piątek, 4 listopada 2016

Rozdział XIV - PRAWDA





   Weszłam do pomieszczenia. Pokój wyglądał bardzo znajomo. Czerń i mięta. Jestem pewna, że już byłam w tym pokoju. Dwie pufy, łóżko, kociołek. Wszystko takie znajome a jednak tak odległe. Joy podeszła do drugich drzwi, otworzyła je, a ja ujrzałam miętową łazienkę. Wszystko do mnie wróciło, wszystkie wspomnienia, a w szczególności jedno. Moja pierwsza noc z mężczyzną. Z moim aniołkiem. Nathan. Nathan? Nathan! Czemu się ze mną nie skontaktował? Nie jest już moim stróżem? Najczarniejszą z moich myśli była jego śmierć. Nie mogłam pozbyć się dziwnego uczucia, ze może nie zginął, ale jest bliski śmierci. Ktoś go więził. Byłam tego prawie pewna.
- Joy, łap mnie, ty zdradziecka świnio! -  Zażądałam. Nie czekając na jej reakcje po prostu zamknęłam oczy i spróbowałam przenieść się do Anielskiego wymiaru. Nic, tylko ciemność. Spróbowałam jeszcze raz, i jeszcze raz, aż w końcu poczułam plaśnięcie na moim policzku. Otworzyłam oczy i ujrzałam rozjuszoną Joy. Była w pełnej postaci wampira.
- Nie boję się Ciebie. Wiem kim jestem, a to wszystko dzięki Tobie, moja najwspanialsza przyjaciółko. – Uśmiechnęłam się przebiegle, Joy się uspokoiła i wróciła do swojej ludzkiej postaci. Ja natomiast zaczęłam szeptać zaklęcie na unieruchomienie jej. Nic się nie stało. Wywnioskowałam to po tym jak nagle moje nogi oderwały się od ziemi a potem plasnęłam o łóżko. Ponownie otworzyłam oczy, które spoczęły na badawczym wzroku Joy.
- Emily, uspokój się, proszę. Każda niekontrolowana próba korzystania z magii, będzie rejestrowana przez Nicka. Uwierz nie chcesz wiedzieć co Ci zrobi jak się mu sprzeciwisz. To małe pranie mózgu, to nic, naprawdę. Jest zdolny za pomocą swojej marionetki czyli Rosa, wymazać Ci pamięć i to na zawsze. Nie pomoże nawet to, że jesteś najpotężniejszą czarownicą. Ros panuje nad starodawną magią i tylko wiekowi magowie bądź czarownicy mogą się przed nim ochronić. A tak się składa, że Ros jest jedyny. Dzięki Tobie, ty go uratowałaś. – Wysłuchując słów wampirzycy, byłam bardzo spokojna, a raczej próbowałam taką udawać. Dziewczyna wydawała się przyjazna, i miała dość dużo potrzebnych informacji, chociaż nie miałam pewności czy były prawdziwe, gdyż nie znała mojego prawdziwego imienia. Mogła mi się jeszcze przydać.
- Nie jestem Emily, tylko Aileen. Po co wymyślać mi nowe imię, skoro daliście mi taki sam pokój jak w Akademii? – Zapytałam. Oczy Joy powiększyły się. Widać nie mogła uwierzyć w to co jej powiedziałam, gdyż usiadła obok mnie na łóżku.
- Co? Jak to Aileen? Przecież Nick wyraźnie mówił, że nazywasz się Emily. Nie wspominał nic o zmianie imienia. Czemu to przede mną zataił? Nie wierzył mi? Przecież jestem jego zastępczynią, musiał po prostu zapomnieć. – Dziewczyna zaśmiała się głupio. Wbrew pozorom, zrobiło mi się jej żal. Zaczęłam głaskać ją po plecach w ramach uspokojenia. – Czekaj, czekaj skąd Nick wiedział jaki miałaś pokój w Akademiku? Przecież Ross nie mógł wychodzić, póki nie zjawił się Nick aby odebrać swoją zapłatę, za uratowanie tyłka Rosowi w czasach przed wojną.
- Od czasu do czasu widziałam jakąś postać. Była ze mną w każdym ważniejszym dniu, np. w dniu, w którym znalazłam mój wymiar i w dniu Balu. Jestem pewna, że byłam śledzona, przez, któregoś z waszych. Śmiem nawet podejrzewać, że mógł to być sam Nick. W dniu gdy poszłam do Rosa po radę, co zrobić w sprawie dziewczyn, w grocie, kiedy spałam widziałam oczy. Były takie same jak u Nicka. Zanim powiesz, że nie mogę widzieć oczu z zamkniętymi oczami. To powiem Ci, że mogę. Odkąd dostałam kolejny kawałek mojego symbolu. – Odruchowo położyłam dłoń na mostku i spojrzałam w dół. Nie było go tam. Spojrzałam na swoją rękę i brzuch, tatuaże były ale co stało się z moim Symbolem? A co z moją Anielską Pieczęcią? Dalej tam jest? Wstałam z łóżka i podbiegłam do lustra, wbudowanego w szafę. – Aileen? Co się dzieje? – Nie zwracałam na nią uwagi, ważniejsza była moja Pieczęć. W miejscu, w którym się znajdowała, owszem była, ale było coś jeszcze. Wypalony na czerwono pentagram. Dotknęłam go. Zaczął piec żywym ogniem. Joy szybko do mnie podbiegła. – Co się z Tobą do cholery dzieje? – Pokazałam tylko na wypalony pentagram. – Nic tu nie ma. Aileen, co się dzieje? Wezwać kogoś? – Pokiwałam twierdząco głową. – Rosa? – Wyszeptałam tylko, krótkie „tak, proszę” – Zanim zdążyła przyjść, mój ból minął. To przez pentagram nie mogłam przenieść się do Anielskiego Wymiaru. W końcu nie jestem jeszcze prawowitym Aniołem, więc coś mogło zakłócić moje połączenie. Tylko skąd wiedzieli? Nawet Ros o tym nie wiedział. Nick, olśniło mnie. Przecież mnie szpiegował, musiał zobaczyć Nathaniela, gdy był u mnie. Jaka to przebiegła, oślizgła krea… - zanim zdążyłam dokończyć swoje zdanie do pokoju wpadał Joy wraz z Rosem. Dziewczyna zamknęła drzwi i  stanęła przy nich tak jakby obawiała się, ze ktoś ( Nick) może tu wejść.
- Jak widzę Emily, zaprzyjaźniłaś się z Joy. Miło mi na to patrzeć . Po co mnie do siebie wezwałaś, pani? – Zapytał chłopak kłaniając mi się w pas. Niewiele myśląc splunęłam prosto pod jego nogi, okazując mu tym samym moją pogardę.
- Hmm, a jak wcześniej chciałam żebyś tak do mnie mówił to nie chciałeś. Szkoda, w końcu podobno ocaliłam Ci życie. Jakie życie jest pokręcone, nie uważasz Joy? W jednej chwili polegasz na osobie całą sobą i wierzysz w każde słowo, a w następnej zostajesz oszukany przez „przyjaciela” – Słowo „przyjaciel” nie powiedziałam, wyplułam go z ogromnym jadem. Chłopak chwilę milczał a potem „zaskoczył” o co mi chodziło. Podszedł do mnie i mnie uściskał. Szybko go odepchnęłam za co zostałam przygwożdżona do ściany. Joy chciała przyjść mi pomóc, ale dałam znak, żeby została na swoim miejscu. Uśmiechałam się tylko szyderczo do Rosa.
- Aileen, wróciłaś. Jak dobrze. Nick mnie zmusił, byłem jego dłużnikiem. Przepraszam cię za wszystko, tak strasznie przepraszam. Musisz mi uwierzyć. Wybacz mi. Przepraszam. – Pokręciłam przecząco głową i palcem wskazującym. Odepchnęłam go od siebie powodując tym samym podarcie sukni.
- Jaki naiwny, naprawdę myślałeś, że głupie słowo przepraszam coś tu da? Ross oszukałeś mnie rozumiesz? Zdradziłeś, tego nie da się wybaczyć. Żałuję, że dałam Ci do dyspozycji moją grotę i tyle postaci, mogłam cię zostawić pod postacią pluszaka. Byłbyś niegroźny. A wiesz co jest w tym najlepsze? Pierwszy raz jak Cię zobaczyłam myślałam, że się zakochałam. Na szczęście mi przeszło.  – W moich oczach pojawiły się łzy. Jedna z nich spłynęła po moim policzku. – A teraz grzecznie mi powiesz co do jasnej cholery stało się z moim znakiem?!
- Aileen ciszej, Nick Cię może usłyszeć. Ja… - Zamilkł. Naprawdę, w tym momencie zrobiło mu się mnie żal? A może ma wyrzuty sumienia? Zaśmiałam się w myślach.
- Ja… co? I uwierz powiedz to szybko, bo inaczej pożałujesz.
- Ja musiałem zapieczętować, czyli inaczej mówiąc, zabrać Ci tymczasowo magię. Dlatego twój znak zniknął, ale jak dostaniesz magię z powrotem, co stanie się prawdopodobnie nie długo, jak będziesz posłuszna Nickowi, wróci. – Pogłaskał mnie opiekuńczo po twarzy. Oderwałam jego dłoń od swojego policzka i uderzyłam go, otwartą dłonią w policzek. Chłopak zachwiał się bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
- Nie dotykaj mnie, nie zbliżaj się do mnie, bliżej niż na półtora metra. A teraz druga sprawa, coś ty z tym zrobił?! – Wyszeptałam „ukaż się”, myśląc cały czas o Anielskiej Pieczęci, o której nikt nie powinien wiedzieć. Mam tylko nadzieję, że Najwyższy okaże wyrozumiałość i nie odbierze mi jej, jeżeli tylko przeżyję. Co mi strzeliło do głowy by ją pokazać? Ledwie znam Joy a Rosowi nie mogę ufać. Przecież Nathan wyraźnie zakazał komukolwiek jej pokazywać. No cóż, o konsekwencjach pomyślę potem. Pieczęć ujawniła się, a Rosowi od razu powiększyły się oczy. – Skąd o tym wiedziałeś? A co najważniejsze jak nałożyłeś pentagram. Skąd wiedziałeś, że to zablokuje moje Anielskie zdolności? Skąd? Kim jesteś Rossie Allenie? Jaką skrywasz przeszłość?
- Aileen, ja naprawdę o tym nie wiedziałem. To nie ja nałożyłem Ci pentagram. Aileen, ty, ty jesteś Aniołem? – Pokiwałam twierdzącą głową. Ross się uśmiechnął. – Jak? Jak to możliwe? Czarownica nie może być Aniołem.
- Byłam Aniołem, może nie w pełni, ale byłam, dopóki ktoś nie naruszył mojej pieczęci. Jak nie ty nałożyłeś pentagram to kto? – Joy nie wytrzymała całego tego napięcia i zaczęła płakać. – Joy, co się stało?
- J-jesteś Aniołem, Aniołem Aileen. Nie ma nic piękniejszego niż Anioł. Jak byłam jeszcze człowiekiem, mój Anioł Stróż mi się ujawnił i próbował mnie przestrzec przed zbliżającym się niebezpieczeństwie jakim był mój chłopak Nick. Ale nie posłuchałam go, byłam zbyt zaślepiona miłością a O nic nie mógł zrobić. W tym samym dniu moje Ludzkie życie dobiegło końca. Gdybym posłuchała mojego Anioła, nigdy nie doświadczyłabym takiej gehenny jakim jest życie wampira. – Zanotowałam tą wiadomość w głowie.  Jak wrócę do Nieba, na pewno sprawdzę jej byłego Anioła Stróża. – Nawet nie wiesz jak mi jest przykro, że ktoś tak Cię skrzywdził. Przyrzekam Ci na wszystko, że pomogę Ci w ucieczce i w odzyskania twojego dawnego ja. – Wypowiadając te słowa klękła na jedno kolano. Z przyłożoną pięścią do piersi. Jak rycerz- pomyślałam.
- Joy co ty wyprawiasz? Wstawaj. – Zażądałam, dziewczyna nie od razu posłuchała. Ale po jakimś czasie stała z powrotem na swoich nogach. Niespodziewanie pchnęła mnie na łóżko, przykrywając kołdrą. Rossa pociągnęła za rękaw i posadziła go koło mnie. Sama przysunęła jedną z puff do łóżka i sama na niej siadła. Wszystko to trwało może z pięć sekund. Ale co się dziwić? W końcu to wampir. – Co się dzieje?
- Cii, Nick tu idzie. Błagam udawaj, dla swojego dobra jak i dla wszystkich innych. Bądź miła. Proszę, nie ujawniaj tego co wiesz. – Jakieś dwie sekundy potem, do pokoju wszedł Nick. Ble, On jest taki, taki odrażający, odpychający, fuj. Posłał mi jeden ze swych uśmiechów w stylu „ wszystko mi wolno, ja tu jestem panem, a ty straciłaś pamięć”, odwzajemniłam uśmiech. Zobaczymy jak dobrą aktorką jestem. Przedstawienie trzeba zacząć.
- Cześć Emily, jak tam po kolacji? Jak podoba Ci się pokój? Mam nadzieję, że wpasowałem Ci się w gust. Twój stary pokój przestał istnieć, więc zrobiliśmy ten. – Łże, jak pies. I używa tego ludzkiego imienia. Żadna czarownica nie nazwałaby tak swojego dziecka. W naszym świecie są pewne kryteria. Tak używamy imion kirików, ale tylko tych, które są mało popularne w ich świecie. Takim imieniem jest, np. Charlott.  Imiona takie jak Zurra czy Zirra są typowe dla czarownic i tylko dla nich.
- Kochany, wszystko było wyborne. Czuję się jak księżniczka z księciem u boku. To takie piękne. Skarbie, mogę mieć do ciebie małe pytanko? – Nick pokiwał twierdząco głową. Najchętniej w tej chwili powiedziałabym co o nim myślę, i zdradziła, że wiem znacznie więcej niż mu się wydaje. Niestety było coś znacznie ważniejszego niż moja urażona duma, chodziło o moją magię, a może nawet o moje jak i innych życie. -  Nick, kiedy będę miała lekcje magii? Zaintrygowałeś mnie tym, że podobno jestem najsilniejszą czarownicą.  Tylko zastanawia mnie jedno, czemu nie czuję się…magicznie?
- To w celach ostrożności. Zabraliśmy Ci tymczasowo magię abyś nie zrobiła sobie krzywdy. Nie umiesz jeszcze nad nią pewnie panować a to stwarza zagrożenie. Dostajesz ją na swoich treningach.  Twój najbliższy trening odbędzie się jutro rano, z Rossem. – Na chwilę zamilkł jakby na coś czekał. Rossa olśniło, wstał, skłonił się nisko i wygłosił swoją standardową formułkę „ tak Panie”. Na wszystkie świętości jak ten człowiek wyprał mu mózg? Przecież jak go poznałam był zupełnie inny. Zadziorny, niezależny, a teraz co? Kłania się nisko jak uniżony sługa. Och, irytujące.  – Tak więc masz może jeszcze jakieś pytania, najdroższa? – Tak, czemu jesteś takim dupkiem, patafianem śmierdzącym i  łgarzem? Oczywiście nie powiedziałam tego, w zamian za to, krótko odpowiedziałam.
- Nie, kochany. Dziękuję za odwiedziny i za udzielenie odpowiedzi, na nurtujące mnie pytania . Dobranoc Nick. -  W ramach odpowiedzi uśmiechnął się do mnie. Kazał wstać Rossowi i podążać za nim. Gdy Nick nie widział posłałam Rossowi wściekłe spojrzenie. Gdy wyszli, Joy zaczęła nasłuchiwać. Prawdopodobnie, po kilku sekundach, stwierdziła, że są na tyle daleko aby nas nie usłyszeć. Odsapnęła z ulgą i wskoczyła obok mnie pod kołdrę.
- No, no Aileen, całkiem nieźle kłamiesz. Prawie dałam się nabrać, ze naprawdę kochasz Nicka. -  Zaśmiała się głośno i dostała ode mnie poduszką w twarz. Zdziwiła się ale po chwili również oberwałam. Po kilku minutach pokój był nie do poznania. Wszędzie walało się pierze, dokładnie tak jak po odwiedzinach bliźniaczek u mnie w domu zanim wyjechaliśmy do Akademii. Bliźniaczki. Od razu spochmurniałam.
- Bliźniaczki. – Wyszeptałam cicho. Joy, powstrzymała poduszkę, przed kolejnym uderzeniem. Usiadła naprzeciwko mnie.
- Kim są bliźniaczki? – zapytała dziewczyna. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Joy niewiele myśląc, przytuliła mnie do siebie. Dalej w nią wtulona zaczęłam mówić.
- Zirra i Zurra moje przyjaciółki. W każdym razie tak było do czasu Szarlotty. Obrzydliwa wiedźma, zawładnęła Zurrą. Między innymi dlatego poszłam tamtej nocy do Rossa. Chciałam prosić go o pomoc w tej sprawie. O przebadanie proszku jakim Szarlotta karmiła Zurrę. No, ale nie udało się a resztę historii już znasz. Nawet nie wiem czy Zirra jest dalej sobą, czy została zamieniona. Strasznie się o nią boję, ale pewnie jest już za późno. Przynajmniej na uratowanie Zurry. Już u Rossa miałam kilka dni na znalezienie lekarstwa żeby odwrócić zaklęcie. To czarna magia, ma swój czas na odkręcenie zaklęcia, potem jest już nieodwracalne. Czyli Zurra już na zawsze stała się Zombie Szarlotty, a zanim stąd wyjdę, jeżeli w ogóle wyjdę i dla Zurry, i dla Mags, i dla Mackenzi będzie już za późno. Zawiodłam je, tak bardzo je zawiodłam. – Zaczęłam płakać jeszcze bardziej niż poprzednio.
- Aileen tak mi przykro, ja nie miałam o tym pojęcia. Tak strasznie mi przykro. – Zaczęła pocieszać mnie wampirzyca. – Aileen, to imię podoba mi się znacznie bardziej niż Emily. – Podniosłam na nią głowę, i zobaczyłam jej szeroki uśmiech.
- Cco? O czym ty mówisz? – Zapytałam ocierając swoje łzy. Joy zaśmiała się i podniosła jedyną ocalałą poduszkę, którą po chwili rzuciła w moją twarz. Znowu bitwa na poduszki?
- A o tym, że Aileen jest pięknym imieniem. A szczerze mówiąc Emily nie podoba mi się aż tak bardzo jak Aileen. Głuptasku, mój kochany. – Uśmiechnęła się do mnie a ja odwzajemniłam uśmiech. Jak Ona tak na mnie działa? Dziewczyna wybiegła z pokoju i nie cała minutę wróciła uzbrojona w różnego rodzaju maseczki, lakiery do paznokci oraz akcesoria do włosów. Z powrotem zasiadła na moim łóżku, by po chwili mnie z niego zrzucić. Głośno się zaśmiała a ja jej zawtórowałam. – Wiesz, wyglądasz cudownie w tej sukience, pomijając fakt, że jest rozdarta i trzeba będzie ją wyrzucić. Powiem Ci, że z pierzem we włosach bardzo Ci do twarzy. Niestety żebyś mogła w pełni oddać się babskim przyjemnością, potrzebna Ci piżama, nie byle jaka piżama. – Tu uśmiechnęła się zadziornie, mrugnęła do mnie i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej dwie piżamy. Jedną miętową, z szarym smerfem? Na widok tej piżamy od razu zachichotałam. Joy rzuciła mi nią prosto w ręce. Druga piżama była natomiast, szafirowa z również szarym smerfem. Uśmiechnęłam się raz jeszcze na widok smerfa na koszulce. Czemu akurat on? Spytałam po chwili dziewczyny. Odpowiedziała mi: „ Bo jest słodki, tak jak my. A co stutrzydziestoletnia wampirzyca już nie może mieć smerfa na piżamie?”.
   Ja zostałam w pokoju aby się przebrać, a Joy weszła do mojej łazienki. Ubrane w bardzo podobne piżamki, zebrałyśmy wszystkie rzeczy przyniesione przez dziewczynę na mały stoliczek, który przeniosłyśmy na środek pokoju. Do tego zaniosłyśmy tam dwie pufy, na których zasiadłyśmy. Jeszcze nigdy nie czułam się tak odprężona jak w tamtej chwili. Robiłyśmy sobie różne maseczki, zakręciłyśmy włosy na papiloty (takie ludzkie gąbeczki używane przez kirików, aby zakręcić bezinwazyjnie włosy) , malowałyśmy sobie nawzajem paznokcie i ogólnie plotkowałyśmy. W końcu byłam tak zmęczona, że położyłam się spać. Joy obiecała, że zostanie w pokoju, tak na wszelki wypadek, gdyby Nick chciał do mnie wejść w nocy.
   Gdy już leżałam i ustabilizował mi się puls, czyli byłam na skraju zaśnięcia, spróbowałam przenieść się do Anielskiego wymiaru. Przez długi czas nic nie czułam, więc spróbowałam szukać głębiej w moim umyśle, najmniejszego połączenia, czegokolwiek. Jest, cieniutka, ledwo widoczna nitka, prowadząca do umysłu Nathana! Od razu się uśmiechnęłam oczywiście w swoim umyśle. Pochwyciłam to cienkie połączenie, wniknęłam w nią i zagarnęłam całą dla swojego umysłu. Z każdą chwilą zagłębiałam się w nią, aż w końcu poczułam delikatne drgania, poczułam umysł Nathana. Czułam, że jest na skraju życia. Jednak miałam rację, że coś mu grozi. Anielskiej więzi nie zdoła przerwać nikt. Pytanie jednak zostało, co się dzieje z moim Aniołkiem?  Wniknęłam jeszcze głębiej w jego umysł, poczułam jego myśli. Myślał o mnie, martwił się. Zamiast martwić się o siebie myślał o mnie. Pomknęłam w tą myśl.
- Nathan, jestem tu. Nic mi nie jest, nie martw się o mnie. – Cały umysł Natha, rozkwitł. Myśli stały się bardziej wyraźne. Jego uczucia przesiąknęły mnie dogłębnie. Czułam wszystko, a w szczególności jego ból, ból w miejscu gdzie miał mieć skrzydła.
-  Aileen? Aniołku, jak przeniknęłaś do mojego umysłu? Gdzie jesteś? – Jego głos chociaż wydobywający się z umysłu, cały drżał. Można w nim było wyczuć mnóstwo bólu. Jego bólu. W pewnej chwili nie potrafiłam odróżnić czy czuję jego ból czy jednak mnie coś boli.
- Nasze bliźniacze skrzydła, nie pamiętasz? Nasza więź jest silniejsza niż myśleliśmy. Ale nie o tym teraz. Nie mamy zbyt wiele czasu. Czuję, że słabnę. Jestem uwięziona przez wampiry, myślą, że nic nie pamiętam, prócz Joy. Ona wie wszystko, nawet to, że jestem Aniołem. Ross mnie zdradził, dlatego jestem w szponach krwiopijców. Zablokowali mi magię, a także Anielską Pieczęć. Ross nic o tym nie wie, ale nie wiem czy mogę mu ufać.  Nathan co się dzieje? Gdzie jesteś? Czemu do mnie nie przyszedłeś? Wyczuwam twoje cierpienie, co się stało? – Zasypałam go milionem pytań.
- Twój brat, odarł mnie ze skrzydeł. Nie mam pojęcia gdzie jestem. Aileen, ja umieram. Przykro mi, że Cię zawiodłem jako Anioł Stróż i jako chłopak. Tak strasznie mi przykro. – Jego głos zaczął się łamać, a mi prawdopodobnie pociekły łzy na policzki.
- Nie mów tak, nie umrzesz, obiecuję. Znajdę Cię. – Poczułam, tępe pulsowanie w skroniach. Myśli Nathana oddalały się ode mnie. Ledwie je słyszałam. Ostatnim tchnieniem połączenia wyszeptałam. – Nathan kocham Cię i nigdy nie przestanę. – W odpowiedzi usłyszałam bardzo ciche: Kocham Cię, Aniołku i przepraszam. – Połączenie od razu się przerwało, a ja poczułam dziwną pustkę. Dalej czułam ból Nathana, prawdopodobnie to mną tak wstrząsnęło, że mój mózg zaczął generować ból. Wiedziałam jedno, małe szczypanie na Pieczęci wcale Nathana nie było. Otworzyłam oczy. Joy siedziała na swoim miejscu, nic nie mówiła, tylko spojrzała, miała smutny wyraz twarzy. Jedyne co było wesołe w całym tym pokoju to nasze piżamy, chodź i te wydawały się smutniejsze. Tak jakby bliska śmierć Nathana , zasmuciła cały świat. W lustrze spojrzałam na Pieczęć. Pentagram nie przykrywał tylko Anielskiej pieczęci. Pokrywał już całą pierś, wraz z obojczykiem i kawałkiem żeber. Przeraziłam się. Bez słowa położyłam się do łóżka, przykładając rękę na swoją pierś, teraz pokrytą pentagramem. Jeżeli zrobił to mój brat, jeszcze mnie popamięta, ale najpierw odkręci cały ten proces, a potem go zabiję. Przez resztę nocy gapiłam się tylko w sufit. Skutkiem tak właśnie spędzonej nocy, odczułam jutro, gdy kazano przebiec mi całe zamczysko 20 razy w ramach treningu.

