wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział IV - Komnata




   Z trudem mogłam spać. Nawiedzały mnie okrutne bóle głowy. W końcu nastał świt a skutki wczorajszej imprezy dało się odczuć niemal natychmiast. Straszne pragnienie, przerażający ból głowy i nudności - po prostu lepiej być nie mogło.
   Stoczyłam się z łóżka i poczłapałam do komódki z lekami. W sumie u nas nie istnieje nic na kaca, ale kiedyś majstrowałam z miksturami. Miało powstać nowe lekarstwo na kaszel a tu proszę, wyszła mikstura łagodząca objawy imprezy. Nikomu o tym nie powiedziałam bo ludzie pili by do nie przytomności nie martwiąc się konsekwencjami. Lekarstwo służy mi do użytku własnego chodź czasem przyjaciołom w bardzo ciężkim stanie takim jak zapewne będą dzisiaj siostry użyczam mojego specyfiku.
   Zażyłam to co miałam zażyć i po chwili moje objawy złagodniały. Poszłam do szafy z ubraniami. Dzień zapowiadał się bardzo gorący chodź była dopiero ósma rano. Postanowiłam więc założyć pudroworóżową bluzeczkę bez rękawów z kołnierzykiem na którym były złote aplikacje, dżinsowe, jasne, krótkie spodenki, które były po przecierane w niektórych momentach oraz beżowe trampki przed kostkę. Spięłam włosy w niedbały koczek. Cały efekt był całkiem ładny.
   Z moich zapasów na czarną godzinę czyli inaczej mówiąc słodyczy wyjęłam trzy batony wysoko białkowe oraz trzy słodkie napoje. Zjadłam batona i popiłam napojem resztę położyłam na tacce do tego dołożyłam dwie miksturki i napisałam karteczkę na której pisało:
Cześć dziewczyny. Tu macie lekarstwo na wasze objawy i coś do przegryzienia co przyśpieszy waszą regeneracje. Miłego dnia pozdrawiam.
Aileen
   Przygotowane rzeczy zaniosłam dziewczynom pod drzwi tak jak wcześniej im obiecałam. Mam nadzieje, że im się przypomni co do nich wczoraj mówiłam. Wróciłam z powrotem do siebie i zastanawiałam co można dzisiaj porobić. Nie mogę do nikogo iść bo zapewne każdy odsypia ale nie zamierzam nie wiadomo ile się nudzić, nie będę marnować dnia. W końcu wpadłam na pomysł.
   Postanowiłam pozwiedzać  przestrzeń, która znajduje się poza Akademią i się z niej wymknąć. W zasadzie nigdy nikt nie wychodził poza szkołę a bardzo mnie intrygowało dlaczego. Zeszłam do holu. Na moje szczęście okazało się, że nikogo tam nie było. Spokojnie wyszłam. Rozejrzałam się po dziedzińcu. Było tam wiele posągów. Domyśliłam się, że mogą to być figury byłych dyrektorów lub innych ważnych osobistości. Na samym środku stał posąg Olympii.
   Obeszłam dziedziniec  dookoła i stanęłam z powrotem przed szkołom co mogło okazać się dość ryzykowne i lekkomyślne.  Rozejrzałam się i zobaczyłam drogę z fontann, których wcześniej nie zobaczyłam. Gdyby bliżej się przyjrzeć mogło by się wydawać jak by coś wskazywały. Podążyłam aleją.
   Droga była dość daleka. W końcu ścieżka się urwała i teraz stałam przed wielkimi drewnianym drzwiami wplecionymi w żywopłot.  Chciałam je otworzyć - niestety nie wyszło. Po chwili wpatrywania się w drzwi usłyszałam ćwierkot ptaków, które brzmiały jak słowa. Dobrze musiałam się wsłuchać ale w końcu usłyszałam co chciały mi powiedzieć .
    „Żuć zaklęcie, to jedyny sposób by otworzyć te drzwi”
   Rzuciłam wszystkie  jakie znałam było ich nie wiele. Nie spodziewałam się, że je otworze i miałam racje. Żadne zaklęcie nie podziałało. Kolejny raz usłyszałam cichy ćwierkot.
