czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział XII – Jak mogłeś?

   Siedziałam na wielkim, złotym tronie. W pokoju z bogatymi dekoracjami. W wielkiej koronkowej, niebieskiej sukni z koroną na głowię. U moich stóp leżał wielki, śnieżnobiały tygrys a wokół mnie w rządku, stali służący. Po środku nich znajdował się Ros. Siedział na kupię ze złotych monet. Był ubrany na czarno a z jego pleców wystawały przerażające, czarne skrzydła. Takie same jak u mojego brata. Z tego wszystkiego aż przeszedł mnie dreszcz. Brązowe włosy chłopaka wyjątkowo nie były rozczochrane. Nie uśmiechał się, z jego twarzy dało się odczytać jedynie smutek ale i też dziwną nutkę pogardy skierowaną do…mnie? A może do niego? Sama nie wiem. Po nie określonym czasie wpatrywania się w chłopaka usłyszałam cichy głos wydobywający się zza osoby stojącej za mną, który mówił: Zabij go! Na co czekasz?. Gdy te słowa dotarły do moich uszu zamarłam z niedowierzania ale czułam dziwną potrzebę wykonania słów zamazanej postaci. Ros jak gdyby tylko na to czekał, podniósł się ociężale lecz potem od razu klęknął spuszczając przy tym głowę. W moich rękach poczułam lekki ciężar, którego wcześniej tam nie było. Spojrzałam na dłonie. Na nich spoczywał sztylet z wygrawerowanymi pnączami, które owijały się wokół mojego imienia ozdobionego czerwonymi różami z kryształkami na płatkach. Broń była niewielka ale piękna. Każdy detal był dopracowany w najmniejszym szczególe. Z zawzięciem w oczach podeszłam do kucającego przede mną chłopaka, zamachnęłam się i już miałam wbić sztylet w pierś chłopaka gdy niespodziewanie usłyszałam kolejny głos tym razem dochodzący prosto z mojej głowy: Aileen, śpiochu, śniadanie czeka. W tamtym momencie wybudziłam się z bardzo realistycznego snu. Nade mną z patelką w ręku stał Ros z jego eleganckim nieładzie na głowie z gołym torsem. Nie miał skrzydeł, co mnie bardzo ucieszyło. Bo gdyby jednak mój sen okazał się prawdą a Ros miałby być Aniołem Ciemności, nie pozbierałabym się po tym ciosie i prawdopodobnie sztylet, którym w niego celowałam wylądowałby w moim sercu.
   Niechętnie wstałam z cieplutkiego łóżka i w bamboszach w pandy poczłapałam do łazienki. Tam jednym machnięciem ręki załatwiłam całą poranną toaletę i przebrałam się w ciemne dresy z niebieskim nadrukiem w kształcie symbolu nieskończoności. Na odchodne ochlapałam twarz zimną wodą aby na dobre pozbierać się z koszmaru i gotowa wyszłam z pomieszczenia od razu kierując się do zastawionego samymi przysmakami stołu kuchennego.
- Ros nie było przypadkiem niczego więcej w lodówce? – zażartowałam przysiadając się do chłopaka, siadając naprzeciwko niego.
- Tak się składa, że niestety nie. – uśmiechnął się do mnie zajadając tost z dżemem  jagodowym. Podążyłam w jego ślady.
- No nic, chyba tyle mi powinno wystarczyć. – zaśmiałam się omal nie dławiąc się śniadaniem. Reszta posiłku przebiegła w bardzo miłej atmosferze. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy o naszym planie dotyczącym zawitania w progach wampirów. Po śniadaniu pozmywałam w ramach rekompensaty za przygotowania chłopaka i poszliśmy siąść na kanapę.
