dobra Natha jak i mnie no i teraz jeszcze Cath bo jak by ktoś się dowiedział, że Ona wie to mogliby ją posądzić o spiskowanie. Nacięłam najpierw swoją dłoń i podałam sztylet rudowłosej. Ta zrobiła to samo. Podałyśmy sobie zakrwawione ręce. Nathan położył swoją na naszych. Zaczęłyśmy się unosić w powietrzu a z naszych dłoni sączyło się białe światło.
- Aileen, zaczynaj. – ponaglił mnie Nathan. Ja tylko przytaknęłam.
- Catherino White czy przysięgasz, że nigdy i nikomu nie powiesz kim jest Nathan? – zapytałam donośnym tonem.
- Tak, przyrzekam. – odpowiedziała równie wyniośle.
- Dobrze. Gdy złamiesz obietnicę spotka Cię niemiłosierny ból. Za każdym razem gdy będziesz próbowała chodź wspomnieć o naturze Nathana odczuwać będziesz ból. Oficjalnie Nathan jest tylko człowiekiem i tak ma pozostać. O jego prawdziwej naturze możesz rozmawiać tylko ze mną i nim tylko w tedy gdy jesteśmy sami. O przysiędze też nie możesz wspominać, tak samo jak ja. Gdy coś o niej wspomnimy w obecności kogoś innego niż Nathan za równo ciebie jak i mnie czeka kara. Od dziś i na zawsze zobowiązuje nas przysięga a Nath jest naszym świadkiem. Niech przysięga zostanie zapieczętowana.
   Po naszej przysiędze światło z dłoni stało się jeszcze jaśniejsze a z naszych ust wydobyły się słowa dla nas nie zrozumiałe. Pieczęć została zapieczętowana a my spokojnie opadłyśmy na podłogę. Przytuliłam z całej siły Cath.
- Kochana przepraszam, że Cię do tego zmusiłam. Przepraszam, ale to naprawdę ważne. – chciałam płakać ale przypomniałam sobie, że przecież mam makijaż a nie robiłam go bitą godzinę tylko po to żeby teraz spłynął. Bal w zasadzie się dopiero zaczął a ja już bym wyglądała jak straszydło.
- Ali, przestań. Przecież to wiem. Mogłam odmówić przysięgi w zasadzie to ja ją nawet zaproponowałam. A teraz koniec smutków i idziemy na bal. Przecież trzeba się bawić. – wzięłyśmy się pod pachy i poszłyśmy na salę. Nathan szedł obok nas puszczając cały czas do mnie to oczko to uśmiech. Gdy w końcu tam już byliśmy impreza trwała w najlepsze. Żadna osoba nie siedziała, ani nie podpierała ścian. Wszyscy byli na parkiecie. Po chwili zgubiłam gdzieś Cath a Nathan zaprowadził mnie na parkiet. Leciała skoczna muzyka więc bardzo dobrze się bawiłam. Przeleciały jeszcze dwa utwory gdy z głośników usłyszałam następujące słowa:
„Ten utwór jest specjalnie dla zakochanych a w szczególności dla tej jednej. Al. Wiesz, że cię kocham.”
   Zamurowało mnie ewidentnie mnie zamurowało. Znałam ten głos i to bardzo dobrze. Należał do tej Wiewióry! Jak… nie. W jednej chwili skoczna muzyka zamieniła się wolną idealną dla par. Stałam jak słup soli. Nie umiałam tańczyć wolnego. Błagałam aby Nath zszedł z parkietu, jednak ten stał i patrzył się w moje oczy.
- Mogę prosić panią do tańca? – z ust chłopaka popłynęły słowa, których tak bardzo się bałam.
- Nathan ale ja nie umiem. – zaczęłam się jąkać.
- Jednak myślę, że umiesz. A jak nie to lepiej dla mnie bo mogę Cię poprowadzić. – uśmiechnął się do mnie zniewalająco. Nie miałam wyboru i się zgodziłam. Przyjęłam jego rękę a ten przyciągnął mnie do siebie tak, ze teraz moja głowa spoczywała na torsie chłopaka. Zrobił pierwszy krok, potem drugi a ja zanim podążałam. Co się okazało taniec z Nathem nie był taki trudny a wręcz przyjemny. Cath co chwila puszczała wolne piosenki a ja wtulona w chłopaka z nim tańczyła. To było takie cudowne!
   Resztę wieczoru a raczej balu spędziłam z Nathanem i Cath. Co jakiś czas pogadałam z Zirrą, Mags i Mackenzi. Tańczyłam całą noc. Było wspaniale. Nie spodziewałam się tego. Mniej więcej w połowie całej imprezy odbyły się wybory na Królową i Króla balu. Parą królewską zostałam ja i Nath tak jak mówiła Izyda. Głosowanie odbyło się poprzez wyszczeliwanie kolorów z różdżek w powietrze. Każda para miała inny. My mieliśmy miętowy. Efekt na niebie był cudowny. Z światełek utworzył się napis składający się z imion zwycięzców.
   W końcu ten cudowny dzień a raczej noc dobiegła końca. Każda para rozchodziła się do swoich pokoi. Nath już się ze mną żegnał kiedy go zatrzymałam.
- A ty dokąd? – zapytałam uwodzicielskim tonem.
- Do nieba. A gdzie indziej? – odpowiedział. Widać było iż był zmęczony. Dosłownie leciał z nóg.
