piątek, 26 lutego 2016

Co się stało?!


Czemu tak mało komentarzy?!
Jeśli nie będzie pod ostatnim rozdziałem minimum 3 komów to przekonam drugą autorkę do zawieszenia!

środa, 24 lutego 2016

Rozdział VII - Dziary


Za chwilę miał zadzwonić budzik. Nie wiedziałam co mam robić. Wskoczyć na materac i udawać, że śpię czy obudzić bliźniaczki. W końcu po trudnych rozmyślaniach postanowiłam, że wyłączę budzik i zrobię siostrą taką pobudkę jak one miały w zwyczaju mi robić. Czyli prościej mówić bardzo (nie) delikatną. Podeszłam po cichu do ich łóżek. W sumie dobrze się składało, że dzisiaj można by powiedzieć u nich spałam ponieważ miały złączone łóżka. Jednym krótkim pociągnięciem zdjęłam z nich kołdry te zaczęły się trząść, chodź dalej spały. Zdawało mi się, że to je obudzi. Jednak się myliłam bo wbrew pozorom miały dość mocny sen. No chyba, że ktoś ( czyt. Nathan ) maczał w tym palce. Czemu tak myślę? Ponieważ w pewnym momencie poczułam dreszcz na mojej skórze. Nie byłam w stu procentach pewna w ingerencje chłopaka ale miałam takie przeczucie. Tylko jeśli byłaby to prawda czemu to zrobił. Odpowiedziom na to pytanie mogło być tylko jedno chciał się ze mnie pośmiać. Super! Jak go kiedyś spotkam policzę się z nim. Chodź mógł też chcieć pomóc mi się odpłacić siostrom co było bardzo możliwe. W końcu nadszedł czas zemsty. Zaczęłam wrzeszczeć na cały pokój – nic. Aaaa jeśli dziewczyny mają tak ze mną prawie codziennie to naprawę im współczuje. No nic nie poddałam się i wskoczyłam na nie. Te się tylko lekko poruszyły i odepchnęły mnie ręką. W końcu nie wytrzymałam i musiałam wyciągnąć ciężkie działa.
- Dziewczyny przystojny chłopak stoi przed drzwiami i patrzy się jak ślinicie się na poduszkę!- krzyknęłam. Jeśli to nie pomoże to chyba się poddam. Dziewczyny wstały w zastraszającym tępię trzaskając się przy okazji w czoła. Muszę przyznać po wskoczeniu na nie zmieniły pozycje spania na dość eee….. niecodzienną . Mianowicie Zurra leżała na wznak natomiast Zirra miała nogi pomiędzy głową swojej siostry, głową leżała na kolanach. Więc w sumie nie dziwiłam się, że się zderzą w zasadzie byłabym zdziwiona gdyby tego nie zrobiły. Jestem podła prawda? W każdym bądź razie moja sztuczka zadziałała.
- Gdzie? Co? Ał.- to były pierwsze słowa Zirry. Obydwie dziewczyny masowały sobie czoła i rozglądały się po pokoju. Ja natomiast nie mogłam pohamować śmiechu i w końcu wybuchłam. Dziewczyny widząc to skierowały swoje oczy na mnie.
- Ej tu wcale nie ma żadnego chłopaka! Aileen jak mogłaś? Jesteś podła.- wykrzyczała Zurra z udawaną złością. Po chwili jej złości ustąpił śmiech. Później dołączyła się do nas Zirra i w taki sposób śmiałyśmy się wszystkie trzy.
- Takie maleńkie pytanko. Jakim cudem obudziłaś się wcześniej od nad i nie mogłaś nas obudzić przecież my mamy lekki sen.- po jakimś czasie śmiechu usłyszałam to pytanie od Zirry. Wcześniej opowiedziałam im historię budzenia oczywiście omijając wszystkie szczegóły.
- W sumie to nie wiem tak jakoś wyszło. A co zazdrościcie, że tym razem nie mieliście zaszczytu wybudzenia mnie z mego snu?- zadałam pytanie z lekką drwiną w głosie. Mina dziewczyn była bez cenna. Całe się nadęły i zrobiły się czerwone jak burak.
- Chyba śnisz. – odkrzyknęła Zurra. W tym samym czasie dostałam poduszką od Zirry. Od dałam jej no i jak każdy mógł się domyślić zaczęła się bitwa na poduchy. Dobrze, że dzisiaj była sobota i lekcje zaczynały się dopiero o 10 bo tak to to byśmy nie zdążyły. Siostry i tak ustawiają budzik na 7 aby przypadkiem się nie spóźnić. No ale cóż czasem to się przydaje. Dzisiaj miałyśmy tylko trzy lekcje. Ja i Zirra : mikstury, biegi i wróżbiarstwo. Natomiast Zurra: magię, ogrzy oraz latanie na miotle. Jutro jest niedziela czyli jedyny dzień w którym mamy wolne. Dlatego też to jutro czeka nas wyprawa do świata ludzi. Szybko się zebrałyśmy po naszej porannej „ przygodzie” z pierzem. Ja poszłam do siebie wziąć prysznic, umyć zęby i ogólnie się ubrać. Podejrzewam, że dziewczyny zrobiły tak samo. Dzisiaj byłam ubrana w biel ( chyba udzieliło mi się to od Niebios ) a dokładniej w białą sukienkę  do kolan, białe koturny z odkrytymi palcami oraz biały zegarek. Z włosów zrobiłam kokardę na czubku głowy. Cały efekt naprawdę mi się podobał.  Co z tego, że już nie ma lata w sukienkach można chodzić zawsze. Zabrałam potrzebne mi rzeczy i strój na biegi i poszłam do pokoju sióstr. Zirra ubrana była w czarną obcisłą sukienkę sięgającą do kostek, czarne trampki i wielką złotą kolię. Natomiast jej siostra miała na sobie czerwoną, materiałową koszulę i czarną skurzaną spódniczkę oraz czarne baletki. Na szyi wisiał złoty naszyjnik na cienkim łańcuszku z złotą zawieszką w kształcie serca, która sięgała trochę poniżej piersi. Obydwie siostry spięły włosy w kucyka. Gotowe ruszyłyśmy na lekcje. Po trzech godzinach nasze męczarnie dobiegły końca i nadszedł czas by wyjawić moje jutrzejsze plany bliźniaczką. Zaprosiłam siostry do siebie.
- Dziewczyny mam do was ogromną prośbę. – zaczęłam bardzo spokojnie.
- Jaką? – zapytały jednocześnie siostry. Wiedziałam, że to co zaraz powiem może nie zostać zbyt dobrze przyjęte. Ręce zaczęły mi się trząść co prawdopodobnie zauważyły dziewczyny bo Zurra szybko dodała.- no gadaj! To nie może być coś strasznego! No już! – westchnęłam, przełknęłam gulę siedzącą w moim gardle i zaczęłam.
-Nic jutro nie robicie prawda?- potaknęły- chcę was prosić abyście zeszły ze mną do świata Kirików. To bardzo ważne.- wymówiłam to wszystko na jednym tchu.
-W jakim celu? I jak zamierzasz to zrobić?- Zapytała Zirra. No właśnie o tej jednej rzeczy nie pomyślałam jak ja mam się tam przedostać? Żeby zdobyć przepustkę trzeba czekać przynajmniej miesiąc! Wspaniale! Muszę porozmawiać z Nathanem.
-Eee…no wiecie.- próbowałam to jakoś ominąć.
- Nie,  nie wiemy. Aileen prosisz nas o pomoc a nawet nie chcesz nam powiedzieć o co chodzi?- Zaczęła krzyczeć Zurra przy okazji wymachując tak zamaszyście rękami, że Zirra dostała w nos.
-Dobra już mówię. Muszę zrobić tatuaż a dokładniej to dwa.- dziewczyny wytrzeszczyły oczy tak jak by ducha zobaczyły.
-Żartujesz chyba! Co cię tak nagle wzięło?- wrzeszczała Zurra. Taak zapomniałam wspomnieć, że Zurra przeraźliwie boi się igieł. Robi jej się nawet nie dobrze na wspomnienie chociażby żył czy krwi. Natomiast Zirra wcale i szczerze liczyłam tylko na nią. No ale cóż musiałam poprosić obydwie żeby jedna nie była na mnie zła o tym, że jej tego nie powiedziałam.
-Nie, nie żartuję. Mówię poważnie . Chcę to zrobić jeszcze przed 18 a teraz nadarzył się super moment.- uśmiechnęłam się. Dziewczyny wypytywały jaki to super moment się zdarzył. Nie mogłam im powiedzieć więc unikałam odpowiedzi.- Zurra wiem, że masz problemy i nie musisz iść.- zwróciłam się do dziewczyny.- Zirra na ciebie liczę, potrzebuję wsparcia.- zrobiłam maślane oczy.
-Dobrze zgadzam się. Pójdę z tobą.- odparła Zirra. W jej głosie można było słyszeć nutkę łaski. Nie zważałam na to i podbiegłam do niej by mocno ją uściskać.- dobra udusisz mnie.- puściłam dziewczynę.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę.- odpowiedziałam dziewczynie.
-Ja natomiast nie mogę iść. Pewnie bym tam zemdlała i tylko przysporzyła kłopotów. Będę z tobą tutaj.- uśmiechnęła się ponuro.
- I tak dziękuję. Na was można zawsze liczyć.- odpowiedziałam radośnie. Chodź nie wiedziałam z czego się cieszę. Przecież nawet nigdy nie myślałam o tatuażu. A tu tak z dnia na dzień zostałam do tego tak jakby zmuszona, przez samego władcę piekieł. W cale nie uśmiechało mi się być kłuta przez długi czas. Dobra igieł się nie boję no ale kto by chciał spędzić cały dzień na kłuciu się? Na pewno nie ja. Pozostały jeszcze tylko dwa szczegóły a w zasadzie trzy. Pierwszy niepostrzeżone wyjście z akademii i zejście do Kirików, drugi jakie wzory mam sobie zrobić, na rękę miałam już jakiś pomysł natomiast na brzuch żaden, trzeci jak tatuażysta ma zakryć blizny skoro ich nie widzi, czwarty jak mam umówić wizytę na jutro i do kogo, no i po piąte jak zamaskować zniknięcie moje i Zirry. Muszę przyznać, ze to nie są tylko trzy szczegóły. Trochę się tego nazbierało. Naprawdę nie wiem jak ja to wszystko ogarnę. Mam nadzieję, że Nath ma jakiś pomysł bo jak nie to leże.
-Dobra nie ważne. Dla ciebie wszystko. A tak w ogóle to trzeba iść na obiad i odrobić lekcje skoro planujemy na jutro całodzienną wyprawę.- stwierdziła Zirra. Miała rację tylko jak ja się wyrobię z pracą domową skoro mam udać się jeszcze do Natha a przynajmniej z nim porozmawiać.
-Masz racje.- odparłam. Wyszłyśmy z pokoju i udałyśmy się na stołówkę. Szczerze bardzo zgłodniałam. Dzisiaj nawet nie jadłam śniadania a ta cała nocna przygoda wyciągnęła ze mnie wszystkie siły oczywiście spać też mi się bardzo chciało, ale na początku postanowiłam zaspokoić głód. Dzisiaj całkiem dobrze się składało bo podawane było moje ulubione danie czyli zapiekanka z pomidorowym sosem. Uwielbiałam ją. Weszłyśmy do stołówki, poszłyśmy po nasze porcje i zajęłyśmy nasz stolik, który dzieliłyśmy z Mags, Mackenzii i czasem z Charllot. Pomieszczenie było ogromne wypełnione w każdym wolnym miejscu stołami oraz krzesłami. Do jadalni prowadziły wielkie mosiężne drzwi. Ściany były w kolorze beżu, podłoga zrobiona była z drewnianych, jasnych paneli. Sufit zaś zdobiły szklane żyrandole. Moja porcja zniknęła w mgnieniu oka. Poczekałam na resztę a później razem udaliśmy się do naszych pokoi. Była piętnasta. Wskoczyłam na moje łóżko i zaczęłam odrabiać lekcje. Po co mi biurko skoro mam łóżeczko na którym można robić wszystko? No po co? W sumie jak na tą szkołę zadali nam nie wiele miałam tylko dwadzieścia zadań i referat. Nic wielkiego. Do północy powinnam się wyrobić. Trzy godziny później na reszcie skończyłam. Zostało tylko spotkanie z Nathem, który oczywiście nie powiedział mi jak mam się dostać do jego świata. W sumie zawsze obiecał mi, że ujawni mi się jak go o to poproszę. Wstałam z łóżka zamknęłam drzwi na klucz. Tak na wszelki wypadek jak by ktoś zamierzał wejść bez pukania. Nie chciałam ryzykować. Wróciłam na moje poprzednie miejsce i zaczęłam prosić w myślach bym mogła spotkać się z Nathem. Nagle poczułam dziwną siłę i silne ręce na moich ramionach. Otworzyłam oczy i go zobaczyłam no tak jakby bo w zasadzie jego ręce, przekręciłam się i tam stał. Jest udało mi się.
- Aniołku nawet nie minął dzień a ty już mnie wzywasz, tak się za mną stęskniłaś?- odpowiedział bardzo spokojnie Nath jednak w jego oczach zauważyłam iskierkę rozbawienia. I jeszcze to stwierdzenie aniołku. To raczej ja tak powinnam do niego mówić. On jest prawowitym aniołem a nie ja.
-Tak stęskniłam się za tobą ogromnie – powiedziałam z sarkazmem. Nath wydął usta.- a tak na  prawdę to wcześniej nie powiedziałeś mi kilku istotnych szczegół, nie uważasz?- powiedziałam.
- Może masz racje.- zamyślił się.- czego potrzebujesz, znaczy jakich odpowiedzi.
-Wiesz, że jutro planuję zejść do świata ludzi, prawda?- pokiwał głową- w tym jest pierwszy problem . Jak ja to zrobię nie mając przepustki. Drugi nawet jak bym zeszła to nie mam umówionej wizyty w salonie z tym łączy się kolejny problem skąd tatułażysta będzie wiedział gdzie tatuować skoro nie widzi blizn i chyba ostatni już problem jak zamaskujemy nasze zniknięcie z akademii?- zaczerpnęłam gwałtownie powietrza po skończeniu mówić. Wszystko wydyszałam na jednym tchu. Z resztą zawsze jak jestem zdenerwowana tak robię.
