wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział IV - Komnata




   Z trudem mogłam spać. Nawiedzały mnie okrutne bóle głowy. W końcu nastał świt a skutki wczorajszej imprezy dało się odczuć niemal natychmiast. Straszne pragnienie, przerażający ból głowy i nudności - po prostu lepiej być nie mogło.
   Stoczyłam się z łóżka i poczłapałam do komódki z lekami. W sumie u nas nie istnieje nic na kaca, ale kiedyś majstrowałam z miksturami. Miało powstać nowe lekarstwo na kaszel a tu proszę, wyszła mikstura łagodząca objawy imprezy. Nikomu o tym nie powiedziałam bo ludzie pili by do nie przytomności nie martwiąc się konsekwencjami. Lekarstwo służy mi do użytku własnego chodź czasem przyjaciołom w bardzo ciężkim stanie takim jak zapewne będą dzisiaj siostry użyczam mojego specyfiku.
   Zażyłam to co miałam zażyć i po chwili moje objawy złagodniały. Poszłam do szafy z ubraniami. Dzień zapowiadał się bardzo gorący chodź była dopiero ósma rano. Postanowiłam więc założyć pudroworóżową bluzeczkę bez rękawów z kołnierzykiem na którym były złote aplikacje, dżinsowe, jasne, krótkie spodenki, które były po przecierane w niektórych momentach oraz beżowe trampki przed kostkę. Spięłam włosy w niedbały koczek. Cały efekt był całkiem ładny.
   Z moich zapasów na czarną godzinę czyli inaczej mówiąc słodyczy wyjęłam trzy batony wysoko białkowe oraz trzy słodkie napoje. Zjadłam batona i popiłam napojem resztę położyłam na tacce do tego dołożyłam dwie miksturki i napisałam karteczkę na której pisało:
Cześć dziewczyny. Tu macie lekarstwo na wasze objawy i coś do przegryzienia co przyśpieszy waszą regeneracje. Miłego dnia pozdrawiam.
Aileen
   Przygotowane rzeczy zaniosłam dziewczynom pod drzwi tak jak wcześniej im obiecałam. Mam nadzieje, że im się przypomni co do nich wczoraj mówiłam. Wróciłam z powrotem do siebie i zastanawiałam co można dzisiaj porobić. Nie mogę do nikogo iść bo zapewne każdy odsypia ale nie zamierzam nie wiadomo ile się nudzić, nie będę marnować dnia. W końcu wpadłam na pomysł.
   Postanowiłam pozwiedzać  przestrzeń, która znajduje się poza Akademią i się z niej wymknąć. W zasadzie nigdy nikt nie wychodził poza szkołę a bardzo mnie intrygowało dlaczego. Zeszłam do holu. Na moje szczęście okazało się, że nikogo tam nie było. Spokojnie wyszłam. Rozejrzałam się po dziedzińcu. Było tam wiele posągów. Domyśliłam się, że mogą to być figury byłych dyrektorów lub innych ważnych osobistości. Na samym środku stał posąg Olympii.
   Obeszłam dziedziniec  dookoła i stanęłam z powrotem przed szkołom co mogło okazać się dość ryzykowne i lekkomyślne.  Rozejrzałam się i zobaczyłam drogę z fontann, których wcześniej nie zobaczyłam. Gdyby bliżej się przyjrzeć mogło by się wydawać jak by coś wskazywały. Podążyłam aleją.
   Droga była dość daleka. W końcu ścieżka się urwała i teraz stałam przed wielkimi drewnianym drzwiami wplecionymi w żywopłot.  Chciałam je otworzyć - niestety nie wyszło. Po chwili wpatrywania się w drzwi usłyszałam ćwierkot ptaków, które brzmiały jak słowa. Dobrze musiałam się wsłuchać ale w końcu usłyszałam co chciały mi powiedzieć .
    „Żuć zaklęcie, to jedyny sposób by otworzyć te drzwi”
   Rzuciłam wszystkie  jakie znałam było ich nie wiele. Nie spodziewałam się, że je otworze i miałam racje. Żadne zaklęcie nie podziałało. Kolejny raz usłyszałam cichy ćwierkot.
   „Przyjdź tu gdy będziesz gotowa. Wtedy wszystko zrozumiesz”
   W tej chwili nie rozumiem nic- pomyślałam.  Zamrugałam a drzwi zniknęły. Teraz myślałam tylko jak później mam je znaleźć  ale coś w mojej głowie powiedziało, że we właściwym czasie na pewno je odnajdę.
   Odwróciłam się do drogi, którą przyszłam ale jej już nie było. Znajdowałam się teraz w środku lasu, który wydawał mi się dość znajomy.  Zamknęłam oczy i w mojej głowie ukazała się dróżka .Otworzyłam je i byłam zdumiona gdyż teraz stałam na ścieżce, którą sobie wyobraziłam. Poszłam nią  i doszłam do wielkiej studni z której wydobywał się oślepiający blask. Nie widziałam co było dookoła. Coś ciągnęło mnie do jej środka.
   Ku swojemu zdziwieniu podbiegłam do niej. Nogi same mnie tam poniosły. Spojrzałam w dół i nagle poczułam, że zaczynam tracić grunt pod nogami. Znowu spojrzałam w dół i okazało się, że unoszę się w powietrzu. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam ciemną sylwetkę ,która jak podejrzewam patrzyła  na mnie.
   Przez chwilę unosiłam się a po chwili zostałam wciągnięta w głąb studni. Poczułam lekkie uderzenie w ziemię. Zaczęłam się rozglądać i w zasadzie nic nie widziałam prócz mroku. Żałowałam w tedy, że nie wzięłam ze sobą różdżki chociaż nie powinnam się z nią nigdy rozstawać  na wypadek taki jak ten. Chodź nie znam za wiele zaklęć zawsze się przyda chociażby jako latarka.
   Po omacku wyczułam bok studni i zaczęłam krążyć przy jej ścianie. W końcu natrafiłam na dziurę w cegłach. Włożyłam rękę głębiej. Ściana runęła. Z powstałej dziury sączyło się blade światło. Poszłam za nim i doszłam do drzwi, drugich w tym dniu. Parsknęłam śmiechem.
   Zaczęłam im się przyglądać i zobaczyłam drewnianą tabliczkę  z napisem:  „Aileen, tylko ty będziesz wiedziała jak otworzyć te drzwi”. Co to wszystko ma znaczyć kolejne drzwi, kolejne zagadki. I jak mam to niby otworzyć? Nie jestem jasnowidzem - pomyślałam.
   Po chwili pojawił się kolejny napis: „Może i nie ale nie zaszkodzi pomyśleć”.
- Ej, skąd wiesz co myślę!! – wrzasnęłam.
   Litery na tabliczce zmieniły się i utworzyło się takie zdanie:
   „Wiesz jesteśmy magiczne, sama nas tu przysłałaś. Dzięki tobie tu jestem”
- Jak to jestem i nie igraj ze mną ostrzegam- warknęłam.  Na tabliczce pojawiła się odpowiedź:
   „Wiesz gdy byłaś dzieckiem stworzyłaś te drzwi jak i mnie”
- Co znaczy jak i mnie? Kim jesteś? Nie pamiętam tych drzwi.- powiedziałam zdenerwowanym tonem. Pojawił się napis:
   „Pomyśl jak tu się dostać a wszystkiego się dowiesz. Zajrzyj w głąb swoich wspomnień”
- Nie mogę. – odpowiedziałam. Jednak po chwili w mojej głowie przebiegło szybkie wspomnienie gdy mała dziewczynka przykłada rękę na środek drzwi a one się otwierają.  I znowu pojawił się napis:
   „I widzisz myślenie nie boli”
- Nie bądź taki chamski to naprawdę odległe wspomnienie. - odpowiedziałam już trochę łagodniejszym tonem.
   „Chcesz otworzyć te drzwi czy będziesz tu tak sterczeć?”- odpowiedział mi napis.
- Miałam zamiar tam do ciebie wejść ale teraz się zastanawiam. - odparłam drażniąc się z osobą za drzwiami.  W końcu przyłożyłam rękę w wyznaczonym prze zemnie miejscu i drzwi się otwarły. Weszłam niepewnie do środka i moim oczom ukazał się dość różowy pokój z lalkami, małym krzesełkiem, kociołkiem, kolekcją różdżek i stoliczek na, którym siedział misiek.
-Gdzie jesteś? Pokaż się!-  zażądałam byłam tak zdziwiona, że to wszystko zadziałało ale i trochę zawiedziona bo co mi po różowiutkim pokoju ja przecież nawet nie lubię tego koloru.
- No, domyśl się. – odparł głos. Powoli miałam już tego kogoś dość odkąd tu przyszłam tylko się ze mną droczy tak jak by nie umiał nic innego.
Rozejrzałam się po pokoju i mój wzrok utknął na miśku. To mogła być jedyna opcja kogoś lub czegoś co mogło potrafić mówić. Szczerze bardzo się zawiodłam. Serio przez ten cały czas gadałam z pluszakiem? Czy nie mógł być to kto inny? Chociażby kot? Jak widać nie.
-Jesteś miśkiem?- Spytałam z dezaprobatą w głosie. Z trudem powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem.
-Tak. To ty mnie takiego wymyśliłaś.- powiedział śmiejąc się.
-Naprawdę? Nie mogłam wymyśleć czegoś lepszego?- westchnęłam. Czy naprawdę kiedyś moim największym marzeniem było rozmawianie z maskotką?
-Jak widać nie. I szczerze po tych 11 latach twojej nie obecności mam dość bycia pluszakiem.- odparł tak jakby zadowolony z siebie. Zastanawiam się czy jak miałam 6 lat to też był taki arogancki czy może z wiekiem mu się zmieniło.
- Tak w ogóle kim ty jesteś? I nie mów mi, że pluszowym miśkiem bo to zdążyłam się już dowiedzieć i domyślić. – zadałam to pytanie z wciekłością w głosie. Czemu? Nie wiem.
-Tak naprawdę jestem twoim mentorem, którego sama stworzyłaś.- odparł z dumą. Ale naprawdę za mojego mentora ma służyć misiek?
- Co? Przecież ja nie umiem takich czarów.- odparłam zgodnie z prawdą. Nigdy czegoś takiego nie robiłam bo tak naprawdę prawdziwej magii uczymy się dopiero w akademii a ja jestem tam dopiero trzy dni.
- No widzisz jednak umiesz. – zaśmiał się. Naprawdę coraz bardziej działał mi na nerwy.
-Nie żartuj sobie ze mnie!  Jak bym to umiała to o tym bym wiedziała. Czyż nie? – odpowiedziałam mu z ogromną wciekłością w głosie a on jakby nigdy nic zaczął spokojnie tłumaczyć.
-No wiesz… czarownice nie zawsze pamiętają to co robiły w dzieciństwie. Są też przypadki gdzie starsze czarownice słabną wraz z wiekiem. Ale u ciebie zakładam to pierwsze. Może nawet twoi rodzice ukryli Ci twoje wspomnienia żebyś odkryła to jak będziesz tego potrzebować. Jak widać teraz mnie potrzebujesz.- zaśmiał się. No tak przecież niczego bardziej nie pragnę niż mieć swojego własnego gadającego miśka. Jej.
- Jak to?- zapytałam zdezorientowana.
-Nie będę Ci teraz tego tłumaczył może kiedy indziej.- odparł bez najmniejszej emocji w głosie.
-No dobra jak chcesz. Nie obchodzi mnie to. – tak naprawdę zżerała mnie ciekawość ale po co mam okazać słabość przed głupim pluszowym miśkiem?- Wiesz może czy można coś tu zmienić? No wiesz trochę wyrosłam z lalek i różu.
- Tak. Weź różdżkę.- nakazał mi łagodnie.
-Nie mam jej przy sobie.- zirytowałam się- A czy ciebie też można zmienić żebyś nie był miśkiem tylko kimś innym. Trochę nie zręcznie się czuję rozmawiając z maskotką.
-Z gadającą maskotką.- poprawił mnie- i nic się nie stało weź jedną z nich- mówiąc wskazał na szklaną gablotę z różdżkami.
-Ale przecież nie mogę korzystać z nie swojej różdżki. Wiesz przecież, że to zabronione a po za tym to może się źle skończyć.- powiedziałam smutno. Gdy użyje się nie swojej różdżki dzieją się dziwne rzeczy takie jak zamienienie siebie w żabę. Sama różdżka morze się spalić w dłoni lub rozwalić się i przy okazji wszystko w koło na kawałki. Nie chciałabym tego doświadczyć.
-Przecież one są twoje. Sama je zrobiłaś. Nie ryzykował bym tak dając Ci czyjąś. – odparł podśmiewując się.
   Kurczę, musiałam być potężna. Szlak by to trafił, że o tym zapomniałam i co gorsza dlaczego?
-W takim razie dobrze.- uśmiechnęłam się co przyszło mi z dużym trudem i podeszłam do gabloty. Wybrałam czarną różdżkę z akcentami w kształcie liści.- No dobra i co dalej?
- Rzuć zaklęcie.-rzucił
-Tak a jakie? Może będziesz łaskaw mnie oświecić.- powiedziałam zdenerwowana.
   Dopiero co zaczynałam go lubić a on znowu swoje. Dlaczego On nie może rozmawiać ze mną normalnie. To ja jestem zawsze zadziorna i chamska. Tą posadę zajmuję ja. Chyba, że to ja go tego nieświadomie nauczyłam. Może on oglądam mnie przez całe moje życie i teraz próbuje się do mnie dostosować? Kurczę to bardzo skomplikowane.
-Wymyśl je. To naprawdę w twoim przypadku nic trudnego.-odrzekł.
-Nie umiem wymyślać zaklęć.- powiedziałam smutno bo takie coś byłoby świetne. Ja tego niestety nie posiadam.
-Tak?-zaśmiał się- a myślisz jak to wszystko zrobiłaś?
- No nie wiem wróżki mi pomogły?- rzuciłam drwiącym głosem
-Nie bądź śmieszna. Umiesz wymyślać zaklęcia w każdym bądź razie umiałaś jak miałaś 6 lat. A nie sądzę , że to u ciebie zanikło. Skup się jak w tedy przy drzwiach a na pewno na coś wpadniesz. Uwierz mi. – poprosił. Starałam się go posłuchać.
- No dobra spróbuje. Chodź nie jestem tego taka pewna jak ty.
   Zaczęłam machać różdżką a zaklęcie samo wypaliło mi z ust. Kształtowałam swój pokój jak chciałam. Zniknęły lalki i całe badziewia z dzieciństwa. W rezultacie zamiast drewnianego, różowego, dziecięcego pokoiku uzyskałam dość okazałą jaskinię z kotłami, flakonami na mikstury, z szafą z ubraniami i wiele, wiele innych rzeczy. Byłam bardzo zadowolona ze swojego dzieła.