   „Przyjdź tu gdy będziesz gotowa. Wtedy wszystko zrozumiesz”
   W tej chwili nie rozumiem nic- pomyślałam.  Zamrugałam a drzwi zniknęły. Teraz myślałam tylko jak później mam je znaleźć  ale coś w mojej głowie powiedziało, że we właściwym czasie na pewno je odnajdę.
   Odwróciłam się do drogi, którą przyszłam ale jej już nie było. Znajdowałam się teraz w środku lasu, który wydawał mi się dość znajomy.  Zamknęłam oczy i w mojej głowie ukazała się dróżka .Otworzyłam je i byłam zdumiona gdyż teraz stałam na ścieżce, którą sobie wyobraziłam. Poszłam nią  i doszłam do wielkiej studni z której wydobywał się oślepiający blask. Nie widziałam co było dookoła. Coś ciągnęło mnie do jej środka.
   Ku swojemu zdziwieniu podbiegłam do niej. Nogi same mnie tam poniosły. Spojrzałam w dół i nagle poczułam, że zaczynam tracić grunt pod nogami. Znowu spojrzałam w dół i okazało się, że unoszę się w powietrzu. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam ciemną sylwetkę ,która jak podejrzewam patrzyła  na mnie.
   Przez chwilę unosiłam się a po chwili zostałam wciągnięta w głąb studni. Poczułam lekkie uderzenie w ziemię. Zaczęłam się rozglądać i w zasadzie nic nie widziałam prócz mroku. Żałowałam w tedy, że nie wzięłam ze sobą różdżki chociaż nie powinnam się z nią nigdy rozstawać  na wypadek taki jak ten. Chodź nie znam za wiele zaklęć zawsze się przyda chociażby jako latarka.
   Po omacku wyczułam bok studni i zaczęłam krążyć przy jej ścianie. W końcu natrafiłam na dziurę w cegłach. Włożyłam rękę głębiej. Ściana runęła. Z powstałej dziury sączyło się blade światło. Poszłam za nim i doszłam do drzwi, drugich w tym dniu. Parsknęłam śmiechem.
   Zaczęłam im się przyglądać i zobaczyłam drewnianą tabliczkę  z napisem:  „Aileen, tylko ty będziesz wiedziała jak otworzyć te drzwi”. Co to wszystko ma znaczyć kolejne drzwi, kolejne zagadki. I jak mam to niby otworzyć? Nie jestem jasnowidzem - pomyślałam.
   Po chwili pojawił się kolejny napis: „Może i nie ale nie zaszkodzi pomyśleć”.
- Ej, skąd wiesz co myślę!! – wrzasnęłam.
   Litery na tabliczce zmieniły się i utworzyło się takie zdanie:
   „Wiesz jesteśmy magiczne, sama nas tu przysłałaś. Dzięki tobie tu jestem”
- Jak to jestem i nie igraj ze mną ostrzegam- warknęłam.  Na tabliczce pojawiła się odpowiedź:
   „Wiesz gdy byłaś dzieckiem stworzyłaś te drzwi jak i mnie”
- Co znaczy jak i mnie? Kim jesteś? Nie pamiętam tych drzwi.- powiedziałam zdenerwowanym tonem. Pojawił się napis:
   „Pomyśl jak tu się dostać a wszystkiego się dowiesz. Zajrzyj w głąb swoich wspomnień”
- Nie mogę. – odpowiedziałam. Jednak po chwili w mojej głowie przebiegło szybkie wspomnienie gdy mała dziewczynka przykłada rękę na środek drzwi a one się otwierają.  I znowu pojawił się napis:
   „I widzisz myślenie nie boli”
- Nie bądź taki chamski to naprawdę odległe wspomnienie. - odpowiedziałam już trochę łagodniejszym tonem.
   „Chcesz otworzyć te drzwi czy będziesz tu tak sterczeć?”- odpowiedział mi napis.