***

   Hej! Wróciłam z świeżutkim rozdziałem, jest taki świeży, że aż go nie sprawdziłam xd. Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału (ZNOWU). Nie było by go zapewne dłużej gdyby nie jedna osóbka, która zmotywowała mnie do napisania rozdziału. No tak jakby xd, nie ważne. Podziękowania kieruję do kochanego Jednorożca, który pewnie wie, że to o nim ☺☺
   W każdym razie, mam nadzieję, że rozdział się podobał i, że Was nie zawiodłam. 

Pozdrawiam Córka Razjela ☺

środa, 5 października 2016

Rozdział XIII – Wampiry



      Obudziłam się oślepiona światłem. Zamrugałam kilka razy aby moje oczy przyzwyczaiły się do jasności. Jak się okazało znajdowałam się w małym pokoiku otoczona klatką. Spróbowałam się podnieść niestety coś mi to uniemożliwiało i padłam jak długa w miejsce na, którym leżałam. Tym czym zostałam unieruchomiona okazały się kajdanki na nadgarstkach i kostkach przykute do metalowej ramy łóżka na dodatek przez moją talię przebiegał duży skórzany pas. Niespodziewanie po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Czułam się taka słaba tak jakby odebrano ze mnie jakąś ważną cząstkę chociaż nie miałam pojęcia dlaczego. Nawet nie pamiętam jakim sposobem się tu znalazłam, jak mam na imię, ile mam lat i kim jestem. Przez jakiś czas patrzyłam w sufit. Po jakimś czasie usłyszałam ciche kroki dobiegające zza żelaznych drzwi. W drzwiach pojawili się jacyś dwaj mężczyźni. Jeden miał brązowe włosy i zielone oczy, wydawało mi się, że skądś go znam ale nie miałam pojęcia skąd i czy te odczucia są prawdziwe. Drugi miał kruczoczarne, lekko kręcone włosy i czerwone oczy?! Nigdy wcześniej nie widziałam czerwonych oczu. Przynajmniej tak mi się zdaje. Był wyższy od swojego poprzednika, bardziej umięśniony i przystojniejszy. Jego urok był zniewalający.
- Witaj Emily. – Odezwał się ten wyższy. – Witamy Cię w naszych skromnych progach. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się obudziłaś. – Odparł uradowany. Podszedł do mnie i pogłaskał moje splątane włosy. Poczułam się bardzo dziwnie w szczególności dlatego, że zielonooki cały czas przyglądał się czerwonookiemu z grymasem odrazy i wściekłości na twarzy.
- Kim jest Emily? I kim jesteście, co ja tu robię, no i dlaczego jestem przykuta?- Zasypałam mężczyzn pytaniami. Czarnowłosy uśmiechnął się i gestem ręki nakazał temu drugiemu aby do nas podszedł. Ten zrobił to bardzo niechętnie i przykucnął przy łóżku. W jego oczach dostrzegłam żal i przeprosiny.
- Ja jestem Nick a ten tu nazywa się Ros i jest moim sprzymierzeńcem i moim podwładnym. A Emily to ty. – Uśmiechnął się promiennie. – Ostatnio gdy przechadzaliśmy się w lesie natknęliśmy się na Ciebie. Nie miałaś przy sobie niczego i wygadywałaś niestworzone rzeczy. Prawdopodobnie byłaś naćpana. Nie wiemy skąd pochodzisz i jak masz na nazwisko oraz ile masz lat ale na moje oko wyglądasz na szesnaście. Prawdopodobnie zastanawiasz się skąd znam twoje imię, masz bardzo ładny naszyjnik z imieniem Emily więc prawdopodobnie tak się nazywasz. – Odpowiedział ze stoickim spokojem.
- No dobra Nick. Trochę rozjaśniłeś mi w głowie ale pozostają dwie kluczowe sprawy dlaczego nic nie pamiętam i dlaczego jestem przykuta w jakiejś klatce? – Zapytałam się wpatrując się w jego czerwone oczy.
- Gapisz się, wiedziałaś? – Zachichotał. Spaliłam buraka i odwróciłam się w przeciwną stronę. – Spokojnie to tylko soczewki.  A odpowiadając na twoje pytania gdy Cię znaleźliśmy dosyć, że byłaś pod wpływem to na dodatek byłaś w opłakanym stanie. Miałaś całą zakrwawioną głowę no i niezłego guza sobie narobiłaś. Przykuliśmy Cię dla tego bo tydzień temu strasznie się rzucałaś i baliśmy się, że zrobisz sobie krzywdę. – Pogłaskał mnie opiekuńczo po dłoni i z kieszeni swoich czarnych dżinsów  wyciągnął dwa małe kluczyki. Odpiął moje kajdanki i pas. Delikatnie usiadłam i rozmasowałam nadgarstki. Chłopcy przysiedli się do mnie. Najwyraźniej czekali aż przyswoję nowe wiadomości gdyż siedzieli cicho i patrzyli na mnie z wyczekiwaniem.
- Poczekaj mówiłeś tydzień temu? Jakim cudem tak długo byłam nieprzytomna?  - Skrzywiłam się gdyż nagle uświadomiłam sobie przejeżdżając po mojej głowie, że ta jest cała. Coś mi nie pasowało ale nie miałam wyjścia i musiałam zaufać tym mężczyzną.
- Tak jak mówiłem uszkodziłaś sobie głowę. – Wyjaśnił. Wstał z łóżka i kiwnowszy głową nakazał Rosowi aby zrobił to samo. Skierowali się ku wyjściu w progu przystanął Nick. – Zaraz przyślę do Ciebie jedną z moich, ona pomoże Ci się przebrać, umyć i przyszykować do kolacji. – Posłał mi ostatni uśmiech i zamknął drzwi a mi w głowie pozostało słowo moich. Kim jest Nick, że nazywa ludźmi swoimi i dlaczego Ros się go słucha. Gdzie ja się znalazłam? – Westchnęłam i opadłam bezwładnie na łóżko. Po kilku minutach do pokoiku weszła średniego wzrostu platynowa blondynka. Jej włosy sięgały jej aż do pośladków. Ona również miała czerwone oczy. Czy zanim straciłam pamięć panowała jakaś moda na czerwone soczewki kontaktowe?  -Zadałam sama sobie pytanie. – Dziewczyna zauważywszy, że się na nią gapię uśmiechnęła się promiennie i skierowała się w moją stronę.
- Hej jestem Joy. Miło mi cię poznać. – Podała mi rękę i przyciągnęła sobie krzesło z małego stoliczka, którego wcześniej nie zauważyłam do mojego łóżka.
- Emily, chyba. Mnie również miło ciebie poznać. Fajny kolor oczu. Czy panuje jakaś moda, że nosicie czerwone soczewki?- Zapytałam z uśmiechem na ustach. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem i pokręciła przecząco głową.
- Nie to mój naturalny kolor oczu. Mam dziwną…mutację genetyczną tak jak wszyscy tutaj no może za wyjątkiem Rosa on ma inną mutacje ale u niego to tak bardzo nie widać.
- Jest Was więcej? Nick nic o tym nie wspominał. – Joy tylko się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami. Nie sądziłam co o tym wszystkim myśleć. Niby jaka mutacja. O co w tym wszystkim chodzi?
- Ok. Emily pora się szykować. Za godzinę mamy kolację a ty jesteś gościem honorowym i nie wypada się spóźnić. No wstawaj leniu pora na prysznic. Te drzwi po lewej to łazienka. Za ten czas gdy będziesz się kąpać ja naszykuję tobie ubrania a później Cię uczeszemy i umalujemy. Co ty na to? – Pokiwałam twierdząco głową i posłałam jej uśmiech. Weszłam do bardzo skromnej łazienki. W jedynym okienku były kraty. Ze wszystkich ścian odchodziła farba a w pomieszczeniu pachniało pleśnią. Skrzywiłam się i niechętni weszłam pod gorącą wodę. Po około piętnastu minutach odprężona wyszłam z kabiny.  Na parapecie zakratowanego okna zauważyłam biały ręcznik, którym po chwili się wytarłam. Odświeżona wyszłam z łazienki. W pokoju czekała na mnie przebrana Joy. Na łóżku zauważyłam pokrowiec na ubranie, pudełko po butach i wielką kosmetyczkę. Załamałam się. Jestem aż tak ważna by tak się stroić. Dziewczyna była ubrana w czerwoną sukienkę z koronki sięgającą do kostek, była bardzo opinająca ale Joy miała idealną figurę  więc wyglądała świetnie do tego  złote szpilki na wysokim obcasie i w takim samym kolorze złotą kolię i kolczyki. Włosy były spięte w luźnego koka na czubku głowy.
- O Emily już umyta? To dobrze bo czasu mamy coraz mniej a trzeba cię wyszykować na bóstwo. – Skrzywiłam się na samą myśl o tych przygotowaniach, przecież to ma być zwykła kolacja. – Co ty masz taką minę? Przecież nie idziesz na ścięcie. To co zaczynamy? – Kiwnęłam twierdząco głową. Joy w sekundzie posadziła mnie na krześle zaczęła malować i czesać. Po około pół godzinie skończyła swoje dzieło i kazała ubrać się w czarną, lekko rozkloszowaną, czarną sukienkę z szyfonu z srebrnymi zdobieniami w kształcie delikatnych róż przy wyciętym dekolcie i na obramówce sukni. Buty były czarne na delikatnej platformie natomiast dodatki były srebrne w takie same delikatne róże jak na sukience. Dziewczyna w końcu pozwoliła przejrzeć mi się w lustrze, które ze sobą przyniosła. Oniemiałam. Moje brązowe włosy spięte były w (jak mi powiedziała Joy) kłosa. Na górnej powiece dziewczyna nałożyła mi srebrny, połyskujący cień, policzki miałam podkreślone delikatnie różem natomiast na ustach miałam nałożoną czarną szminkę. Wyglądałam prześlicznie.
- I jak Ci się podoba? – Spytała dziewczyna stając za mną z wielkim uśmiechem. Najwidoczniej byłą zadowolona z własnej roboty.
- Jest wspaniale. Ale nadal nie rozumiem po co się tak stroimy na zwykłą kolację.
- To nie będzie zwykła kolacja, kochana. Przygotuj się na szok. – Wyszeptała mi do ucha ciągnąc za rękę. Zaczęła prowadzić mnie w głąb korytarza. Zeszłyśmy po schodach aż trafiłyśmy na wielkie mahoniowe drzwi. Wszystko odkąd wyszłam z pokoiku wyglądało bardziej bogato. Przed drzwiami stało dwóch mężczyzn w czarno białych kamizelkach i czarnych spodniach. Gdy nas zobaczyli otworzyli drzwi na oścież. Joy wzięła mnie pod pachę i wkroczyłyśmy do jak się potem okazało jadalni. Przy wielkim stole na jakieś dziesięć metrów siedziało mnóstwo osób. Głównie mężczyzn. Wszyscy byli ubrani wytwornie tak jak my. Znałam tylko Nicka i Rosa. Owi mężczyźni uśmiechnęli się do mnie i wskazali miejsce pomiędzy nimi. Joy już usiadła naprzeciwko Nicka więc nie zostało mi nic innego jak podejść na wskazane miejsce. Usiadłam na miękkim krześle. Tylko przede mną i Rosem stała inna zastawa nich kielich z czerwoną cieczą. Wino? Po chwili kelnerzy przynieśli parujące półmiski.
- Witamy Cię Emily w naszym domu. Zebraliśmy się tu aby ogłosić kilka ważnych spraw dotyczących właśnie ciebie, ale najpierw zjedz. W imieniu wszystkich życzę Ci smacznego.  -  Chłopak mówił z dziwnym uśmieszkiem na ustach, tak samo uśmiechali się wszyscy za wyjątkiem Joy i Rosa, ta dwójka była raczej ponura. Uśmiechnęłam się udając, że nie widzę ich wyrazu twarzy i zaczęłam pałaszować. Jedzenie było wyśmienite i tak bardzo mi potrzebne ze względu na tak długi okres nie jedzenia. Po skończonym posiłku znowu głos zabrał Nick.
- Pierwszą sprawę jaką chciałem omówić jest nasze małżeństwo, ma piękna Emily. – Chwila, wróć. Czy On właśnie przed chwilą powiedział o naszym małżeństwie? Co? Przecież ja tego człowieka znam kilka godzin, kiedy on mi się oświadczył?! Wytrzeszczyłam oczy w geście nie dowierzania.
- Mógłbyś powtórzyć? Bo chyba źle usłyszałam. Czy ty przed chwilą powiedziałeś, że wychodzimy za mąż? – Zapytałam podnosząc się z miejsca.
- Nie przesłyszałaś się moja droga. Wyjdziesz za mnie za mąż albo zginiesz. – Ogłosił ostrym głosem. Wyszczerzył się a ja zobaczyłam  dwa nienaturalne długie kły. Jego oczy zaczęły nienaturalnie się świecić co jeszcze podkreślało jego czerwień oczu. Teraz nie było widać szarych refleksów, które dostrzegłam ostatnio. Przestraszyłam się. Gwałtownie odsunęłam krzesło tak, że się przewróciło a ja sama pobiegłam do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu gdy tam dotarłam Nick razem z połową siedzących osób przy stole już się tam znajdowała. Na ich twarzach widniał ten sam uśmieszek co wcześniej.  Zanim zdążyłam wykonać jaki kol wiek ruch, Nick już trzymał mnie w żelaznym uścisku i zaczął ruszać głową mówiąc słowa, które ledwo co do mnie docierały. Na wszystkie świętości, jaki On jest przystojny, i te jego oczy. Czemu ja uciekam? Przecież się mną zaopiekował, nie zrobi mi krzywdy, ma za dobre serce. Niespodziewanie mnie przytulił. Od razu wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Pachniał tak pięknie, tak ziemiście. Jak ja się cieszę, że za niego wychodzę.
- O Nick jestem wielką szczęściarą, że wybrałeś właśnie mnie na wybrankę swojego życia. Z chęcią wyjdę za ciebie. A o jakich sprawach chciałeś ze mną porozmawiać? – Spytałam wpatrzona w jego piękne czerwone tęczówki. Jest taki piękny.
- Usiądźmy. – Zaproponował. Kiwnęłam potakująco głową. Nick położył swoją rękę na moich plecach i zaczął prowadzić mnie w stronę stołu. Za nami podążyła reszta osób. Wszyscy z powrotem zasiedli. Czemu wstaliśmy? Nie mogłam sobie przypomnieć. Swoje krzesło przybliżyłam bliżej Nicka i położyłam swoją głowę na jego ramieniu. Ten w uspokajającym i kojącym geście zaczął głaskać mnie po plecach.  -  Tak więc przyszła pani Carlet, nie jesteś zwykłym człowiekiem a czarownicą i to najpotężniejszą jaka stąpała po Ziemi od samego powstania ras. Tak samo my nie jesteśmy normalni jesteśmy wampirami i opiekujemy się Tobą od dłuższego czasu po tym jak twoja rasa zwróciła się przeciwko tobie bo chciałaś pokoju na świecie a nie jak inni wojny pomiędzy nami. Nie pamiętasz niczego bo zdarzył się wypadek podczas twoich lekcji z Rosem. Ale spokojnie nasi najstarsi uczeni pracują nad przywróceniem twej pamięci. – Mówił bardzo powoli tak aby wszystko do mnie dotarło. W pierwszej chwili chciałam wybuchnąć śmiechem i zapytać się gdzie jest ukryta kamera. Ale gdy tylko spojrzałam na twarz pozostałych ludzi zobaczyłam u nich kły i od razu uwierzyłam w każde słowo Nicka Carleta, mojego przyszłego męża. W całej historii coś mi nie pasowało tylko nie byłam pewna co.
- Eee to po co było to kłamstwo na samym początku gdy się przebudziłam? – Zapytałam odrywając się od chłodnego torsu chłopaka. Dziwne wcześniej tego nie zauważyłam.
- Nie chcieliśmy abyś się przestraszyła, więc na prędce wymyśliłem to kłamstwo dlatego Joy nic o tym nie wiedziała i mówiła o jakiejś mutacji. Naprawdę nie wymyśliłaś nic lepszego niż mutacja? – Zapytał się z przyjaznym śmiechem blondynki. Ta również się uśmiechając odpowiedziała:
- Niestety nie jestem aż tak dobra w kłamaniu  jak nasz przywódca.
- A ty jesteś mym zastępcą więc radziłbym Ci nad tym popracować. – Zaśmiał się Nick. Co Joy zastępczynią przywódcy? To czemu akurat Ona przyszła mnie przygotować? – Ale spokojnie jak będziesz ćwiczyć to się wyrobisz w końcu jesteś młoda a masz przed sobą całą wieczność. A teraz zabierz swoją przyjaciółkę do jej komnaty i przedstaw jej rozkład dnia a raczej nowy. – Wszyscy na Sali wybuchli śmiechem nawet Ros chodź w jego przypadku to było raczej wymuszone. Joy wstał ze swojego miejsca i podeszła do mnie. Stanęła przede mną . Ja również wstałam. Nick na odchodne pocałował mnie w czoło, uśmiechnęłam się i razem z dziewczyną wyszliśmy z jadalni. Szłyśmy chwilę aż stanęłyśmy przed wielkim, wysokimi i białymi drzwiami. Joy nacisnęła klamkę i gestem zaprosiła mnie do środka.
- Witaj Emily, moja najwspanialsza przyjaciółko.
*********************************************************************************