- Ej ty naprawdę miałeś racje. Nie kłamałeś.- rzuciłam bardzo zadowolona. Może on nie będzie taki zły i może w wielu rzeczach będzie miał racje? Ciekawe co jeszcze mi powie.
-No widzisz, wierzyłem w ciebie.- odparł z dumą w głosie. W każdym bądź razie tak mi się wydawało.
- W takim razie jak mi wierzysz przyszła kolej na ciebie.- zatarłam ręce bo mogę z nim zrobić co tylko będę chciała.
-W zasadzie powiedziałem, że wierzyłem w ciebie. Co do zmieniania mojej postaci to trochę się obawiam.- w jego głosie było słychać przerażenie. Na to musiałam się uśmiechnąć przecież jak często się zdarza, że chłopak boi się dziewczyny? Raczej rzadko.
-Phi. Spokojnie- odrzekłam-W co cię zamienić w smoka czy może hybrydę?- spytałam nie oczekując odpowiedzi bo w zasadzie zadałam sobie to pytanie do siebie a nie do obiektu mojego zaklęcia.
- Wystarczy człowiek ale jak chcesz mogę być też smokiem lub zmiennokształtnym. Twój wybór- uśmiechnął się. Naprawdę powierza mi swój wygląd? Ciekawe.
-Rozważę twoje propozycje.- zaśmiałam się. W zasadzie nie miałam czego rozważać bo miałam już na niego plan postanowiłam zmienić go w zmiennokształtną istotę ale podarować mu tylko 5 postaci: smoka, hybrydę, chłopaka, pegaza i jednorożca. Z tymi dwoma ostatnimi to trochę przesadziłam ale chciałam żeby było zabawnie. Musiałam się z nim jakoś podroczyć.
   Zaczęłam czarować i tak jak ostatnio zaklęcie samo wypłynęło mi z ust. I zmieniłam pluszowego miśka w to co chciałam. Po chwili mym oczom ukazał się wysoki brunet z zielonymi oczami. Zakładam po wyglądzie ,że miał 19 lat. W sumie byłam zadowolona ze swojego „dzieła”. Chłopak był naprawdę bardzo przystojny. Nie sądziłam, że za postacią maskotki czai się taki chłopak.
-Dobra skończone. Jak Ci się podoba i jak się czujesz?- spytałam zmartwiona czy mu się podoba. Teraz o dziwo zależało mi na jego opinii.
-No muszę przyznać, że całkiem fajnie i dobrze, ale nie chcę wiedzieć jakie postacie jeszcze dla mnie wybrałaś. – zaśmiał się cicho. On czuje, że jest hybrydą? Kurczę myślałam, że to będzie niespodzianka i pewnego dnia obudzi się jako smok. A tu niestety. Chociaż nie wie jakimi jest jeszcze postaciami, o tyle dobrze.
-Wiesz dowiesz się w swoim czasie.-odparłam.- jak w ogóle mam cię nazywać wcześniej byłeś miśkiem. Teraz nie mogę tak do ciebie mówić. Jak masz na imię? – spytałam bardzo ciekawa odpowiedzi.
-Ty mi musisz je nadać. To ty mnie stworzyłaś i tobie przypada ten zaszczyt.- mówił lekko poddenerwowanym tonem.
-Czyli mogę dać Ci każde imię jakie chcę?- spytałam z planem w głowie jak się z nim podroczyć.
- W zasadzie tak a ja nie mogę się sprzeciwić. – odparł bardzo zdenerwowany. Zauważyłam, że jego ręce zaczynają się bardzo trząść.
-Czyli mogę dać Ci na przykład imię szczur?- zapytałam śmiejąc się. Nie chciałam mu nadać takiego imienia ale musiałam się z nim zabawić i popatrzyć na jego reakcje.
-Tak ale proszę nie rób mi tego.-powiedział błagalnym tonem. Na te słowa zaśmiałam się w duchu próbując z całych sił aby mój śmiech nie przeniósł się do rzeczywistości.
-Dobra teraz na poważnie. Możesz nazywać się Ross? – zapytałam. To imię bardzo dobrze mi się kojarzy z taką miłą, ciepłą osobom. W głębi duszy pragnęłam żeby chłopak właśnie taki się okazał ponieważ chyba zaczął mi się podobać. Nie Aileen nie możesz tak myśleć On jest twoim nauczycielem bądź mentorem a nie chłopakiem do wzięcia. Musiałam przywrócić się do rzeczywistości. Ale te jego oczy. Musiałam wrócić na ziemię.
- Tak. Całkiem ładnie.-odparł. Byłam z tego bardzo zadowolona w głębi duszy aż skakałam z radości ale nie mogłam przesadzić z emocjami.
-To się cieszę.-odpowiedziałam- a tak w ogóle po co to wszystko stworzyłam włącznie z tobą? Jesteś trochę wkurzający nie mogłam cię stworzyć milszego.- zaśmiałam się.
-Stworzyłaś to wszystko na wszelki wypadek.- jak to na wszelki wypadek? Co może się stać? I w tedy przypomniałam sobie rozmowę Izydy i Orteii a w zasadzie jedno słowo - niebezpieczeństwo. Czemu każdy wie co się szykuje tylko nie ja? To zaczyna być irytujące. Przepraszam nawet sześcioletnia ja o tym wiedziała.– i dla swojej własnej przyjemności. Stworzyłaś swój własny azyl. – uśmiechnął się do mnie i w tedy zobaczyłam jego piękne nieskazitelne białe zęby.
-Na wszelki wypadek?-zapytałam podenerwowana. Tym razem musiałam zadać to pytanie. Stworzenie tego miejsca dla własnej przyjemności jeszcze rozumiem bo czasem mam ochotę uciec od wszystkiego i tu będę mogła to zrobić ale dla własnego bezpieczeństwa tego nie mogłam zrozumieć.
-Jak teraz jestem człowiekiem czy mogłabyś wyczarować mi łóżko?- zbył temat. Tylko dla czego? Ale postanowiłam nie drążyć bo wiedziałam, że i tak nie uzyskam od niego informacji wiem kiedy nie warto się dopytywać i to jest właśnie taki czas.
- Uwierz tylko do tej postaci będzie potrzebne Ci łóżko- zaśmiałam się cicho a Ross zbladł na twarzy- coś ty wymyśliła – zapytał- nie odpowiedziałam tylko dalej się śmiałam.- Ale jak jesteś moim mentorem to nie powinieneś umieć czarować.- spytałam przestając się śmiać.
- Gdy byłem trochę młodszy od ciebie czyli mniej więcej w wieku 15 lat zostałem napadnięty i odebrano mi moją magię.-uśmiechnął się smutno. Aha czyli musiał być czarownikiem.
   W takim wypadku nie dziwie się, że został napadnięty. Pewnie musiał się z tym nie kryć i łowcy czarownic to wykorzystali, wytropili i go ukarali. W naszym świecie istnieje coś takiego jak instytucja czarownic. Każda pełnoprawna czarownica musi być tam zarejestrowana. Chłopcy nie mogą się tam rejestrować bo gdyby tak zrobili stanowili by łatwy cel dla łowców.
   Wcześniej mówiłam, że bycie chłopcem czarownikiem to hańba dla rodziny to też ale również to jest zakazane. Nie wiem dla czego ale czarownicy u nas nie są bezpieczni. Zostają wyłapywani i odbiera im się moce i zostawia tylko te przeznaczone dla mężczyzn. Nasz świat jest dziwny ale też piękny.
-Tak mi przykro Ross .- z pochmurniałam- Ale czy nie da Ci się przywrócić magii? Umiem wymyślać zaklęcia może i to potrafię?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Może byś to potrafiła ale na pewno nie teraz. A teraz nie myśl o tym. I czy możesz wyczarować mi w końcu łóżko- uśmiechnął się. Kompletnie o tym zapomniałam pochłonięta jego historią.
-Tak, jakiego koloru? Możesz wybierać.- zaśmiałam się.
- O jaka łaskawa ale zdaję się na twój gust.-mile odpowiedział ja tylko pokiwałam głową i znowu zaczęłam się z nim droczyć.
- Okay. Jak tam chcesz . Ja na twoim miejscu tak bym mi nie ufała.- puściłam do niego oczko. W sumie chciałam żeby z efektu obydwie strony były zadowolone. Przecież nie dam mu małego księżniczkowego łóżka bo obydwoje nie będziemy z tego powody szczęśliwi.
- Nie strasz mnie.- podchwycił droczenie się. Zaczął teatralnie trząść ręką i przybrał przerażony wyraz twarzy.
-Wcale nie straszę.- uśmiechnęłam się. Po chwili razem tarzaliśmy się ze śmiechu. Nie wiem dlaczego na początku mnie irytował? Chłopak wcale nie jest taki zły. Lubi się droczyć z resztą tak jak ja.
   W końcu wyczarowałam dwa łóżka jedno dla mnie drugie dla Rossa . Łózko chłopaka było szare z czarną pościelą i dwoma poduszkami jedną większą drugą mniejszą. Zaczarowałam je tak, że gdy Ross przybiera inną postać łóżko do tego się przystosowuje.
   Zaś moje było czarne z szaro-miętową pościelom z trzema poduszkami. Do naszych miejsc wypoczynku dorzuciłam lodówkę, która sama się uzupełnia zgodnie z potrzebami zarówno Rossa jak i moimi, zlew i biblioteczkę z książkami. Byłam zadowolona z dzieła i zwróciłam się do chłopaka.
-No i jak może być?- spytałam niepewna dla mnie było cudownie ale nie znam do końca gustów chłopców.
-Tak jest fantastycznie.- jego twarz rozjaśnił szczery szeroki uśmiech. Jak widzę mamy podobny gust. Całkiem miło.
-Cieszę się.-odparłam z ulgą w głosie.-A tak przy okazji wszystko tu jest przystosowane do twoich zmian pokój też się będzie zmieniał ale to zależy raczej od mojego nastroju kiedy tu jestem.- uśmiechnęłam się a Ross odwzajemnij uśmiech.
-Aileen?- zapytał zdenerwowany.
-Tak?- odpowiedziałam niepewnie. Może coś źle zrobiłam?
-Dziękuję. Dziękuję, że tyle dla mnie zrobiłaś.- odpowiedział ściskając mnie tak mocno, że myślałam, że mnie udusi. Odetchnęłam z ulgą. Gdy zelżał uścisk odpowiedziałam mu łagodnie.
-Nie ma sprawy.- Teraz Ross odkąd dostał imię i przybrał inną postać niż tylko maskotki i był w innym pokoju niż w pokoju dla dziewczynki trochę się zmienił, nie był już taki arogancki chodź może tylko mi się wydawało. Uśmiechnęłam się do niego. - Ross teraz ja mam do ciebie pytanie.
-Tak jakie?- zapytał odsuwając się ode mnie.
-Jak mam wyjść z tego miejsca? Znaczy wiesz tu mi się strasznie podoba nawet bardziej niż w Akademii ale tam będą się o mnie martwić.
-Dostałaś już akademicki kociołek? - zapytał. Zastanawiałam się po co mu ta informacja no ale cóż .
-Tak mam. Dostałam go wczoraj.
-To dobrze. Nie chciało by mi się ciebie z tond wyprowadzać to dość daleko. Ale dobra wracając do kociołka w jakiej formie go masz? – odpowiedział bez uczuć. Czasem to mnie intryguje bo jak można mówić bez uczuć ja tak nie potrafię.-To znaczy w postaci breloczka czy normalnego kociołka?
-Kociołka.-odpowiedziałam mu na zadane wcześniej pytanie.- Tak w ogóle z tym cholernym kociołkiem wiąże się ciekawa historia.
-To świetnie. Czekaj jaka historia?- zapytał zaintrygowany. Opowiedziałam mu całą wczorajszą historię. Kilka razy oboje wybuchaliśmy śmiechem. Nastała chwila ciszy po której odezwał się Ross.-Teraz żeby z tond wyjść musisz wejść do kociołka tutaj i pomyśleć o swoim pokoju w Akademii.
-Taki portal?- zapytałam bo zawsze chciałam go wypróbować ale nie wiedziałam jak. Po za tym portale ciężko znaleźć .
-Tak.- szybko odpowiedział.
- A nie mogę się normalnie przeteleportować?- zastanawiałam się.
-Po pierwsze nie potrafisz tego za dobrze a po drugie nie można się teleportować w taki sposób pomiędzy wymiarami.- zdumiałam. Jak to, to to miejsce znajduje się w innym wymiarze przecież normalnie przyszłam tu na nogach.
-Jesteśmy w innym wymiarze?- to pytanie samo mi się wyrwało. Szczerze miałam się o to nie pytać ale cóż już za późno.
-Tak jesteśmy w innym wymiarze. Dokładniej w twoim wymiarze, stworzonym przez ciebie. Do niego mogą wejść tylko nie liczni ty i ktoś komu pozwolisz tu być.- ale fajnie. Nigdy nie myślałam, że coś takiego umiem.
-Poczekaj mówiłeś, że ja cię stworzyłam ale mówiłeś, że odebrano ci moce przed moimi narodzinami. Coś mi tu nie gra.- nagle mnie olśniło. Nie zważałam na jego wytłumaczenia odnośnie wymiaru.
- Tak to ty mnie stworzyłaś w takiej postaci. Wcześniej byłem zły. Ty tak jakby mnie uratowałaś dlatego mówiłem, że mnie stworzyłeś bo po części to prawda.- na jego twarzy pojawił się wyraz bólu.
-  W takim razie musiałeś mieć imię jak się nazywałeś?- nie mogłam mu tego odpuścić. Byłam na niego zła czemu wcześniej mi o tym wszystkim nie powiedział?
- Nie chcę o tym mówić. Naprawdę. Kiedyś obiecuję na pewno Ci powiem.- lekko się uśmiechnął. Taa… ciekawe kiedy. Prędzej świnie zaczną latać niż on mi to powie.
-Dobrze jak chcesz. Nie będę nalegać, powiesz mi jak będziesz gotowy.-choć byłam tego bardzo ciekawa w tym dniu już o to nie pytałam.
   Spędziłam z  Rossem  jeszcze kilka godzin. Przy okazji wyczarowując  nam łazienkę bo o niej zapomniałam. Miała wannę i prysznic, umywalkę, wielkie lustro, toaletę. Całe pomieszczenie było wyłożone czarnymi i szmaragdowymi płytkami.
-Ross muszę już iść. W Akademii na pewno się o mnie martwą i dam sobie rękę uciąć, że moje przyjaciółki były u mnie nie raz.
-Rozumiem. Wskakuj do kotła. Jednak za nim to zrobisz obiecaj mi, że będziesz często mnie odwiedzać, bez ciebie będę czuć się trochę samotny.
-Obiecuję.- przysięgłam chodź było to nie potrzebne bo ja sama chętnie bym tu przychodziła nawet jak nie byłoby tu Rossa. Chociaż zapewne dzięki niemu będę tu częściej.
   Weszłam do kotła, zamknęłam oczy  i pomyślałam o mojej sypialni, która teraz wydawała się taka obca. Otworzyłam oczy i znalazłam się w moim pokoju.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Hej!