- O to się nie martw. Wszystko jest już załatwione. Masz zarezerwowane cały dzień u najlepszego tatuażysty na Ziemi, przepustki też macie, dla ludzi twoje blizny są widoczne. Anioły zatuszują wasze zniknięcie.- z jego twarzy nie schodził uśmiech. Podbiegłam do niego i mocno go ścisnęłam. Odsunęłam się od niego po paru chwilach.
- Dziękuję, dziękuję Nath za wszystko. Jesteś kochany! Lepszego Anioła Struża nie można mieć.- powiedziałam przez łzy, które nie postrzeże wyrwały mi się z oczu. Nath otarł je kciukiem z moich policzków.
- Nie ma za co. Tak w zasadzie to prze zemnie to wszystko jest gdybym Cię tam nie zabrał Lucyfer nic by Ci nie zrobił..
- A Ziemią jak mniemam zawładnęły by demony- dokończyłam za chłopaka.- i w tedy ludzie nie byli by bezpieczni. A tak w ogóle to wcale nie twoja wina, nie mogłeś wiedzieć co się stanie. Przez ten jeden dzień zdałam sobie sprawę, że będę musiała przyzwyczaić się do tego co teraz znajduje się na mojej skórze i do tego co na niej będzie. Myślę, że dam radę. Bo mam kogoś kto zawsze będzie mnie wspierał.- teraz ja próbowałam pocieszyć chłopaka. I chyba mi się to udało.
- Dobrze Aniołku, czas na mnie. Musisz przygotować się na jutro i wymyśleć wzory. – zaczął żegnać się ze mną Nath.
- Nathan ale jak ja mam w ogóle przejść, przecież nie powiedziałeś jak to zrobić, od kogo odebrać przepustki.-zaczęłam znowu wypytywać. Ten tylko westchnął.
- Odkąd jutro tylko otworzysz oczy będę przy tobie dopóki nie przejdziesz bezpiecznie przez granicę. Jak się obudzisz wszystko będzie przygotowane. Nie musisz się martwić.- posłał mi swój zniewalający uśmiech.
- Dobrze w takim razie do zobaczenia. Mój Stróżu- odwzajemniłam uśmiech.
-Miłych snów Aniołku.- wypowiedział te słowa i zniknął. Co się okazało rozmawiałam z nim godzinę czyli była już dziewiętnasta. Postanowiłam iść spać. Byłam przemęczona a na jutrzejszy dzień chcę być wyspana. Podeszłam do drzwi mojego pokoju i je otworzyłam. Poszłam do sióstr oświadczyć im, że dzisiaj idę szybciej spać i, że w sprawie jutrzejszego wyjścia wszystko załatwiona. Nie powiem były zaskoczone ale o nic nie pytały bo i tak wiedziały, że nie dostaną odpowiedzi. Wróciłam do siebie. Wzięłam nową piżamę. Szarą bluzę typu kangur i szare legginsy sięgające do kostek. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Ubrałam się i związałam włosy w warkocz zastępując nim kokardę z rana. Przygotowana wskoczyłam do mojego ukochanego łóżeczka. Chyba to mój ulubiony przedmiot na całym świecie. Po chwili zmógł mnie sen.
Przed moimi oczyma przelatywały przeróżne obrazy. W końcu zatrzymały się na dwóch…
Otworzyłam oczy. Już wiedziałam co sobie wytatuować. Spojrzałam na zegarek – 9:15. Całkiem dobry czas. Rozejrzałam się po pokoju i tak jak wcześniej obiecał chłopak siedział w moim pokoju na pufie.
- Cześć. Nie sądziłam, że dotrzymasz obietnicy, myślałam, ze będziesz ze mną mentalnie.- powiedziałam z uśmiechem przyklejonym do twarzy. W końcu kto by nie chciał się obudzić w towarzystwie Anioła i to takiego przystojnego?
- Aileen, anioły nie mogą kłamać.- uśmiechnął się. No tak zapomniałam. Ghry.- pokiwałam tylko głową.
Wzięłam ubrania z szafy i poszłam do łazienki się przygotować. Na ten dzień wybrałam ubrania, które nie będą przeszkadzały podczas tatuowania a mianowicie: białą bokserkę z koronkowymi plecami, którą łatwo podwinąć i jasno szare legginsy. Do tego szare trampki. Z włosów upletłam koronę tak aby włosy mi nie przeszkadzały. Wyszłam do Natha i razem poszliśmy do dziewczyn. Chłopaka nie mogły zobaczyć dziewczyny dla tego mógł mi towarzyszyć przez cały dzień. Zirra wybiegła z pokoju. Była ubrana w czerwoną koszule, czarne legginsy, czarne trampki i skórę. Włosy miała spięte w kucyk. Zurra natomiast nie wyszła z pokoju tylko mnie uściskała i życzyła powodzenia. Na sobie miała swoją piżamkę. A na głowie jedną, wielką szopę. Pożegnałyśmy się i poszłyśmy za Nathanem. Poprowadził nas do tylnego wyjścia z akademii gdzie czekał na nas niewysoki mężczyzna z czarnymi włosami i brązowymi oczami. Z tego co wiem nazywał się Thom. Wręczył nam przepustki i przeszliśmy przez drzwi podążając w stronę następnych. Te następne okazały się portalem. Pokazaliśmy przepustki strażnikom i spokojnie przeszliśmy do świata ludzi. Znaleźliśmy się kilka metrów przed salonem jednak nie było już z nami Natha. Chłopak tak jak powiedział doprowadził na tylko do portalu. Całe zestresowane weszłyśmy do salonu tatuażu. Tam powitała nas ruda dziewczyna z tatuażami na prawie każdym skrawku ciała. W uszach miała tunele i duuużo kolczyków. Zaprowadziła nas do małego pomieszczenia gdzie mieścił się tylko fotel do tatuaży, kilka szafeczek, krzesełko dla tatuażystki i pufa dla „pocieszyciela”.
-Cześć jestem Becky ty pewnie jesteś Aileen a ta dziewczyna to pewnie Zirra.- powiedziała kobieta. Szczena mi po prostu opadła.
-Skąd…- próbowałam zapytać.
-Spokojnie wiem kim jesteś a to wszystko powiedział mi Nathan- opowiedziała uśmiechając się. Buzia jeszcze bardziej mi opadła. Czemu Nath mi niczego nie powiedział a po za tym dlaczego ona mówi o nim w towarzystwie Zirry?
-Becky ona wiesz…- próbowałam jej wytłumaczyć, że Zirra nie koniecznie wie kim jest Nathan.
- Spokojnie nie słyszy nas. Myśli, że rozmawiamy o wzorach.- mówiąc to poklepała mnie po ramieniu. A ja już kompletnie nic nie rozumiałam.
-Jakim cudem ty… kim jesteś? I skąd znasz Nathana?
-Jestem upadłą. Nath kiedyś był moim kumplem.- zaczęła wyjaśniać Becky. To by wiele wyjaśniało.
- I niech zgadnę Nathan nałożył jakieś anielskie moce byś mogła spokojnie tatuować widząc moje blizny i tak by Zirra o tym nie wiedziała.- ta pokiwała głową. Zastanawia mnie tylko dlaczego Nath mnie o tym nie poinformował i ściemniał, że ludzie widzą moje blizny.
-Bystra jesteś a w odpowiedzi na twoje pytanie Nath nie kłamał odkąd zeszłam na ziemie jestem człowiekiem.- zaczęła się śmiać.
-Skąd ty to wiesz? Przecież to pytanie zadałam sobie sama.- ta kobieta zaczyna mnie coraz bardziej zaskakiwać.
-Zostało mi jeszcze trochę Anielskiej Mocy i mogę słyszeć twoje myśli. Oto odpowiedź na twoje pytanie.- nie odpowiedziałam nic, byłam za bardzo zszokowana. Co mi się jeszcze przytrafi? O czym się jeszcze dowiem? Ta widząc moją minę zapytała.- to co możemy zaczynać?- pokiwałam twierdząco głową- masz jakiś pomysł co tatułujemy czy razem myślimy?- zapytała.
-Mam. Chodź zbliż się.-poprosiłam ta wykonała moją prośbę a ja jej opowiedziałam co chcę. Na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Chyba moje pomysły się jej spodobały.
- Dobra to siadaj, ja przygotuje szkice i zabieramy się do roboty.- pokiwałam głową. Becky zasiadła przy biurku o którym wcześniej zapomniałam wspomnieć i zaczęła szkicować. Po około godzinie przyszła z gotowymi rysunkami. Były przepiękne dokładnie takie jak sobie wyobraziłam. Siadła na krześle. Na początku postanowiłyśmy tatuować rękę. Odbiła szkic i zabrała się do roboty. Szczerze mówiąc nie wiem czego się bałam to prawie w ogóle nie boli z czego byłam bardzo zadowolona. No nie bolało przy ręce przy brzuchu było trochę gorzej szczególnie pod koniec, ale jakoś dało się przeżyć.  Po dziewięciu godzinach kłucia igłą wszystko było gotowe. Moją rękę zdobiło piękne pnącze winorośli z którego gdzie nie gdzie wystawały kawałki skrzydeł, twarzy oraz całe aniołki. Byłam zachwycona. Na brzuchu widniał piękny anioł, który trzymał serce. Z tego tatuażu też byłam bardzo zadowolona. Becky spisała się naprawdę dobrze. Nathan miał rację, że załatwił mi najlepszą tatuażystkę na świecie. Po wszystkim dziewczyna posmarowała tatuowaną skórę specjalną maścią i okleiła folią. Uściskałam ją i powiedziałam, że na pewno do niej wrócę. Chyba dzięki niej wkręciłam się w tatuaże. Wyszłyśmy z salonu i według wskazówek, które dała mi Becky poszłyśmy z Zirrą do portalu. Zirra całą wizytę przeglądała czasopisma, czasem podchodziła do nas by zobaczyć , rozmawiała z nami a w pewnym momencie nawet usnęła. Becky spisała się naprawdę dobrze ponieważ zakryła tak blizny, że tylko wtajemniczony wiedział, że coś tam wcześniej było. Wróciłyśmy do Akademii. I powędrowałyśmy do Zurry.
- Hej dziewczyno i jak się trzymasz?- zapytała troskliwie Zurra.- Jak było? Bardzo bolało?
- W sumie nie było naj gorzej. Naj bardziej bolało pod koniec brzucha a tak to to było znośnie.- uśmiechnęłam się do niej.
- To dobrze. A pokarzesz mi te cudeńka?- zapytała podekscytowana.
-Jasne.- odpowiedziałam i delikatnie zdjęłam opatrunki i pokazałam im moje dziary. Zurze szczęka opadła.  Bardzo się z tego powodu cieszyłam. Posłałam jej ciepły uśmiech gdy się tak na mnie patrzyła.
-Łał.- tylko tyle zdołała powiedzieć. Ja też byłam bardzo zadowolona z efektu. W sumie chyba nawet się cieszę, że Lucyfer mi to zrobił. Bez niego nigdy nie zdecydowałabym się na tatuaże. A musze przyznać to coś pięknego. Z dziewczynami siedziałam jeszcze około godziny i poszłam do siebie. Teraz ból trochę dawał się we znaki ale Becky ostrzegała, że tak będzie. Kazała zażyć tabletki przeciw bólowe i położyć się spać. Zanim to jednak zrobiłam w moim pokoju czekał Nathan, który bardzo chciał zobaczyć to co obecnie zakrywa moje blizny.
-Hej Nath. Masz tylko chwile, jestem bardzo zmęczona.- wysapałam ten tylko się uśmiechnął i poprosił żebym mu pokazała. Tak też zrobiłam . Na jego twarz wypłynął uśmiech.
- Aniołki? Czemu akurat one?- zapytał.
-Bo to piękne istoty. Nie pochlebiaj sobie. Od razu uprzedzam.- zaśmiałam się. Widząc twarz chłopaka.
-A skąd taki pomysł?- dalej drążył.
- W nocy przyśniły mi się te znaki. Bardzo mi się spodobały no i jakoś tak wyszło.- zaczęłam wygrzebywać moją piżamę z szuflady i szukać lekarstwa.
-Nie ma za co.- powiedział tak cicho, że prawie nie dało się go usłyszeć.
- O co Ci chodzi?- zapytałam kompletnie zdezorientowana. Chłopak stał oparty o ścianę i cały czas się uśmiechał.
- To ja Ci podpowiedziałem. – odpowiedział. Mogłam się tego po nim spodziewać.
-W takim razie dziękuję. – uśmiechnęłam się. Podeszłam do Natha i przytuliłam ten odwzajemnił uścisk. Zaczął głaskać mnie po włosach w końcu nasze usta się spotkały. Całowaliśmy się delikatnie ale zarazem namiętnie. Co ja robię? Co z Rossem? – zadawałam sobie te pytania. Jednak w tamtej chwili on mnie nie obchodził liczył się tylko Nath. Całował cudownie. Opatulił mnie swoimi skrzydłami a ja czułam się tak cudownie. Nigdy w życiu nic podobnego nie przeżyłam. Odsunęliśmy się na chwilę by złapać dech. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Aniołku muszę już iść. Dziękuję Ci za to.- uśmiechnął się a ja odpłynęłam i marzyłam tylko żeby jeszcze raz wbić się w jego piękne, miękkie usta.
-To ja dziękuję mój Stróżu.- jeszcze raz lekko się pocałowaliśmy a on odpłynął zostawiając po sobie nie dosyt.
Przebrałam się nie dbając o prysznic i cała w euforii poszłam do łóżka. Kompletnie zapomniałam o bólu. Po pocałunku tak jakby się ulotnił. Byłam tak uradowana, że nie mogłam zasnąć w pewnym momencie jednak dałam porwać się ciemności.