   Hej Moi kochani czytelnicy :)
Przepraszam, ze tak długo nie było rozdziału ale mam coś na swoje usprawiedliwienie. Gdy byłam na wakacjach pisałam ten rozdział na nie swoim komputerze, który potem został wymieniony a mój rozdział zniknął. Dzisiaj wraz z wujkiem informatykiem siedliśmy do nowego komputera i przeszukaliśmy go całego aż w końcu w najgłębszych odmętach dysku twardego znaleźliśmy mój plik.
Mam nadzieję, że ten rozdział jest chodź trochę zrozumiały, gdyż wiem, że całość może wydawać sie dziwna i bez sensu. Bo gdzie jest Aileen i kim jest Emily? Otóż to są te same osoby ale przyczyna zmiany imienia na kilka kolejnych rozdziałów będzie dla Was nieznana, chodź pewnie i tak większość się domyśli. Wracam po tak długiej nie obecności z takim krótkim rozdziałem, wybaczcie mi to. Gdy tylko znalazłam rozdział siadłam do komputera i jak najszybciej go skończyłam abyście mogli go nareszcie dostać.
 Rozdziały będę pisać jak tylko będę miała czas, pewnie w tym półroczu tego czasu będzie mało gdyż teraz jestem w trzeciej klasie i już mamy przygotowania do egzaminów, do tego dochodzi olimpiada przedmiotowa i konkurs biologiczny. Wstawię coś jak tylko będę coś miała. Obiecuję

Pozdrawiam Skruszona i prosząca raz jeszcze o wybaczenie
Córka Razjela ☺

czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział XII – Jak mogłeś?

   Siedziałam na wielkim, złotym tronie. W pokoju z bogatymi dekoracjami. W wielkiej koronkowej, niebieskiej sukni z koroną na głowię. U moich stóp leżał wielki, śnieżnobiały tygrys a wokół mnie w rządku, stali służący. Po środku nich znajdował się Ros. Siedział na kupię ze złotych monet. Był ubrany na czarno a z jego pleców wystawały przerażające, czarne skrzydła. Takie same jak u mojego brata. Z tego wszystkiego aż przeszedł mnie dreszcz. Brązowe włosy chłopaka wyjątkowo nie były rozczochrane. Nie uśmiechał się, z jego twarzy dało się odczytać jedynie smutek ale i też dziwną nutkę pogardy skierowaną do…mnie? A może do niego? Sama nie wiem. Po nie określonym czasie wpatrywania się w chłopaka usłyszałam cichy głos wydobywający się zza osoby stojącej za mną, który mówił: Zabij go! Na co czekasz?. Gdy te słowa dotarły do moich uszu zamarłam z niedowierzania ale czułam dziwną potrzebę wykonania słów zamazanej postaci. Ros jak gdyby tylko na to czekał, podniósł się ociężale lecz potem od razu klęknął spuszczając przy tym głowę. W moich rękach poczułam lekki ciężar, którego wcześniej tam nie było. Spojrzałam na dłonie. Na nich spoczywał sztylet z wygrawerowanymi pnączami, które owijały się wokół mojego imienia ozdobionego czerwonymi różami z kryształkami na płatkach. Broń była niewielka ale piękna. Każdy detal był dopracowany w najmniejszym szczególe. Z zawzięciem w oczach podeszłam do kucającego przede mną chłopaka, zamachnęłam się i już miałam wbić sztylet w pierś chłopaka gdy niespodziewanie usłyszałam kolejny głos tym razem dochodzący prosto z mojej głowy: Aileen, śpiochu, śniadanie czeka. W tamtym momencie wybudziłam się z bardzo realistycznego snu. Nade mną z patelką w ręku stał Ros z jego eleganckim nieładzie na głowie z gołym torsem. Nie miał skrzydeł, co mnie bardzo ucieszyło. Bo gdyby jednak mój sen okazał się prawdą a Ros miałby być Aniołem Ciemności, nie pozbierałabym się po tym ciosie i prawdopodobnie sztylet, którym w niego celowałam wylądowałby w moim sercu.
   Niechętnie wstałam z cieplutkiego łóżka i w bamboszach w pandy poczłapałam do łazienki. Tam jednym machnięciem ręki załatwiłam całą poranną toaletę i przebrałam się w ciemne dresy z niebieskim nadrukiem w kształcie symbolu nieskończoności. Na odchodne ochlapałam twarz zimną wodą aby na dobre pozbierać się z koszmaru i gotowa wyszłam z pomieszczenia od razu kierując się do zastawionego samymi przysmakami stołu kuchennego.
- Ros nie było przypadkiem niczego więcej w lodówce? – zażartowałam przysiadając się do chłopaka, siadając naprzeciwko niego.
- Tak się składa, że niestety nie. – uśmiechnął się do mnie zajadając tost z dżemem  jagodowym. Podążyłam w jego ślady.
- No nic, chyba tyle mi powinno wystarczyć. – zaśmiałam się omal nie dławiąc się śniadaniem. Reszta posiłku przebiegła w bardzo miłej atmosferze. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy o naszym planie dotyczącym zawitania w progach wampirów. Po śniadaniu pozmywałam w ramach rekompensaty za przygotowania chłopaka i poszliśmy siąść na kanapę.
- Ros jak myślisz nasz plan się uda i uratujemy dziewczyny? – zapytałam wtulając się w jego ramię jednocześnie podciągając nogi na kanapę. Wdychałam jego zapach. Połączenie gorzkiej czekolady i ziemi. Urzekający. Aileen ogarnij się! Chwilę nie ma z tobą Nathana a ty już myślisz o Rosie. Przecież masz spędzić całą wieczność ze swoim aniołkiem a raczej dowiadując się o zdradzie nie byłby zachwycony. – Powiedziałam sama do siebie w myślach.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem ale mam niegasnącą nadzieję, że tak. Inaczej jakby coś Ci się stało nie wybaczyłbym sobie do końca życia. Gdyby te bydlaki Cię zabrały nie mógłbym nic zrobić bo nigdy nie będę mógł  stąd wyjść. – przyciągnął mnie mocniej do siebie całując w czoło. Niestety pech chciał, że ostatnimi czasy jestem bardzo rozemocjonowana i nie panuję nad swoimi reakcjami na niektóre sytuacje. A ta szczególna sytuacja jak widać wymagała ode mnie wielkiego wodospadu łez wsiąkających w podkoszulek chłopaka, który założył na moją prośbę, gdy zmywałam. Ros wziął mój podbródek w swoją dłoń i obrócił tak abym mogła na niego spojrzeć. – Ej mała nie płacz! Nie z mojego powodu. Jest mi tu naprawdę dobrze. Dzięki tobie mam najwspanialszą karę jaką można tylko mieć. Inaczej za moją przeszłość trafiłbym nie wiadomo gdzie a dzięki tobie stałem się twoim mentorem. Naprawdę lepiej być nie mogło. – uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Szybko wytarłam resztki łez wierzchem dłoni i się zaczerwieniłam.
- Co ty mówisz? Przecież nie dotrzymuję słowa i cię nie odwiedzam i  przez to jesteś tu zupełnie sam ze swoimi myślami i problemami. – odparłam wpatrując się w jego oczy.
- Oj Aileen, jakimi niby problemami? No chyba, że twoimi ale martwimy się razem a przecież po to tu jestem. – powiedział pocieszając mnie.
- Czuję się tu tak dobrze, że mogłabym się tu zaszyć na zawsze i nigdy nie wracać i nikt by mnie nigdy nie znalazł. W najgorszych dla mnie chwilach umiesz mnie pocieszyć. – ponownie wtuliłam się w jego tors a po chwili wyczułam jego uśmiech gdy zaczął głaskać mnie po włosach. – Niestety zaraz muszę iść, bo za godzinę zaczynają mi się lekcje i muszę się do nich jeszcze przygotować. Koniec mojego wolnego.
-  Wcale to nie musi być koniec twojego wolnego. –odparł. Odczepiłam się od niego i z zapytaniem w oczach popatrzałam na niego.
- Co ci chodzi po głowie? – zapytałam marszcząc brwi. Chłopak tylko się uśmiechnął.
- A to, że mimo iż straciłem moją moc zostało mi kilka sztuczek w rękawie jak to mówią. – nonszalancko odpowiedział.
- Nikt już nie mówi sztuczki w rękawie. No w każdym bądź razie w naszym wymiarze mówimy sztuczki w bucie. To z rękawem bardziej pasuje do Kirików. – zaśmiałam się gdy chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem w oczach. -  No już nie ważne, kontynuuj. – rozkazałam chłopakowi zaciekawiona jego słowami.
- Za każdym razem gdy do mnie przychodzisz w twoim normalnym świecie pojawia się twoja idealna kopia w postaci hologramu. – nie taka idealna. Ona nie posiada więzi z Nathanem. – pomyślałam. – Ona myśli tak jak ty i czuje. Jeżeli cokolwiek stałoby Ci się w twoim wymiarze kopia ukaże to na sobie jednak to nie działa w drugą stronę. Wiec jak ona sobie coś zrobi poczujesz to dopiero gdy do siebie wrócisz. – uśmiechnął się w jakiś dziwny sposób. Przebiegle? A może mi się tylko wydawało? W końcu mam tyle na głowie. – Więc dzięki temu możesz zostać tu tak długo jak tylko chcesz i nikt się nie zorientuje.
- Więc teoretycznie jest mnie dwie. – bardziej stwierdziłam niż zapytałam. – A co się stanie gdy po dłuższym pobycie tu wrócę do Akademii?
- Będziesz wszystko pamiętać wszystkie zdarzenia, które wydarzyły się pod twoją nieobecność ale nie zapomnisz też wydarzeń stąd. – powiedział z wielkim uśmiechem wypisanym na twarzy.
- Chyba mnie przekonałeś. Tylko mam jeszcze jedno pytanie. – Chłopak swoim spojrzeniem kazał mi kontynuować. – Jak to się wszystko stało?
- Tak jak wcześniej mówiłem mam kilka sztuczek w bucie? Tak, bucie. Wymieszałem kilka mikstur i niespodziewanie Ci je podałem i  bum. Tak powstałaś druga ty.
- Czemu mi o tym nie powiedziałeś? – zapytałam.
- Nie teraz o tym. Obiecuję, że kiedyś Ci powiem ale co nie jesteś zadowolona z efektu?
- No jestem.
- No to chyba najważniejsze. A teraz chodź za mną a trochę Cię wzmocnię przed wizytą u tych wstrętnych krwiopijców. – Zrobiłam to co mi przykazał.
   Podeszliśmy do komody z miksturami. Ros wziął jeden z flakoników z niebieską zawartością. Podał mi ją i kazał wypić. Chodź mikstura nie pachniała zachęcająco a mina Rosa była co najmniej dziwna ufałam mu więc po chwili ciecz znalazła się w mojej buzi. Smakowała bardzo gorzko z lekkim i ledwo wyczuwalnym posmakiem jagody i czymś jeszcze czego nie potrafiłam zidentyfikować. Po chwili cały flakonik był pusty a ja zamiast poczuć się wzmocniona, czułam się coraz gorzej. Zaczęło kręcić mi się na tyle mocno w głowie, że musiałam podepszeć się najbliższej ściany aby nie upaść. Chłopak zaczął mnie podtrzymywać.
- Ros co się dzieje? W takim stanie na pewno nie pójdę do wampirów. – odpowiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Moje powieki powoli zaczynały mi ciążyć
- To nic. To po prostu skutki uboczne zażycia pierwszy raz tak silnej mikstury. Spokojnie to potrwa tylko dwadzieścia minut a potem obudzisz się jak nowo narodzona o wiele silniejsza. -  pocieszał mnie Ros. Szkoda, że mnie o tym wszystkim nie ostrzegł. Obiecuję, ze jak tylko się obudzę dostanie niezłego plaskacza w twarz. Po chwili poczułam ciepłe ręce pod plecami i kolanami. A ja już dłużej nie wytrzymałam i zamknęłam oczy. Ros prawdopodobnie zaniósł mnie na łóżku bo poczułam pod sobą miękką pościel. Ostatnie co zobaczyłam zanim na dobre zamknęłam oczy to chłopak głaszczący moje włosy i całujący mnie w policzek szepczący co chwila „przepraszam, cię Aileen. Oni mnie zmusili. Przepraszam, przepraszam. Wybacz mi” A potem jakiegoś mężczyznę odrywającego Rosa ode mnie. Nie miałam nawet czasu dokładnie mu się przyjrzeć gdyż najzwyczajniej w świecie odleciałam.