 Dzisiaj mam dla was trochę dłuższy rozdział. Mam nadzieje, że się spodoba, ponieważ uważam, że wyszedł całkiem fajnie ☺

wtorek, 19 stycznia 2016

Rozdział III - Impreza



   W końcu dobiegłam do pokoju a w mojej głowie zaczęły kłębić się pytania: czy ja zostanę kimś ważnym a Zirra będzie dobrą czarownicą? Dlaczego nikt nie wspomniał o Zurze? Czy dla niej nie ma dobrej przyszłości? Czy ta cała sytuacja miała coś wspólnego z moim pokojem? Dlaczego nikt mi nie chce powiedzieć o co chodzi? Tak dużo pytań a, tak mało odpowiedzi.
   Otworzyłam drzwi. Pierwsze co zrobiłam to położyłam się na łóżku. Położyłam to mało powiedziane raczej wskoczyłam na nie. Głowę oparłam na poduszce a nogi swobodnie zwisały z boku. Moje ciało wyglądało jak litera „S”. W takiej pozycji zasnęłam.
   Nie zdążyłam nawet śnić gdyż za chwilę za drzwi usłyszałam krzyki i walenie w moje drzwi. Wstałam otępiała i podeszłam otworzyć temu co mnie obudził. Mój zegarek wskazywał pięć po ósmej (wieczorem) nie wiedziałam po co wszczynać taki raban. Otworzyłam i zobaczyłam Zirrę całą czerwoną i wściekłą.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Obiecałaś, że będziesz! – wykrzyknęła - Nawet się jeszcze nie przebrałaś? Co ty robiłaś przez tyle czasu?!
- Kobieto uspokój się! Nie mam pojęcia o co Ci chodzi! Nawet nie mogę odpocząć? - zapytałam wściekła i w tym momencie mnie olśniło impreza dziewczyn. Jak mogłam zapomnieć?
- Nie masz pojęcia?! To ja Ci zaraz przypomnę! - walnęła mnie w twarz. W sumie nie mądrze zrobiła gdyż wie, że jestem od niej silniejsza i zawsze ją pokonam.
- Cholera! Tak się chcesz bawić to proszę! - oddałam jej cała rozjuszona. Jakim prawem mnie bije bez powodu?! - nie łatwiej było po prostu przypomnieć a nie od razu bić?! - Zirra zaczęła się zwijać z bólu i masować cały czerwony policzek. Zrobiło mi się jej żal.
- Dobrze przepraszam, tak! Jestem po prostu zła bo nic mi nie wychodzi impreza cała się sypie i zobacz jak ja wyglądam. -zaczęła się obracać.
- Ja też przepraszam i jak dla mnie wyglądasz ślicznie. Nie wiem o co Ci chodzi. - dziewczyna ubrana była w czarną miniówkę w fioletowe nietoperze, czarne szpilki i fioletowe dodatki takie jak trzy bransoletki, kolczyki w nietoperze i taki sam naszyjnik. Włosy (pokręcone) miała spięte klamerką, niektóre pasma opadały jej na twarz. Miała delikatny makijaż (w porównaniu do tych, który nosi na co dzień), na powiekach miała fioletowy cień oraz fioletowy brokat, oczy podkreślała dość gruba, czarna kreska a na usta nałożyła fioletową szminkę. A mówią, że to ja mam hopla na punkcie koloru, chyba nie mają racji.
- Tak na pewno. - powiedziała bardzo smutno Zirra. - Gdybyś widziała inne dziewczyny! Przy nich wyglądam jak straszydło.
- Nie myśl tak, naprawdę wyglądasz prześlicznie a teraz chodź ze mną musisz pomóc mi się wyszykować, bo chyba nie pójdę w dresach i cała zapocona. - uśmiechnęłam się do niej i wciągnęłam ją do pokoju. Ja poszłam się wykąpać a Zirra szukała dla mnie jakiegoś stosownego ubrania.
   Kąpiel zajęła mi jakieś 10 minut, suszenie włosów kolejne 10. W końcu cała wykąpana wyszłam do przyjaciółki. Zastałam ja całą uradowaną. Na moim łóżku leżała kosmetyczka (jak ja nienawidzę się malować, ale czasem trzeba) cała bielizna, buty no i oczywiście sukienka oraz dodatki.
   Podziękowałam w duchu, że z Zirrą mamy podobny styl i że bliźniaczka wie co mi się spodoba. Nie zawiodłam się na niej. Sukienka była cała miętowa (jak można było się domyślić) górę miała z przezroczystego materiału a dół  zrobiony był z tiulu. Butami były czarne szpilki (bardzo wysokie) z delikatną kokardką na kostce. Bielizna była koronkowa cała miętowa. Nie mogłam uwierzyć, że nawet bieliznę mi wybrała.
   Biżuterią była czarna kolia i czarne kolczyki. W kosmetyczce znalazłam pełno miętowych kosmetyków, bo jak by inaczej. Zirra kazała ubrać mi się w szlafrok, który też mi naszykowała. Tym razem z czarnej satyny. Wykonałam jej polecenie. Zamknęłam oczy a dziewczyna zaczęła mnie malować. Trwało to kilka chwil. W końcu kazała mi otworzyć oczy.
   Posłusznie wykonałam polecenie. Okazało się, że Zirra całkiem nieźle maluję. Miałam delikatny ale piękny makijaż. Na moich powiekach widniał delikatny miętowy cień. Rzęsy miałam lekko wytuszowane, a na ustach widniała delikatna, prawie nie widoczna pomadka.
   Przy okazji bliźniaczka mnie uczesała. Zrobiła mi luźnego kłosa gdzie parę pasemek swobodnie opadały na moją twarz. W warkocz wplotła mi czarną i miętową wstążeczkę. Byłam jej bardzo wdzięczna bo efekt wyglądał cudownie. A to jeszcze nie koniec bo czas na sukienkę. Teraz to ja mogę nawet w szlafroku iść. Założyłam wszystkie ubrania przygotowane przez nią i wybiegłyśmy na korytarz.
   Całe szykowanie zajęło niespełna 30 minut. W biegłyśmy na imprezę, która toczyła się swoim rytmem. Wiele czarownic tańczyło a niektóre po prostu jadły lub rozmawiały. Po chwili straciłam z oczu Zirrę. Byłam bardzo zszokowana ilością osób. Nigdy wcześniej ich nie widziałam. Ale to nie o to chodzi.
   Siostry z natury są bardzo nie śmiałe, a tu proszę, pokój pęka w szwach. Rozglądałam się za kimś znajomym. Jednak nikogo nie znalazłam. Gdy miałam już wychodzić, usłyszałam głos Zirry, która zaczęła krzyczeć:
- Aileen czemu już wychodzisz? Przepraszam, że Cię zostawiłam ale musiałam coś załatwić. Chodź się bawić. Nie po to tyle Cię szykowałam żebyś teraz sobie wyszła. Napijesz się czegoś to się rozluźnisz!
- Przepraszam! Wiesz nie znam tu nikogo. –  przez chwilę milczałam – A tak po za tym od kiedy pijesz? Zawsze jak chciałam się z tobą napić to odmawiałaś i musiałam iść do pabu sama.- zawsze myślałam, że dziewczyny są bardzo odpowiedzialne chodź mogłam je dostrzegać pod pryzmatem jaki nakładały przy rodzicach. Może nie chciały im podpaść. Teraz są tu same z dala od rodziny więc czemu by nie poszaleć i nie wlać w siebie trochę wody ognistej?
-Najwyższa pora by poznać kilku ludzi. – uśmiechnęła się do mnie. – a napić się po prostu chcę. Wcześniej nie chciałam i tyle. Z resztą nie będę Ci się tłumaczyć – parsknęła.
- Dobra nie musisz. To nie pora na takie rozmowy. A teraz faktycznie czegoś bym się napiła. Co macie?
- Czystą. – odpowiedziała tak jak by nie wiedziała o czym mówi. Na tą myśl się uśmiechnęłam.
- OK. W takim razie poproszę wódkę z Pepsi.- powiedziałam.
   Szczerze na imprezach wolę pić wódkę ale w takim wypadku, że jutro są lekcje wole za szybko nie odpłynąć. Podeszłyśmy do stolika pełnego trunków alkoholowych. Drinka zrobiłam sobie sama. Dziewczyny piły z sokiem pomarańczowym (tak mamy tu takie rzeczy jak pepsi czy chociażby wódka)przy okazji rozmawiałyśmy a ja widziałam, że dziewczyny staja się coraz bardziej pijane. W końcu to ich pierwszy raz z „magicznym” trunkiem.
   Gdy ja pierwszy raz piłam o mało co nie wleciałam do rzeki myśląc, że to kałuża jednak w ostatnich chwili dziewczyny mnie uratowały przed kąpielą. W przeszłości zdarzało mi się naprawdę wiele wtop, ale bez nich moje życie byłoby nudne przynajmniej dzięki nim coś się działo. Wypiłyśmy jeszcze po dwa drinki i poszłyśmy tańczyć.
   Teraz pokój wydawał się o wiele, wiele większy. Nie wiem czy to dzięki alkoholowi czy czemuś innemu ale naprawdę miałam takie wrażenie. Zaczęłyśmy tańczy. Po jakimś czasie przyłączyła się do nas dziewczyna. Zeszłyśmy z parkietu i zaczęłyśmy z nią rozmawiać.
   Dziewczyna nazywała się Mags. Była bardzo ładna. Włosy miała koloru ciemnego błądu, prawie brązowe, które sięgały jej łopatek. Oczy miała koloru ciemnego błękitu. Była dość niska ale szczupła.
   Zaraz potem dołączyła do nas Zurra. Mags okazała się bardzo miła. Chodzi do grupy średniej. Ma siostrę Mackenzi, która chodzi do grupy początkującej. Po dłuższej rozmowie Mags dowiedziała się, że jej siostra została wezwana do dyrekcji. Poszła sprawdzić o co chodzi.
   Siostry poszły po przekąski a ja zostałam sama. Nudziło mi się gdyż dziewczyny strasznie długo nie wracały do tego strasznie zaczęło kręcić mi się w głowie- troszkę za dużo alkoholu jak na pusty żołądek. W końcu postanowiłam wyjść.
   Byłam wpatrzona w podłogę. Stałam przed moimi drzwiami od pokoju, a w kieszeni mojej sukienki szukałam kluczy. W końcu je znalazłam. Zaczęłam otwierać drzwi. W pewnym momencie wpadł na mnie bardzo przystojny chłopak. Wyglądał jak by się gdzieś bardzo śpieszył lub przed kimś uciekał.  Nie zdążyłam się mu przyjrzeć choć zobaczyłam jego ciemne włosy.
   Chciałam zapytać się go do jakiej grupy chodzi i jak się nazywa. Niestety nie zdążyłam . Przeprosił za cały incydent i wszedł do pokoju Zirry i Zurry. Chciałam go odnaleźć i zaprosić na jaszczurki w karmelu. Wpadłam z powrotem do pokoju dziewczyn. Rozglądałam się za nim. Nigdzie go nie było.