------------------------------
Przepaszmy za opóźnienia i inne komplikacje bo coś się pomieszało...
Rozdział nie sprawdzony!

Ps. Szczere nie zgadzam się z tytułem tego rozdziału ale druga autorka się uparła. ;-)

wtorek, 16 lutego 2016

Rozdział VI - Wizja cz.2 Piekło



 

   Otworzyłam oczy. Nie wiem ile czasu minęło,  ale ból ustał. Znajdowałam się z powrotem w sypialni Nathana. Zaczęłam się za nim oglądać. Chłopak siedział przy biurku odwrócony w moją stronę. Wyglądał na bardzo zadowolonego. Usiadłam na łóżku. Nad piersią poczułam pieczenie. Nath szybko do mnie podbiegł i wziął mnie w objęcia.  Czułam, że to nie koniec mojej przygody.
- Cześć Aileen jak się czujesz?- spytał już teraz zmartwiony Anioł.
- W zasadzie już lepiej. Czuje tylko małe pieczenie ale to nic takiego. – uśmiechnęłam się do niego. Chłopak odetchnął z ulgą i usiadł obok mnie na łóżku wypuszczając z uścisku.
- Zauważyłaś coś może?- zaczęłam się rozglądać po pokoju nic nowego nie widziałam. Wszystko było takie jak zapamiętałam. Nath wziął moją rękę i podniósł ją przed moimi oczami. W pierwszym momencie nie zauważyłam żadnej różnicy, ale przyjrzałam się jej dokładniej. Nie była już przezroczysta tak jak wcześniej wyglądała na normalną rękę człowieka. Dokładnie się obejrzałam. Byłam ubrana w białą szatę z złotymi akcentami. Nath zaprowadził mnie do łazienki i wielkiego lustra. Byłam zaskoczona tym  co zobaczyłam. W odbiciu lustra wdać było jakąś brunetkę z przepięknymi białymi  skrzydłami ze złotymi refleksami. Obok niej stał Nathan. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyłam. Tą brunetką byłam ja. Dostałam skrzydła. Jakim cudem? Przecież miałam mieć tylko Anielską Pieczęć a nie stać się Aniołem. Jestem czarownicą! Coś takiego nie mogło się stać. Czarownice nie trafiają nawet do nieba. One nigdzie nie trafiają. Po śmierci stają się inną istotą i tak w kółko. Nath lekko odkrył  moją szatę odsłaniając pieczęć . Wyglądała jak dwa skrzydła pomiędzy symbolem nieskończoności. Cały znak jarzył się na złoto i znajdował się na lewo od symbolu czarownicy troszkę od niego wyżej. Nie wiedziałam czy z tego wszystkiego miałam być szczęśliwa czy zła. Po co to wszystko?
- Nathan co to jest?- zapytałam chłopaka, który puścił już materiał.
- Skrzydła. Taki bonusik. Pamiętasz jak mówiłem Ci o niespodziance o, której dowiesz się jak dostaniesz pieczęć? – pokiwałam głową.
 – No to widzisz to jest ta niespodzianka. Cieszysz się? – potaknęłam. Po chwili wskoczyłam mu na szyję i złożyłam pocałunek na jego policzku. Ten cały się zarumienił. Zdałam sobie sprawę, ze skrzydła są wspaniałe. Chodź jako czarownica umiem latać ale nie mogę wzbić się wysoko- najwyżej na 10 m. Natomiast na skrzydłach mogę latać na takiej wysokości jakiej tylko bym chciała.
- Dziękuję. One są przepiękne. – znowu przyjrzałam się w lustrze nie mogłam się od niego oderwać. Nagle zdałam sobie sprawę, że Nathan posiada identyczne jak moje. Już chciałam się zapytać co to oznacza ale chłopak mnie uprzedził.
- Mamy bliźniacze skrzydła. To się zdarza bardzo rzadko. Nasza więź została pogłębiona.- uśmiechnął się.
- Teraz nawet w twoim świecie będziesz odczuwać nasze powiązanie i moją obecność. Będziesz czuła, gdyby groziło mi niebezpieczeństwo szybciej niż ja bym się zorientował.- położył mi ręce na ramionach.
- Jesteśmy tak jakby nierozłączni. – ucieszyłam się z tego powodu. Przez ten krótki okres czasu bardzo go polubiłam.
- Jeszcze jedna informacja. Gdy umrzesz staniesz się pełnoprawnym Aniołem. – czyli mam szanse na coś o wiele lepszego niż bycia różnymi istotami do końca świata. Z tego powodu byłam również ucieszona. Nathan wziął mnie na ręce i posadził na łóżku.
- To co może pora na pierwszy lot w twojej karierze?- pokiwałam głową.
- Nie taki pierwszy. Przecież latałam na miotle i normalnie.- odpowiedziałam chodź wiedziałam o co mu chodzi. Nawet tu lubię się droczyć z chłopcami chyba to moje nowe hobby.
-Wiem ale jeszcze nigdy na skrzydłach a to się trochę różni.- wstał- no na co czekasz chodź musisz je wypróbować.- podał mi rękę. Wstałam. Podeszliśmy do okna. Otworzył je i wziął mnie w objęcia. Wyfrunął. Byliśmy dość wysoko. Okręcił mnie, ponieważ wcześniej byłam w niego wtulona teraz widziałam niebo w całej okazałości. Już wiem co się szykuję. Proszę tylko nie to! Zaczął poluźniać uścisk i nie spodziewanie poleciał do tyłu a ja zaczęłam spadać. Próbowałam użyć swoich skrzydeł niestety pan mądry mnie o tym nie poinformował.
- Nathan- zaczęłam krzyczeć. Nagle poczułam jego silne ręce, które  złapały mnie w pasie.
- Już dobrze. Nic Ci nie będzie.- uspokajał mnie. Świetnie nic mi nie będzie. Nie byłoby martwienia się o moje życie, gdyby mnie oświecił jak się lata. Ale musze przyznać używanie skrzydeł najwyraźniej polega na czymś innym niż zwykłe loty czarownic. Chłopak uniósł się jeszcze wyżej niż poprzednio. Usadowił mnie na swoich stopach i zaczął tłumaczyć czemu mnie puścił. Puścił ponieważ myślał, że podczas przerażenia wpadnę na pomysł jak „uruchomić” skrzydła. Mylił się. Zaczął też objaśniać co mam zrobić by polecieć. Trzeba uwolnić Energię Anielską do skrzydeł i lecisz. Super ciekawa jestem co sobie myślał, gdy myślał, że sama wpadnę na ten pomysł. Nigdy bym o tym nie pomyślała. Tym razem już poinformowana zostałam kolejny raz zrzucona. Skumulowałam energie na skrzydłach i zaczęłam lecieć. Podfrunęłam to mojego nauczyciela. Ten mi pogratulował i zaczęliśmy razem latać. To uczucie jest tysiąc razy lepsze niż latanie czarownic. Czujesz się taka wolna. Nie musisz myśleć i pamiętać żeby cały czas się unosić ,bo skrzydła robią to za ciebie. Nigdy nie doświadczyłam czegoś równie przyjemnego. Lataliśmy tak przez jakiś czas zawsze skrzydło w skrzydło. Polecieliśmy z powrotem do instytutu.
-No moja droga całkiem nieźle Ci poszło jak na pierwszy raz.- uśmiechnął się zabójczo.
- Naprawdę tak myślisz? Bo ja myślę, że latam równie dobrze jak ty- walnęłam go lekko w ramię. Ten przybrał teatralny grymas i mówił dalej.
- Ja tak nie myślę ale jeśli ty tak uważasz to zgoda.- rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać. Naprawdę musiał to zrobić? To, że wie wszystko o mnie nie znaczy, że ma wykorzystywać moje słabości przeciwko niemu. Wałkowałam się na łóżku ( bo tam wylądowałam ) cały czas się śmiejąc. Jak ja go nie na widzę ( w dobrym znaczeniu tego słowa ). Chciałam żeby przestał, ale skąd nie posłuchał mnie. Po jakimś czasie skończył. Wziął moje dłonie w swoje i przyciągnął je do siebie.
– Aileen musimy coś jeszcze zrobić zanim wrócisz do siebie. Od razu uprzedzam to nie będzie przyjemne.
- Nie, co znowu? Czemu jak było już tak dobrze musiało się coś stać? I czemu Nathan od razu mi tego nie powiedział tylko dawkuje wiedzę?
- Co musimy zrobić? – zapytałam ciekawa co mnie jeszcze może czekać.-  Zniosę każdy ból. – odparłam przekonana swoich słów. Uważałam, że gorszego bólu nie było niż tego co nie dawno przeżyłam.
-Trzeba zejść do piekieł. – odparł krótko. Co? Dlaczego? I jak my się tam mamy niby dostać? Przecież teraz jak sądzę jestem istotą boską a takie jak mniemam nie mogą tam wchodzić.
- Dlaczego? I jak my się tam dostaniemy? – spytałam. Czemu mnie to wszystko spotyka? Mam nadzieję, że nic nam się tam nie stanie. Oby tak było.
- Ponieważ musimy się spotkać z Lucyferem by załatwić traktat. I nie będziemy wchodzić do samych piekieł tylko do ich bramy.- nastała chwila ciszy. Już chciałam się zapytać po co tu jestem,  ale mnie uprzedził. Oczywiście jak zawsze.
- Uprzedzając twoje pytanie dlaczego to my tam idziemy odpowiadam, że to ty jesteś głównie tam potrzebna ja tylko mam ci towarzyszyć i chronić.
- O wspaniale! Własny ochroniarz w spotkaniu z samym Lucyferem!- nie zadawałam więcej pytań.  Tylko się zgodziłam.
- Ile mamy jeszcze czasu?- spytałam.
- Nie wiele. – odparł.- w zasadzie musimy ruszać już teraz. Chwyć mnie za rękę.- poprosił. Nie wiedziałam tylko skąd wie, że nie mamy już czasu,  przecież oni tu nawet zegarów nie mają. Czyli nie powinni wiedzieć, która jest godzina. Posłuchałam Nathana. Złapałam się go a po chwili byliśmy już przed wielkimi, czerwonymi bramami. Pod nimi stali Aniołowie z czarnymi skrzydłami czyli byli upadli i nie mogli wejść, ani do piekieł,  ani do niebios i wykonywali swoją pracę pomiędzy. Mieli za zadanie pilnowania bram zarówno piekieł jak i niebios oraz zejścia na ziemię. Dowiedziałam się tego od Nathana. Staliśmy tam chwilę,  aż w końcu z głównej bramy ( w sumie było ich trzy )wyszedł sam Lucyfer. Pierwszy anioł, który sprzeciwił się Bogu. Pan Piekieł miał ogniste włosy sięgające do pasa. Czarny garnitur, czerwoną koszulę i czarne pantofle. Dalej nie rozumiałam po co tu jestem,  ale wiedziałam, że za chwilę się tego dowiem.