   Krążąc w ciemności zastanawiałam się tylko skąd wziął się ten mężczyzna w moim wymiarze, kim był i co takiego zrobił Rosowi, że ten mnie prawdopodobnie otruł. I jaką truciznę podał mi Ros. Potem pamiętam już tylko moje przebudzenie.


*****
Dzisiaj wyjątkowo ja (Córka Lilith) wstawiam rozdział! ☺
Mam nadzieje że to co napisała ta druga wam się spodoba i napiszecie jak najwięcej komentarzy bo to ją jeszcze bardziej zmotywuje!

Ps. Ostatnio Córka Razjela chyba przesadziła z gwiazdkami pod rozdziałem... 😄🙂😊😀


czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział XI – Laboratorium



 
   Następnego dnia wszystkie w czwórkę zebrałyśmy się w pokoju Mags, Mackenzi i od wczoraj Zirry. Widać było, że dobrze się tu czuje co mnie bardzo ucieszyło. Dziewczyny bardzo dobrze się ze sobą dogadywały. Siedziałyśmy na środku niebieskiego pokoju na wielkim, puchatym, niebieskim dywanie dopracowując i objaśniając plan dotyczący szpiegowania. Gdy dziewczyny usłyszały o szajce szpiegowskiej od razu się nakręciły, nawet chciały kupić czarne kombinezony jak w filmach ale szybko wywaliłam im ten pomysł z głów.
- Czyli ja i Mackenzi idziemy z Szarlot i Zurrą na piknik i zwracamy uwagę na wszystko co podejrzane a wy za ten czas włamujecie się do pokoju Szarloty i go przeszukujecie szukając czegoś czym mogłaby zatruwać Zurrę. Tak? – Spytała Mags.
- Po krótce tak. Czyli plan jest jasny? – Wszystkie potaknęły na zgodę uśmiechnęłam się na to i podniosłam się z dywanu. Dziewczyny zrobiły to samo co ja. – To co gotowe?
-Tak. – Odpowiedziały radosnym chórem.
- Dobrze. Najwyższy czas wcielić plan w życie. – Zaczęłam kierować się do wyjścia. Przed samymi drzwiami odwróciłam się do dziewczyn, które zaczęły przeszukiwać swoje szafy. – Powodzenia. Mam nadzieję, że nic wam nie będzie. – Powiedziałam do przyjaciółek. – I niech wasi Aniołowie nad Wami czuwają. – Dodałam po cichu tak, że tylko ja to mogłam usłyszeć i wyszłam z pokoju.
   Skierowałam się prosto do siebie cały czas zastanawiając się czy dobrze robię, że angażuję w to wszystko dziewczyny w końcu mogłam sama odciągnąć uwagę Szarloty i poprosić Natha żeby to on przeszukał pokój dziewczyny. Z drugiej strony gdyby natknął się na coś co można otworzyć wyłącznie magią nie mógł by tego zrobić bo jest Aniołem. To wszystko jest strasznie skomplikowane. Czy moje życie nie może być normalne? Cały czas pozostaje kwestia mojego niby brata . Z tym fantem to już w ogóle nie wiem co robić. W końcu nie przyszedł do mnie tylko na herbatę. Widocznie chciał coś ode mnie ale nie mógł tego dostać bo nie byłam w swoim ciele. I jeszcze powiedział, że przyjdzie na mnie pora. Co to wszystko ma znaczyć? W tej sytuacji najchętniej zaszyłabym się w moim wymiarze albo w Niebie tam gdzie nic mi nie grozi i nikt nie będzie mnie szukał. Niestety nie mogę tego zrobić bo na szali leży bezpieczeństwo moich przyjaciółek jak i całej Akademii oraz jeszcze nawet nie wiadomo czego.
   Pierwsze co zrobiłam gdy dotarłam do siebie to padłam jak nieżywa na łóżko krzycząc w poduszkę i płacząc w nią z bez radności. To jest takie frustrujące. W końcu po jakiś 15 minutach totalnego rozklejenia się dałam sobie mentalnego Plaskacza w twarz i wzięłam się w garść. Co będzie to będzie a dziewczyną na pewno nic się nie stanie. W tamtej chwili nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo się pomyliłam.
   Z nową energią wybiegłam z pokoju wpadając na Zirrę, która najpewniej do mnie szła. Po wymianie kilku zdań odnośnie tego czy Mackenzi i Mags wypędziły z pokoju zombie i jej przywódczynie ruszyłyśmy właśnie w kierunku owego pomieszczenia. Na szczęście Zirra miała jeszcze klucze więc nie było problemu z niezauważalnym wejściem do środka. Po cichu weszłyśmy do środka. Na widok tego co znajdowało się w środku Zirra prawie zemdlała. Cały pokój był czarny. Ściany, sufit, podłoga, wszystkie meble. Po prostu wszystko. Nie zostało nic z jakże uroczego różu. Na ścianach na, których wcześniej znajdowały się zdjęcia sióstr, wisiały przeróżne pentagramy, ludzkie czaszki. Jedynie, niektóre zdjęcia ocalały niestety na każdym z nich Zirra była przekreślona albo oszpecona. Jedna rzecz przykuła moją szczególną uwagę. Na jednej z szaf należącej do Szarloty znajdowała się tarcza do rzutek z zdjęciem bliźniaczek i mną po środku. Jednak to nie było by takie dziwne gdyby nie jedna rzecz ledwo dostrzegalna gołym okiem. Pośród mnóstwa dziurek trzy były szczególnie duże. Tak jakby co chwila ktoś w nie rzucał. Rozkazałam Zirze stanąć na czatach bo widziałam, że ten pokój ją strasznie przytłoczył.  Ja natomiast postanowiłam nie bagatelizować sprawy z zdjęciem więc podeszłam do tarczy i wbiłam w trzy najbardziej widoczne dziurki rzutki. Zaczynając od Zirry a kończąc na Zurze. Nic się nie stało. Spróbowałam więc od środka poprzez Zirrę aż do Zurry. Tym razem też nic. Nie tracąc nadziei spróbowałam trzeci raz zaczynając od Zurry a kończąc na mnie. Bingo. Usłyszałam tak jakby przesuwanie się zawiasów i mym oczom ukazało się istne laboratorium w szafie, która wcześniej wyglądała normalnie. Zaczęłam się przyglądać wszystkim rzeczą, które się tam znajdowały. Gdy zobaczyłam co tam jest moje oczy wyszły z orbity a mi samej zrobiło się słabo. W laboratorium znajdowało się sześć fiolek podpisanych imionami: Zurry, Mags, Mackenzi, Zirry, Chatheriny i moim. Trzy z sześciu buteleczek były nienaruszone, Niestety trzy pierwsze różniły się od reszty. W flakoniku Zurry znajdowała się resztka białego proszku. Natomiast w Flakoniku Mags i Mackenzi jakaś zielona maź. W pozostałych trzech ciecz, która kolorem i zapachem przypominała sok winogronowy. Szybko wzięłam kilka kropelek z każdej mikstury do pipet, które sobie wyczarowałam a kilka ziarenek proszku zsypałam do małego pojemniczka. Zamknęłam szafę przywracając jej poprzedni stan i wybiegłam z pokoju. Wpadając na Zirrę, która pilnowała drzwi.
- Aileen, co się stało? Jesteś cała blada. Co zobaczyłaś? – Dopytywała jedna z bliźniaczek. Nic jej nie odpowiedziałam tylko pognałam do swojego pokoju. Kontem oka zobaczyła, że Zirra biegnie za mną. W progu pokoju przepuściłam ją przodem. Gdy sama weszłam do pokoju rzuciłam się na podłogę. Zirra klęknęła przy mnie i wzięła mnie w swoje objęcia. Gdy po chwili się uspokoiłam odepchnęła mnie na odległość ramion tak abyśmy patrzyły sobie w oczy.  – Teraz mi powiedz co się stało. – Powiedziała bardzo spokojnie. Nadal nie mogłam wydusić z siebie słowa więc wyciągnęłam z kieszeni moje znaleziska. Każda fiolka w magiczny sposób była opisana naszymi imionami. Gdy dziewczyna to zobaczyła jej oczy rozszerzyły się niebezpiecznie. – Aileen, c…co to jest?
- Prawdopodobnie mikstury, mające zmienić nas w zombie Szarlot. A to co jest w środku to pewnie różne stadia „odmużdżania”. Podejrzewam, ze ten proszek może być ostatnim poziomem. W przypadku Zurry zostało go naprawdę nie dużo. A myślę, że gdy proszek się skończy nigdy nie odzyskamy naszej dawnej Zurry. Miejmy nadzieję, że moje domysły są złe. – Powiedziałam najspokojniej jak tylko umiałam. W oczach Zirry pojawiły się łzy. Machnięciem ręki spowodowałam, że trochę się uspokoiła.
- A dlaczego w fiolkach Mags i Mackenzi mikstura jest zielona. – Tylko na nią spojrzałam a ona po chwili zrozumiała. Zakryła ręką usta i nawet mój czar uspokajający nie powstrzymał jej szlochu. – Nie, Aileen proszę powiedz, że to nie to o czym ja myślę. – Powiedziała błagalnym tonem.
- Niestety jeśli dobrze wnioskuję Szarlot zaczęła odmużdżać dziewczyny. Prawdopodobnie szukała tylko sposobności aby zostać z nimi sam na sam a my tą sposobność jej dałyśmy. Jaka byłam głupia! Mogłam się domyśleć, że na Zurze się nie skończy. To wszystko moja wina. – Niestety również ja nie wytrzymałam napięcia i zaczęłam szlochać.
- To nie jest twoja wina, słyszysz? – Pokiwałam twierdząco głową. – Może nie jest za późno, może im jeszcze tego nie podała. Dzwoń szybko do dziewczyn bo ja zostawiłam swoją różdżkę w moim pokoju. – Trochę się ogarnęłam i za radą bliźniaczki zadzwoniłam do dziewczyn. Po kilku sygnałach odebrała Mags.
- Czego? – Zawarczała do różdżki.
- Mags, powiedz, że nic nie jadłyście. – Powiedziałam z niegasnącą nadzieją choć wnioskując po tonie jakim do mnie mówiła prawdopodobnie się spóźniłyśmy.
- Jadłyśmy. A co cię to niby obchodzi co? Nie jesteś tutaj najważniejsza. Tak w ogóle powinnaś spróbować koktajlu Szarlot robi genialne. A teraz już kończę bo moja władczyni mnie wzywa. – Po tym usłyszałam jeszcze wrzaski Szarloty i odgłos policzkowania i ciche przepraszam zanim połączenie dobiegło końca.
- I co? -  Zapytała z nadzieją Zirra.
- Spóźniłyśmy się. Jest już za późno, za późno słyszysz? Nigdy sobie tego nie wybaczę, nigdy! To był mój głupi pomysł. To przeze mnie Szarlot ma kolejne zombie i nie mów mi, że jest inaczej. Gdybym Was w to nie wplątała wszystko byłoby inaczej, inaczej! – Zawyłam z bólu fizycznego jak i psychicznego. Spojrzałam w miejsce, które mnie paliło. Za moim wzrokiem podążyła również Zirra. Poczułam się tak jakby świat stanął i wszystkie dzisiejsze złe rzeczy nie miały miejsca gdyż na moim mostku pojawiły się kolejne fragmenty znaku czarownicy. Po tym wszystkim poczułam obecność Natha. Ucałowałam skronie Zirry i po chwili leżała w moich ramionach spokojnie śpiąc. Z dziwną siłą, spowodowaną mocą Nathana zaniosłam Zirrę do łóżka wpuszczając w jej pamięć informacje aby niczym się nie przejmowała, że wszystko mam pod kontrolą, że nie chcę jej narażać, żeby nic nie jadła od tych zombie tylko brała jedzenie ode mnie i żeby najlepiej, na razie się do mnie nie zbliżała. Zostawiając ją z takimi informacjami wyszłam z pokoju.
   Usiadłam na swoim łóżku, wcześniej zamykając drzwi i za radą Nathana, który we wszystkich działaniach był przy mnie, przeniosłam się do nieba. A dokładniej do swojej niebiańskiej komnaty. O dziwo kilka dni temu Najwyższy zdecydował, że zasługuję już teraz na swoje miejsce w Niebie mówiąc, że i tak do nich dołączę. Co oczywiście oznaczało tylko tyle, że w najbliższym czasie umrę. No ale nic w każdym bądź razie razem z Nathem rozsiedliśmy się na moim wielkim łożu z baldachimem i zaczęliśmy rozmawiać. A ja nareszcie mogłam rozprostować swoje skrzydła.
- Aniele, to nie twoja wina. Nie możesz obwiniać się za całe zło tego świata a w szczególności za tą Szarlotę. – Przyciągnął mnie do siebie w uścisku.
- Wiem ale inaczej nie potrafię. Nathan, dziękuję, że wtedy mnie opanowałeś. Nie wiem co by się mogło stać gdyby nie ty. Poczułam w sobie coś tak dziwnego, że czułam jakbym była rozdzierana od środka i wtedy pojawiły się kolejne elementy gwiazdy. Z tego co wiem jeszcze nikt z mojego rocznika nie dostał następnych elementów. Rozumiesz, jestem pierwsza. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Aileen, jest coś co już od jakiegoś czasu chciałem Ci powiedzieć. Nic dziwnego,  że masz swój własny wymiar, umiesz wymyślać nowe zaklęcia i tak szybko dostałaś kolejne elementy symbolu. Aniele jesteś najpotężniejszą czarownicą jaka stąpała po tej Ziemi. Twoi rodzice jak i wszyscy nauczyciele z Akademii dzięki specjalnym znakom na niebie zaraz po twoich narodzinach o tym wiedzą. Na prośbę twoich rodziców dostałaś osobny pokój abyś spokojnie mogła odkrywać  swoje umiejętności. Jak widać mieli rację. – Nie mogłam w to wszystko uwierzyć więc zdołałam tylko wydukać dwa słowa.
- Że co? – Tylko tyle wydobyło się z moich ust. Czy ten dzień może być jeszcze dziwniejszy? Zapytałam sama siebie zapominając o postawieniu w głowie murów.
- Prawdopodobnie tak. Przecież zaraz musisz ruszać do Rosa aby dowiedzieć się wszystkiego odnośnie mikstur. Aniele, nie możesz powiedzieć nikomu o tym, że jesteś tak potężna. Gdy ktokolwiek się o tym dowie będziesz w wielkim niebezpieczeństwie. A istnieją na tym świecie takie moce, że nawet anioł nic nie może zdziałać. A teraz już na ciebie pora. – Odpowiedział bardzo łagodnie.
- Ale mam do ciebie tyle pytań, np. co z moim bratem? Co z nim zrobimy? – I miałam skrytą nadzieję, że polatamy. Dodałam w myślach. Najwyraźniej Nathan to usłyszał i pogodnie się do mnie uśmiechnął.
- Polatamy następnym razem a swoim bratem nie zaprzątaj sobie głowy. Wszyscy Aniołowie, którzy są wolni i ja go szukamy. Nie martw się damy sobie radę. Ty jesteś potrzebna na dole. – Uśmiechnął się co odwzajemniłam i zniknęłam z niebios pojawiając się w swoim ciele ogarnięta dziwną determinacją powstrzymania Szarloty.
- Uważaj na siebie. Bo w twoim wymiarze nie mogę cię chronić ani zobaczyć. Powodzenia Aileen. – Usłyszałam te słowa właśnie gdy wchodziłam do kotła.
- Nie martw się. Tam nic mi nie grozi. Do zobaczenia za kilka godzin mój Stróżu. – Odpowiedziałam po czym przeniosłam się do swojej groty.
   Odkąd byłam tu ostatni raz nic się nie zmieniło no może tylko zamiast Rosa w postaci człowieka zastałam go jako wielkiego, śpiącego a na dodatek chrapiącego smoka. Podeszłam do niego najciszej jak się tylko dało i wyczarowałam wiadro zimniutkiej wody po czym wylałam ją na łeb śpiącego smoka, który od razu się obudził i przybrał formę zmokłego nastolatka. Chociaż trochę radochy przyniosła mi jego mina przerażenia jak i zaskoczenia.
- A..Aileen? Na niebiosa, przestraszyłaś mnie? Już myślałem, że nigdy Cię nie zobaczę. Co się z tobą działo? I co cię tu sprowadza? – Zasypał mnie lawiną pytań.
- Tak to ja, w pełnej okazałości a myślałeś, że kto inny? – Spytałam skołowanego chłopaka, który najwyraźniej nie wiedział co odpowiedzieć. – Dobra, nie odpowiadaj. I Ros ciebie też miło widzieć.
- Yyy. Przepraszam. Miło cię widzieć. Może usiądziesz? – Przytaknęłam i usiedliśmy w kuchni. W między czasie osuszyłam chłopaka. I zaczęłam mówić.
- Ros, niestety nie przyszłam do ciebie aby tylko posiedzieć i cię zamoczyć. Sprowadza mnie do twojej a raczej do MOJEJ –Znacząco podkreśliłam słowo „mojej”- Groty sprawa moich przyjaciółek. – Odpowiedziałam nad wyraz poważnie.
- A już myślałem, że wypijemy herbatę i poświętujemy moje urodziny oraz zdobycie przez ciebie kawałków pieczęci. Niestety się pomyliłem. No ale cóż, przejdźmy do rzeczy. Co się dzieje? – Spytał.
- Masz dzisiaj urodziny? – Zapytałam ten z wielkim uśmiechem zaprzeczył ruchem głowy. – Skąd wiesz, że awansowałam? – Zapytałam zdziwiona. Chłopak wybuchł głośnym śmiechem a ja spłonęłam rumieńcem .
- Aileen, widać Ci mostek. – Powiedział przez następne salwy śmiechu przez co dostał ode mnie kuksańca w ramię i kolejne dwa wiadra wody na głowę. Gdy Ros był już cały zziębnięty i opanowany co zajęło dość długo w końcu zaczął normalnie mówić. – W takim razie jeśli nie chcesz ze mną żartować sprawa musi być poważna. Co się stało i jak mógłbym Ci w tym pomóc? – Nic nie mówiąc wyciągnęłam pudełeczko z białym proszkiem i resztę fiolek. Zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć Rose wstał tak gwałtownie, że przewrócił stół i zaczął na mnie wrzeszczeć.
- Dziewczyno ty ćpasz! I przychodzisz mi się tym pochwalić? Uwierz znałem kilka czarownic, które brały narkotyki nawet przeznaczone te specjalnie dla czarownic i uwierz nie skończyło się to dobrze. W zasadzie zakończyło się to tragicznie – Straciły swoją magię. – Westchnął przeciągle po czym nagle ożywił się jeszcze bardziej niż wcześniej i wrzasnął. – Jeśli to robisz to wiedz, że cię zabiję. To lepsze niż stracenie mocy, uwierz.
- Rose gdybyś mi nie wszedł w zdanie nie musiałbyś mi o tym wszystkim morałów prawić . I nie dla twojej wiadomości nie ćpam. Gdybyś przyjrzał się fiolką zauważył byś, że każda fiolka jest opisana imieniem i to nie zawsze moim. Chodzi o coś znacznie gorszego. Opowiadałam Ci o tej nowej Szarlot, prawda. – Chłopak w odpowiedzi pokiwał twierdząco głową. – Pamiętasz jak mówiłam Ci o tym, że podejrzewam, że Ona coś knuje? Moje podejrzenia się sprawdziły. W każdym bądź razie chodzi, że w tych fiolkach są mikstury, które powodują, że moje przyjaciółki stają się podwładnymi bez mózgów właśnie Szarloty. Podejrzewam, że ten proszek to ostatnie stadium odmużdżania, ale właśnie dlatego przyszłam z tym do ciebie abyś to sprawdził i wynalazł eliksir, który odwróci całe to dziwne robienie zombie z ludzi.
- No to faktycznie to jest poważniejszy problem od narkotyków. Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy aby Ci pomóc ale niczego nie obiecuję. Nie znam wystarczająco czarnej magii aby to zrobić, ale oczywiście spróbuje. – Spochmurniał a co za tym idzie ja też.
- No to co my zrobimy. Byłeś moją jedyną nadzieją. – Odparłam bliska płaczu. Ros wziął mnie w swoje objęcia i zaczął głaskać moje włosy pozwalając mi się wypłakać.- Mogę zadać Ci jedno pytanie? – Potwierdził skinieniem głowy. – Czemu mamy taki zakaz wychodzenia z Akademii? Przecież niedawno cała szkoła była pusta bo pojechałyśmy na zakupy.
- Co zrobiłyście. Nie wolno Wam opuszczać Akademii przez wampiry. Macie szczęście, że żadnej z Was nic się nie stało. – Odparł twardym ale opiekuńczym głosem.
- Wampiry? Przecież nikt ich od dawna nie widział. Myślisz, że to dla tego nauczycielki pojechały na to zebranie? – Spytałam nieco poddenerwowana. Wampiry oznaczają nie małe kłopoty.
- Ja nie myślę, ja to wiem. A odnośnie wampirów to jakiś czas wróciły, a ja wiem gdzie One się znajdują. – Nastała chwila ciszy bo musiałam to wszystko przetrawić. Jakim sposobem  Rose wie gdzie znajdują się wampiry? Jednak zanim zdążyłam zadać to pytanie chłopak wykrzyknął. – Aileen, jesteś genialna!
- Co? Co ja takiego zrobiłam? - Odparłam speszona i zaintrygowana. Rosowi zaczęły świecić się oczy a na jego usta wdarł się chytry uśmieszek.
- Podsunęłaś mi genialny ale i bardzo ryzykowny pomysł. – Przestał mówić i nastała cisza tak jakby czekał na moją reakcję ja jednak milczałam co wziął za zezwolenie na kontynuowanie. - Jedyni ludzie, którzy żyją na tyle długo by znać najstarszą czarną magię, którą użyła Szarlot są właśnie wampiry. – Jego uśmiech powoli schodził z jego twarzy. – Tylko jest jeden, taki mały problem. Ja nie mogę tam iść a co za tym idzie ty musisz.
- Rose ty wariacie. Myślałeś, że nawet gdybyś mógł wyjść wypuściłabym cię na pastwę wampirów gdy nie możesz się bronić? Chyba zwariowałeś. Gdy już sobie to wyjaśniliśmy kontynuuj. – Nakazałam szturchając go w ramię.
- Dobrze, jeśli chcesz wiedzieć. Wejście na ich terytorium jest naprawdę niebezpieczne – Odparł ściszonym głosem. – Pewnie zastanawiasz się dlaczego. – Nawet nie dopuścił mnie do słowa. -  Wampiry mogą „czarować” swoim wzrokiem. Gdy spojrzysz na wampira, który jest w stosunku do ciebie źle nastawiony a twój wzrok spocznie na jego oczach a on każe Ci coś zrobić. Ty to zrobisz bez najmniejszych zachamowań. Istnieje prawdopodobieństwo, że nawet Twoja magia nie wystarczy. A i jeszcze jedno, nie daj się ugryźć ponieważ gdy wampiry wypiją krew czarownicy wysysają z nią magię czarownicy a co za tym idzie magia częściowo przechodzi na nie. Trwa to tak długo ile dany czarownik miał żyć lat dopóki nie natknął się na wampira. Potem tracą skradzione moce i stają się zwyczajnymi wampirami.
- Ok. będę pamiętać. A teraz powiedz mi gdzie mogę znaleźć bazę wampirów. – Spytałam gotowa do wkroczenia do gniazda tych krwiopijców i nawet siłą wyciągnąć od nich lekarstwo.
- Są w podziemiach starego bunkru znajdującego się przy polu dyniowym, pół dnia drogi stąd na północ. Ale dla ciebie to nic trudnego. W końcu wystarczy aż się przeteleportujesz. – Odpowiedział z dziwnym tonem w głosie. Nie przejęłam się tym zbytnio bo w końcu każdemu może czasem odbijać gdy tyle siedzi sam w zamknięciu. Uśmiechnęłam się gotowa do podboju terytorium wampirów. -  Jeśli myślisz, że wkroczysz do ich siedziby ot tak sobie i, że nic Ci nie zrobią. To się grubo mylisz! – Wykrzyknął w moją stronę chłopak. Głos Rosa jak i każde jego słowo wżerały mi się w mózg. – Nie odpływaj, tylko mnie słuchaj. – Pokiwałam głową i już więcej nie odpływałam. – Gdy wejdziesz na ich terytorium i przedstawisz im swoją prośbę oczywiście jeżeli zostawią cię wcześniej przy życiu, będą chcieli coś w zamian. Prawdopodobnie krwi – twojej krwi. – Sprostował Ros. Co on mnie za jakąś niepełnosprawną umysłowo uważa? (dop. od autorki nie chciałam nikogo urazić, jeżeli to zrobiłam bardzo przepraszam.)- Za żadne skarby nie możesz dopuścić do sytuacji w której stajesz się ich przekąską. Nawet jeżeliby znali lekarstwo na odczarowanie twoich przyjaciółek.  – Spochmurniałam.
- Przecież to może być jedyna szansa i jedyne wyjście na uratowanie ich. Nigdy bym sobie nie wybaczyła gdybym była tak blisko lekarstwa i nie zrobiła wszystkiego aby go zdobyć. Jeżeli jedynym wyjściem będzie oddanie magii z moją krwią to ją oddam. Dla mnie ważniejsze są moje przyjaciółki niż magia. Nie zależy mi na niej. – No dobra, trochę mu skłamałam w szczególności po tym jak dowiedziałam się, że jestem najpotężniejszą z czarownic  ale Rose wcale nie musi o tym wiedzieć.
- Nie wież co mówisz! – Krzyknął na mnie smutno. – Magia to najlepsza rzecz jaką można mieć a ty ją chcesz od tak oddać. Wiesz co bym dał abym urodził się kobietą z magią? Wtedy nikt by mnie nie śledził i nie pozbawił mocy. – Powiedział ściszając głos. Po chwili zauważyłam,  że jego oczy zaczynają się szklić a po policzku zaczynają płynąć łzy. Wpuściłam do niego trochę Anielskiej energii aby zapomniał chociaż na chwilę te przykrości i  wyszeptałam ciche przepraszam.
- Rose a jeżeli wampiry wcale nie będą musiały pić mojej krwi? Przecież nigdy jej nie piły, nie wiedzą jak smakuje. – Powiedziałam energicznie wpatrując się w zielone oczy Rosa.
- Aileen co Ci chodzi po głowie? – Zapytał chłopak tak jakby wybudzony z transu, czyli na chwilę zapomniał o przykrościach. Jego oczy w jednej chwili się powiększyły a na twarz wpełzło przerażenie. – Chyba nie sugerujesz, że mamy sobie przetoczyć krew?- po tych słowach dostał kuksańca w żebra a ja prawie rozpłakałam się ze śmiechu.
- Nie przetoczyć, głuptasie. – Sprostowałam ,dalej się uśmiechając. – Przecież nie jest powiedziane że muszą pić ze mnie. A co jeżeli będą pić z woreczka? – Zapytałam podekcytowana swoim planem.
- Rozumiem. Niestety muszę Cię zmartwić wampiry najczęściej piją prosto od ofiary, czyli twój plan z woreczkami krwi nie wypali. – Odparł kładąc swoją dłoń na moje ramię.
- Ross jesteś głupi czy tylko takiego udajesz? Przecież nie jestem idiotką aby wpychać wampirom krew z worka. Chodziło mi bardziej oto, że napełnię woreczki twoją krwią i umieszczę je na swoim ciele w miejsca gdzie najczęściej gryzą wampiry czyli na szyi, nadgarstkach, udach i obojczykach.
- Myślisz, że niby nie zauważą, że masz na sobie woreczki z krwią? – Spytał się prychając pogardliwie.
- OK. jednak opcja numer jeden czyli jesteś głupi! – Wykrzyknęłam z radosnym uśmiechem na ustach. Mina chłopaka wyrażała strach jak i zdziwienie. Po prostu chciało mi się śmiać. -  Człowieku zapominasz, że jestem czarownicą. Wtopię woreczki w moje ciało i zakryje je imitacją ludzkiej skóry. Nawet wampir się nabierze, gwarantuje. – Uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił i energicznie wstał klaszcząc w dłonie. Podszedł do mnie i wziął mnie w swoje objęcia.
- Dziewczyno, jesteś genialna! Ale widzę jeden mały problem. – Nadęłam usta i założyłam ręce na piersi. No prawie bo przez uścisk wyszło mi tylko założenie rąk na wysokości szyi.
- No dawaj, jaki problem tym razem? -  Zapytałam. Z twarzy chłopaka nie schodził uśmiech.
- Boje się igieł. – Odparł beztrosko.
- Rose, nie żartuj. – Odpowiedziałam śmiejąc się po nosem. – Nie będzie żadnych igieł. – Pocieszyłam go.
   Tej nocy nie wróciłam do Akademii. Spałam w grocie razem z Rosem. Pewnie Nathan się martwi, będę musiała mu to jakoś wytłumaczyć  ale nic. Resztę dnia spędziliśmy na dopracowywaniu planu.
*********************************************************************************
   Hej, hej ludziska.
Na prośbę jednego z Was czyli moich czytelników rozdział wstawiam dzisiaj. Miał być w porach porannych ale niestety wciągnęłam się w Teen Wolf :) 
Dzisiaj rozdział dłuższy gdyż następny ma tylko trzy strony gdyż jest rozdziałem przejściowym. Mam nadzieje, że trochę Was to wszystko zaskoczyło. 
Za wszystkie błędy przepraszam i życzę udanych wakacji.

Pozdrawiam Córka Razjela ☺

Ps. Wie ktoś gdzie znajdę piąty odcinek drugiego sezonu Teen Wolf?

poniedziałek, 25 lipca 2016

Facebook



   Cześć!
Taa kolejna informacja. Nie zawieszam bloga, od razu mówię ☺. Ostatnimi czasy dużo myślę o tym jak nawiązać z wami jakiś kontakt i tym podobne. Tak więc po dłuższym rozmyślaniu założyłam konto na facebooku. Nie wiem czy to w ogóle wypali ale to już zależy od Was. Będę dodawać tam zapowiedzi rozdziałów, małe urywki i wiadomość kiedy dany rozdział się pojawi. Konto to po prostu Córka Razjela serdecznie na nie zapraszam.
* Piszcie kiedy chcecie rozdział*

Pozdrowienia od Córki Razjela ☺

niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział X - Coś jest nie tak...