   Byłam zdziwiona jak on zniknął. Ale pomyślałam sobie, że pewnie zmieszał się z tłumem. Szczerze mówiąc byłam zdziwiona, że zobaczyłam tu chłopaka gdyż osobami z mocami magicznymi stają się tylko kobiety. Oczywiście są też wyjątki ale raczej trzyma się to w sekrecie gdyż to jest hańba dla całej rodziny. Dlaczego? Tego nie wiem, ale wiem, że chłopcy mogą otrzymać dar gdy jego matka nie dość, że jest wysoką czarownicą to jeszcze musi „począć” go z inną istotą magiczną co jest zakazane.
   Czarownice mogą wychodzić za mąż jedynie za kirika. Chłopiec który rodzi się z takiego związku nie zostaje czarownikiem chodź dostaje lekkie umiejętności takie jak czytanie w myślach czy ożywianie zwiędniętych roślin. Nie za wiele ale zawsze.
   Dziewczynki zaś stają się pełno prawnymi czarownicami. Wróciłam z powrotem do mojego pokoju. Miałam już dość tego dnia. Tej całej imprezy, dziwnego chłopaka i tych testów. Ogólnie wszystkiego. Nie sądziłam, że pobyt tutaj może być tak stresujący.
   Przebrałam się z sukienki i zaczęłam „studiować” księgę zaklęć ponieważ nie mogłam zasnąć od tego łomotu, który odbywał się za moją ścianą. Przestało kręcić mi się w głowie i czułam się w miarę normalnie więc znalazłam sobie zajęcie. Po kilku godzinach muzyka ucichła. Prawdopodobnie wszyscy się  rozchodzili. Słyszałam rozmowy i szum na korytarzu. Po około pół godziny, usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam i otworzyłam.
- Aileen, czemu zniknęłaś nawet się nie żegnając? Szukałyśmy Cię. – zabełkotała Zirra. Ciekawe ile jeszcze wypiła po moim odejściu.
-Nie zniknęłam od razu. Czekałam na was z godzinę. A wy nie przychodziłyście. Więc wyszłam. Po za tym trochę kręciło mi się w głowie.- odpowiedziałam łagodnie.
   Nawet nie wiem kiedy a do mojego pokoju wtoczyły się obydwie siostry. Siadły na moim łóżku i się rozgościły. Co się okazało zostało im jeszcze trochę wódki z imprezy i chciały się ze mną napić. Odmówiłam bo wiedziałam dobrze, że już są nieźle wstawione i tak będą tego jutro żałować ja zresztą też chociaż w mniejszym stopniu niż one. Jestem przyzwyczajone do kaca one niekoniecznie. Współczuje im jutrzejszego poranka.
- Dziewczyno gniewasz się na nas?- spytała się Zurra.
-Nie. Przecież nic się nie stało. Ale wiecie może dzisiaj już nie pijcie.- powiedziałam to gdyż zobaczyłam, że wbrew moim poprzednim ostrzeżeniom siostry bawią się w najlepsze.
- Nie przesadzaj! Nic nam nie będzie! – tak… pogadamy jutro. Zaśmiałam się w głębi duszy.- A tak w ogóle to co robiłaś przez ten cały czas?- spytała Zirra.
-W zasadzie to nic. Uczyłam się zaklęć. Chcę jutro wypaść jak najlepiej.- odpowiedziałam może nie do końca z prawdą bo tak naprawdę próbowałam się czymś zająć nie myśląc o muzyce.
-Aileen, to ty nie wierz, że jutrzejsze zajęcia są odwołane?- spytała Zurra.
- Nie, nie wiem. Czemu są odwołane?- domyślałam się już odpowiedzi. Ciekawe jak nauczyciele będą wściekli jeśli dowiedzą się, że w Akademii było tyle alkoholu choć może właśnie się dowiedziały i przez to zajęcia są odwołane.
-Przez dzisiejszy dzień.- odpowiedziały zgodnie bliźniaczki a po tym wybuchły śmiechem bo przecież jak tu się nie śmiać gdy jest się bliźniaczką połączoną więzią i mówi się czasem w tym samym momencie przecież to nie możliwe by się powstrzymać.
-Dalej nie rozumiem.- bo na pewno dużo komuś powie odpowiedź „ przez dzisiejszy dzień”.
-Ale czego?- zapytały roześmiane siostry znowu w tym samym momencie. Zastanawiam się czy przy upojeniu alkoholowym ich więź się pogłębia bo odkąd tu przyszły mówią prawie wszystko razem.
-Wszystkiego. Czemu zajęcia są odwołane przez dzisiejszy dzień?- zapytałam już lekko zdenerwowana.
-W zasadzie to przez imprezę.- odparła Zirra wybuchając po raz kolejny w przeciągu 5 minut śmiechem.
 -Zirra, nie mów szyframi! Nie możesz normalnie powiedzieć? To tak dużo kosztuje?- dziewczyna nie przestawała się śmiać co zaczęło mnie już irytować.- zobaczymy czy jutro będziesz taka wesolutka gdy odezwie się kac- tego ostatniego zdania chyba nie usłyszała bo zaczęła bardzo powoli odpowiadać na moje pytanie.
-No dobra. Nauczyciele dowiedzieli się o imprezie stwierdzili, że uczniowie, którzy się tam bawili czyli większość, nie będzie w stanie się jutro, a w zasadzie dzisiaj uczyć gdyż przesadziła z alkoholem. Więc pierwsze zajęcia zostały przesunięte na następny dzień.- powiedziała Zirra. Zaczynając coraz bardziej bełkotać. Nie wiedziałam czy mogę jej wierzyć no ale co mi zostało. Czekałam tylko na stosowną chwilę by wyprowadzić je na próg by w końcu dały mi odpocząć.- Tak swoją drogą wiesz dlaczego Mackenzi została wezwana do dyrki?
- Nie.- odpowiedziałam i już bałam się odpowiedzi.
-Bo latała cała golusieńka po całym Akademiku aż w końcu natknęła się na Ortee, która zakablowała.- odpowiedziała Zurra, która w końcu coś powiedziała. Już się bałam, że zasnęła na moim łóżku i będę musiała ją taszczyć do siebie. Ku mojej uciesze jeszcze „ żyła”.
-Serio?- nie mogłam w to uwierzyć.- Co dodawałyście do drinków? – popatrzyłam na nie podejrzliwe ponieważ w naszym świecie istnieje bardziej bezpieczna alternatywa narkotyków, które nam nie szkodzą i nie uzależniają ale niestety po nich robi się dziwne rzeczy a później się ich nie pamięta.
-Nie posądzaj nas. My nic nie zrobiłyśmy.- taaaa jasne. Po prostu Mackenzi zachciało się latać nago po całej szkole. Ale nie chciałam już drążyć tego tematu bo z dziewczynami w takim stanie nie da się rozmawiać.
- Dobrze załóżmy, że wam wierze. Zmieniając temat. Wiecie gdzie są nasze kotły? Miały już tu być.- spytałam najspokojniej jak tylko umiałam co mi do końca nie wyszło.
-Bo są.- odparła Zurra.
-Niby jak nic tu nie widzę. – zaczęłam rozglądać się po moim pokoju.
-Normalnie. Widzisz ten breloczek na twoim biurku?- zapytała Zurra.
-Tak widzę.- odparłam zdumiona ponieważ wcześniej go tu nie było. Przysięgam.
-No to teraz patrz.- zaśmiała się dobitnie Zurra, co nie wróżyło nic dobrego.
   Dziewczyna podeszła do biurka wzięła breloczek i rzuciła go o ziemię. Po tym czynie mym oczom ukazał się dość duży kocioł.
-O ty masz  czarno-miętowy.- mogłam się domyśleć bo przecież nie dali by mi ,np. różowego ponieważ  „a” nie lubię tego koloru i „b” nie pasowałby do wystroju.- Ja mam biały a Zirra różowy.- odpowiedziała radośnie bliźniaczka. Szczerze mówiąc nie zdziwiłam się tym faktem.
-Dobra wszystko fajnie, a jak to teraz zmniejszyć?- spytałam lekko zmartwiona widząc miny sióstr.
-To już jest trochę trudniejsza sprawa.-zaśmiała się Zurra. Ich wspaniały nastrój już mnie bardzo denerwował.
-Wiecie jak to zrobić czy nie?!- krzyknęłam.- I przestańcie się tak szczerzyć! Mam już tego dość.
-Nie, nie wiemy. Jutro pójdziemy do Ortei, ona nam wszystko pokaże.- odpowiedziały.
-Ok. my już lecimy. Spotkamy się jutro.- powiedziała Zirra zbierając butelkę wódki z mojego łóżka. W tym samym czasie Zurra wystawiała już nogę za próg.
-Chwila, chwila. Czekajcie. Teraz macie mi pomóc przenieść kocioł z środka pokoju w kąt.- zatrzymałam dziewczyny. Nabroiły to teraz mi pomogą. Choć jak znam życie z pijanymi nie za bardzo da się pracować i większość rzeczy zrobię sama.
-Dobrze ale ostrzegam on jest dość ciężki.- stwierdziła Zurra. W głębi duszy się zaśmiałam i miałam naszykowane wiele ripost ale doszłam do wniosku, że i tak nic do nich nie dotrze.
-No co ty nie powiesz.- musiałam coś jednak odpowiedzieć. Bo czemu by nie? I tak jutro prawdo podobnie nic nie będą pamiętać z dzisiejszego wieczoru.
   Po tych słowach zabrałyśmy się do przepychania. Faktycznie kociołek był dość ciężki. Ale po ciężkich zmaganiach udało się nam go przepchać. W zasadzie mi bo ja pchałam a dziewczyny tylko stały i dopingowały. Z resztą tak jak przewidziałam.
-Teraz możemy już iść?- spytały z ogromną radością w głosie. Szczerze to odkąd tylko tu weszły chciałam żeby wyszły. Choć kocham je jak siostry to wolę je w wersji na trzeźwo.
-Tak. Tylko pamiętajcie przebieracie się i prosto do łóżek. Rano pod drzwi przyniosę wam coś na ukojenie jutrzejszego dnia. – zażądałam  tego od dziewczyn. Już chciały coś powiedzieć ale im przerwałam.- Jeszcze mi za to podziękujecie. Pamiętajcie lekarstwo będzie czekać pod drzwiami, a teraz wypad mi z mojego pokoju i do siebie. – wypchnęłam je a one tylko zaczęły potakiwać i machać.
   Gdy już wyszły odetchnęłam z ulgą. W końcu cisza i spokój. Zaczęłam bawić się ( tu karmić i wyłączyć w niej budzik na rano, co było dość trudne ale dałam radę) z Zamą. W końcu poszłam pod szybki prysznic. Przebrałam się w moją „ piżamę” i położyłam spać.