- Witaj Lucyferze.- powitał go Nathan. Nie sądziłam, że jakikolwiek Anioł będzie się do niego tak uprzejmie odnosił myślałam, że będą skakać sobie do gardeł a tu proszę. Lucyfer nie zwracał na niego uwagi. Skupiał się tylko na mnie.
- No proszę,  proszę czarownica w ciele Anioła. I to nie byle jaka czarownica-  Aileen jak sądzę.- miał rację tylko skąd to wiedział?
- Nath co ja mam robić?- zapytałam się go w myślach. Ponieważ poinformował mnie, że Lucyfer nie będzie mógł odczytać moich myśli i tylko w taki sposób będziemy mogli się porozumiewać. Od dłuższego czasu tego nie robiliśmy.
- Nic. Zaraz dowiesz się po co tu jesteś i jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy czemu jesteś „wybrana”.- uśmiechnął się w myślach.
- Moja zapłata za pokój jak sądzę. – zaśmiał się złowieszczo.
- Co? Mam być zapłatą? Przecież nie dawno dostałam skrzydła. Nathan oszukałeś mnie! Nie będę okupem! Rozumiesz? Nie będę niewolnicą Lucyfera!- wszystkie słowa wykrzyknęłam. Do oczu cisnęły mi się łzy,  ale nie mogłam tego pokazać . Musiałam być silna cokolwiek się stanie. Powierzyłam się temu nie wiedząc w co się pakuję  ale już za późno żeby się wycofać.
-Aileen spokojnie. Nie będziesz dla niego pracować. Jasne! Nie zrobiłbym Ci czegoś takiego. Jesteś poją podopieczną! Lucyfer weźmie od ciebie tylko kilka kropel krwi.- zaczął wyjaśniać bardzo powoli Nath.
- Tak a po co mu moja krew? Kim jestem, że to jej akurat potrzebuje?- spytałam już troszkę spokojniejsza. Kilka kropel krwi to nic strasznego. Prawda?
- Do zapieczętowania przysięgi. – teraz to już nic nie rozumiałam.- Z demonami mamy pokój, ale co 600 lat potrzeba mu krwi takiej czarownicy jak ty. Jak będzie po wszystkim szczegółowo Ci to wytłumaczę. Teraz uważaj- ostrzegł. W tej chwili podszedł do mnie Lucyfer.
- Nie sądziłem, że jesteś taka ładna.- wcale nie uważałam się za ładną.- a teraz czas na zapłatę.- Piekielny władca nachylił się do mnie i pocałował moje czoło. Zaczęło bardzo piec. Złapał moją rękę. W jego dłoni nagle pojawił się miecz. Nathan nawet nie zdążył się z orientować, gdy Lucyfer wbił ostrze w mój brzuch. Później wyjął go i wbił już trochę płycej w moje prawe ramię i pociągnął na dół, aż do samej dłoni. Zaczął się złowieszczo śmiać. Nathan wykrzykiwał coś, że nie na to się umawiali. Ja czułam tylko ból i gorące strumyczki mojej krwi spływające wzdłuż każdej z ran. Władca piekieł wrócił do swojego królestwa w momencie, w którym Nathan chciał się na niego rzucić. Nagle znalazłam się w pokoju sióstr. Byłam w swojej normalnej postaci. Niestety ból nie ustępował. Nie krzyczałam by nie obudzić bliźniaczek. Nagle poczułam obecność Nathana. Na początku go nie widziałam jednak po chwili zamarzyłam by go zobaczyć a on się zmaterializował. Stał nade mną szepcząc coś pod nosem. Wziął mnie na ręce bardzo ostrożnie, żeby nie pogorszyć mojego stanu .  Przeniósł moje wiotkie, umęczone ciało do  mojego pokoju. Położył na podłodze a sam zaczął szperać w komodzie z lekarstwami. Czułam się coraz słabsza. Pewnie dlatego bo traciłam bardzo dużo krwi. W pewnym momencie pojawiła się przy mnie ciotka. Zaczęła mnie leczyć. Nie czułam żadnej różnicy,  ale przypomniałam sobie jej słowa, że Anioły leczy się ciężej niż ludzi. Od kiedy jestem naznaczona teoretycznie troszkę  mniej jestem człowiekiem. Nath znalazł jakąś miksturkę i popędził do mnie. Ułożył moją głowę na swojej dłoni. Drugą nalał mi miksturę do ust. Ciotka nie przestawała próbować. Przed moimi oczami zaczęło robić się ciemno. Przeczuwałam,  iż może to być mój koniec. Przynajmniej będę przy Nathanie. Głowa opadła mi bezwiednie na dłoń Natha. Nastała przerażająca ciemność. Tak wygląda koniec? Ku mojemu zdziwieniu ocknęłam się. Leżałam na moim łóżku. W pokoju było dość ciemno. Jedynym punktem światła była lampka na biurku. Rozglądałam się i zobaczyłam, że Nath siedzi na jednej pufie a ciocia na drugiej. Obydwoje byli przygnębieni. Gdy mnie zobaczyli w tej samej chwili się poderwali i po sekundzie stali już obok mnie.
- Aileen, przepraszam nie wiedziałem, że to się tak skończy. Lucyfer zawsze brał trochę krwi i wracał do siebie. – tłumaczył Nathan.
-Nic się nie stało. Tak w ogóle dziękuję, że mnie uratowaliście- delikatnie podniosłam się na łokciach o dziwo czułam się dobrze. Trochę osłabiona a tak po za tym nic szczególnego. Pewnie nawet wyleczyli moją złamaną rękę.
-Ale mogło się stać.- odparł smutno Nath.
- Ile spałam? I czy siostry wiedzą? - spytałam lekko zmartwiona.
- Nie długo. Około godziny. I nie, twoje przyjaciółki dalej śpią i nic nie wiedzą.- pogłaskał mi włosy bardzo opiekuńczo.
- Słonko mam dla ciebie przykrą wiadomość.- nie co znowu? Zadałam sobie to pytanie. W głębi duszy. Troszkę poćwiczyłam i umiem na bardzo krótką chwilę blokować myśli więc byłam pewna, ze nikt tego nie usłyszy.
- Rany wyrządzone przez Lucyfera pozostawiły po sobie swój ślad. W miejscu gdzie cię zaatakował pozostały blizny. Szczególnie widoczna jest ta na brzuchu. Starałam się coś z tym zrobić,  ale nie dałam rady. – odparła przykro ciocia. Wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Zaczęłam przeglądać się w lustrze. Pierwsze co zobaczyłam to to, że byłam w mojej piżamie. Zdjęłam bluzę zostając tylko w staniku. Blizny faktycznie były widoczne. Wzdłuż całej prawej ręki rozciągała się wielka biała szrama natomiast na brzuchu było zgrubienie wielkości piłeczki od ping ponga. Zwróciłam uwagę na jeszcze jedną rzecz. Anielska Pieczęć była tam gdzie miała być. Zaczęłam szlochać ( z powodu blizn ), nie mogłam się z tym pogodzić. One zostaną m już na zawsze. Chyba mój płacz usłyszeli Nathan i ciotka bo weszli do łazienki. Rzuciłam się Nathanowi na szyję i zaczęłam płakać w jego ramię, ten głaskał mnie po włosach Ciotka tylko stała z boku. Płakałam spory czas,  aż w końcu mnie olśniło.
- Jak ja ukryje blizny? I co powiem bliźniaczką. Przecież jak one to zobaczą będą na mnie wściekle, że znowu się w coś wpakowałam.- otarłam łzy. Co ja mam im powiedzieć, że jestem jedyną czarownica na świecie, która dostała Anielską Pieczęć? One by mi nie uwierzyły a nawet jeśli to potem by mnie znienawidziły. W moich poprzednich poczynaniach nie zdawałam sobie w ogóle sprawy czy to się przeniesie na moje ciało w tym wymiarze.
- Na dwa dni nałożę na ciebie ochronę Anielską. Ona zamaskuję twoje blizny. Przez ten czas będziesz musiała zdecydować co zrobić czy im nakłamać czy iść zrobić sobie w tych miejscach tatuaże. – doradzał Nathan.- wiedz jednak, że nie możesz powiedzieć im o Anielskim Świecie i o twojej dzisiejszej przygodzie. Znakiem anioła się nie martw. Nie będą go widzieć,  ponieważ to dla nich za czysta energia.
- Aileen musisz wiedzieć, ze w postaci anielskiej nie będziesz posiadać żadnych szkód,  ponieważ tam się nie cierpi.
- Tak nie da się-  a co ja tam przeżyłam? Właśnie, największy ból w moim życiu.
- Przynajmniej o tyle dobrze. A jak bym zrobiła tatuaże to jako Anioł będę je posiadać?- zapytałam bo jakoś nie uśmiecha mi się być całą wieczność w dziarach.
- Nie, nie musisz się o to martwić. W niebie musisz być czysta. Bo czy widziałaś w Instytucie jakiegoś Anioła z dziarami.- pokiwałam przecząco głową.
- Ja też nie a jestem tam od ciebie dłużej.- zaśmiał się Nathan. Chyba podjęłam decyzje. Wolę mieć maskowanie na skórze niż musieć kolejny raz kłamać moje przyjaciółki.
-Dobrze więc w niedzielę zejdę do świata kirików po tatuaże.- uśmiechnęłam się smutno.
– Jeszcze raz za wszystko wam dziękuję.- uściskałam tym razem zarówno Natha jak i Yolandę – ale wiecie co, chyba muszę iść do dziewczyn posprzątać swoją krew z podłogi i materaca. Nie chciałabym żeby się przeraziły.- pokiwali mi głowami na zgodę. Wyszłam z łazienki. Wzięłam różdżkę ze stoliczka i już miałam wychodzić,  ale w ostatniej chwili powstrzymał mnie Nathan przypominając mi, że jestem w staniku i powinnam być tak samo ubrana, gdy dziewczyny się obudzą jak i wieczorem kiedy kładłam się spać. Moja eskorta wyszła razem ze mną. W pokoju troszkę poczarowałam i przywróciłam wszystko do porządku.
-Aileen my musimy już iść. Wzywają nas Siły Wyższe.- powiedziała ciotka.- musimy zdać sprawozdanie z dzisiejszego dnia. Nie martw się skarbie wszystko będzie dobrze. – pocałowała mi moje czoło i zniknęła.
- Pamiętaj będę czuwać nad tobą. Zawsze,  gdy poprosisz ujawnię się tobie i będziemy razem. I pamiętaj niezależnie od wszystkiego zawsze jestem przy tobie.- odparł Nathan. Przytuliłam go a on po chwili zniknął. Poczułam jakąś moc. Pewnie nałożyli czary – pomyślałam. Zastanawiałam się czy mogę z nim telepatycznie rozmawiać z Ziemi,  ale nie miałam czasu tego sprawdzić ponieważ było za pięć siódma i zaraz miał zadzwonić budzik.

wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział VI - Wizja cz.1 Niebo




   „Aileen chodź ze mną! Pokaże Ci rzeczy, które mogą zmienić twoje dotychczasowe życie jeśli będziesz uważna.” Usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos. Nie wiedziałam skąd go znam ale wiedziałam, że miałam z nim styczność już wcześniej a w zasadzie z osobą go posiadającym.
-Pokaż się natychmiast!- zażądałam bardzo stanowczo. Nie wiedziałam czy o wszystko dzieje się naprawdę. Przecież jeszcze przed chwilą zasypiałam u bliźniaczek a teraz jestem tu. No właśnie gdzie jestem?
   Całe otoczenie było nieskazitelnie białe. Gdzie nie gdzie można było dostrzec niebieskie (a w zasadzie błękitne) i złote refleksy. Wszędzie było pełno chmurek. Cały efekt był dość przytłaczający. Po chwili pojawiła się moja ciotka.
   Dosłownie się pojawiła. Stała teraz prze de mną  a za nią pojawiło się troszkę mgły. Wyglądało to tak jakby się zmaterializowała. Wyglądała inaczej niż ją zapamiętałam. Moja ciotka była przezroczysta. Miała na sobie złotą szatę i gołe stopy. Włosy miała rozpuszczone chodź kiedy żyła miała je zawsze spięte w koczek a ich kolor był złoty chodź kiedyś były rude.
   Po mimo tylu różnic rozpoznałam ją po swoim uśmiechu, który się nie zmienił. Zawsze się uśmiechała a tu jej uśmiech jest jeszcze bardziej promienny. Zaczęłam się sobie przyglądać. Co się okazało też byłam przezroczysta. Miałam białą szatę i także bose stopy. Przynajmniej włosy miałam takie same jak w Akademii. Mój brąz nie zniknął.
   Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Byłam w szoku. Czy ja właśnie jestem w niebie bo umarłam? A jak tak to w jaki sposób? Moja ciotka odeszła od nas 10 lat temu w moje siódme urodziny. Bardzo za nią tęskniłam i bardzo przeżywałam jej śmierć. A tu proszę stoi prze de mną cała radosna. Cieszyłam się, że ją widziałam ale uważałam, ż eto nie czas na moje zniknięcie. W przeszłości chciałam do niej do łączyć. Każdego dnia gdy to myślałam śniła mi się. Jednak gdy skończyłam dziesięć lat sny ustały. Chwilę na nią patrzyłam przerażona a zarazem szczęśliwa aż zrobiło mi się głupio jak się do niej odezwałam w tedy gdy nie wiedziałam, że to ona.
-Ja… przepraszam. - spuściłam głowę. Zawsze w dzieciństwie jak coś nabroiłam tak robiłam - Nie wiedziałam, że to ty.
-Nie przepraszaj. Rozumiem iż mogłam Cię troszkę przestraszyć.- uśmiechnęła się do mnie jeszcze szerzej.- Dawno się już nie widziałyśmy.- jej głos był taki spokojny. Można by go określić mianem „miód na uszach” chciałam żeby ciotka cały czas mówiła. Obojętnie co byle ją słyszeć. Czułam, że nie jest tu przypadkowo.
-Tak, minęło już dziesięć lat.- muszę przyznać bardzo za nią tęskniłam. – Tęskniłam za tobą. - Ciekawa jestem dlaczego tak długo się nie widziałyśmy? - zadałam sobie to pytanie w myślach.
-To troszkę bardziej skomplikowane.- usłyszałam odpowiedź w moich myślach. Naprawdę ciocia czyta mi w myślach ale czad. Ciekawe czy też tak potrafię?
- Czy ty naprawdę odpowiedziałaś mi w myślach czy tylko mi się zdawało? - zapytałam cała uradowana.
- Tak odpowiedziałam Ci w myślach. Tutaj każdy to potrafi. - wskazała na obszar wokół nas. - Ty też.
- Ale fajnie. A mogę spróbować ? - zapytałam ucieszona. Czułam się jak małe dziecko a zarazem jak dorosła. Moim ciałem zawładnęła błogość.
-Tak. Musisz po prostu skupić się na mnie i pomyśleć to co chciałabyś mi przekazać.- Jej oczy zabłysły zlotem a po chwili dodała w myślach - Z czasem nie trzeba się skupiać. Po jakimś czasie opanowuje się to do takiego stopnia, że wystarczy pomyśleć o danej osobie nawet żywej i przekazać im informacje. Dla tego na Ziemi czy chociażby w magicznym wymiarze czasem ludzie słyszą głosy w głowie. Jesteśmy to przeważnie my ale zdarzają się też, że rozmawiają też demony.
- Jejku brzmi strasznie.- tak jak powiedziała mi ciotka skupiłam się na niej bardzo mocno. W końcu coś pomyślałam i jej to przekazałam. Niestety w tedy co myślałam w moich oczach pojawił się straszny ból tak jak by ktoś wbijam mi w nie rozżarzone szpilki. Jęknęłam. Ciocia podbiegła do mnie i objęła. Nie sądziłam, że osoby które są przezroczyste mogą się dotknąć nie przenikając przez siebie. Zaczęła masować mi skronie. Ból ustał zaraz po dotknięciu z jej dłońmi.
-Aileen przepraszam. Zapomniałam Cię ostrzec, że w twoim przypadku przepływ mocy anielskiej będzie boleć .- powiedziała bardzo opiekuńczo odsuwając się o de mnie.- Nie martw się za każdym razem powinno boleć mniej jeśli oczywiście dalej będziesz chciała tego użyć.- uśmiechnęła się opiekuńczo.
-Ale dla czego mnie to tak boli? I dlaczego wcześniej jak pierwszy raz do mnie powiedziałaś odpowiadając na nie zadane pytanie nic mnie nie bolało?- zapytałam troszkę przestraszona.
- Córeczko - tak nazywała mnie jeszcze za życia. Taka druga mama - nie jesteś tu na stałe. – w głębi duszy odetchnęłam z ulgą. Czyli nie umarłam.- Więc używanie mocy anielskiej przez śmiertelnika w postaci duszy będzie trochę kosztowne. Tak jak mówiłam wcześniej, będzie boleć coraz mniej.- odparła gładząc moje włosy. – nawet nie wiem kiedy znalazła się blisko mnie chyba wiedziała co się szykuje i była przy mnie w pogotowiu.
-A czemu ból odczuwam tylko w oczach? I czemu jak ze mną rozmawiasz twoje z niebieskich stają się złote?- kolejny raz odczułam ból ale tak mnie poinformowano był mniejszy ale i tak nie do zniesienia. Ciotka dotknęła moich powiek a ból tak jak poprzednio zniknął.- I jeszcze dlaczego jak mnie dotykasz to leczysz?
-Odpowiedź na pierwsze i drugie pytanie jest bardzo proste i mogłaś sobie na nie nawet sama odpowiedzieć.- uśmiechnęła się. Zauważyłam, że odkąd eksperymentuje z myślami to przestała się uśmiechać. Teraz jednak jej uśmiech wrócił na twarz. Odpowiedziałam sobie sama na pytania. Ból odczuwam dla tego bo tam gromadzi się przekaz oraz moc anielska. I to jest też odpowiedź na drugie pytanie. Podejrzewam, że moje oczy też są złote.  Muszę przyznać, że u ciotki wygląda to naprawdę ładnie może u mnie jest tak samo? - Zgadza się. I tak twoje oczy też stają się złote w przypływie mocy anielskiej. Na ostatnie pytanie będzie już troszkę trudniej odpowiedzieć. Widzisz niektóre dusze dostają specjalny dar. Zdarza się to bardzo rzadko, ale jak widzisz moc uleczania to moja można by powiedzieć specjalność. Musisz wiedzieć, że mogę leczyć istoty ziemskie a nie mogę leczyć dusz w czyśćcu.
- A Anioły? Czy oni w ogóle istnieją?- ból był coraz mniejszy.
-Tak Anioły istnieją i mogę nawet zaprowadzić Cię do twojego stróża i mogę je leczyć ale w małym stopniu i po dłuższym staraniu. U ciebie jak widziałaś dotykam i objawy znikają. Z Aniołami jest inaczej.- wyjaśniła mi ciocia. Teraz gdy ból jest coraz mniej odczuwalny nie mogę się powstrzymać by nie rozmawiać tylko przez myśli. Tak jest o wiele łatwiej.
-Będzie mi bardzo miło go poznać.- odparłam zgodnie z prawdą. Zastanawiałam się czy tu w ogóle można kłamać pewnie nie. Teraz nie odczuwałam już żadnego bólu - A teraz wracając dlaczego tak w ogóle nie mogłaś mnie już później odwiedzać?
- Spodobała Ci się nowa zdolność? – spytała próbując zmienić temat.
-Tak. A możesz odpowiedzieć na moje pytanie? Proszę.- zauważyłam, że zaczęłyśmy iść. Nie widziałam żadnej różnicy pomiędzy miejscem gdzie się spotkałyśmy a tym. Wszystko wygląda tak samo.
- Tu taj mamy kilka zasad i jedna z ważniejszych dotyczy pokazywania się ludziom lub istotom magicznym.- odparła bardzo dumnie. Jak by było z czego być dumnym.
- Co to znaczy? – nie miałam bladego pojęcia o co jej chodzi. Dobra rozumiem zasady są w niebie  jak i na ziemi ale czego ma dotyczyć pokazywanie się ludziom co w tym jest takiego złego?
- Skarbie chodzi o to, że możemy z wami przebywać tylko do 10 roku życia. I to za zgodą Eremusa, strażnika snów.- zasmuciła mnie tą informacją sama zresztą też z pochmurniała. Czyli jak wrócę do swojego ciała nigdy więcej jej nie zobaczę. No może do czasu mojej śmierci o ile trafię tu.
-Aha. W takim razie dlaczego się widzimy? Przecież skończyłam już 17 lat a za parę miesięcy będę mieć 18.- zadałam to pytanie bardzo spokojnie. Czy w tym świecie nie można nawet się denerwować?
-Mamy dla ciebie bardzo ważną informację .Musisz ze mną iść do Eremusa tam wszystkiego się dowiesz.- Co znaczy mamy? Kto jeszcze tu jest? A co ważniejsze czego ta informacja dotyczy.
- Dobrze zgadzam się. – uśmiechnęłam się.
- W takim razie złap mnie za rękę zanim do niego dojdziemy muszę pokazać Ci jeszcze jedną rzecz i musze zaprowadzić Cię do twojego stróża. Wiadomość o tym, że tu jesteś już do niego dotarła razem z tym, że obiecałam Cię do niego zabrać.- wspaniale czyli całe nasze spotkanie było monitorowane. Dobrze, ze nie powiedziałam bądź nie pomyślałam jakiejś krępującej rzeczy.
-Takie pytanie skąd On wie, że tu jestem?- zapytałam.
-Taka mała więź między tobą a nim.- odparła jak by była z tego powodu bardzo zadowolona.
- Aha a skąd ty wiesz, że ta wiadomość do niego dotarła i czemu ja nic o tym nie wiem. Chodzi mi o naszą więź.- zapytałam bardzo ciekawa odpowiedzi. Dla czego ciotka to odczuła a ja nie? To trochę nie sprawiedliwe zwarzywszy na to, że to mój Anioł Stróż a nie jej.
- Jak by to powiedzieć żebyś zrozumiała. On kiedyś był moim Aniołem Stróżem ale po mojej śmierci na moją prośbę przejął ciebie. Wcześniej miałaś nowicjusza a on jest dobrze wyszkolony i jak widzę dobrze się tobą zajmuje.- uśmiechnęła się. Odwzajemniłam go. Cieszę się, że przejęłam strażnika mojej ciotki. Ale jedno pytanie nie dawało mi spokoju. W końcu się zapytałam w sumie trochę nie świadomie.
-A co się stało z poprzednim? Stał się upadłym?- tylko pomyślałam zapominając o czytaniu w myślach. Chodź odkąd tu jestem używam tej zdolności bez przerwy to jednak ciągle o niej zapominam. A tak w ogóle do tej pory nie słyszałam niczyjej myśli. Może dusze mają blokadę specjalnie przeznaczoną dla siebie?
-Aleś ty mądra. A dopiero od niedawna o nas wiesz.- odparła ciocia. Nawet nie wiem skąd to wszystko wiem.- to co możemy iść? Chcę Ci pokazać moją okolice.- potaknęłam i chwyciłam ją za rękę.
   Przeniosłyśmy się w miejsce gdzie były inne osoby oraz domy. Cała okolica była w kolorach jak poprzednia a domy tak jak mieszkańcy przezroczyści. Zaczęłyśmy spacerować. Widziałam wiele szczęśliwych dusz. Jedne były młodsze a drugie starsze ale chyba nie miało to większego znaczenia ponieważ dusze, które wyglądały na podeszłe w wieku rozmawiali z noworodkami.
   Spytałam się cioci o co chodzi ta odpowiedziała, że w ich świecie wszyscy są równi. Noworodki umieją rozmawiać a staruszki mają ochotę na zabawę. Tu nie ma podziału na lata wszyscy mają tyle samo nie zależnie w jakim wieku ktoś odszedł z tamtego świata. W zasadzie nie liczy się w tym miejscu lat.
   Po naszej krótkiej rozmowie a raczej monologu ciotki (ja tylko przytakiwałam na wszystko co powie)zapadła długa cisza. Nie zadawałam więcej pytań tylko oglądałam całe miejsce z wielkim zachwytem. Naj wyraźniej cioci to nie przeszkadzało i nie przerywała mi mojego obserwowania. Po jakimś czasie doszłyśmy do wielkiego budynku, który wyglądał jak olbrzymi wieżowiec. Doszłyśmy do drzwi nad, którymi wisiał taki napis:
Instytut Aniołów Stróżów