- Miałam zamiar tam do ciebie wejść ale teraz się zastanawiam. - odparłam drażniąc się z osobą za drzwiami.  W końcu przyłożyłam rękę w wyznaczonym prze zemnie miejscu i drzwi się otwarły. Weszłam niepewnie do środka i moim oczom ukazał się dość różowy pokój z lalkami, małym krzesełkiem, kociołkiem, kolekcją różdżek i stoliczek na, którym siedział misiek.
-Gdzie jesteś? Pokaż się!-  zażądałam byłam tak zdziwiona, że to wszystko zadziałało ale i trochę zawiedziona bo co mi po różowiutkim pokoju ja przecież nawet nie lubię tego koloru.
- No, domyśl się. – odparł głos. Powoli miałam już tego kogoś dość odkąd tu przyszłam tylko się ze mną droczy tak jak by nie umiał nic innego.
Rozejrzałam się po pokoju i mój wzrok utknął na miśku. To mogła być jedyna opcja kogoś lub czegoś co mogło potrafić mówić. Szczerze bardzo się zawiodłam. Serio przez ten cały czas gadałam z pluszakiem? Czy nie mógł być to kto inny? Chociażby kot? Jak widać nie.
-Jesteś miśkiem?- Spytałam z dezaprobatą w głosie. Z trudem powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem.
-Tak. To ty mnie takiego wymyśliłaś.- powiedział śmiejąc się.
-Naprawdę? Nie mogłam wymyśleć czegoś lepszego?- westchnęłam. Czy naprawdę kiedyś moim największym marzeniem było rozmawianie z maskotką?
-Jak widać nie. I szczerze po tych 11 latach twojej nie obecności mam dość bycia pluszakiem.- odparł tak jakby zadowolony z siebie. Zastanawiam się czy jak miałam 6 lat to też był taki arogancki czy może z wiekiem mu się zmieniło.
- Tak w ogóle kim ty jesteś? I nie mów mi, że pluszowym miśkiem bo to zdążyłam się już dowiedzieć i domyślić. – zadałam to pytanie z wciekłością w głosie. Czemu? Nie wiem.
-Tak naprawdę jestem twoim mentorem, którego sama stworzyłaś.- odparł z dumą. Ale naprawdę za mojego mentora ma służyć misiek?
- Co? Przecież ja nie umiem takich czarów.- odparłam zgodnie z prawdą. Nigdy czegoś takiego nie robiłam bo tak naprawdę prawdziwej magii uczymy się dopiero w akademii a ja jestem tam dopiero trzy dni.
- No widzisz jednak umiesz. – zaśmiał się. Naprawdę coraz bardziej działał mi na nerwy.
-Nie żartuj sobie ze mnie!  Jak bym to umiała to o tym bym wiedziała. Czyż nie? – odpowiedziałam mu z ogromną wciekłością w głosie a on jakby nigdy nic zaczął spokojnie tłumaczyć.
-No wiesz… czarownice nie zawsze pamiętają to co robiły w dzieciństwie. Są też przypadki gdzie starsze czarownice słabną wraz z wiekiem. Ale u ciebie zakładam to pierwsze. Może nawet twoi rodzice ukryli Ci twoje wspomnienia żebyś odkryła to jak będziesz tego potrzebować. Jak widać teraz mnie potrzebujesz.- zaśmiał się. No tak przecież niczego bardziej nie pragnę niż mieć swojego własnego gadającego miśka. Jej.
- Jak to?- zapytałam zdezorientowana.
-Nie będę Ci teraz tego tłumaczył może kiedy indziej.- odparł bez najmniejszej emocji w głosie.
-No dobra jak chcesz. Nie obchodzi mnie to. – tak naprawdę zżerała mnie ciekawość ale po co mam okazać słabość przed głupim pluszowym miśkiem?- Wiesz może czy można coś tu zmienić? No wiesz trochę wyrosłam z lalek i różu.
- Tak. Weź różdżkę.- nakazał mi łagodnie.