      Po naszych w sumie można powiedzieć porannych igraszkach, spaliśmy całkiem długo. Powoli otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to mój ukochany leżący tuż obok mnie. Najwyraźniej jeszcze spał ponieważ miał cały czas zamknięte oczy. Za oknami buszowało już słońce. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła piętnasta. Całkiem przyzwoita pora.
   Wstałam bardzo powoli, tak aby nie obudzić śpiącego obok mnie chłopaka. Po cichu podeszłam do szafy wyjąć swoje ubrania i przyszykować coś dla Nate’a. I jeszcze ciszej poszłam do łazienki. Od razu po wejściu do niej przypomniało mi się wczorajsze zajście. Na moją twarz natychmiast wypłynął rumieniec. Szybko się otrząsnęłam i weszłam pod prysznic wcześniej upewniając się czy przypadkiem znowu nie zapomniałam ręcznika.
   Po szybkiej i odprężającej kąpieli. Związałam jeszcze mokre włosy w warkocz i ubrałam się w czarne legginsy i miętowy sweterek. Do tego standardowo czarne trampki. Gotowa wyszłam z łazienki. Co się okazało chłopak dalej spał. Podeszłam do niego i złączyłam nasze usta w pocałunku. Ten jak za sprawą magicznej różdżki zaraz otworzył oczy i go oddał. To parszywy kłamca. Żeby tak wrabiać swoją dziewczynę? Za takie poważne wykroczenie należy dać chłopakowi solidną nauczkę.
   Szybko się od niego oderwałam i zaczęłam się z nim droczyć. W pewnym momencie po prostu wstałam i go spoliczkowałam. Na jego twarzy pojawiło się zdumienie. Osiągnęłam swój cel. Ma za swoje. Zaśmiałam się w duchu. Podeszłam do przygotowanych a raczej wyczarowanych wcześniej ubrań dla Nathana. Rzucając nimi w niego tylko powiedziałam:
- Ubierz się. Tak w ogóle okłamałeś nie właściwą dziewczynę. – posłałam mu rozbawione spojrzenie po czym wyszłam z pokoju. Stałam przed drzwiami czekając na niego. W końcu po jakiś 40 minutach wyszedł.
- Zastanawiałam się po jakim czasie pójdziesz mnie szukać. – mina chłopaka była bez cenna.
- Aileen, no przepraszam. – powiedział skruszony. Jego wszystkie mięśnie się napięły pod opinającym go t- shircie.
- Nathan, myślałeś, że to na serio? Przecież Cię kocham. – odpowiedziałam ledwo powstrzymując śmiech.
- No wiesz policzkowanie mnie to chyba nie jest za bardzo oznaka miłości. – założył swoje ręce. Ja tylko pokręciłam oczami. Przyciągnął mnie do siebie. – A tak w ogóle dziękuję za ubrania.- już miał mnie pocałować kiedy usłyszałam odgłosy kłótni. Szybko się od niego osunęłam.
- Nie, to nie dorzeczne słyszysz? Co się z tobą do cholery dzieje? Nie mam zamiaru z nią mieszkać!
- Jak możesz? Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor!
- Ja się tak zachowuje? To nie ja chodzę za nią jak jakieś pieprzone zombie!
- Zamknij się kretynko!
- Nie waż się tak do mnie mówić! – staliśmy tam z Nathanem jak zamurowani. Po ostatnich słowach słychać było głuchy plask.
   Po tym odgłosie szybko zerwałam się z miejsca i ruszyłam do miejsca z którego wydobywały się odgłosy kłótni. Wleciałam do pokoju bliźniaczek. To co tam zastałam przeraziło mnie. Na podłodze leżała jak mi się zdaje nie przytomna Zurra. A nad nią stała jej przerażona siostra. Wymieniliśmy z Nathanem spojrzenia po czym ja podbiegłam do przerażonej Zirry i zamknęłam ją w uścisku. Nathan kucnął przy Zurze sprawdzając co jej dolega. Dotknęłam czoła Zirry i rzuciłam na nią czar uspakajający i usypiający. Siłą woli przeniosłam ją na łóżko. Zauważyłam, że ostatnimi czasy moje umiejętności są coraz lepsze. Ale nie o tym teraz. Podbiegłam do Natha i leżącej Zurry.
- Co z nią? – zapytałam zdenerwowana.
- Nieprzytomna. Ale nie to mnie martwi. Ktoś rzucił na nią urok, który można by powiedzieć odmóżdża i robi z niej czyjąś sługę. – powiedział cały zaniepokojony chłopak.
- Szarlot. – wyszeptałam
- Co? Wiesz kto jej to zrobił? – podniósł się.
- Nie, ale mam pewne podejrzenia. Chyba zostaniesz ze mną trochę dłużej. – uśmiechnęłam się do niego smutno.
- Jak sobie życzysz mój Aniołku. – po chwili ciszy i kilku wyjaśnieniach od nośnie zachowania Zurry kiedy to Szarlot pojawiła się w naszej Akademii. – Czyli mówisz, że to wszystko zaczęło się gdy ona przyszła pierwszy raz do szkoły? – pokiwałam twierdząco głową. – No to zakładamy spółkę szpiegowską. – uśmiechnął się.
   Podczas naszej rozmowy położyliśmy Zurrę do łóżka i obydwóm siostrą można by powiedzieć zaserwowaliśmy, znaczy ja zaserwowałam małe pranie mózgu. Czyli wymazałam im pamięć z całego tego zajścia aby się nie znienawidziły i zastąpiłam je innymi wyimaginowanymi wspomnieniami. A mianowicie dziewczyny będą myśleć, że cały ranek spędziliśmy w czwórkę.
   Po wszystkim wyszliśmy z pokoju dziewczyn i poszliśmy do mnie obmyślić  co robić dalej. Siedzieliśmy rozmyślając przez około dwie godziny. Obydwoje byłyśmy wyczerpani, w końcu postanowiliśmy, że spróbujemy zdobyć próbki a w cały plan wkręcimy Mags, Mackenzi i Zirrę gdy ta ostatnia się obudzi. Zastanawiałam się czy dobrym wyjściem byłoby powiedzieć Nathanowi o Rosie. Postanowiłam to zrobić bo bolało mnie serce gdy do niego szłam i musiałam okłamać Nathaniela.
- Em Nathan, mam Ci coś ważnego do powiedzenia. – odrzekłam nabierając do płuc dużej ilości powietrza. Co jeśli będzie na mnie zły i przestanie się do mnie odzywać? Co ja wtedy zrobię? On jest jedynym moim oparciem bez niego wszystko straciło by sens.
- Chodzi Ci o twój wymiar czy o coś zupełnie innego? – zapytał podnosząc na mnie wzrok z niekrytym uśmiechem na ustach. Wytrzeszczyłam swoje oczy.
- Skąd ty to wiesz? Przecież nigdy o tym nie wspominałam. – odpowiedziałam zdziwiona.
- Ale bardzo często o tym myślałaś nie wznosząc murów. Jeśli coś chcesz przede mną ukryć wznoś bariery w umyśle, Aniołku. – przybliżył się bliżej mnie tak, że teraz obydwoje siedzieliśmy na środku mojego łóżka. Pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Nie jesteś na mnie zły, że to przed tobą ukryłam? – spytałam. Chłopak tylko szerzej się uśmiechnął i wziął mnie w swoje ramiona.
- Jeżeli tylko nie prześpisz się z Tym Rosem, to nie. Jak mógłbym się na ciebie gniewać Aniele? – spytał. Wzruszyłam ramionami. Tak się cieszę, że mam takiego wyrozumiałego i kochającego chłopaka a przy okazji Anioła Stróża.
- Obiecuję. – odpowiedziałam pewnie po czym złączyłam nasze usta w długim i namiętnym pocałunku.
   Po upływie następnych minut doszliśmy wspólnie do wniosku, że jedyną osobą, która może być wstanie nam pomóc był Ros. Chłopak, którego nie widziałam przez bardzo długi czas. Chłopak, który został sam w moim wymiarze. Chłopak, któremu obiecałam, że będę go bardzo często odwiedzać. Niestety przez Nathana byłam zbyt zajęta Anielskimi sprawami i nim niż czymkolwiek i kimkolwiek innym. Zanim miałam się z nim spotkać musiałam zdobyć próbki i informacje, które miały się przydać w rozwikłanie zagadki czym Szarlot truje Zurrę i kim Ona jest. Pozostała jeszcze późniejsza kwestia czyli poinformowanie Rosa o Nathanie. Coś czuję, że ta wizyta w mojej grocie będzie naprawdę trudna.
   Nathan musiał na chwilę wrócić do Niebios. Ja postanowiłam sprawdzić jak czują się siostry. Poszłam do ich pokoju. Zurry już nie było a Zirra siedziała na łóżku. Uśmiechnęła się na mój widok i podbiegła mnie przytulić.
- Cześć. – przywitałam się. Ta zaczęła gorzko płakać, głaskałam ją po włosach aby ją uspokoić. – Co się stało?  -spytałam gdy dziewczyna już się trochę uspokoiła.
- Zurra chcę aby ta idiotka Szarlot się do nas wprowadziła. Podobno rozmawiała już z Mags i Mackenzi abyśmy zamieniły się na pokoje, ponieważ one mają trzy osobowy a są tylko we dwie. Ja nie chcę mieszkać z Szarlot. Aileen pomóż mi, proszę. – odpowiedziała zapłakanym głosem. Coś zakuło mnie w sercu. Co prawda od pewnego czasu trochę się od siebie oddaliłyśmy ale jednak zawsze zostawałyśmy przyjaciółkami i nic ani nikt tego nie zmieni.
- Jeśli chcesz możesz zamieszkać u mnie. Co prawda będzie trochę mało miejsca ale lepsze to niż nic. – posłałam jej uśmiech. Gdy Zirra  się ode mnie odsunęła na jej twarzy widniał wielki uśmiech.
- Naprawdę zrobisz to dla mnie? –spytała szczęśliwa. Pokiwałam twierdząco głową. – Kobieto kocham cię. Aileen, mówił Ci ktoś, że jesteś najlepszą osobą na świecie? – spytała.
- Koniec gadania. Nie ma co zwlekać bo jeszcze się rozmyślę. – parsknęłam śmiechem.
   Wyszłyśmy z pokoju bliźniaczek. Stanęłam no środku swojego i siłą woli zmaterializowałam łóżko i resztę rzeczy u siebie. Co prawda tak jak przypuszczałam dwa łóżka w pokoju jednoosobowym zajmują bardzo dużo miejsca ale w końcu czego się nie robi dla przyjaciół? Współlokatorka komplikuje kilka ważnych spraw takich jak swobodna rozmowa z Nathanem i przechodzenie do mojego wymiaru, ale przecież nie mogłam zostawić ją obok Szarlot bo jeszcze zamieniła by Zirre w jej kolejną zombie. Coś się wymyśli. Najwyżej z Nathanem będę spotykać się tylko w Niebiosach, w nocy. Przecież wtedy mogę po prostu udawać, ze śnie a nie przenoszę swoją duszę do Anielskiego ciała. Żałuję tylko, że w tym świecie nie mogę mieć skrzydeł.
- I co może być? – spytałam po chwili stojącą obok mnie dziewczynę.
- Jasne, że tak. Dziękuję. – w taki oto sposób w przeciągu kilku minut znalazłam się z powrotem w jej objęciach. Żeby tylko Nathan nie był zazdrosny. – pomyślałam i zaśmiałam się w myślach. Gdy zaczynało brakować mi powietrza odsunęłam się od dziewczyny. – Aileen. Jesteś pewna, że mogłaś tak zrobić? Przecież gdybyś mogła mieszkać z kimś to pewnie zamieszkałaś byś na początku roku. – odparła po chwili.
- Nie wiem. Ale co stoi na przeszkodzie? – spytałam.
   Po wypowiedzeniu tego, jakże głupiego pytania do pokoju wtargnęły rozjuszone Ortea i Izyda. W ich oczach pojawiły się pioruny gniewu i rozjuszenia. Izyda jednym machnięciem ręki spowodowała dawny wygląd pokoju. Zdenerwowana podeszła do mnie wymachując rękami powiedziała, wręcz wykrzyczała.
- Aileen! – moje serce na chwilę stanęło. Przełknęłam gulę siedzącą w moim gardle i jak gdyby nigdy nic odpowiedziałam.
- Tak, Pani Dyrektor. Jest jakiś problem? – powiedziałam próbując ukryć drżenie głosu. Na twarzy Izydy pojawił się większy wyraz gniewu niż kiedykolwiek widziałam.
- Nathan. Mógłbyś pomóc? Dyrektorka próbuje mnie zabić. – wypowiedziałam te słowa do chłopaka nie bez powodu, ponieważ Izyda przybliżyła się do mnie na tyle blisko aby złapać mnie za szyję i podnieść. Ortea w ogóle nie reagowała, wręcz się cieszyła.
- Co się dzieje? – zapytał Nathan, który przed chwilą się pojawił gdy moja twarz nabierała niepokojący siny kolor a ja przestawałam oddychać.
- Zrób jakieś Anielskie czary mary i ją uspokój. Zaraz mnie udusi a ja nie mogę podnieść na nią rękę bo mnie wyrzuci. – chłopak delikatnie kiwnął głową. Z jego rąk wydobyło się złote światło. Izyda natychmiast mnie puściła i wraz z Orteą podbiegły do mnie. Znaczy Ortea to zrobiła a Izyda padła na kolana naprzeciwko mnie.
- Dzięki. – odpowiedziałam w podziękowaniu za uratowanie życia chłopakowi. On się uśmiechnął i zniknął.
- Ja, ja przepraszam. Poniosło mnie. Nie możesz mieszkać z kimś innym. Ten pokój jest zarezerwowany dla ciebie i tylko dla ciebie. – odparła już spokojnie Izyda. Byłam przerażona całym tym zajściem. Jednak miałam dość tego wszystkiego nie wytrzymałam i wybuchłam.
- Dlaczego?! Czemu tylko ja w całej Akademii mam mieszkać sama?! To nie sprawiedliwe. I nie przyjmę odpowiedzi „ wszystkiego dowiesz się w swoim czasie” to jest naprawdę denerwujące! Chciałam tylko pomóc Zirze. A panie przylatują do mnie jak bym zrobiła coś niewybaczalnego i na dodatek usiłujecie mnie zabić! – wykrzyczałam to tak głośno, że najprawdopodobniej słyszała mnie cała część mieszkalna.
- Wiemy, że chciałaś pomóc, dlatego Zirra jeżeli będzie tylko chciała zostanie przeniesiona do pokoju Mags i Mackenzi. – odpowiedziała spokojnie Ortea. Mówiła jak do dzikiego zwierzęcia aby go nie spłoszyć. Do tego nie odpowiedziała na ani jedno pytanie zadane przeze mnie.
- Za to dziękuję, a teraz uprzejmie proszę aby panie wyszły z mojego pokoju bo muszę ochłonąć.  –wszystkie w trójkę właśnie wychodziły. Zatrzymałam w drzwiach Zirrę. – Ty zostajesz, przynajmniej na razie.
   Wciągnęłam ją z powrotem do pokoju. Posadziłam ją na jednej z puff, a sama siadłam na drugiej. Zaczęłam ją gorączkowo przepraszać, ta tylko mówiła, że nic się nie stało. W końcu wstałam i zaczęłam chodzić w jedną i w drugą stronę trzymając splecione ręce za plecami. Dziewczyna podążała za mną wzrokiem.
- Przestań tak łazić! W głowie mi się kręci. – po jakiś dziesięciu minutach oznajmiła dość zdenerwowana Zirra. Przystanęłam naprzeciwko jej.
- Myślę. Trzeba coś wykombinować odnośnie Zurry. Chyba zauważyłaś, że od pewnego czasu dziwnie się zachowuje. Mam pewne przypuszczenia odnośnie dlaczego tak się dzieje, ale do tego będziecie mi potrzebne. Mówię o tobie, Mags i Mackenzi. – odparłam zamyślona.
- Też to zauważyłam, ale co zamierzasz zrobić? – zapytała. Zamyśliłam się chwilę gdyż nie byłam pewna czy mogę jej zdradzić podejrzenia odnośnie Szarlot.
- Powiedzmy, że przeszukamy nielegalnie jeden pokój. I pośledzimy pewną osobę. – odpowiedziałam z chytrym uśmiechem. Dziewczyna otwierała usta, ale w „grzeczny” sposób wyprosiłam ją z pokoju. Czytaj aby już sobie poszła i w bardzo elegancki sposób została przepchana przez próg, wcale nie dostając drzwiami w nos. Ja tym czasem postanowiłam odpocząć bo i tak nic więcej nie wymyślę a mój plan zaczniemy realizować od jutra.

*********************************************************************************
   Hej!
Tak jak obiecałam jest rozdział ☺. Wrzuciłam go wcześniej niż miał być bo niestety wróciłam wcześniej z wakacji.
Za wszystkie błędy przepraszam.

 Pozdrowienia Córka Razjela




Pytania ☺



   Hejka! Dzisiaj wstawiam pytania ale, ale rozpieszczę Was i wstawię jeszcze rozdział. Będę taka dobra xd. Dobra koniec tego i lecimy z pytankami. Jest ich pięć. Szczerze myślałam, że nie będzie żadnego a tu proszę miła niespodzianka. Jak byście chcieli możecie dalej zadawać pytania pod każdym postem. Odpowiadanie na nie sprawia mi wielką radość gdyż muszę się głowić jak odpowiedzieć tak abyście byli usatysfakcjonowani a jednocześnie żeby nie zdradzić za dużo. Mam nadzieję, że dobrze odpowiadałam ☺

1. Czy pod koniec Nathan będzie z Aileen?

   W sumie to uczucia Aileen w stosunku do Nathana nie są jakoś bardzo nakreślone. Ale tak Nathan będzie z Aileen o ile już nie są ☺

2. Czy będzie druga księga?

   Owszem planuję ją zrobić, ale (jak zwykle musi być ale) muszę Was zmartwić ani Aileen ani Nathan nie będą główną postacią. Jednak główny bohater (a może bohaterka?) będzie bliski sercu dla obydwóch. Natomiast nasza czarownica jak i aniołek będą także się pojawiać.