   Weszłyśmy do środka. Widziałam tam pełno istot ze skrzydłami przeróżnej wielkości i koloru. Oczywiście mówiąc koloru mam na myśli refleksów wplecionych w śnieżnobiałe pióra. W skrzydłach można było dostrzec kolory od srebrnego, złotego po niebieski i różowy. Zapierały dech w piersiach zresztą tak jak ich właściciele.
   Każdy chłopak bądź mężczyzna był przystojny. Jedni byli wysokimi blondynami i brunetami drudzy trochę niższymi szatynami. Dziewczyny bądź kobiety także były piękne. W zależności od refleksów w piórach we włosach miały pojedyncze pasemko tego samego koloru co na skrzydłach.
   Doszłyśmy do recepcji. Ciocia zamieniła kilka słów z rudą anielicą z srebrnym pasemkiem we włosach a ta zadzwoniła po kogoś. Domyślałam się kto to może być. Mój Stróż. Za ten czas rozglądałam się po całym instytucie.
   Z zewnątrz wyglądał jak zwykły budynek w środku jednak było troszkę inaczej. Wszystko było w drewnie. Od prawej strony drzwi była recepcja po lewej zaś wielki spis wolnych Aniołów gotowych do wzięcia posady i kolejnej osoby. Na przeciwko wejścia rozciągały się ogromne drewniane schody.\
   Po chwili po barierce nie jakich schodów zjechał przystojny blondyn z wielkimi złotymi oczami. W skrzydłach można było dostrzec złoto. O cholera jakie ciacho – pomyślałam. Nagle wszystkie oczy zostały zwrócone na mnie i wszyscy zaczęli chichotać.
-Aileen twoje myśli.- przypomniała mi ciocia. Super zapomniałam, że mogą mi w nich czytać i właśnie wygadałam, że chłopak (jak się domyślam mój Anioł) jest cholernie przystojny i cały instytut się o tym dowiedziała czy może być lepiej?
- Eee... czy możecie się tak nie patrzeć, proszę?- zwróciłam się do Aniołków. Posłuchali mnie bo po chwili wrócili do swoich obowiązków. Blondyn podszedł do nas bardzo ucieszony. Nie jestem pewna czy był zadowolony z tego co pomyślałam czy z powodu, że nas widzi.
- Witaj Yolanda miło, że ją przyprowadziłaś. - przytulili się do siebie. - Miło, że powitałaś mnie takimi… pięknymi słowami. - zaśmiał się. Serio On też to słyszał? Czemu nie mogę odczytać jego myśli, to takie denerwujące, że każdy czyta w moim umyśle a ja w ich nie mogę. - Jestem Nathan ale możesz mi mówić Nath i jestem twoim  Aniołem Stróżem. – podszedł i mnie uściskał. Nie wiedziałam, że teraz w taki sposób się wita nie znajomą osobę, chodź on mnie zna od długiego czasu a ja od kilku chwil.
-Jestem Aileen ale jak się domyślam to już wiesz. – zaśmiałam się. Nathan jak i reszta Aniołów nie byli przezroczyści wyglądali prawie jak ludzie.
- Tak dobrze się domyślasz. – uwolnił mnie ze swojego uścisku.
- Dobrze zostawię was mam kilka spraw na głowie.  Słońce przyjdę się z tobą pożegnać gdy będziesz musiała wracać. Zostawiam Cię pod dobrą opieką, nie martw się.- odpowiedziała ciotka. Nawet nie zdążyłam jej odpowiedzieć ponieważ od razu po swojej wypowiedzi wyparowała w powietrzu.
- To co zostaliśmy sami? – zapytał retorycznie chłopak. Nie wiem czy chciałam z nim zostać ale jakiegoś większego wyboru nie miałam.
- Na to wygląda. Po co chciałeś się ze mną spotkać?
- Chodź do mnie tam jest cisza i nikt nie może nas podsłuchiwać.- chciałam się zapytać jak podsłuchiwać ale mnie uprzedził. - Znaczy czytać w myślach. - posłuchałam chłopaka i poszliśmy na górę po tych samych schodach po których wcześniej zjechał.
   Mijaliśmy bardzo dużo pomieszczeń oraz pięter. Wszystko było takie same. Zastanawiałam się jak oni się tu odnajdują. Dotarliśmy na miejsce. Jego pokój znajdował się na piątym piętrze. Weszłam do środku i się można by powiedzieć przeraziłam. Prócz łóżka, szafy i innych niezbędnych rzeczy (oczywiście wszystko było w bieli) pod oknem stało biurka z mnóstwem monitorów. Na każdym z nich byłam ja. Obecnie moje ciało znajdowało się na podłodze w sypialni bliźniaczek. Super musiałam spaść z materaca a On wszystko to widział. Zauważyłam jeszcze jedną rzecz mianowicie moja ręka była wygięta w nienaturalny sposób. Co? Jak można złamać sobie rękę spadając z materaca, który leży na podłodze. Chyba trzeba być mną by coś takiego zrobić. I nawet się nie obudziłam. Niezły wyczyn.
-Czy wy naprawdę obserwujecie nas w taki sposób – wskazałam na ekrany – Jak już myślała, że jesteście przy nas cały czas.
- Teoretycznie jestem przy tobie gdy nie śpisz. Wiesz ja też muszę czasem odpoczywać. – zaśmiał się - ale dalej mam cię na oku ponieważ gdy zbliża się jakieś niebezpieczeństwo ekran miga na czerwono i piszczy. W tedy do ciebie lecę. - odparł. Fajną tu mają technologię. Ciekawe czy moje sny też kontroluje.
-Fajnie. – uśmiechnęłam się szeroko - A teraz do rzeczy. Po co mnie tu sprowadziliście bo jak mniemam nie po to bym cię zobaczyłam. - chodź muszę przyznać to całkiem fajny bonus. Nie proszę nie mów mi, że znowu nie panowałam nad myślami! Aaaaa!
- Tak nie panowałaś ale dzięki za kolejne miłe myśli. I nie martw się nauczysz się to kontrolować i odczytywać innych. Będę Ci w tym pomagał. - siadł na łóżku i poklepał miejsce obok siebie żebym siadła koło niego. Zrobiłam to co mi zasugerował. - Sprowadziliśmy Ciebie by cię ostrzec. Aileen szykuje się coś potwornego a ty będziesz powodem tego wszystkiego. - zmartwił mnie tym wszystkim. Czy to ma coś wspólnego z tym po co zrobiłam jaskinię i z rozmową, którą usłyszałam? - Jesteś tu po jeszcze jedną bardzo ważną rzecz a mianowicie po to byś dostała pieczęć Aniołów.
-Pieczęć Aniołów? Do czego to? - zapytałam. Coś naprawdę musi się święcić jeśli tyle osób (i nie osób tylko wyższych istot) się tak martwi.
- Tak. To pozwoli Ci na opanowanie sztuczek Anielskich, widzenie mnie jak i wchodzenie do tego świata we śnie kiedy będziesz tylko chciała. Mam dla ciebie jeszcze jeden bonusik, który wybłagałem w wyższych sferach ale dowiesz się tego jak dostaniesz pieczęć. - uśmiechnął się dumny z siebie – A dostaniesz ją od Eremusa do, którego właśnie będziemy iść.
-Co przecież on jest strażnikiem snów? Jak taki człowiek może dać mi pieczęć? – domyślałam się, że ten symbol musi nałożyć koś potężny i ważny bo jak by było inaczej Nath mógł mi ją podarować.
- Jak widzę twoja ciotka nie do końca Cię poinformowała.- przetarł czoło ręką – Czy ona zawsze musi zostawiać trudniejsze sprawy na mojej głowie? Nie ważne. W każdym bądź razie Eremus nie jest tylko strażnikiem snów jest też strażnikiem bram oraz wysłannikiem Boga. Czyli inaczej mówią człowiekiem od zadań specjalnych takich jak twoja pieczęć. - Aha wiedziałam, ze to coś ważnego.
- To co kiedy idziemy? - zapytałam podekscytowana.
- Nie idziemy tylko lecimy. - tak ciekawe jak mam lecieć bez skrzydeł - I możemy od razu. - po tych słowach otworzył okno, wziął mnie w objęcia i wyfrunął razem zemną. Lecieliśmy krótką chwilę. Byłam wtulona w jego umięśniony tors.
   Czy to możliwe, że zakochałam się w kolejnym chłopaku czy to po prostu anielski urok? Po cudownym locie dotarliśmy do olbrzymiej budowli z kości słoniowej. Nathan mnie odstawił i weszliśmy do budynku. W środku panowała jeszcze większa jasność niż w innych miejscach w których byłam. Musiałam zmrużyć oczy aby cokolwiek dostrzec.
   Nagle zobaczyłam ogromne pomieszczenie. Wszędzie widniały tablice z imionami i zdania w nieznanym mi języku. Na środku stało ogromne biurko zawalone stertą papierów. Za nim siedział wysoki mężczyzna w czerwonej szacie. Na jego bladej twarzy widniały ciemne wąsy i broda. Włosy mężczyzny były brązowe poprzecinane siwizną a oczy miał sarnie. Nathan się z nim przywitał zrobiłam tak samo. Eremus podszedł do mnie.
- Aileen czy jesteś na to gotowa? Wiem, że twój stróż Ci tego nie powiedział ale nałożenie symbolu będzie potwornie boleć. Pamiętasz gdy pierwszy raz użyłaś porozumiewania się po przez myśli? – przytaknęłam - Ten ból będzie 10 razy silniejszy ponieważ w swoje żyły dostaniesz czystą energię anielską. Poprzednio było jej bardzo mało ale teraz całe twoje ciało będzie musiało być nim wypełnione. - przeraziłam się. Ostatnio ledwo wytrzymałam a teraz ma być jeszcze gorzej? I mam się na to pisać tylko dlatego bo światu grozi niebezpieczeństwo? Gdybym była samolubna od razu bym z tego zrezygnowała niestety taka nie jestem. – Zgadzasz się na to wiedz, że... - nie dałam mu dokończyć.
-Już podjęłam decyzje. Zrób to co powinieneś zrobić  tylko proszę niech Nath będzie przy mnie dobrze? – zapytałam próbując nie myśleć o potwornym bólu, który mnie czeka - A gdzie on mam być?
- Blisko serca. I nie martw się Nathan będzie przesyłał Ci pozytywną energię i będzie przy tobie. To, co możemy zaczynać?
- Tak- odpowiedziałam bardzo poddenerwowana. Zanim wszystko się zaczęło słyszałam szepty o tym jaka jestem odważna.
   Siadłam na biurku Eremusa, który zrobił dla mnie wcześniej miejsce. Nath siadł koło mnie i trzymał mnie mocno za rękę  wysyłając mi pozytywną energię. Eremus zaś usadowił się na krześle przed nami. Spytał się czy może już zacząć a ja potwierdziłam. Zaczął coś szeptać a moim ciałem wstrząsnęły drgawki bólu.
   Przeszywające fale bólu wypełniały każdą moją komórkę. Zaczęłam krzyczeć a z moim oczu poleciały potoki łez. Zaczęłam błagać mężczyznę by przestał chodź wiedziałam, że nie może tego zrobić. Przed rozpoczęciem katorgi kazałam mu nie przerywać nawet jak bym go o to błagała. Posłuchał. Dostawałam drgawek. Gd myślałam, że ból łagodnieje poczułam kolejną falę tym razem tylko na plecach. Czułam się tak jakby ktoś rozrywał mi tam skórę. Po chwili kolejna fala, której nie mogłam już wytrzymać zemdlałam puszczając miękką rękę Natha.