-Nie mam jej przy sobie.- zirytowałam się- A czy ciebie też można zmienić żebyś nie był miśkiem tylko kimś innym. Trochę nie zręcznie się czuję rozmawiając z maskotką.
-Z gadającą maskotką.- poprawił mnie- i nic się nie stało weź jedną z nich- mówiąc wskazał na szklaną gablotę z różdżkami.
-Ale przecież nie mogę korzystać z nie swojej różdżki. Wiesz przecież, że to zabronione a po za tym to może się źle skończyć.- powiedziałam smutno. Gdy użyje się nie swojej różdżki dzieją się dziwne rzeczy takie jak zamienienie siebie w żabę. Sama różdżka morze się spalić w dłoni lub rozwalić się i przy okazji wszystko w koło na kawałki. Nie chciałabym tego doświadczyć.
-Przecież one są twoje. Sama je zrobiłaś. Nie ryzykował bym tak dając Ci czyjąś. – odparł podśmiewując się.
   Kurczę, musiałam być potężna. Szlak by to trafił, że o tym zapomniałam i co gorsza dlaczego?
-W takim razie dobrze.- uśmiechnęłam się co przyszło mi z dużym trudem i podeszłam do gabloty. Wybrałam czarną różdżkę z akcentami w kształcie liści.- No dobra i co dalej?
- Rzuć zaklęcie.-rzucił
-Tak a jakie? Może będziesz łaskaw mnie oświecić.- powiedziałam zdenerwowana.
   Dopiero co zaczynałam go lubić a on znowu swoje. Dlaczego On nie może rozmawiać ze mną normalnie. To ja jestem zawsze zadziorna i chamska. Tą posadę zajmuję ja. Chyba, że to ja go tego nieświadomie nauczyłam. Może on oglądam mnie przez całe moje życie i teraz próbuje się do mnie dostosować? Kurczę to bardzo skomplikowane.
-Wymyśl je. To naprawdę w twoim przypadku nic trudnego.-odrzekł.
-Nie umiem wymyślać zaklęć.- powiedziałam smutno bo takie coś byłoby świetne. Ja tego niestety nie posiadam.
-Tak?-zaśmiał się- a myślisz jak to wszystko zrobiłaś?
- No nie wiem wróżki mi pomogły?- rzuciłam drwiącym głosem
-Nie bądź śmieszna. Umiesz wymyślać zaklęcia w każdym bądź razie umiałaś jak miałaś 6 lat. A nie sądzę , że to u ciebie zanikło. Skup się jak w tedy przy drzwiach a na pewno na coś wpadniesz. Uwierz mi. – poprosił. Starałam się go posłuchać.
- No dobra spróbuje. Chodź nie jestem tego taka pewna jak ty.
   Zaczęłam machać różdżką a zaklęcie samo wypaliło mi z ust. Kształtowałam swój pokój jak chciałam. Zniknęły lalki i całe badziewia z dzieciństwa. W rezultacie zamiast drewnianego, różowego, dziecięcego pokoiku uzyskałam dość okazałą jaskinię z kotłami, flakonami na mikstury, z szafą z ubraniami i wiele, wiele innych rzeczy. Byłam bardzo zadowolona ze swojego dzieła.
- Ej ty naprawdę miałeś racje. Nie kłamałeś.- rzuciłam bardzo zadowolona. Może on nie będzie taki zły i może w wielu rzeczach będzie miał racje? Ciekawe co jeszcze mi powie.
-No widzisz, wierzyłem w ciebie.- odparł z dumą w głosie. W każdym bądź razie tak mi się wydawało.
- W takim razie jak mi wierzysz przyszła kolej na ciebie.- zatarłam ręce bo mogę z nim zrobić co tylko będę chciała.
-W zasadzie powiedziałem, że wierzyłem w ciebie. Co do zmieniania mojej postaci to trochę się obawiam.- w jego głosie było słychać przerażenie. Na to musiałam się uśmiechnąć przecież jak często się zdarza, że chłopak boi się dziewczyny? Raczej rzadko.