Liebster Blog Award!






SERDECZNIE DZIĘKUJEMY VOODOO DOLL (JEJ BLOG) ZA NOMINACJE!!



PYTANIA:

1. Masz postanowienie noworoczne?
C. L. - Raczej nie mam postanowień noworocznych bo i tak wiem że ich nie spełnię.
C. R. - Wiem, że moich postanowień i tak nie spełniam więc od dłuższego czasu takich nie mam.

2. Ulubiona książka?
C. L. - Cała seria "Dary Anioła" bo nie umiem się zdecydować na konkretną część.
C. R. -  Czytam od niedawna ale urzekły mnie dwie książki Miasto Zagubionych Dusz oraz Kolacja z wampirem.

3. Od kiedy piszesz?
C. L. - 28 stycznia 2014r.
C. R. - gdzieś w kwietniu 2015r.

4. Ulubiony sport?
C. L. -  Jazda na rowerze.
C. R. - Wspinaczka górska oraz wszystkie sporty zimowe.

5. Jaki zespół lubisz najbardziej?
C.L. - Nigdy nie umiem się zdecydować...
C. R. - Często się to zmienia ale obecnie to Imagine Dragons

6. Jaki film ostatnio oglądałaś?
C. L. - Wiecznie Żywy
C. R. - 127 godzin.

7. Kim chcesz być w przyszłości?
C. L. - Weterynarzem lub Behawiorystą.
C. R. - Kardiologiem lub Patologiem.

8. Gdzie chciałabyś wyjechać?
C. L. - Jeśli na stałe to do Anglii (Londyn) a jeśli na wakacje to do Japonii (Tokio)
C. R. - Zawsze chciałam zwiedzić egzotyczne kraje takie jak: Brazylia, RPA czy chociażby Australia.


Nominujemy:

Nasze pytania:
1. Czy lubisz zwierzęta?
2. Twój ulubiony przedmiot w szkole?
3. Jaki rodzaj książek najbardziej lubisz?
4. Twój ulubiony kolor?
5. Masz rodzeństwo? Jeśli tak to jak się nazwają?
6. Co najbardziej lubisz jeść?
7. Jaki jest twój ulubiony cytat?
8. Jaką miałeś/aś największą wtopę w życiu?


wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział II - Test



   Nie mogłam spać.
   Przez pół nocy wierciłam się po łóżku a przez drugie pół próbowałam zasnąć. Sen przychodził mi z wielkim trudem. Gdy zamykałam oczy i wydawało mi się, że już śpię przed moimi oczyma pojawiał się mój obraz po środku kręgu osób, którzy mnie wyśmiewali. W głębi serca wiedziałam dlaczego to robią. Śmieją się ze mnie bo źle poszedł mi test. Po tym obrazie za każdym razem się budziłam przerażona i sapiąca.
   Zamykałam znowu oczy a scena się powtarzała. Za każdym razem tak samo. Po ciężkiej nocy, zadzwonił budzik. W zasadzie to zakumkał gdyż jest nim żabka o imieniu Zuma. Dzisiaj wyjątkowo zadziałała.
   Z wielką chęcią wstałam z łóżka, podeszłam do szafy. Zastanawiałam się dłuższy czas co mam na siebie założyć. W końcu nie wiemy co będziemy robić może nawet każą nam biegać więc sukienka odpada. Domyślam się, że może być jakiś test sprawnościowy. W każdym bądź razie lepiej być przygotowanym na wszystko.
   Zabrałam więc z szafy czarne dresy ze ściągaczem na kostkach, czarną bokserkę na to narzuciłam szarą bluzę. Dorzuciłam jeszcze szare trampki za kostkę. Nie zakładałam żadnej biżuterii co najwyżej sportowy zegarek. Bardzo rzadko się tak ubieram, ale muszę przyznać całkiem mi się podoba. Włosy związałam w kitkę.
   Gdy w końcu byłam gotowa postanowiłam iść do bliźniaczek. Doszłam do ich pokoju. Chwilę stałam ze wzrokiem wbitym w drzwi. Musiałam się przygotować na różowy szok. Po kilku chwilach zapukałam.
-Proszę.- zza drzwi usłyszałam, chyba, głos Zirry. Odważnie nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju.
   Bałam się i to niewyobrażalnie mocno. Nie chciałam żeby jakiś głupi test nas rozdzielił. Z dziewczynami znamy się od pieluch. Zawsze razem. Nasi rodzice przyjaźnili się ze sobą zanim my się urodziłyśmy. Odkąd pamiętam były zawsze przy mnie. Moje pierwsze sukcesy i porażki przeżywałam razem z nimi i na odwrót. Byłyśmy jak siostry. W zasadzie ja jestem ciut od nich starsza ale o nie wiele zaledwie o 3 miesiące. Ja jestem z kwietnia dokładnie z 15 a one z 2 lipca. Nie zniosłabym bycia w klasie bez nich i domyślam się, że to działa we dwie strony.
   Po wejściu do pokoju doznałam szoku. Wszędzie porozwalane ciuchy, łóżka w nieładzie, bielizna wisząca na lampie… Muszę przyznać nigdy wcześniej nie widziałam takiego bałaganu. W szczególności u bliźniaczek, które były raczej pedantkami. Zawsze wszystko piękne i czyste, nigdzie nie można było znaleźć nawet grama kurzu (wiele razy próbowałam by je zdenerwować ale nigdy mi się nie udawało) a tu proszę coś takiego. Istny koszmar!
- Ej dziewczyny co tu się stało? Przeszło u was odzieżowe tornado czy jak?
- Nawet się nie przywitasz?- odpowiedziała arogancko pytaniem na pytanie Zurra.
- Cześć. - odparłam sucho - A teraz powiesz mi co się stało i w ogóle gdzie jest Zirra?
-Zirra obecnie siedzi w szafie i szuka ubrań. - zaśmiałam się cicho - A to… - mówiąc zdanie wskazała na pokój chodź trudno to nazwać pokojem - Nie wiemy w co się ubrać .- westchnęła - Kompletnie nie mamy pojęcie co nas czeka. - kilka chwil ciszy - Aileen a może ty chciałabyś nam pomóc? - a mam jakiś wybór? - pomyślałam.
-Tak, pomogę. Ale sprzątać będziecie same.
- Wiem, że nie lubisz tego robić za to my tak, poradzimy sobie z tym zanim ty zabrałabyś się za sprzątanie. - zaśmiała się
- Ha, ha, ha bardzo śmieszne. - uśmiechnęłam się złośliwie i pokazałam jej język - Jak chcemy zdążyć coś dla was wybrać musimy zacząć teraz.
- Zgadzam się. - odpowiedziała mi i zasalutowała. Po chwili wybuchnęłyśmy śmiechem.
   Gdy się troszkę uspokoiłyśmy podążyłyśmy do szafy i sterty ciuchów obok niej. Zaczęłam wygrzebywać różne rzeczy. Jakieś szorty, przeróżne bokserki, podkoszulki, nic im się nie podobało. W takim wypadku podążyłyśmy do mnie.
   Tam znalazłyśmy czarną podkoszulkę z mało wyciętym dekoltem dla Zurry i fioletowe trampki za kostkę dla Zirry. Szczerze nie mam pojęcia skąd one wzięły się w mojej szafie. Nigdy w życiu ich nie kupowałam i nigdy bym ich nie założyła. Fiolet to nie mój kolor.
   Powędrowałyśmy z powrotem do pokoju dziewczyn i tam skompletowałyśmy resztę garderoby. Końcowy efekt prezentował się mniej więcej tak: Zirra założyła śliwkową sukienkę trochę przed kolano z dekoltem pod szyję ( nie dała się przekonać na top i chociażby szorty- uparciuch) pod jej spodem po wielkim błaganiu założyła materiałowe spodenki w tym samym odcieniu co sukienka. Tak na wszelki wypadek. Fioletowe trampki ode mnie i na to zarzuciła czarny sweterek; Zurra zaś założyła moją czarną podkoszulkę, niebieskie ( dość ciasne) legginsy i czarne trampki przed kostkę. Nie chciała nic zarzucić bo powiedziała, że to nie potrzebne.
   Gdy „modelki” były już gotowe zabrzmiał donośny głos: Uwaga! Wszystkie Czarownice z pierwszego roku nauki proszone są o zgłoszenie się na aulę główną! Koniec komunikatu. Dziękuję za uwagę.
   Aha przyszła nasza kolej. – pomyślałam, zastanawiało mnie jak ubrali się inni i czy są tak samo zestresowani jak ja.
   Wyszłyśmy z dziewczynami na korytarz. Razem z nami z pokoi wylewały się „potopy” pierwszoklasistów. Moje poprzednie rozmyślenia o ubiorze innych zostały rozwiązane. Każda z nich była ubrana inaczej. Jedne czarownice miały sukienki, drugie koszulki i spodenki jeszcze inne były ubrane podobnie jak ja czyli po prostu w dresy przygotowane na każdą okoliczność.
   Zaczęłyśmy iść za zgrają.
- Aileen a ty wiesz w ogóle gdzie my idziemy? - zapytała podenerwowana Zirra - Znaczy idziemy tam gdzie reszta czyli pewnie dobrze ale wiesz pewniej bym się czuła jak bym wiedziała jak wrócić. - uśmiechnęła się smętnie.
- Mniej-więcej. Wczoraj mijałyśmy aulę gdy szłyśmy do pokoi. Teraz jeszcze trzeba skręcić w prawo i już będziemy. - odpowiedziałam zadowolona ze swojej pamięci.
   Miałam rację. Po kilku krokach skręciłyśmy w prawo i doszłyśmy do wielkich bogato zdobionych złotem drewnianych drzwi. W każdym razie tak mi się wydaje bo tylko tyle widziałam gdyż widok zastawiały mi inne wyższe czarownice. Czasem przeklinam to jaka jestem niska.
- Chyba jesteśmy. - szepnęłam do bliźniaczek.
- Chyba tak. - odszepnęła mi Zirra.
   Po krótkiej chwili czekania drzwi się otworzyły a do środka wlało się mnóstwo czarownic. Aula była piękna. W wielkiej marmurowej Sali było mnóstwo okien sięgających od ziemi do sufitu. Na suficie były ogromne żyrandole ( chyba z kości słoniowej) z szklanymi łezkami. Podłoga była z czarnych desek. Na środku auli była scena a na niej stał wielki czarny kocioł. W wokół podwyższenia znajdowało się mnóstwo miękkich, czarnych krzeseł poustawianych w sześć rzędów pnących się do góry po schodach. Na każdym z nich widniała karteczka.
- Łał, jak tu pięknie. - powiedziała Zirra swoim dziecięcym głosikiem. Czasem gdy któraś z sióstr czymś się bardzo ekscytowała lub podniecała zaczęła gadać właśnie w ten sposób, zazwyczaj mnie to bawiło: trzy latka uwięziona w ciele siedemnastolatki. Wiele razy tak myślałam.
- To prawda. - odpowiedziałam jej lekko rozweselona – Chyba trzeb zająć miejsca. Zdaje się, że widzę nasze imiona na karteczkach. - miałam rację nasze lokum znajdowało się na czwartym piętrze krzeseł zaraz na skraju. Gdy zajęłyśmy nasze miejsca siedziałyśmy przez chwilę w ciszy.
- Jak myślicie co teraz będzie? - zapytała Zurra.
- Myślę, że powitanie, chyba że od razu wpuszczą nas na głęboką wodę i przystąpimy do testu. Ale miejmy nadzieje, że będzie to pierwsze. Jakoś nie spieszy mi się do egzaminu.- zachichotałam a dziewczyny przyłączyły się do mnie.
   I właśnie w tej chwili, w której to powiedziałam a w zasadzie zaczęłam chichotać z kotła wyłoniła się kobieca postać, która była za mgłą. Wyszła z niej i mym oczom ukazała się bardzo wysoka kobieta przy kości. Gdy się jej przyjrzałam ujrzałam jej ciemno brązowe włosy, które na początku wydawały się czarne spięte w kok a potem jej żółte oczy, które rozglądały się po całej Sali. Chwilę się na nas patrzyła.
- Witam was serdecznie w pierwszym dniu w naszej szkole. Nazywam się Izyda i jestem tu dyrektorką. Mam nadzieje, że się już rozgościłyście. Za chwile odbędzie się test waszych umiejętności. Podążajcie za waszymi tymczasowymi opiekunami, którzy zostali wam przydzieleni. To oni w każdej grupie poprowadzą test. Nie martwcie się wszystkie testy w każdej z grup są takie same, po prostu musiałam was porozdzielać bo jest was za dużo żebym sama się tym zajęła. Wasi opiekunowie zaprowadzą was zaraz na test. Pierwsze wstają uczennice od pani Ortei. Po sprawdzianie przybywacie z powrotem na Salę. Zostaną tu ogłoszone wyniki waszego egzaminu. – zniknęła we mgle.
  Na scenie pojawiła się teraz Ortea, która wołała uczennice z jej grupy. Szybko wstałyśmy i poszłyśmy do niej. Gdy wszyscy już zeszli nasza grupka liczyła około 30 osób. Podążyłyśmy za kobietą, która poszła do drzwi, których wcześniej nie widziałam. Mym oczom ukazała się bardzo wysoka salka cała ze szkła. Na całej jej długości znajdowały się równie szklane podesty.
-Dziewczyny pierwszym testem będzie teleportacja- wykrzyknęła mile Ortea. Między czarownicami powstały szepty. Ja się nie martwiłam bo wiedziałam, że z tym sobie poradzę.- Pierwsza będzie Catherine, przeteleportuj się na pierwsze piętro.- dziewczyna była ruda, dość niska i ubrana była w zieloną bokserkę i dżinsowe szorty. Mimo wielu wysiłków nie udało jej się. Na jej twarzy i w jej niebieskich oczach było można zauważyć frustracje. Ortea poklepała ją po plecach i zanotowała coś w swoim notesie.- dobrze następną uczennicą będzie…. Zurra.- uśmiechnęła się do dziewczyny. Po minie młodej czarownicy było widać przerażenie.
- Ej Zurra nie panikuj wszystko będzie dobrze. - dodałam jej otuchy. Jednak wiedziałam, że ona tego nie zrobi. Zawsze zazdrościła mi tej umiejętności.
Podeszła do Ortei, która stała nie daleko nas i patrzyła się na nią ponaglającym wzrokiem.
- Dobrze Zurra twoim zadaniem będzie przeteleportowanie się na drugie piętro. - posłała jej gorący uśmiech. - Pamiętaj, skup się na celu.
- Spróbuje. - odpowiedziała niepewnie dziewczyna.
   Ortea odsunęła się od niej by dać jej troszkę przestrzeni ta natomiast zaczęła gorączkowo się skupiać aż zrobiła się czerwona niestety nic się nie stało. Nauczycielka pocieszyła ją i zapisała znowu coś w swoim notatniku. Kobieta wyczytywała kolejne imiona. Przy każdej czarownicy efekt był ten sam.
   W końcu zostałam tylko ja i Zirra. Zastanawiałam się, która będzie pierwsza. Padło na Zirrę. Dziewczyna miała za zadanie przeteleportowanie się na pierwszą belkę. Siostrze szło całkiem nieźle. Tak do połowy dobrze, dosłownie. Gdyż przeteleportowała się w połowie.