- Ros jak myślisz nasz plan się uda i uratujemy dziewczyny? – zapytałam wtulając się w jego ramię jednocześnie podciągając nogi na kanapę. Wdychałam jego zapach. Połączenie gorzkiej czekolady i ziemi. Urzekający. Aileen ogarnij się! Chwilę nie ma z tobą Nathana a ty już myślisz o Rosie. Przecież masz spędzić całą wieczność ze swoim aniołkiem a raczej dowiadując się o zdradzie nie byłby zachwycony. – Powiedziałam sama do siebie w myślach.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem ale mam niegasnącą nadzieję, że tak. Inaczej jakby coś Ci się stało nie wybaczyłbym sobie do końca życia. Gdyby te bydlaki Cię zabrały nie mógłbym nic zrobić bo nigdy nie będę mógł  stąd wyjść. – przyciągnął mnie mocniej do siebie całując w czoło. Niestety pech chciał, że ostatnimi czasy jestem bardzo rozemocjonowana i nie panuję nad swoimi reakcjami na niektóre sytuacje. A ta szczególna sytuacja jak widać wymagała ode mnie wielkiego wodospadu łez wsiąkających w podkoszulek chłopaka, który założył na moją prośbę, gdy zmywałam. Ros wziął mój podbródek w swoją dłoń i obrócił tak abym mogła na niego spojrzeć. – Ej mała nie płacz! Nie z mojego powodu. Jest mi tu naprawdę dobrze. Dzięki tobie mam najwspanialszą karę jaką można tylko mieć. Inaczej za moją przeszłość trafiłbym nie wiadomo gdzie a dzięki tobie stałem się twoim mentorem. Naprawdę lepiej być nie mogło. – uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Szybko wytarłam resztki łez wierzchem dłoni i się zaczerwieniłam.
- Co ty mówisz? Przecież nie dotrzymuję słowa i cię nie odwiedzam i  przez to jesteś tu zupełnie sam ze swoimi myślami i problemami. – odparłam wpatrując się w jego oczy.
- Oj Aileen, jakimi niby problemami? No chyba, że twoimi ale martwimy się razem a przecież po to tu jestem. – powiedział pocieszając mnie.
- Czuję się tu tak dobrze, że mogłabym się tu zaszyć na zawsze i nigdy nie wracać i nikt by mnie nigdy nie znalazł. W najgorszych dla mnie chwilach umiesz mnie pocieszyć. – ponownie wtuliłam się w jego tors a po chwili wyczułam jego uśmiech gdy zaczął głaskać mnie po włosach. – Niestety zaraz muszę iść, bo za godzinę zaczynają mi się lekcje i muszę się do nich jeszcze przygotować. Koniec mojego wolnego.
-  Wcale to nie musi być koniec twojego wolnego. –odparł. Odczepiłam się od niego i z zapytaniem w oczach popatrzałam na niego.
- Co ci chodzi po głowie? – zapytałam marszcząc brwi. Chłopak tylko się uśmiechnął.
- A to, że mimo iż straciłem moją moc zostało mi kilka sztuczek w rękawie jak to mówią. – nonszalancko odpowiedział.
- Nikt już nie mówi sztuczki w rękawie. No w każdym bądź razie w naszym wymiarze mówimy sztuczki w bucie. To z rękawem bardziej pasuje do Kirików. – zaśmiałam się gdy chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem w oczach. -  No już nie ważne, kontynuuj. – rozkazałam chłopakowi zaciekawiona jego słowami.
- Za każdym razem gdy do mnie przychodzisz w twoim normalnym świecie pojawia się twoja idealna kopia w postaci hologramu. – nie taka idealna. Ona nie posiada więzi z Nathanem. – pomyślałam. – Ona myśli tak jak ty i czuje. Jeżeli cokolwiek stałoby Ci się w twoim wymiarze kopia ukaże to na sobie jednak to nie działa w drugą stronę. Wiec jak ona sobie coś zrobi poczujesz to dopiero gdy do siebie wrócisz. – uśmiechnął się w jakiś dziwny sposób. Przebiegle? A może mi się tylko wydawało? W końcu mam tyle na głowie. – Więc dzięki temu możesz zostać tu tak długo jak tylko chcesz i nikt się nie zorientuje.