- Nath tak łatwo mi się nie wykręcisz. Izyda zarządziła, że każda para dostaje osobny pokój aby tą noc mogli spędzić razem. Ja iż mieszkam sama nigdzie nie muszę się przenosić. To jedyna tak okazja aby spędzić ze mną ten dzień legalnie a nie po kryjomu. – uśmiechnęłam się do niego prowadząc do pokoju.
- Naprawdę coś takiego powiedziała? – pokiwałam twierdząco głową.- W takim razie jestem za. Stęskniłem się za tobą wiesz?
- Wiem, bo ja za tobą też.
   Doszliśmy do mojego pokoju. Byłam padnięta. Po chwili zrozumiałam, że wystąpił mały problem a mianowicie Nathan miał tu tylko garnitur. Podeszłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać. W końcu znalazłam dla niego jak dla mnie za duży czarny t- shirt. Dla siebie wzięłam damskie bokserki i luźny szary top.
   Poszłam do łazienki z wybranymi ciuchami i paroma innymi rzeczami. Zdjęłam moją cudną suknię, buty i dodatki. Zostałam tylko w bieliźnie. Podeszłam do lustra gdzie teraz przed nim stało krzesło. Usiadłam na nim i zaczęłam zmywać makijaż. Rozpuściłam włosy i wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda spowodowała, że byłam jeszcze bardziej zmęczona niż przed sekundą. Wychodząc z kąpieli zdałam sobie sprawę iż zapomniałam ręcznika. Zawołałam więc Natha. Ten zjawił się natychmiast w samych bokserkach i wparował do łazienki. No bo po co podać ręcznik przez uchylone drzwi? No po co? Lepiej wejść do łazienki bez ostrzeżenia i zastać dziewczynę całą golusieńką. Chłopak lustrował mnie przez chwilę wzrokiem, ja natomiast nawet nie próbowałam się zakrywać. Przyglądałam się jego torsie.  Pragnęłam aby wszedł ze mną pod prysznic. Ten chyba usłyszał moje myśli bo uśmiechnął się seksownie. Zamknął drzwi od łazienki i podszedł do mnie wpijając się w moje usta. Szybko oddałam pocałunek i  zaraz potem wylądowaliśmy w kabinie prysznicowej. Nasz pocałunek stał się bardziej namiętny aż w pewnym momencie któreś z nas odkręciło kurek i pociekła na nas woda. Wyszliśmy z łazienki cali przemoczeni i cali nadzy. W którymś momencie naszego pocałunku Nath stracił bokserki. Wylądowaliśmy na łóżku marząc tylko o jednym. Chłopak siedział teraz na mnie okrakiem i patrzył się na mnie pytająco czy morze posunąć się dalej. Przytaknęłam. I zrobiliśmy to. Na początku ból był silny a później czułam tylko rozkosz. Dzisiaj, właśnie w tej chwili przestałam być dziewicą a to wszystko dzięki mojemu Aniołowi Stróżowi. – zaśmiałam się w myślach.
- Aileen nawet nie wiesz jak długo na to czekałem. – powiedział w przerwie po między jednym pocałunkiem a drugim.
- Ja też. – powiedziałam cała zdyszana.
- Kocham Cię Aniołku. – powiedział całując mój brzuch.
- Też Cię kocham Nath. – uśmiechnęłam się.
   W pewnym momencie padliśmy na łóżko cali zdyszani i zmęczeni. Zaprosiłam chłopaka pod kołdrę i przywarliśmy swoimi ciałami. Pasowały idealnie do siebie tak jakbyśmy byli swoim idealnym dopasowaniem. Nie sililiśmy się aby się ubrać po prostu razem przytuleni do siebie odpłynęliśmy w krainę Morfeusza z uśmiechami na twarzy.
*********************************************************************************
Cześć Wszystkim!
Na początek chciałabym Was bardzo przeprosić za tak długi okres bez następnego rozdziału. Niestety przez ten czas wydarzyło się kilka kolejnych przykrych rzeczy w moim życiu i tak oto zamiast leżeć na plaży w Chorwacji jestem w domu. W każdym bądź razie mam nadzieję, że wszystko się już ustabilizowało i mogę tu wrócić na dłuższą metę. Początkowo ten rozdział miał być krótszy ale za to, że tak długo nic nie wstawiałam postanowiłam przysiąść do niego jeszcze raz i go rozpisać. Mam nadzieję, że się spodobało.
Jednocześnie chciałabym zaproponować zabawę w zadawanie pytań do postaci. Być może macie jakieś nurtujące Was pytania odnośnie tego opowiadania i chcielibyście znać na nie odpowiedź. Jeśli tak śmiało możecie je zadawać pod tym postem. Jeśli pytań będzie dużo zrobię osobny post, jeśli nie odpowiem na nie w komentarzach lub pod innym rozdziałem. Pytania możecie zadawać do wszystkich postaci tego opowiadania tych głównych lub też pobocznych lub bezpośrednio do mnie. Możecie zadawać pytania jakie tylko przyjdą Wam do głowy. Składam obietnicę krwi, że na każde pytanie odpowiem ☺(i tak wiem, że w tej notce jest bardzo dużo powtórzeń)
To już jet chyba wszystko co chciałam napisać. Oczywiście nie zapominajcie o komentarzach. Ogłaszam wszem i wobec, że to jest najdłuższa notatka jaką do tej pory napisałam.
A i jeszcze jedno, gdyby ktoś chciał zostać moim korektorem czy jak to tam się mówi to może napisać w komentarzu. Z góry dziękuję.

Pozdrawiam i przepraszam za błędy Córka Razjela