3. Czy Zurra jest zaczarowana przez Charlotte?

   Zastanawiam się jak się domyśliłaś/eś? Niestety Zurra jest pod wpływem Charlotty, jednak to nie jest takie proste jak Ci się wydaje. W każdym bądź razie mam taką nadzieję. Mogę jeszcze zdradzić, że Zurra nie jest jedyną ofiarą i, że Charlotta nie jest tak przejrzysta jak mogło by się wydawać.

4. Czy to zbieg okoliczności, że Ortea i Ros mają tak samo na nazwisko?

   Zastanawiałam się czy ktoś to w ogóle zauważył. Jak widać tak z czego się bardzo cieszę . Nie to nie jest przypadek, że Ortea i Ros mają takie samo nazwisko. W pierwszej części nie będzie rozwinięcia tego wątku choć będzie on wspomniany natomiast w drugiej części z tego rozwinie się coś ciekawego. No przynajmniej mam taką nadzieję ☺

5. Czy Ros jest zły?

   "Bycie złym" to jak dla mnie pojęcie względne xd. Niestety masz rację by mu nie ufać bo nawet ja mu nie ufam. Od XII rozdziału zobaczysz dlaczego ☺ Niestety musisz jeszcze troszkę poczekać, ale pociesze Was mam już napisany XIII rozdział więc powinniśmy dojść szybko do głównej akcji.

   Wygląda na to, że to by było na tyle. Jeżeli macie jakieś pomysły na urozmaicenie tego bloga to pisać śmiało bo w końcu po części Wy go tworzycie, gdyż czytacie me wypociny.

   Jeśli jakieś zdanie jest nie poprawne to wybaczcie ale po tak ciężkim wyjeździe jestem wyczerpana umysłowo. Za wszystkie błędy przepraszam.