- Pomocy! Co mam teraz zrobić. Nie umiem się scalać. - spanikowała. W sumie zastanawiam się jak ona w ogóle cokolwiek powiedziała. Przecież połowę ust miała na piętrze a drugą na parterze. W brew wszystkiemu nie mogłam się nie zaśmiać. Wiedziałam jednak, że tej, która obecnie była przedzielona na pół wcale nie było do śmiechu.
- Nie bój się. Zaraz przeteleportuję się do ciebie. Wezmę cię a później wraz z twoją siostrą  zaniesiemy  do higienistki. - uspokajała Pani Ortea. Widziałam jednak, że Zirrę wcale to nie uspokoiło.
   Po chwili Kobieta stała przy mojej przyjaciółce i przeteleportowała się z nią na dół. Zirra wzięła jeden kawałek siostry a Ortea drugi i poszli do higienistki. Po około 20 minutach wróciły wszystkie w trójkę. Wróciłyśmy do zajęć.
   Nawet nie zdążyłam się spytać jak czuje się Zirra bo od razu Ortea kazała przeteleportować mi się na samą górę. Przytaknęłam i posłusznie wykonałam polecenie by jak najszybciej wrócić do poszkodowanej. Teleportacja była jedną z moich ulubionych ”wyczynów”. W domu tego nie uczyli i nigdy nie widziałam jak moja rodzina to robi.
   Tej czynności nauczyłam się sama pewnego dnia gdy pierwszy raz spóźniłam się do pracy. Po prostu pomyślałam, że jak najszybciej chciałabym się tam znaleźć i tak się stało. Niestety efekt teleportacji był taki, że wylądowałam tam w spodenkach i w staniku. Po prostu genialnie. Było jeszcze gorzej bo w bibliotece było pełno ludzi, którzy się na mnie gapili i śmiali. Ale teraz z perspektywy czasu śmieje się z tego chodź w tedy wcale do śmiechu mi nie było.
   Teleportowałam się z jednej belki na drugą a z dołu słyszałam tylko wiwaty, śmiechy i wybuchy zazdrości. To ostatnie mnie troszeczkę rozbawiło. Zeskoczyłam z dwudziestej belki i w powietrzu przeteleportowałam się na ziemię. Chciałam to zrobić by mojej ”publiczności” dodać troszkę dreszczyku. Udało się.
   Gdy byłam już koło Ortei ta zapisywała coś w notatniku bardzo podniecona a reszta odetchnęła z ulga i skandowała moje imię. Byłam z tego zadowolona. Staliśmy tak chwilę aż w końcu Ortea ogłosiła, że następny sprawdzian odbędzie się na dworze, będzie to bieg i bieg z przeszkodami.
   Wiedziałam. Po minie Zirry widziałam, że żałuje  za to iż mnie nie posłuchała i założyła sukienkę. Przynajmniej szpilek nie miała. W zasadzie nie wiedziałam czym biegi mają się nam przysłużyć do nauki bycia czarownicą, no ale cóż taki wymóg. Poszliśmy już po raz kolei za nauczycielką i wyszliśmy na „podwórko”. Chodź nie wiem czy można to tak nazwać ponieważ na „podwórku” znajdowała się bieżnia, trochę trawy, dwa drzewa a wszystko było pod szklaną kopułą. Po prostu dwór jak w mordę strzelił.
   Ortea kazała nam biegać dopóki ona nie powie, że mamy przestać co ostrzegała mogło troszkę potrwać. Po krótkim rozciąganiu zaczęliśmy bieg. Mi biegło się bardzo dobrze. Bardzo lubiłam to robić. Mój ulubiony sport zaraz po łucznictwie i rzucaniem nożami do celu (to drugie takie moje hobby). Biegałam codziennie. Trzy razy w ciągu dnia po około godzinie więc moja kondycja była dość dobra w przeciwieństwie do bliźniaczek
    Dziewczyny wysiadły już po pierwszych dwóch okrążeniach ja natomiast biegłam bez najmniejszej zadyszki. Kolejne dziewczyny zaczynały iść. W końcu osobą biegnącą byłam ja i Catherina. Ortea przerwała nam odprężający (jak dla mnie) bieg.  Trwało to dość długo bo jakieś dwie godziny. Nie wiem ile kółek zrobiłam ale podejrzewam, że dość dużo.
   Nasza nauczycielka zanotowała coś w notesie i poszła dalej na kolejny test. Były to eliksiry. Z tym poszło mi już nie tak dobrze jak na poprzednich. Z każdym kolejnym sprawdzianem a mianowicie z latania na miotle, z zwykłego latania, ogrzego, czarów szło mi coraz gorzej tak jak i Zirze. Natomiast Zurze zaskakująco dobrze. W końcu zakończyły się testy i wróciłyśmy na aulę. Każda uczennica była zmęczona cało dziennym egzaminem. Ja sama też marzyłam tylko by pójść pod prysznic i położyć się spać. Siadłyśmy na swoich miejscach a z kotła jak poprzednio wyszła pani dyrektor.
- Moje kochane czarownice! Jestem z was bardzo dumna! Pokazałyście bardzo dużo umiejętności. Każda z was zasłużyła żeby tu być. W nagrodę i na znak, że zostałyście prawowitymi uczennicami tej Akademii dostaniecie to. Symbol czarownicy. Proszę. - Izyda powiedziała to wszystko bardzo donośnym i dumnym tonem.
   Mówiąc te dwa ostatnie zdania podniosła ręce, przyciągnęła je do siebie i nagłym ruchem wypuściła w naszą stronę iskry. Nagle poczułam przeszywający ból na moim mostku, który trwał tylko chwilę ale był tak mocny, że musiałam się skrzywić.
   Rozejrzałam się po Sali i chyba ja tylko to tak mocno odczułam. Szturchnęłam Zurrę, która patrzyła się cały czas na scenę. Zapytałam ją czy coś ją bolało odpowiedziała, że nie. To było dziwne czemu tylko ja odczuwam, przeżywam  wszystko inaczej i posiadam niezwykłe umiejętności?
   Zobaczyłam, że na prawym ramieniu Zurry widnieje symbol. Rozejrzałam się po swoim ciele i zobaczyłam, że ten sam znak widnieje na moim mostku. Później okazało się, że Zirra dostała go na wewnętrznej stronie dłoni z czego była nie zadowolona bo czemu ona musiała dostać „szpetne coś” w widocznym miejscu gdzie nie będzie się tego dało zakryć ubraniami a my nie. To mnie bardzo rozbawiło gdyż z tego symbolu powinno się być dumnym bo przedstawiał kim jesteś. Moja matka ma go na karku ale trochę w innej postaci niż my. Nasze symbole wyglądają mniej więcej tak:
- Za każde wybitne osiągnięcia dostaniecie dopełnienie symbolu. - kontynuowała swoja wypowiedź Izyda – A teraz przyszła kolej na wasze grupy. - oznajmiła. Bardzo się tym denerwowałyśmy z dziewczynami więc chwyciłyśmy się za ręce - Po wyczytaniu waszego imienia bądź nazwiska będziecie podchodzić do waszych nowych opiekunów. Grupę najmniej utalentowanych weźmie pani Christina, grupę średnią pani Ortea zaś grupę zaawansowaną wezmę ja czyli Izyda. - pani dyrektor zaczęła wyczytywać kolejno imiona i nazwiska. Znałam tylko jedno jak dotychczas czyli Catherine, która trafiła do grupy średniej. Coraz więcej czarownic podchodziło do swoich wychowawczyń. W końcu usłyszałam dobrze mi już znane imię czyli Zurry. Trafiła do grupy zaawansowanej, była bardzo radosna z tego powodu do czasu aż wywołali mnie i Zirrę. Obydwie trafiłyśmy do grupy średniej, a Zurra przestała się uśmiechać. W końcu ceremonia dobiegła końca. Od naszych nowych opiekunek  dostałyśmy księgi i informacje, że plan lekcji będzie podany jutro rano przez głośniki. Później wszyscy zaczęli się rozchodzić.
- Ej, Zurra gratulacje. - zgodnie pogratulowałyśmy (ja i Zirra). - Dobrze się spisałaś. - uśmiechnęłyśmy się do niej.
- Dzięki ale raczej nie ma czego. - odpowiedziała pochmurnie siostra.
- Jak to nie?! Okazało się, że jesteś z nas najlepsza a ty mówisz, że niema czego gratulować?! Powinnaś skakać z radości a nie być smutna. - powiedziałam lekko zirytowana.
- No niby tak ale jak ty byś się czuła jak byś trafiła sama do grupy gdzie nikogo nie znasz? - spytała zła Zurra.
- Dziewczyny koniec. - zażądała Zirra - Obydwie macie racje i jej nie macie. Teraz każda z nas będzie się cieszyć i pójdzie się przygotować bo planuję coś ekstra. - wykrzyknęła radośnie - Zastanawiałam się co to może być ale dziewczyna odpowiedziała mi zanim zadałam to pytanie na głos. - Aileen idź do siebie i załóż coś wystrzałowego szykuje się impreza. - byłam przerażona przecież ja nie umiem tańczyć i nie lubię się w taki sposób bawić.
- Co? - zapytałam przerażona.
- Dobrze słyszałaś i nie bój się obiecuje, że będziesz się dobrze bawić. - odparła cała uradowana Zirra.
- Jak uważasz. - zaśmiałam się. Szłyśmy chwilę w ciszy. Minęłyśmy pokój nauczycielski a ja miałam pytanie odnośnie kotłów, które jeszcze nie przyszły. - Ej dziewczyny idźcie same ja muszę coś załatwić ok?
- Dobrze ale pamiętaj żeby się wyszykować i wstawić u nas o ósmej, jasne? - zapytała pogodnie tym razem Zurra.
- Jasne nie musicie się martwić obiecałam to będę. - uśmiechnęłam się - A teraz już idźcie bo nie zostało wam wiele czasu na posprzątanie ubraniowego tornada z rana.
- Co? My tego jeszcze nie posprzątałyśmy? - zapytała przerażona Zirra na co ja nie mogłam się nie zaśmiać.
- Niestety nie. Powodzenia tylko nie zapomnijcie o nowej dekoracji na lampie. - nic nie odpowiedziały tylko poleciały prosto do pokoju nie oglądając się za siebie i nie jedno krotnie potykając na schodach.
   Zawróciłam i stanęłam przy pokoju nauczycielskim. Już chciałam zapukać ale zauważyłam, że drzwi są uchylone .Przez przypadek podsłuchałam taką rozmowę:
- Pani dyrektor. Myślałam, że Aileen pokaże najwięcej umiejętności, a Zirra będzie lepsza od swojej siostry. Niestety tak się nie stało. Trochę się zawiodłam. I bardzo się martwię. A jeśli pomyliłyśmy się co do niej. Będziemy w niebezpieczeństwie. – oznajmiła Pani Ortea.
- Ja też się tym martwię. Ale jestem pewna, że Aileen w końcu zda sobie sprawę kim tak naprawdę jest i odkryje swoje umiejętności. Już teraz jako jedyna z całej szkoły umie się teleportować . I mam pewność, że to ona, że się na niej nie zawiedziemy. – powiedziała uspokajając Ortee pani dyrektor - Przecież jest potomkinią samej Olympii. Orteo musisz pamiętać, że nie możesz jej powiedzieć kim tak naprawdę jest bo w tedy może nie wytrzymać presji. Musi sama się tego dowiedzieć. W tedy powinna się z tym pogodzić. Na razie szkól ją jak najlepiej potrafisz a zobaczysz, że to osiągnie pożądany efekt.
-Ale Izydo…
   Coraz mocniej napierałam na drzwi żeby cokolwiek usłyszeć gdyż rozmowa stała się coraz cichsza. W tym czasie wpadłam do pokoju. Jak zwykle w jak najmniej odpowiednim momencie.
- Czy coś się stało? - spytała się pani Ortea jak by nic się nie stało.
- Nic. Ja tylko przechodziłam i ktoś mnie popchnął. Drzwi były otwarte. Bardzo przepraszam.
- Nic się nie stało a popchnięciem się nie przejmuj mam nadzieje, że nic Ci się nie stało? – spytała pani dyrektor.
- Nie nic mi nie jest. - odpowiedziałam siląc się na spokój.
- To dobrze. A teraz idź świętować. -zaproponowała pani Ortea.
- Dobrze. Tak zrobię. – odpowiedziałam uśmiechając się.
   Po całej rozmowie wyszłam z pokoju nauczycielskiego zamykając drzwi i przystawiając ucho by coś jeszcze podsłuchać. Niestety nic więcej nie usłyszałam. Zaczęłam biec do siebie a w głowie kłębiły mi się przeróżne pytania. Przestałam nawet myśleć o całej imprezie. Skończył mi się pozytywny nastrój.  W uszach mi szumiało od biegnięcia i słyszałam tylko bicie swojego serca, i powtarzające się w kółko słowo: „niebezpieczeństwo”.

wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział I - Początek



Jestem Aileen i przedstawię Wam moją historię, dzięki której stałam się taka jaka jestem. Wszystko zaczęło się 200 lat temu, gdy miałam 17 lat pewnego specjalnego ranka….
Właśnie pływałam z syrenami. Woda była taka cudowna, koloru najpiękniejszego lazuru jaki w życiu widziałam. Obok nas pływały przeróżne ryby- mniejsze, większe o wszystkich kolorach tęczy. Syreny z natury są piękne, ale te wydawały mi się takie cudowne, niespotykane. Ogony miały we wszystkich odcieniach  niebieskiego i zielonego. Ich długość zależała od  wieku syren. Czułam się taka wolna, taka lekka jak nigdy przedtem. Aż tu nagle…
- Aileen, wstawaj!- usłyszałam dziewczęcy głos. Aha już wiem co się szykuje – pomyślałam
- Ile mamy cię jeszcze budzić?- poczułam rękę na moich ramionach a po chwili trząśnięcie mną i chłód na stopach. Pewnie dla tego, że któraś z nich ściągnęła ze mnie kołdrę.
- To zaczyna być już nudne a  obiecałaś, że dzisiaj nie zaśpisz! Przecież to taki ważny dzień.- powiedziały zmartwione i sfrustrowane bliźniaczki.
- Nie jesteśmy twoim budzikiem!- po chwili dodały- otworzyłam oczy i je przetarłam, usiadłam na materacu.
- Nie dało się trochę łagodniej?- spytałam znając już odpowiedź.
- Niestety nie, Śpiąca Królewno.- odparła sarkastycznie młodsza z bliźniaczek. Miała na imię Zirra. Była ubrana w fioletową sukienkę z dość dużym dekoltem w kształcie serca, czarne baleriny, a na ramionach przewieszony miała czarny przezroczysty sweterek.  Szyję zdobił czarny medalion w kształcie pająka.
- Co tym razem Ci się śniło?- zapytała zdenerwowana Zirra - tylko nieliczni wiedzieli, że często śnię i przez to mam problemy z punktualnym wstawaniem.  Zirra i jej siostra Zurra  wiedzą, że jak bym mogła zostałabym na zawsze w marzeniach -  dlatego codziennie rano przychodzą mnie budzić. Obecnie mieszkam sama bo matka i ojciec załatwiają jakąś pilną sprawę. Nie powiedzieli jaką. Dlatego bliźniaczki stały się moimi budzikami. Dziewczyny są bardzo do siebie podobne. Obydwie mają włosy w kolorze ciemnego blondu, niebieskie oczy i są tego samego wzrostu. Są trochę wyższe  ode mnie, co czasem jest dość irytujące. Jedyną cechą jaką je wyróżnia jest to, że jedna z sióstr czyli Zurra ma lekko zauważalne piegi na twarzy. Obydwie są nierozłączne. Zawsze chodzą razem, nawet czasem mówią tak samo. Czasami myślę, że mogą rozmawiać ze sobą telepatycznie, ale to mi się chyba tylko wydaje.
- Pływałam z syrenami - powiedziałam ziewając.
- Musiałyście mnie obudzić, co jest takie ważne?- spytałam bo zazwyczaj nie działo się nic tak ważnego, żeby mogły być na mnie tak wciekłe
- Przecież wiecie, że w bibliotece są do tego przyzwyczajeni i nie robią nam o to afery, po prostu zostajemy dłużej.- w naszym świecie jest trochę inaczej, niż w świecie Kirików. W ich świecie szkołę zaczyna się w wieku 6 lat u nas od 17 roku życia. Wcześniej nie chodzimy do szkół. Dokształcamy się w domach. Uczymy się tam pisać, czytać i rzucać podstawowe czary oraz latać na miotle. Po ukończeniu 12 lat możemy podjąć prace. Pierwsza praca trwa do 17 roku życia. Później jedziemy, a w zasadzie lecimy do Akademii
- O cholera, nie mówcie mi tylko, że to dzisiaj - rozbudziłam się tak szybko jak nigdy przedtem.
- Tak to dzisiaj!- wybuchnęła Zurra. Cała poczerwieniała ze złości, co się u niej dość rzadko zdarza
-  Jedziemy do Akademii. Mamy tam być za trzy godziny, a wiesz my, wolimy być wcześniej w przeciwieństwie do Ciebie- odparła już mniej zdenerwowana, jednak teraz w jej tonie można było dosłyszeć nutkę drwiny.
 - Aileen przypominałyśmy Ci o tym wczoraj wieczorem! Nawet na ręce masz to napisane- wzięła moją dłoń w swoje krótkie, szczupłe palce i obróciła ją środkiem do mnie. Tak to prawda na wierzchu dłoni pisało drukowanymi literami:
AILEEN -  PROSZĘ PAMIĘTAJ, ŻE MASZ SIĘ SPAKOWAĆ I WCZEŚNIEJ POŁOŻYĆ
SIĘ SPAĆ. BŁAGAM NIE ZAWIEDŹ NAS!!
- Dobra, koniec dobrego -  wstawaj! Masz się wyszykować i zejść na dół w przeciągu 15 minut!- rozkazała Zirra. – my będziemy czekać na dole ze śniadaniem
- Co chcesz zjeść?- zapytała łagodnie i nieco czule.
- Co zrobisz to zjem. Dziękuję- odparłam stanowczo.
-Aileen błagam powiedz, że się spakowałaś - powiedziała błagalnym tonem Zurra. W jej oczach było widać rozpacz.
- A zabijesz mnie jak powiem, że o tym też zapomniałam?-  powoli zaczynałam marznąć.
- Niestety nawet jak bym chciała nie mogę tego zrobić. Twoja matka by mnie zabiła- siostry wybuchnęły śmiechem
- Dobra ja Cię spakuję, a Zirra idzie na dół zrobić to nieszczęsne śniadanie. Tylko masz nie narzekać co Ci spakuję - tego ostatniego bardzo się obawiałam, ponieważ nasze gusta co do ubrań bardzo się różniły, ale cóż większego wyboru nie miałam to była moja wina, że nie zrobiłam tego wcześniej.
Wstałam z łóżka co było strasznym doświadczeniem, gdyż podłoga była tak strasznie zimna, że jak tylko dotknęłam ją stopami od razu po moim i tak już zmarzniętym ciele przeszła fala dreszczu. Wzięłam z szafy zwiewną białą sukienkę sięgającą mi trochę przed kolano, miętowe szpilki oraz miętowe dodatki -  naszyjnik w kształcie skrzydeł i kolczyki do kompletu. Uwielbiam sukienki, ale ostatnio dzięki Zurze zaczynam coraz częściej nosić obcisłe spodnie i zwiewną bluzkę. Zurra mówi, że tak jest o wiele lepiej- natomiast Zirra uważa na odwrót. Pod tym względem jako bliźniaczki  się nie zgadzają. Natomiast ja uważam, że noszenie sukienek wydłuża moje nogi a dzięki szpilkom staje się wyższa. Ogólnie mam brązowe, kręcone włosy sięgające do piersi każdy mówi, że odziedziczyłam je po Olympii bo jako jedyna od tylu pokoleń mam włosy w tym kolorze. Oczy natomiast odziedziczyłam po mojej matce -  są ciemno brązowe a nos mam „własny” mały i odrobinę zadarty. Weszłam do łazienki tak szybko jak się dało bo po pierwsze było mi strasznie zimno, a po drugie byłam w samej bieliźnie.  Łazienka urządzona jest w moim stylu. Na ścianach są czarne i miętowe płytki. Podłoga jest czarna a kabina, umywalka oraz szafeczki są miętowe. Dziewczyny mówią, że mam bzika na punkcie tych kolorów. Może to i racja. Szybko umyłam zęby, wzięłam gorący prysznic, rozczesałam moje nieposkromione włosy i zaplotłam je w warkocz. Ubrałam na siebie przygotowane wcześniej ubrania. Nie nakładałam makijażu bo uważam, że go nie potrzebuje, moje rzęsy i tak są bardzo ciemne i długie. Z łazienki usłyszałam odgłos zasuwającej się walizki i krzyki Zurry, że mam już wyłazić bo na stole czekają gorące naleśniki z syropem klonowym. Na te słowa wybiegłam zatrzaskując za sobą drzwi z dużym impetem. Zbiegłam szybko po schodach do mojej kuchni i na stole zauważyłam kupkę naleśników- kuchnia urządzona jest bardzo nowocześnie. Na jej środku stoi duży czarny stół z czarnymi krzesłami do kompletu. Szafki, kuchenka i lodówka są srebrne. Szybko siadłam na jednym z krzeseł i nałożyłam sobie naleśniki. Dziewczyny też. Rozkoszowałyśmy się cudownym smakiem. Siostry miały grobowe miny i panowała grobowa cisza. Po dłuższym czasie musiałam ją przerwać.
- Dzięki za wszystko- uśmiechnęłam się do bliźniaczek- odwzajemniły uśmiech, ale nic nie powiedziały.
- Aileen, a jak my mamy się tam dostać?-w końcu zapytała się Zirra. Z naszej trójki tylko ja to wiedziałam. Wcześniej nie chciałam im tego mówić, żeby miały niespodziankę – wybuchłam śmiechem.
- Nie śmiej się- rozkazała Zurra.- czemu ty zawsze musisz być taka, taka…..!
-Taka świetna, śmieszna, zabawna? –nie wiem, tak jakoś wyszło- powiedziałam śmiejąc się.
- Nie do końca mi o to chodziło. Bardziej chodziło o wkurzającą i głupią, ale niech Ci będzie - odpowiedziała. Ostatnie zdanie powiedziała ściszonym tonem, ale ja i tak wszystko słyszałam
- A tak na serio, to jak się tam dostaniemy?
- Naprawdę się nie domyślacie?- zapytałam z niedowierzaniem w głosie
- Polecimy na miotłach - odpowiedziałam lakonicznie.
- Tak a co z naszymi walizkami?- spytała rozgoryczona Zirra.
- Same przeteleportują się na miejsce- znowu zaśmiałam się.
- Aha. A z kąt ty to niby wiesz?- zadała pytanie poirytowana Zurra.
- Zapominasz o jednej rzeczy, to ja jestem kujonką- przestałam się śmiać.
- Tak, ale potrafisz być wredna.- Westchnęła cicho Zirra do Zurry.
- Dzięki, wiem o tym- puściłam do niej oczko przez ramię wstając od stołu
 - To co najwyższa pora się zbierać.
- Tak- odparły krótko dziewczyny.
Wyszłyśmy na podwórko. Zagwizdałyśmy po nasze miotły. Wsiadłyśmy na nie zostawiając walizki pod domem. Po chwili zniknęły. Przed startem Zurra powiedziała mi, że boi się latać na tak dalekie dystanse. Powiedziałam jej, że nie ma się czego bać, że trzeba trzymać się mocno i uważać na ptaki oraz nietoperze. Uprzedziłam jej kolejne pytanie i powiedziałam, że leciałam już tak do mojego wujostwa.
Po dłuższym locie:
- Ej! dziewczyny zobaczcie - Zirra wskazała na budynek w oddali, który leniwie zaczął się nam ujawniać
- To chyba Akademia- miała racje.
Wcześniej widziałam ją tylko w księgach, a teraz stoi tu przede mną. Budynek był naprawdę imponujący. Zapierał dech w piersiach. Wyglądał jak połączenie katedry barokowej z zamkiem. Składał się w sumie z trzech budynków połączonych otwartymi przejściami. Przed wejściem głównym znajdował się olbrzymi dziedziniec w zasadzie cały porośnięty trawą. Wylądowałyśmy właśnie na nim. Powitali nas nasi nowi mentorzy czyli nauczyciele. Mieli na głowach wielkie, szpiczaste kapelusze i długie, czarne togi.-
- Wydają się mili- pomyślałam.
Podeszła do nas najmłodsza z nauczycielek i powiedziała:
- Witam Was w Akademii Czarownic. Nazywam się Ortea i od dziś jestem Waszym tymczasowym opiekunem. Jestem także nauczycielką sztuki latania na miotle. Możecie mi mówić o wszystkim. A teraz zaprowadzę Was do sypialni.
Ortea wygląda bardzo młodo. Ma bardzo krótko ścięte włosy sięgające zaledwie do ucha, z jednej strony głowy podgolone - koloru  jasnego blondu. Oczy ma ciemno - szare prawie czarne. Ortea to osoba dość niska, zaledwie wyższa ode mnie o parę centymetrów i bardzo szczupła. Gdyby bliżej się przyjrzeć można było zobaczyć wystające żebra. Na oko miała jakieś 27 lat.
- Fantastycznie, nie możemy się doczekać- odpowiedziała Zurra donośnym tonem. Na twarzy Orteii pojawił się potajemny uśmieszek, chyba tylko ja go zauważyłam. Tak naprawdę nie wiem czy chciałam zobaczyć swój pokój ponieważ martwiłam się czy z wystrojem trafili w moje gusta.
Podążyłyśmy za panią Orteą. Podczas naszej drogi mijałyśmy mnóstwo pokoi a także uczniów i nauczycieli jak mniemam. Wszyscy byli bardzo radośni. Uśmiechali się do nas a my odwzajemniałyśmy się tym samym.
Szłyśmy krótką chwilę, weszłyśmy na drugie piętro Akademii, która miała trzy piętra, marmurowe schody, oraz podłogi wykonane z tego samego budulca. Nad naszymi głowami wisiały piękne kryształowe żyrandole. Na ścianach, które były wykonane z mahoniu wisiało mnóstwo obrazów. Przed każdymi drzwiami ( których było dość sporo) znajdowały się kolumny. Niektóre z nich były podwójne i zbudowane były z bogato zdobionego drewna. Inne były mniejsze. Wszystkie różniły się od siebie. Jedne były ciemne, drugie jasne jeszcze inne żłobione. Pewnie zależało to od czarownic, które tam mieszkają. W końcu zatrzymałyśmy  się przed czarnymi drzwiami.
- Dobrze, jesteśmy na miejscu. Oto pokój Aileen - powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Czy mogłabyś coś dla mnie zrobić i poczekać chwilę?- zapytała się wpatrując  głęboko w moje oczy.
- Wcale mi się nie śpieszy - odburknęłam trochę za ostro, ale to co powiedziałam było prawdą.
- Więc dobrze - odparła trochę mniej wesoło.
- Zirra, Zurra Wy będziecie mieszkać razem. Wiem, że jesteście nierozłączne i wiem też, że przyjaźnicie się z Aileen, więc postanowiłam przydzielić Wam pokoje obok siebie. Następne drzwi to wasz pokój. Drzwi bliźniaczek  były zrobione z jasnego drewna.
- Teraz możecie już wejść. Mam nadzieje, że będziecie zadowolone. Wszystkie wskazówki co do wystroju podali nam wasi rodzice.
- Świetnie, lepiej być nie może- pomyślałam sarkastycznie. Moi rodzice  chcieli by mój pokój był różowy, żeby zrobić sobie ze mnie żarty. Znam ich i wiem, że są do tego zdolni. Wbrew sobie weszłam do pokoju. Mym oczom ukazał się niesamowity widok. Rodzice wcale sobie ze mnie nie żartowali i poprosili o urządzenie sypialni tak samo jak w domu. Byłam przeszczęśliwa. Do całego domowego wystroju dodano jeszcze kilka komódek i dodatkową szafę. Moje czarne łóżko, zamiast z boku stało na środku pokoju, a biało miętowe biurko, tam gdzie stało kiedyś moje łóżko. W  miejsce biurka postawiono dwie pufy jedną czarna,  a drugą miętową. Weszłam do drugiego pomieszczenia i odetchnęłam  z ulgą- byłą to łazienka. Wcale nie uśmiechało mi się zbiorowe mycie. Łazienka wyglądała dokładnie tak samo jak w domu. Zajrzałam do szafy. Ku mojemu zdziwieniu wszystkie rzeczy z walizek były już rozpakowane. Wszystko było  schludnie, poukładane na półkach i w szufladach. Poszłam do Zirry i Zurry zapytać  czy podoba się im ich pokój. Poza tym byłam ciekawa, czy ich pokój domowy został przeniesiony tutaj. Już od progu słyszałam jak dziewczyny piszczą i skaczą z radości. Weszłam głębiej i mym oczom ukazał się pokój biało różowy z dwoma białymi łóżkami po obu stronach. Obok nich stały białe biurka i białe szafy z różowymi paskami. Koszmar! Zapomniałam, że dziewczyny mają trochę inny gust niż ja – bardziej cukierkowy. Coś czuję, że rzadko będę tu przychodzić. Otrząsnęłam się z szoku.
- Hej i jak? Zadowolone?- to było pytanie retoryczne, bo każdy, jak by je wtedy zobaczył, znałby odpowiedź.
- Jasne! Jest cudownie -  wysapały. A widziałaś łazienkę?- spytały się bardzo podekscytowane. Trochę obawiałam się tego widoku. Ale z drugiej strony czy łazienka może być urządzona jeszcze gorzej niż pokój? Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Zurra złapała moją rękę tak mocno, że zaczęło boleć i pociągnęła mnie w stronę drzwi. Zaczęłam mrugać oślepiona różem. Wydawać by się mogło, że za dużo różowego było w pokoju. Nic bardziej mylnego. Ponieważ w pokoju róż nabierał barwę pastelu, a tu był bardzo neonowy i połączony z morskim. Prócz koloru łazienka była urządzona zwyczajnie. Jeden prysznic, umywalka i szafeczki. Przynajmniej tyle dostrzegłam oślepiona neonem. Spokojnie wyszłam z łazienki.
- No i jak Ci się podoba?- zapytały zafascynowane.
- Eee jest dość… oryginalnie !- zaczęły się śmiać. Przyłączyłam się. Przez nasze śmiechy usłyszałam stłumiony głos.
- No i jak? Chyba zadowolone - rozpoznałam ten głos- Ortea. Nakazałam dziewczynom ucichnąć, zaczęłam pierwsza.
- O tak bardzo. – powiedziałam donośnie.
- To się cieszę! . Kotły do mikstur dostaniecie jutro- zaśmiała się Ortea.
W mojej głowie krążyło jedno bardzo ważne pytanie. Dlaczego mieszkam sama?  Postanowiłam zadać to pytanie Orteii. Najwyraźniej coś było nie tak, bo gdy je zadałam od razu spoważniała i odpowiedziała:
- Chyba masz troszkę inny gust niż twoje koleżanki? Źle byś się czuła z nimi?- próbowała zdobyć się na uśmiech. Nie wyszło jej, zamiast uśmiechu pojawił się niezidentyfikowany grymas. Postanowiłam przestać drążyć temat, ale przysięgłam sobie, że kiedyś dowiem się o co chodzi. Po chwili dodała:
- Aileen-  zmykaj do siebie. Musicie się wyspać! Jutro czeka na Was ciężki dzień.
- A jaki? – zapytała zdziwiona Zurra.- Ortea otworzyła usta, żeby jej odpowiedzieć, ale nie zdążyła.
- Dziewczyny wy naprawdę nic nie czytacie?- zapytałam z dezaprobatą w  głosie.
- W głównej sali widniała informacja, że jutro czeka na nas sprawdzian umiejętności. Po nim zostajemy dopasowani do odpowiednich grup umiejętności.
- Aileen ma rację - poparła mnie Ortea.
- Jutro czeka Was bardzo trudny test.  Nie musicie się bać, na pewno bardzo dobrze Wam pójdzie -  wierze w to!- mówiąc to cały czas wzrok miała skierowany na mnie, tak jakby coś ode mnie oczekiwała lub na coś liczyła.
- Teraz marsz do łóżek. Dobranoc – dodała. Wzięła mnie za ramię i wyciągnęła od dziewczyn. Zdążyłam tylko powiedzieć
-  Pa!- a w oddali usłyszałam odpowiedź.
Stanęłam przed łóżkiem i zastanawiałam się  kiedy ten dzień zleciał? Przecież jeszcze tak nie dawno dziewczyny mnie budziły, a tu już trzeba iść spać.  Po drugie-  w czym mam dzisiaj spać?  Nie mogę spać w bieliźnie, jak zwykle to robię, ponieważ jestem w Akademii i ktoś prócz bliźniaczek mógł mnie zobaczyć. Nie miałam jednak piżamy. Stanęłam przed szafą i zaczęłam przeglądać ciuchy. Zobaczyłam dość za dużą czarną koszule i luźne jasno zielone spodenki. Poszłam do łazienki i migiem się przebrałam. W bluzie mogłabym się utopić, ale cóż lepsze to niż nic. Zaśmiałam się w myślach. Umyłam zęby i rozplotłam warkocz. Szybko powędrowałam do łóżka. Pościel była jasno zielona i niestety -  nie pachniała domem, tylko  mydłem i cynamonem. Do łóżka wcześniej przesunęłam małą komódkę i nastawiłam na niej mój budzik. Zgasiłam światło i zatopiłam się w ciemności.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej mam dla was pierwszy rozdział.
Jak w ogóle mija Wam pierwszy tydzień w nowym roku?

Pozdrawiam cieplutko i liczę na komentarze. ☺ Córka Razjela.