- Więc teoretycznie jest mnie dwie. – bardziej stwierdziłam niż zapytałam. – A co się stanie gdy po dłuższym pobycie tu wrócę do Akademii?
- Będziesz wszystko pamiętać wszystkie zdarzenia, które wydarzyły się pod twoją nieobecność ale nie zapomnisz też wydarzeń stąd. – powiedział z wielkim uśmiechem wypisanym na twarzy.
- Chyba mnie przekonałeś. Tylko mam jeszcze jedno pytanie. – Chłopak swoim spojrzeniem kazał mi kontynuować. – Jak to się wszystko stało?
- Tak jak wcześniej mówiłem mam kilka sztuczek w bucie? Tak, bucie. Wymieszałem kilka mikstur i niespodziewanie Ci je podałem i  bum. Tak powstałaś druga ty.
- Czemu mi o tym nie powiedziałeś? – zapytałam.
- Nie teraz o tym. Obiecuję, że kiedyś Ci powiem ale co nie jesteś zadowolona z efektu?
- No jestem.
- No to chyba najważniejsze. A teraz chodź za mną a trochę Cię wzmocnię przed wizytą u tych wstrętnych krwiopijców. – Zrobiłam to co mi przykazał.
   Podeszliśmy do komody z miksturami. Ros wziął jeden z flakoników z niebieską zawartością. Podał mi ją i kazał wypić. Chodź mikstura nie pachniała zachęcająco a mina Rosa była co najmniej dziwna ufałam mu więc po chwili ciecz znalazła się w mojej buzi. Smakowała bardzo gorzko z lekkim i ledwo wyczuwalnym posmakiem jagody i czymś jeszcze czego nie potrafiłam zidentyfikować. Po chwili cały flakonik był pusty a ja zamiast poczuć się wzmocniona, czułam się coraz gorzej. Zaczęło kręcić mi się na tyle mocno w głowie, że musiałam podepszeć się najbliższej ściany aby nie upaść. Chłopak zaczął mnie podtrzymywać.
- Ros co się dzieje? W takim stanie na pewno nie pójdę do wampirów. – odpowiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Moje powieki powoli zaczynały mi ciążyć
- To nic. To po prostu skutki uboczne zażycia pierwszy raz tak silnej mikstury. Spokojnie to potrwa tylko dwadzieścia minut a potem obudzisz się jak nowo narodzona o wiele silniejsza. -  pocieszał mnie Ros. Szkoda, że mnie o tym wszystkim nie ostrzegł. Obiecuję, ze jak tylko się obudzę dostanie niezłego plaskacza w twarz. Po chwili poczułam ciepłe ręce pod plecami i kolanami. A ja już dłużej nie wytrzymałam i zamknęłam oczy. Ros prawdopodobnie zaniósł mnie na łóżku bo poczułam pod sobą miękką pościel. Ostatnie co zobaczyłam zanim na dobre zamknęłam oczy to chłopak głaszczący moje włosy i całujący mnie w policzek szepczący co chwila „przepraszam, cię Aileen. Oni mnie zmusili. Przepraszam, przepraszam. Wybacz mi” A potem jakiegoś mężczyznę odrywającego Rosa ode mnie. Nie miałam nawet czasu dokładnie mu się przyjrzeć gdyż najzwyczajniej w świecie odleciałam.

   Krążąc w ciemności zastanawiałam się tylko skąd wziął się ten mężczyzna w moim wymiarze, kim był i co takiego zrobił Rosowi, że ten mnie prawdopodobnie otruł. I jaką truciznę podał mi Ros. Potem pamiętam już tylko moje przebudzenie.


*****
Dzisiaj wyjątkowo ja (Córka Lilith) wstawiam rozdział! ☺
Mam nadzieje że to co napisała ta druga wam się spodoba i napiszecie jak najwięcej komentarzy bo to ją jeszcze bardziej zmotywuje!

Ps. Ostatnio Córka Razjela chyba przesadziła z gwiazdkami pod rozdziałem... 😄🙂😊😀