Pozdrawiam Córka Razjela

sobota, 9 lipca 2016

Rozdział IX - Bal



 
   Stałam tam i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Przypatrzyłam się postaciom. Byli to dwaj mężczyźni.  Nie kojarzyłam ich. Jeden był szatynem a drugi blondynem. Wiem skąd poczułam pieczenie na policzku. Blondyn walił mnie z liścia w twarz. W końcu się poddał widząc, że nie reaguję.
- Czy ona, no wiesz? – spytał oprawca pieczenia. Z jego twarzy można było przeczytać złość oraz zmartwienie. Głos jednak miał stanowczy.
- Prawdopodobnie nie. Znasz sztuczki mojej siostrzyczki. – zaśmiał się brunet. Wtedy osłupiałam. Czy ten mężczyzna nazwał mnie właśnie swoją siostrą?
- Nathan co się dzieje? Przyjdź tu. Proszę. – poprosiłam chłopaka w myślach, chodź podejrzewam iż nawet jak bym powiedziała to normalnie to tamci dwaj i tak by mnie nie usłyszeli. Chłopak zjawił się po sekundzie. Na jego twarzy widać było zmartwienie oraz szok.
- Aileen, nic Ci nie jest. Tak się bałem. Czemu ty nie jesteś w swoim ciele? – spytał zmartwiony.
- Tego nie wiem, właśnie dla tego Cię wołam. – po chwili namysłu dodałam – Nathan powiedz mi tylko, że nie jestem martwa.- widząc minę chłopaka zaczęłam panikować. Nie, ja nie mogłam odejść. A jeśli nawet to po co tu jestem? I przypadkiem nie poczułabym czegoś dziwnego, jakiegoś przepływu energii? Bo przecież po śmierci miałam stać się aniołem. Czy z tym nic się nie wiąże? Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos szatyna.
- Peter zmywamy się stąd. – zażądał. Widać, że był przywódcą tej akcji.
- Charlie, a co z nią? – mówiąc to, blondyn wskazał na moje ciało. To zaczynało być coraz bardziej dziwne. Tyle pytań nasuwało mi się na myśl. Jakim cudem oni się tu dostali? Czemu szatyn myśli, że jest moim bratem? I najważniejsze po co ja im jestem?
- Zostawimy ją przyjdzie kolej i na nią. – chłopak podszedł do mnie i ucałował me czoło. Miejsce, w którym to zrobił zaczęło piec żywym ogniem. Chłopak tylko się zaśmiał i rozłożył swoje czarne skrzydła. Blondyn zrobił to samo i wyfrunęli z pokoju. Stałam tam jak słup soli. Nathan podszedł do mnie i wziął mnie w swój uścisk. Głaskał moje włosy a ja płakałam mu w koszule. Nie wiem czemu ale w tamtej chwili poczułam, że cały mój świat legł w gruzach. Opadłam na kolana. Straciłam wszystkie siły. Poczułam dziwne uczucie. Otworzyłam oczy i znajdowałam się już w swoim ciele. Policzki strasznie mnie piekły i szczypały. Poczułam ciepłom maź spływającą z prawego łuku brwiowego i lewego policzka. Domyśliłam się, że to krew. Nie sądziłam, że tamci mężczyźni zrobili mi taką krzywdę. Co prawda obserwowałam siebie ale nie widziałam krwi. Rozejrzałam się po pokoju ale Nathana już nie było. Wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki potykając się co chwila o własne nogi. Stanęłam przed lustrem i się przeraziłam. Moja cała twarz była nie dość, że cała czerwona to jeszcze wyglądała jak wielki balon. Faktycznie z tych miejsc co myślałam ciekła krew dodając jeszcze wargę. Zastanawiałam się co mogę z tym zrobić. Poszłam do komódki z lekami i wyjęłam z niej wodę utlenioną, środek znieczulający, igłę i nić chirurgiczną ponieważ wiedziałam, że łuk brwiowy trzeba szyć, do tego jeszcze kilka gazików i plaster. Tak przygotowana wróciłam do łazienki i zaczęłam obmywać rany. Zaaplikowałam środek znieczulający i zaczęłam szyć. Ból był do zniesienia ale nie było to przyjemne doświadczenie. Założyłam 6 szwów.  Gotowa poszłam do łózka. Była 15:00. Zastanawiałam się co można porobić. I co to byli za ludzie. Postanowiłam spisać pomysły na dekoracje w końcu zostało tak mało czasu. Nic nie mogłam wymyślić więc po prostu wstałam z łóżka i resztę dnia chodziłam po Akademii lub siedziałam na mojej pufie nic nie robiąc tylko myśląc.
   Dni mijały. Pracę nad dekoracjami trwały. Wszystko było gotowe, brakowało tylko śniegu. I tym miałam zająć się ja. Gdy nikt nie patrzył wyczarowałam padający śnieg za oknem. Bal ma się odbyć jutro i każdy jest bardzo tym wszystkim podniecony. Nauczyciele mieli przyjechać na bal. Więc wszystko zostawili nam. Przez ten czas nie kontaktowałam się z Nathanem natomiast byłam u Rossa. Chłopakowi powiedziałam moje podejrzenia odnośnie Szarloty. Nathan nie może wejść ze mną do mojego wymiaru, więc nic nie wie o Rossie. I dobrze. Gdy nie wyczuwa mojej obecności muszę mu mówić, że jestem w Niebie. Nie wiem czy się na to nabiera ale nie zadaje więcej pytań. Myślę jednak, że nie, ponieważ jak wchodzę do wymiaru czuję tak jakby zerwanie naszego połączenia. Zapewne on czuje to samo. Gdy jestem w niebie ta więź się pogłębia a nie traci. No ale cóż. Kiedyś będę musiała mu powiedzieć, że mam swój własny wymiar.
- Aileen, patrz śnieg pada! To jakiś cud! – podbiegła do mnie cała uchachana Zirra.
- Widzę. Też się z tego cieszę. – uściskałam ją.
   Było dość późno a jutro jeszcze trzeba przygotować potrawy. Zastanawiałam się czy Nathan się zjawi w końcu ostatnio ze sobą nie rozmawiamy i to mnie martwi. Zirra zaczynała się z powrotem do mnie zbliżać natomiast jej siostra już kompletnie się nie odzywa. Przez te wszystkie dni nie mieliśmy żadnych lekcji bo dekoracje ważniejsze a po za tym nikt nie mógłby nas uczyć. Skontaktowałam się z Pegi czy mogłaby nas uczesać. Gdy to do niej mówiłam piszczała z radości i w taki sposób znalazłam nam fryzjerkę. Pegi prócz bycia ekspedjętką (od autorki. Za Chiny Ludowe nie wiem jak to napisać. Śmiało możecie mnie poprawić ☺) dorabia sobie jako fryzjerka w świecie ludzi. Poszłam do swojego pokoju i zatopiłam się w ciemność Morfeusza. Obudziło mnie pukanie a raczej walenie w drzwi. Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do drzwi.
- No hej, o co chodzi? – spytałam zaspanym głosem dziewczynę stojącą przede mną.
- Aileen  ktoś włamał się do Akademii i zniszczył wszystkie dekoracje! Sala jest w opłakanym stanie. – Chatherina zaczęła krzyczeć. Spojrzałam na zegarek – 5:07. Jest szansa, że jeszcze nikt nie wstał.
- Cholera! Ktoś to jeszcze widział? – zapytałam zdenerwowana.
- Nie na szczęście nie. Zamknęłam salę. I przyszłam tu do ciebie prosić cię o pomoc w naprawię. Tylko ty jesteś w stanie to zrobić. – złapałam dziewczynę za rękę i nie wiele myśląc przeteleportowałam się do sali. Faktycznie sala była w opłakanym stanie. Wszystko zniszczone. Zasłony potargane, stoły powywracane, cała zastawa potłuczona, wszystkie dekoracje potargane. Widok był przytłaczający. Wyjęłam różdżkę i wyobraziłam sobie, że wszystko jest naprawione. Usłyszałam tylko ciche westchnienie rudowłosej. Otwarłam oczy i sala była w nienagannym stanie. Postanowiłam wyręczyć znajome i dokończyć kolacje. Kilka machnięć różdżką i jedzenie stało na stołach. Postanowiłam zrobić blokadę wokół akademii. Wtargnięcie mojego „brata” i zniszczenie sali nie wróżyło nic dobrego. Ten dzień był wyjątkowy i bardzo ważny i nic złego nie powinno się stać. Chwyciłam z powrotem rękę Chatheriny i wróciłyśmy do mojego pokoju. Poszłam do łóżka nakazując dziewczynie zrobić to samo i po chwili leżałyśmy razem. Kazałam jej odpocząć bo widziałam jej wory pod oczami. Sprawy nie ułatwiało to, że ma głośną współlokatorkę, która nie daje jej po nocach spać. Po chwili rytm jej serca się unormował i zasnęła. Ja poszłam w jej ślady i po chwili obydwie odpłynęłyśmy w ciemność. Obudziłam się jako pierwsza. Spojrzałam na zegarek – szesnasta. Wspaniale zostało nam tylko cztery godziny na przygotowanie się. Czemu nikt nas nie obudził? Dlaczego tyle spałam? Lekko trącnęłam Chatherinę. Ta zaraz zerwała się na równe nogi i posłała mi pytające spojrzenie. Odpowiedziałam jej, że pora się zbierać. Zaczęłyśmy się szykować. Zawołałam Pegi, która jak się okazało była w Akademii od samego rana i na nas czekała. Zaczęła nas czesać w wymyślne fryzury. Każdą z nas oporządzała w mniej więcej półtorej godziny więc miałyśmy godzinę na suknie, makijaż i paznokcie. Szybko zabrałyśmy się do roboty. W końcu skończyłyśmy a efekt był zniewalający. Na mojej głowie był piękny warkocz z prawej strony prowadzący w lewo, od czoła był kolejny. Łączyły się na lewym boku mojej głowy w jedną wielką furę kręconych włosów. Włosy  Chatheriny  spływały pięknymi falami na plecy. Na czubku głowy miała zrobiony bardzo luźny dobierany warkocz kończący się przy uszach. Pod warkoczem miała wpiętą czarną aplikacje. Zostały tylko suknie. Po ich założeniu byłyśmy gotowe do wyjścia. Na korytarzu spotkałyśmy Zirrę i jej siostrę, Mag, Mackenzi i  Szarlottę oraz ich partnerów. No właśnie partnerów. A gdzie był mój? Chłopak Chatheriny czekał na nią pod jej pokojem. Teraz w zwartym szyku poszliśmy na salę szykując się mentalnie na nasz taniec, który musieliśmy zatańczyć całą szkołą by powitać zaproszonych gości. A muszę powiedzieć, że tych gości było dość sporo i niektórzy byli naprawdę ważni. Przedstawiciele wszystkich ras, ważni ministrzy i inne ważne osobistości. Wyobrażacie sobie jaki to stres? Doszliśmy do sali. Nigdzie nie było widać Nathana. Byłam przerażona. Teoretycznie mogę nie tańczyć ale w praktyce nie, ponieważ byłam parą prowadzącą. Nagle poczułam nasilającą się więź. Nathan. Odetchnęłam z ulgą. Chłopak zmaterializował się na korytarzu łączącym się z tym na którym obecnie staliśmy. Oddaliłam się niezauważalnie od mojej grupy i podbiegłam do chłopaka. Nathan ubrany był w piękny biały garnitur z krawatem pod kolor mojej sukni, buty też miał białe. Włosy jak zwykle były precyzyjnie ułożone. Jednak czegoś mi brakowało, jakiegoś bardzo ważnego szczegółu. Po chwili zrozumiałam – skrzydła. Bez nich nie wyglądał tak samo. Ale dalej był to ten sam Nathan, którego kochałam. Miałam tylko nadzieję, że jest widzialny dla innych ludzi, bo trochę dziwnie wyglądało by tańczenie z niewidzialna postacią. Chłopak czytając w moich myślach zaraz mnie upewnił, że jest widzialny a skrzydeł nie posiada ponieważ zostawił je w swoim anielskim wcieleniu.
- Ślicznie wyglądasz. – powiedział podając mi swoją rękę. Na te słowa oblał mnie rumieniec.
- Dziękuję, ty też wyglądasz niczego sobie. - posłałam mu zadziorny uśmiech. Odwzajemnił się tym samym. Podążyliśmy do moich znajomych, którzy czekali przed salą ustawieni do tańca. Na twarzach chłopaków było widać przerażenie. Prawdopodobnie żadna z nas nie powiedziała swoim partnerom o naszym tańcu. No cóż tak bywa. Zaśmiałam się w duchu. Zajęliśmy nasze miejsca na przodzie w końcu jako pierwsza para musimy zacząć tanieć. Nathan posłał mi pytające spojrzenie, a myślałam, że mój Aniołek wie o wszystkim.
- Aileen co to ma być? – zapytał poddenerwowanym głosem. W jego oczach można było dostrzec przerażenie. Czyżby wiekowy Anioł nigdy nie tańczył?
- Taniec kotku, taniec. – odpowiedziałam mu jakże radosnym głosem w myślach.
- Co? – nie zdążyłam mu odpowiedzieć bo po chwili usłyszeliśmy pierwsze nuty melodii i drzwi zostały otwarte przez lokajów, których zatrudniłyśmy z dziewczynami. Przesłałam chłopakowi w myślach kilka pierwszych kroków i informacje, że inni nasi partnerzy będą się na nim wzorować. Ten tylko pobladł i ruszyliśmy. W sali było pełno oczu skierowanych prosto na nas. Po drodze każda dziewczyna dostawała różę przechodząc przez tunel z kwiatów. Tańczyliśmy i muszę powiedzieć, że choć nasi chłopcy nawet nie znali kroków idealnie się do nas wpasowali i nie było widać, że robią to pierwszy raz w życiu. W końcu wybiły ostatnie melodie a my się ukłoniliśmy. Usłyszeliśmy ogromne brawa z czego byliśmy bardzo dumni. Po naszych słowach przyszła pora na przemówienie, które miałam wygłosić ja i mój partner. Taa tego też mu nie powiedziałam, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że o tym to zapomniałam. Przesłałam mu tylko przeprosiny i informacje o tym co się stanie.
- Mała, chyba Cię zaraz uduszę.- poinformował mnie Nathan w myślach.
- Też Cię kocham- posłałam mu mentalny uśmiech ale i tak wiedziałam, że to odczyta.
- Moi kochani dziękuję za przybycie do naszej Akademii… - wygłaszała swoją mowę Izyda. W zasadzie na pierwszym zdaniu się wyłączyłam i powtarzałam w głowie swoją przemowę a raczej krótki tekst. Z moich rozmyślań wyrwało mnie jedno zdanie.- A teraz zapraszam przedstawicieli naszej szkoły. -  w jednym momencie cała się spięłam. Nathan splótł nasze dłonie i przejęliśmy mikrofon. O dziwo chłopak w ogóle nie wyglądał na zdenerwowanego w przeciwieństwie do mnie chodź ja nie będę musiała improwizowań a on tak. Posłał mi trochę anielskiej mocy przez którą poczułam się znacznie lepiej. I zaczęłam mówić.
- Witajcie! Mam na imię Aileen i zostałam wybrana na dzisiejszego przedstawiciela. To dla mnie ogromny zaszczyt. Od wieków toczymy niemą wojnę z wampirami. Chodź ich nie spotykamy cały czas wyczuwamy ich obecność a w naszej pamięci pozostaje ten pamiętny dzień, w którym wszystko się zaczęło. -  mówiłam bardzo pewnie.
- Cały czas wracamy do tych wydarzeń, które nas jak i cały magiczny świat tak dotknęły.  – przejął Nathan.
- Dzisiaj obchodzimy sześćsetną rocznicę tego wydarzenia. Wspominamy wielu poległych przez bunt. Rasa kiedyś uważana za tak mądrą i odważną zchańbiła siebie do końca świata.
- Nigdy nie zapomnimy tych wydarzeń. One zawsze będą w naszym sercu.
- Na tą okoliczność urządziliśmy Zimowy bal. Dziś obchodzimy dwa ważne wydarzenia: rocznice buntu oraz wigilię.
- Z tej okazji cała Akademia życzy państwu tego co najlepsze. Wspaniałych świąt i spędzenia ich z najbliższymi.