sobota, 6 lutego 2016

Przepraszam!



   Hej wszystkim.
  Okazało się, że jestem wielką gapą, ponieważ pomieszałam imiona postaciom. A w zasadzie jednej, czyli rudowłosej. W drugim rozdziale nazywa się Catherine natomiast na bohaterach, jak i innych rozdziałach wszędzie jest Charlott. Prawdopodobnie mogłabym zostawić imię Charlott, ale ono mi się przyda później (przepraszam za spojler). Od razu zabieram się za poprawianie. Życzę udanej niedzieli i do wtorku.

  Pozdrawiam Córka Razjela.

wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział V - Zamęt



  

   Nie mogłam uwierzyć, że to zadziałało. Wyszłam z kotła i spojrzałam na zegarek. Okazało się, że jest już 19. Czyli w pokoju i w całej Akademii nie było mnie aż 11 godzin. Coś czuję, że przez to będę miała kłopoty i to nie małe. W grocie rzeczy nie odczuwałam upływu czasu. Nawet nie wiem kiedy zleciały te godziny.
   Postanowiłam się położyć ponieważ nagle poczułam się bardzo słaba tak jak bym zaraz miała zemdleć. Siadłam na łóżku. Już miałam się kłaść kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Kolejny raz podczas mojego pobytu tutaj ktoś nie daje mi odpocząć. Wstałam nieźle zdenerwowana i chwiejnym krokiem poszłam otworzyć natarczywym gościom.
   Nie zdziwiłam się kiedy ujrzałam bliźniaczki ubrane były tak samo. Miały na sobie czarne legginsy sięgające kostek, ciemno różowe balerinki oraz biały plisowany sweterek. Włosy miały związane w wysokie kitki. Gdyby nie piegi nawet ja bym ich nie rozróżniła. Oho zaraz się zacznie. Szybko muszę wymyślić jakąś wymówkę nikt nie może się dowiedzieć co potrafię, w każdym bądź razie nie teraz.
-Aileen gdzieś ty była przez cały dzień?-  zapytała zła i podenerwowana Zirra. Kurczę mam tylko nadzieje, że nie były w moim pokoju bo jeśli tak zginę z rąk przyjaciółek. Postanowiłam jak najszybciej zbyć temat i udawać, że nie wiem o co chodzi.
-Czemu pytasz? Czy coś się stało?- zapytałam tak jak bym nie wiedziała o co chodzi.
-Dziewczyno nie udawaj głupiej! – mój plan legł w gruzach - Cała szkoła Cię szuka! Wszyscy się o ciebie bardzo martwią. Myśleliśmy, że ktoś cię porwał. - zaczęła płakać. Jak ja nie lubię gdy dziewczyny płaczą i to jeszcze z mojego powodu. W tedy czuję się podle.
-No to możecie odwołać poszukiwania.- uśmiechnęłam się - Jak widać nic mi się nie stało. - próbowałam załagodzić całą sytuacje. Następnym razem gdy spotkam Rossa pogadam z nim o tym co mogę zrobić by w Akademii nie zauważyli mojego zniknięcia.
-Aileen tak w ogóle jak ty się tu dostałaś? Weszłaś oknem?- nic nie powiedziałam tylko cała się zaczerwieniłam. Tylko jej przytaknęłam żeby dalej nie drążyć tego tematu.
   Na szczęście przed zadaniem kolejnego niezręcznego pytania na który musiałabym nieprawdziwie odpowiedzieć uratował mnie „telefon” od mojej mamy. U nas dzwoni się przez różdżki co jest bardzo fajne bo one nigdy się nie wyładują i zawsze nosimy je przy sobie. To jest tylko w teorii bo praktyka wygląda troszkę inaczej. Różdżki najczęściej trzymamy w specjalnym miejscu w naszych ubraniach. Znajduje się to pod materiałem (taka mała, wąska kieszonka) w zależności czy ktoś jest prawo lub lewo ręczny po tej stronie znajduje się kieszonka by każdemu łatwiej było wyciągnąć różdżkę. W teorii super lecz w praktyce niestety nie jest tak wspaniale
    Przy każdym skłonie odczuwasz ucisk, zawsze czujesz, że coś znajduje się pod materiałem bywa to denerwujące ale jeszcze nie było najlepszego bo żeby wyciągnąć taką różdżkę należy podwinąć ubranie by dostać się do tej kieszonki. W każdych ubraniach przeznaczonych dla czarownic takie miejsce się znajduje. Jednak teraz młode czarownice różdżki wkładają do kieszeni w spodniach lub zimą do buta. Tak jest o wiele prościej a w czasie zagrożenia szybciej.
   Wiadomość o tym, że nie było mnie w Akademii bardzo szybko się rozeszła i dotarła też do mojej rodziny. Przeprosiłam siostry gdyż nie chciałam przy nich rozmawiać. Wyszłam na korytarz a dziewczyny zostały w pokoju
   Z mamą rozmawiałam dość długo. Oczywiście pytała się gdzie byłam czy coś mi się stało, jak się czuje no i oczywiście dostałam opieprz bo jakim prawem wychodzę na dziedziniec bez niczyjej wiedzy. Na ściemniałam jej, że przez długi czas byłam pod pomnikiem Olympii a później poszłam na bieżnie pobiegać. Uwierzyła.
   Wróciłam do siebie. Dziewczyny leżały na moim łóżku i zażądały nocowanie by mieć mnie na oku. Nie miałam wyboru i musiałam się zgodzić. Bliźniaczki przyniosły od siebie materace z łóżek i swoje piżamy. Położyły je po obu stronach mojego wyrka. Przebrałyśmy się w swoje ciuchy do spania.
   Zirra miała krótką zieloną piżamkę z wielkim szarym kotkiem na środku bluzki a Zurra żółtą z psem w tym samym miejscu co kot u Zirry. Ja ubrałam się w to co zawsze. Położyłyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać.
-Dziewczyny i jak tam was pierwszy kacyk? – nie mogłam odpuścić im tego pytania. Byłam ciekawa jak to wszystko przeżyły i czy następnym razem będą słuchać bardziej doświadczonej osoby w te klocki.
-Strasznie! Ogromny ból głowy tak mocny, że nie można było się ruszyć ale przypomniałam sobie, że pod drzwiami miałaś nam coś dać na złagodzenie tego. Zmusiłam się do pójścia pod drzwi i tam czekało na nas wybawienie. Bardzo Ci za to dziękuję. Pomogło niemal natychmiast. - odpowiedziała mi wdzięczna Zirra. Oczywiście z mojej strony nie mogło obyć  się o wywodzie na temat picia i słuchania mnie.
- Wiecie może jakie mamy jutro lekcje? – zapytałam zmieniając temat.
- Tak, gdy ciebie nie było Ortea i Izyda wygłosiły apel. - odpowiedziała ziewając Zirra. W zasadzie mi też zaczynało chcieć się spać. Marzyłam by zasnąć.
-Wy - wskazała na nas Zurra - macie najpierw magię a ja mam eliksiry. Fajnie prawda? Potem się wymieniamy. – zaczęła wymieniać mi zajęcia.
   Okazało się, że mamy aż 8 godzin lekcyjnych. Mój plan obejmował: magię, eliksiry, dwa razy biegi, ogrzy, latanie na miotle, zielarstwo i historię magii. Całkiem przyzwoity plan no może prócz ogrzego - nie cierpię go. Po co się go uczyć jak do ogrów i tak nic nie dociera? Pierwsze zajęcia odbywają się w salach obok siebie czyli 313 i 314 na trzecim piętrze, później nie będziemy widzieć Zurry aż do historii, którą mamy wspólnie. Chwilę jeszcze porozmawiałyśmy aż w końcu zmógł nas sen.
   Latałam dzięki moim pięknym skrzydłom. Byłam w świcie ludzi. Pierwszy raz odkąd pamiętam. Leciałam ponad głowami ludzi. Widziałam dzieci, które szły do szkoły. Poszłam razem z nimi. Trafiłam do małej salki pełnych różnych plansz z literami i cyframi. Wokoło mnie było pełno małych urwisów. Mała dziewczynka właśnie odpowiadała przy tablicy. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, byłam niewidzialna. Wyszłam z Sali i poleciałam nad rzekę. Tam mała grupka nastolatków paliła papierosy i robiła różne dziwne rzeczy chyba grali w wyzwania czy coś takiego. Oderwałam się od Ziemi i wzbiłam się ponad pokrywę chmur. Tam widziałam więcej istot ze skrzydłami. Jeden z nich podszedł do mnie:
- Ich świat naprawdę jest piękny ale trzeba wiedzieć gdzie się szuka. Chodź to ci pokaże.
   Poleciałam za mężczyzną wylądowaliśmy przed wielkim wodospadem. W około było pełno drzew. Później zabrał mnie na safari jak to powiedział. Faktycznie świat jest piękny.
-Pamiętaj chroń swój świat ale nie zapomnij o tym bo gdy nikt się nim nie zaopiekuje będzie wyglądać jak ten- mówiąc to mym oczom ukazał się wygląd zgliszcz i śmietnisk.
   Nic więcej nie zdążyłam zobaczyć bo dziewczyny mnie obudziły. Miałyśmy godzinę do lekcji. Była siódma nad ranem. Byłam strasznie zmęczona bo co się okazało dość długo wczoraj rozmawiałyśmy tak do pierwszej. Sześć godzin spania to istne marzenie. Poszłam się ubrać.
   Wybrałam zieloną koszulę w odcieniu trawy z długim rękawem, który można podwinąć, czarne legginsy i czarne trampki. Do torby spakowałam szare spodnie dresowe i szary podkoszulek i szare trampki oraz ręcznik i zapas wody na biegi. Wzięłam prysznic i związałam włosy w kłosa.
   Zirra ubrała się w niebieską tiulową sukienkę i czarne botki na koturnie włosy miała spięte w kucyk natomiast makijaż miała bardzo mocny. Mocna kreska na oczach oraz dużo czerwonej szminki na ustach. Zurra była w szarej podkoszulce w czarne serduszka, ciemne dżinsy i czarne baletki. Gotowe powędrowałyśmy na lekcje.
   Szłyśmy z jakieś 5 minut, ponieważ szkoła ma strasznie dużo pięter. Troszkę pobłądziłyśmy, ale w końcu doszłyśmy na miejsce. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek informujący o rozpoczęciu się katorgi. Weszłyśmy do Sali.
   Zaraz za nami wkroczyła Ortea. Przywitaliśmy się (jak to w szkole bywa) a potem zaczęliśmy lekcje. Klasa była niewielka. Ściany były pomalowane na brudny żółć. W pomieszczeniu były trzy rzędy pojedynczych ławek. Każdy uczeń miał osobną. Przed naszymi ławkami mieściło się biurko nauczycielki. Z tyłu klasy było trochę szaf i tyle.
   Razem z Zirrą i Mags zajęłyśmy drugi rząd. Ja siedziałam na środku. Lekcja była bardzo przyjemna ( o dziwo )Ortea też. W ogóle nie zwracała uwagi na nasze błędy. Podchodziła i tłumaczyła jak to ma wyglądać i stała przy nas dopóki tego nie opanowałyśmy. Dzisiaj przerabialiśmy zmianę długopisu w pióro. Ogólnie magia polega na czarowaniu, zmienianiu przedmiotów w inne i takie tam.
   Po godzinie (bo tyle trwają u nas lekcje) zadzwonił dzwonek. Nie wiem kiedy to zleciało. Po skończonej lekcji wyszłyśmy na korytarz aby spotkać się z Zurrą. Jej klasa chwilę nie wychodziła a gdy w końcu to się stało wszyscy się śmiali. Po chwili zauważyłyśmy z czego. Obiektem drwin padła bliźniaczka gdyż jej twarz była cała zielona.
-Co Ci się stało? – z trudem mogłam powstrzymać śmiech. Wiem, że to nie stosowne śmiać się z nieszczęścia przyjaciółki ale rzadko widuję się osobę z całą zieloną twarzą.
-Bo wiesz robiliśmy dzisiaj eliksir na zmianę koloru i…- wychlipała.
-Poczekaj niech zgadnę ktoś zrobił Ci kawał, za bardzo podgrzał miksturę a ta wybuchła Ci w twarz. Zgadłam? – zapytałam się chodź wiedziałam, że mam racje. Nie raz robiłam kawały i wiem jak to wygląda ale nigdy nie wpadłam aby komuś zrobić takie świństwo.
-Niestety zgadłaś. Dodawałam ostatni składnik, nagle wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć a mikstura wybuchła mi w twarz. Jest jeszcze gorzej ponieważ kolor nie zmyje się przez parę miesięcy.- niewytrzymała i zaczęła płakać. Przyrzekam, że znajdę tą osobę która to zrobiła i obiecuje, że mnie popamięta.
- Jest nam bardzo przykro z tego powodu, ale czy nie ma na to - pokazałam na jej twarz otwartą ręką - lekarstwa? – zapytałam.
- Nie, nauczyciele nie znają lekarstwa, powiedzieli że kolor musi zejść sam a to trochę potrwa. Dziewczyny jestem załamana! Czwarty dzień w Akademii a już coś takiego. –zaczęła rozpaczać. Przytuliłam ją do siebie i głaskałam jej włosy. Starałam się ją pocieszać ale niestety nie miałam bladego pojęcia jak.
-Ok. dziewczyny zostało nam 2 minuty przerwy. Idziemy na lekcje a ty Zurra po zajęciach idziesz migiem do higienistki. Jasne? – uparła się Zirra.
- Ale jak nauczyciele nie znają odwrotności tej mikstury to co może pomóc higienistka? – zapytała zażenowana Zurra ponieważ każdy kto przechodził przez korytarz śmiał się z niej i wytykał palcami.
   Nie zdążyłyśmy odpowiedzieć bo zadzwonił dzwonek. Rozstałyśmy się i poszłyśmy na lekcje. Sala była taka sama jak poprzednia. Naszą nauczycielką była Ortea zresztą na każdej lekcji tak było co wydawało się bardzo dziwne. Co się okazało u Zurry była taka sama sytuacja. Coś było nie tak ale najwyraźniej tylko mnie to przejęło. Po skończonych zajęciach spotkałyśmy się z Zurrą.
-Hej i co byłaś u higienistki?- spytała zmartwiona siostra. Domyślałam się dla czego była taka zmartwiona. Twarz dziewczyny z chwili na chwilę robiła się coraz neonowa, jaskrawsza aż bałam się, że za niedługo będzie wyglądać jak wielka, zielona, świecąca kropka.
- Tak byłam, ale nic nowego się nie dowiedziałam. Dostałam tylko farbę kryjącą, która ma przykryć zieleń.
-To dobrze chodź do mnie to tam nałożymy ten specyfik.- zaproponowałam. Byłam ciekawa czy farba zadziała ale żeby dawać farbę kryjącą na twarz nie można było zastąpić tego np: podkładem albo jakąś maścią?
Poszłyśmy do mojego pokoju tam Zirra zaaplikowała „lekarstwo” na twarz swojej bliźniaczki.
- No gotowe teraz powinno być lepiej.- rzekła Zirra chodź nie była pewna tego czego właśnie przed chwilą powiedziała.
-Zirra mogę Cię prosić na słówko?- odciągnęłam ją na bok tak aby Zurra nic nie mogła słyszeć. Poszłyśmy do mojej łazienki.- Coś mi się zdaje, że to w cale nie działa. Wręcz jest jeszcze gorzej- powiedziałam prawdę ponieważ teraz twarz dziewczyny wyglądała jak wielki zielony bąbel z którego odchodzi białe coś.
- Masz racje, ale nie możemy jej tego powiedzieć bo załamie się jeszcze bardziej.- miała racje. Chwilę rozmawiałyśmy co można zrobić. W końcu doszłyśmy do wniosku aby zastosować metodę placebo i wmówić jej, że maść tak naprawdę działa. Jak ona w to uwierzy to tak będzie. Niestety nasze placebo nie podziałało ponieważ jak tylko jej o tym powiedziałyśmy, że wygląda o niebo lepie dostałyśmy taką odpowiedź:
-Nie musicie kłamać wiem, że wyglądam o niebo ale gorzej. Teraz wyglądam jak wielki, zielony, świecący punkt z dużą ilością czegoś na twarzy! – powiedziała śmiejąc się i płacząc jednocześnie. Było mi ogromnie żal. Musiałam znaleźć inny sposób by ją pocieszyć... Znalazłam!! Znaczy tak sadzę...
-Wiesz co?
-Co?- w jej oczach widniała nadzieja.
- Po kilku dniach się przyzwyczaisz i nawet nie będziesz zwracać uwagi na swoją twarz - odpowiedziałam klepiąc ją po ramieniu. W końcu ludzie przyzwyczajają się do swojego wyglądu czy blizn to czemu by ona miała się nie przyzwyczaić do zielonej twarzy? Nie widzę przeciwskazań.
-Tak sądzisz?- spytała podniecona Zurra myślą, że może być lepiej.
-No tak, zobaczysz z dnia na dzień będzie coraz lepiej. – uśmiechnęłam się do niej a ta tylko przytaknęła.- A teraz chodźmy odrabiać lekcje a później trochę odpocząć.- miałyśmy bardzo wiele do roboty. Nasi nauczyciele poszaleli z każdego przedmiotu (prócz biegów) coś nam zadali a było tego sporo. Rozsiadłyśmy się u mnie i zaczęłyśmy robotę.
   Niestety moje zapewnienia odnośnie twarzy Zurry się nie sprawdziły. Z dnia na dzień zamiast coraz lepiej było coraz gorzej. Ludzie nieustannie się śmiali. Kolor zaczął być coraz intensywniejszy aż w końcu zaczął przechodzić w inne kolory i Zurra zaczęła mienić się wszystkimi kolorami tęczy i ich odcieniami. Była coraz bardziej załamana.
   W końcu nastąpił przełom zamiast się z niej śmiać uczennice zaczęły jej współczuć i ją wspierać. Wyszło na jaw kto za tym wszystkim stoi była to niejaka Nataly. Po tym jak się przyznała została wydalona z szkoły. Zurra przestała się tym tak przejmować i wróciła do normalnego trybu życia. Chociaż jej twarz migotała to różowym to zaś pomarańczowym kolorem, który na dodatek świecił w ciemności i służył do denerwowania Zirry. Całość jeszcze lśniła jak by ktoś posypał ją brokatem.
   Tak mijały dni. Chodziłyśmy do szkoły ja czasem wpadałam do Rossa. Pewnego pracowitego dnia nocowałam u sióstr…