- Po tym krótkim wstępie uważamy iż bal czas zacząć. Życzymy wspaniałej zabawy i godnego oddania czci poległym ale w szczególności dobrej zabawy.- po moich słowach za oknem stworzyłam fajerwerki i kolejny raz w tym dniu odbyły się gromkie brawa. Cały ciężar leżący na moim sercu zniknął. Przezwyciężyłam stres dzięki Nathanowi. Nawet nie sądziłam, że tak dobrze poradzi sobie z przemową. Uzupełniał każda moją wypowiedź za co będę mu do końca życia i dłużej wdzięczna. Z głośników poleciała muzyka i większość gości zaczęła taniec. My natomiast poszliśmy pod ścianę a w zasadzie zostałam tam zaciągnięta przez chłopaka.
- Dziękuję Ci Nathan. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. – powiedziałam po dłuższej chwili ciszy. Chłopak oparł dwie ręce na ścianie po między moją głową. Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.
- Aniołku wiesz, że za to iż tyle się do mnie nie odzywałaś i wpakowałaś mnie w taniec i przemowę czeka kara? – starał się mówić bardzo poważnie ja tylko patrzyłam w jego oczy.
- Nie, nie wiedziałam a jaka to kara? – zapytałam się przez śmiech.
- Na twoim miejscu bym się tak nie uśmiechał. – ostrzegł by po chwili przywrzeć do moich ust. Po sekundzie oddałam pocałunek. Jego usta całowały tak namiętnie jak by były spragnione. Po chwili jego język prosił abym dała mu wejść. Dałam. Nasze języki toczyły walkę i badały podniebienie i zęby. Nie mogliśmy się oderwać. Niestety ten wspaniały czas przerwało chrząknięcie.
- Gołąbeczki nie chciałabym wam przeszkadzać ale jesteście wzywani do Izydy.- usłyszałam głos mojej rudowłosej przyjaciółki. Westchnęliśmy i pokierowaliśmy się za rudowłosą.
- Chat? Jak tam twój chłopak? – szepnęłam jej do ucha.
- Kochana, zadajesz pytanie po tym jak przed chwilą migdaliłaś się z twoim chłopakiem? – potaknęłam – Cieszę się, że wam się układa ale u mnie on przyszedł tylko po to aby wyrwać inne laski. A ja, że nie miałam innej pary nie miałam wyboru i poszłam z nim. Ale nie musisz mi współczuć czy coś takiego znajdę sobie tego jedynego w swoim czasie. A tak w ogóle jakiej rasy jest twój chłopak bo wiesz nie wygląda na człowieka. – na moich policzkach powstały ogromne rumieńce a w moich oczach prawdopodobnie można było zobaczyć zakłopotanie. -  Ej, spoko nikomu nie powiem, jesteśmy przyjaciółkami. – w cale mnie to nie pocieszyło.
- Nathan co ja mam jej powiedzieć? Pyta się jaką rasą jesteś.- zapytałam się chłopakach w myślach.
- Powiedz, że jestem zmiennokształtnym to najprostsza opcja. Miejmy nadzieję, że uwierzy.- posłał mi swoją myśl.
- Eee jest zm…zmie. Jest aniołem. – Cholercia zapomniałam, że anioły nie mogą kłamać. Widząc minę Cath, szybko dodałam. -  Tylko błagam nikomu nie mów bo zostanę wywalona a jego zabiją.- powiedziałam niepewnie. Teraz modliłam się, żeby Chatherina niczego nie wygadała.
- Spoko, przysięgam. – nie byłam pewna tej przysięgi – Dobra jak mi nie wierzysz możemy złożyć przysięgę łączącą. Wiem, że w takiej sprawie trudno komukolwiek zaufać. Jak byłabym na twoim miejscu myślałabym tak jak ty. A tak w ogóle, przystojny. – odwróciła się do niego i posłała mu uśmiech. Chłopak szedł za nami jakieś trzy kroki od nas.
- Dziękuję, złożymy przysięgę u mnie a świadkiem będzie Nathan. Dobrze?
- Tak. A kiedy? -  zapytała
- Jeszcze przed posiłkiem, czyli wychodzi na to, że po wizycie u Izydy. Zgadasz się? – kiwnęła głową. Po chwili Nathan zrównał się z nami i doszłyśmy do Izydy, która siedziała przy stoliku z innymi ważnymi osobami.
- Witaj Aileen, Nathanie. Muszę wam pogratulować pięknego tańca i wzruszającej przemowy. Wasze wystąpienie było bardzo budujące.- odparła bardzo poważnie. – Chodzą słuchy, że jesteście ulubioną parą na balu i chyba znamy już Króla i Królową. -  powiedziała ściszając głos tak, że tylko ja i Nath mogliśmy ją usłyszeć. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Tak, na naszym balu jak na każdym innym nie mogło się obejść bez pary królewskiej. Zapożyczyliśmy to od ludzi. Chwilę jeszcze porozmawiałyśmy z dyrektorką i przyszedł czas na przysięgę. Szczerze mogłam jej to odpuścić bo już naprawdę bardzo chciałam tańczyć ale słowo się rzekło a po za tym to było zbyt ważne. Po kryjomu wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się do mojego pokoju. Otworzyłam do nich drzwi i się przeraziłam. Mój pokój przypominał pobojowisko. Nie sądziłam, że szykując się do balu zrobiłyśmy z Cath taki syf. Wszędzie kosmetyki, bielizna, ciuchy, buty, szczotki i inne bzdety. Zabrałam swoja różdżkę z łóżka i jednym sprawnym ruchem posprzątałam cały bałagan. Wszystko wróciło na miejsce. Moi „goście” rozsiadli się da pufach a ja wyjęłam zza komódki rodowy sztylet. Podeszłam do Cath, która od razu wstała. Stałyśmy naprzeciwko siebie a Nathan po naszej prawej stronie. Było mi z tym źle, że zobowiązuję przyjaciółkę do takiej przysięgi. Mówiłam sobie, że to dla dobra Natha jak i mnie no i teraz jeszcze Cath bo jak by ktoś się dowiedział, że Ona wie to mogliby ją posądzić o spiskowanie. Nacięłam najpierw swoją dłoń i podałam sztylet rudowłosej. Ta zrobiła to samo. Podałyśmy sobie zakrwawione ręce. Nathan położył swoją na naszych. Zaczęłyśmy się unosić w powietrzu a z naszych dłoni sączyło się białe światło.
- Aileen, zaczynaj. – ponaglił mnie Nathan. Ja tylko przytaknęłam.
- Catherino White czy przysięgasz, że nigdy i nikomu nie powiesz kim jest Nathan? – zapytałam donośnym tonem.
- Tak, przyrzekam. – odpowiedziała równie wyniośle.
- Dobrze. Gdy złamiesz obietnicę spotka Cię niemiłosierny ból. Za każdym razem gdy będziesz próbowała chodź wspomnieć o naturze Nathana odczuwać będziesz ból. Oficjalnie Nathan jest tylko człowiekiem i tak ma pozostać. O jego prawdziwej naturze możesz rozmawiać tylko ze mną i nim tylko w tedy gdy jesteśmy sami. O przysiędze też nie możesz wspominać, tak samo jak ja. Gdy coś o niej wspomnimy w obecności kogoś innego niż Nathan za równo ciebie jak i mnie czeka kara. Od dziś i na zawsze zobowiązuje nas przysięga a Nath jest naszym świadkiem. Niech przysięga zostanie zapieczętowana.
   Po naszej przysiędze światło z dłoni stało się jeszcze jaśniejsze a z naszych ust wydobyły się słowa dla nas nie zrozumiałe. Pieczęć została zapieczętowana a my spokojnie opadłyśmy na podłogę. Przytuliłam z całej siły Cath.
- Kochana przepraszam, że Cię do tego zmusiłam. Przepraszam, ale to naprawdę ważne. – chciałam płakać ale przypomniałam sobie, że przecież mam makijaż a nie robiłam go bitą godzinę tylko po to żeby teraz spłynął. Bal w zasadzie się dopiero zaczął a ja już bym wyglądała jak straszydło.
- Ali, przestań. Przecież to wiem. Mogłam odmówić przysięgi w zasadzie to ja ją nawet zaproponowałam. A teraz koniec smutków i idziemy na bal. Przecież trzeba się bawić. – wzięłyśmy się pod pachy i poszłyśmy na salę. Nathan szedł obok nas puszczając cały czas do mnie to oczko to uśmiech. Gdy w końcu tam już byliśmy impreza trwała w najlepsze. Żadna osoba nie siedziała, ani nie podpierała ścian. Wszyscy byli na parkiecie. Po chwili zgubiłam gdzieś Cath a Nathan zaprowadził mnie na parkiet. Leciała skoczna muzyka więc bardzo dobrze się bawiłam. Przeleciały jeszcze dwa utwory gdy z głośników usłyszałam następujące słowa:
„Ten utwór jest specjalnie dla zakochanych a w szczególności dla tej jednej. Al. Wiesz, że cię kocham.”
   Zamurowało mnie ewidentnie mnie zamurowało. Znałam ten głos i to bardzo dobrze. Należał do tej Wiewióry! Jak… nie. W jednej chwili skoczna muzyka zamieniła się wolną idealną dla par. Stałam jak słup soli. Nie umiałam tańczyć wolnego. Błagałam aby Nath zszedł z parkietu, jednak ten stał i patrzył się w moje oczy.
- Mogę prosić panią do tańca? – z ust chłopaka popłynęły słowa, których tak bardzo się bałam.
- Nathan ale ja nie umiem. – zaczęłam się jąkać.
- Jednak myślę, że umiesz. A jak nie to lepiej dla mnie bo mogę Cię poprowadzić. – uśmiechnął się do mnie zniewalająco. Nie miałam wyboru i się zgodziłam. Przyjęłam jego rękę a ten przyciągnął mnie do siebie tak, ze teraz moja głowa spoczywała na torsie chłopaka. Zrobił pierwszy krok, potem drugi a ja zanim podążałam. Co się okazało taniec z Nathem nie był taki trudny a wręcz przyjemny. Cath co chwila puszczała wolne piosenki a ja wtulona w chłopaka z nim tańczyła. To było takie cudowne!
   Resztę wieczoru a raczej balu spędziłam z Nathanem i Cath. Co jakiś czas pogadałam z Zirrą, Mags i Mackenzi. Tańczyłam całą noc. Było wspaniale. Nie spodziewałam się tego. Mniej więcej w połowie całej imprezy odbyły się wybory na Królową i Króla balu. Parą królewską zostałam ja i Nath tak jak mówiła Izyda. Głosowanie odbyło się poprzez wyszczeliwanie kolorów z różdżek w powietrze. Każda para miała inny. My mieliśmy miętowy. Efekt na niebie był cudowny. Z światełek utworzył się napis składający się z imion zwycięzców.
   W końcu ten cudowny dzień a raczej noc dobiegła końca. Każda para rozchodziła się do swoich pokoi. Nath już się ze mną żegnał kiedy go zatrzymałam.
- A ty dokąd? – zapytałam uwodzicielskim tonem.
- Do nieba. A gdzie indziej? – odpowiedział. Widać było iż był zmęczony. Dosłownie leciał z nóg.
- Nath tak łatwo mi się nie wykręcisz. Izyda zarządziła, że każda para dostaje osobny pokój aby tą noc mogli spędzić razem. Ja iż mieszkam sama nigdzie nie muszę się przenosić. To jedyna tak okazja aby spędzić ze mną ten dzień legalnie a nie po kryjomu. – uśmiechnęłam się do niego prowadząc do pokoju.
- Naprawdę coś takiego powiedziała? – pokiwałam twierdząco głową.- W takim razie jestem za. Stęskniłem się za tobą wiesz?
- Wiem, bo ja za tobą też.
   Doszliśmy do mojego pokoju. Byłam padnięta. Po chwili zrozumiałam, że wystąpił mały problem a mianowicie Nathan miał tu tylko garnitur. Podeszłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać. W końcu znalazłam dla niego jak dla mnie za duży czarny t- shirt. Dla siebie wzięłam damskie bokserki i luźny szary top.
   Poszłam do łazienki z wybranymi ciuchami i paroma innymi rzeczami. Zdjęłam moją cudną suknię, buty i dodatki. Zostałam tylko w bieliźnie. Podeszłam do lustra gdzie teraz przed nim stało krzesło. Usiadłam na nim i zaczęłam zmywać makijaż. Rozpuściłam włosy i wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda spowodowała, że byłam jeszcze bardziej zmęczona niż przed sekundą. Wychodząc z kąpieli zdałam sobie sprawę iż zapomniałam ręcznika. Zawołałam więc Natha. Ten zjawił się natychmiast w samych bokserkach i wparował do łazienki. No bo po co podać ręcznik przez uchylone drzwi? No po co? Lepiej wejść do łazienki bez ostrzeżenia i zastać dziewczynę całą golusieńką. Chłopak lustrował mnie przez chwilę wzrokiem, ja natomiast nawet nie próbowałam się zakrywać. Przyglądałam się jego torsie.  Pragnęłam aby wszedł ze mną pod prysznic. Ten chyba usłyszał moje myśli bo uśmiechnął się seksownie. Zamknął drzwi od łazienki i podszedł do mnie wpijając się w moje usta. Szybko oddałam pocałunek i  zaraz potem wylądowaliśmy w kabinie prysznicowej. Nasz pocałunek stał się bardziej namiętny aż w pewnym momencie któreś z nas odkręciło kurek i pociekła na nas woda. Wyszliśmy z łazienki cali przemoczeni i cali nadzy. W którymś momencie naszego pocałunku Nath stracił bokserki. Wylądowaliśmy na łóżku marząc tylko o jednym. Chłopak siedział teraz na mnie okrakiem i patrzył się na mnie pytająco czy morze posunąć się dalej. Przytaknęłam. I zrobiliśmy to. Na początku ból był silny a później czułam tylko rozkosz. Dzisiaj, właśnie w tej chwili przestałam być dziewicą a to wszystko dzięki mojemu Aniołowi Stróżowi. – zaśmiałam się w myślach.
- Aileen nawet nie wiesz jak długo na to czekałem. – powiedział w przerwie po między jednym pocałunkiem a drugim.
- Ja też. – powiedziałam cała zdyszana.
- Kocham Cię Aniołku. – powiedział całując mój brzuch.
- Też Cię kocham Nath. – uśmiechnęłam się.
   W pewnym momencie padliśmy na łóżko cali zdyszani i zmęczeni. Zaprosiłam chłopaka pod kołdrę i przywarliśmy swoimi ciałami. Pasowały idealnie do siebie tak jakbyśmy byli swoim idealnym dopasowaniem. Nie sililiśmy się aby się ubrać po prostu razem przytuleni do siebie odpłynęliśmy w krainę Morfeusza z uśmiechami na twarzy.
*********************************************************************************
Cześć Wszystkim!
Na początek chciałabym Was bardzo przeprosić za tak długi okres bez następnego rozdziału. Niestety przez ten czas wydarzyło się kilka kolejnych przykrych rzeczy w moim życiu i tak oto zamiast leżeć na plaży w Chorwacji jestem w domu. W każdym bądź razie mam nadzieję, że wszystko się już ustabilizowało i mogę tu wrócić na dłuższą metę. Początkowo ten rozdział miał być krótszy ale za to, że tak długo nic nie wstawiałam postanowiłam przysiąść do niego jeszcze raz i go rozpisać. Mam nadzieję, że się spodobało.
Jednocześnie chciałabym zaproponować zabawę w zadawanie pytań do postaci. Być może macie jakieś nurtujące Was pytania odnośnie tego opowiadania i chcielibyście znać na nie odpowiedź. Jeśli tak śmiało możecie je zadawać pod tym postem. Jeśli pytań będzie dużo zrobię osobny post, jeśli nie odpowiem na nie w komentarzach lub pod innym rozdziałem. Pytania możecie zadawać do wszystkich postaci tego opowiadania tych głównych lub też pobocznych lub bezpośrednio do mnie. Możecie zadawać pytania jakie tylko przyjdą Wam do głowy. Składam obietnicę krwi, że na każde pytanie odpowiem ☺(i tak wiem, że w tej notce jest bardzo dużo powtórzeń)
To już jet chyba wszystko co chciałam napisać. Oczywiście nie zapominajcie o komentarzach. Ogłaszam wszem i wobec, że to jest najdłuższa notatka jaką do tej pory napisałam.
A i jeszcze jedno, gdyby ktoś chciał zostać moim korektorem czy jak to tam się mówi to może napisać w komentarzu. Z góry dziękuję.

Pozdrawiam i przepraszam za błędy Córka Razjela