-Phi. Spokojnie- odrzekłam-W co cię zamienić w smoka czy może hybrydę?- spytałam nie oczekując odpowiedzi bo w zasadzie zadałam sobie to pytanie do siebie a nie do obiektu mojego zaklęcia.
- Wystarczy człowiek ale jak chcesz mogę być też smokiem lub zmiennokształtnym. Twój wybór- uśmiechnął się. Naprawdę powierza mi swój wygląd? Ciekawe.
-Rozważę twoje propozycje.- zaśmiałam się. W zasadzie nie miałam czego rozważać bo miałam już na niego plan postanowiłam zmienić go w zmiennokształtną istotę ale podarować mu tylko 5 postaci: smoka, hybrydę, chłopaka, pegaza i jednorożca. Z tymi dwoma ostatnimi to trochę przesadziłam ale chciałam żeby było zabawnie. Musiałam się z nim jakoś podroczyć.
   Zaczęłam czarować i tak jak ostatnio zaklęcie samo wypłynęło mi z ust. I zmieniłam pluszowego miśka w to co chciałam. Po chwili mym oczom ukazał się wysoki brunet z zielonymi oczami. Zakładam po wyglądzie ,że miał 19 lat. W sumie byłam zadowolona ze swojego „dzieła”. Chłopak był naprawdę bardzo przystojny. Nie sądziłam, że za postacią maskotki czai się taki chłopak.
-Dobra skończone. Jak Ci się podoba i jak się czujesz?- spytałam zmartwiona czy mu się podoba. Teraz o dziwo zależało mi na jego opinii.
-No muszę przyznać, że całkiem fajnie i dobrze, ale nie chcę wiedzieć jakie postacie jeszcze dla mnie wybrałaś. – zaśmiał się cicho. On czuje, że jest hybrydą? Kurczę myślałam, że to będzie niespodzianka i pewnego dnia obudzi się jako smok. A tu niestety. Chociaż nie wie jakimi jest jeszcze postaciami, o tyle dobrze.
-Wiesz dowiesz się w swoim czasie.-odparłam.- jak w ogóle mam cię nazywać wcześniej byłeś miśkiem. Teraz nie mogę tak do ciebie mówić. Jak masz na imię? – spytałam bardzo ciekawa odpowiedzi.
-Ty mi musisz je nadać. To ty mnie stworzyłaś i tobie przypada ten zaszczyt.- mówił lekko poddenerwowanym tonem.
-Czyli mogę dać Ci każde imię jakie chcę?- spytałam z planem w głowie jak się z nim podroczyć.
- W zasadzie tak a ja nie mogę się sprzeciwić. – odparł bardzo zdenerwowany. Zauważyłam, że jego ręce zaczynają się bardzo trząść.
-Czyli mogę dać Ci na przykład imię szczur?- zapytałam śmiejąc się. Nie chciałam mu nadać takiego imienia ale musiałam się z nim zabawić i popatrzyć na jego reakcje.
-Tak ale proszę nie rób mi tego.-powiedział błagalnym tonem. Na te słowa zaśmiałam się w duchu próbując z całych sił aby mój śmiech nie przeniósł się do rzeczywistości.
-Dobra teraz na poważnie. Możesz nazywać się Ross? – zapytałam. To imię bardzo dobrze mi się kojarzy z taką miłą, ciepłą osobom. W głębi duszy pragnęłam żeby chłopak właśnie taki się okazał ponieważ chyba zaczął mi się podobać. Nie Aileen nie możesz tak myśleć On jest twoim nauczycielem bądź mentorem a nie chłopakiem do wzięcia. Musiałam przywrócić się do rzeczywistości. Ale te jego oczy. Musiałam wrócić na ziemię.
- Tak. Całkiem ładnie.-odparł. Byłam z tego bardzo zadowolona w głębi duszy aż skakałam z radości ale nie mogłam przesadzić z emocjami.
-To się cieszę.-odpowiedziałam- a tak w ogóle po co to wszystko stworzyłam włącznie z tobą? Jesteś trochę wkurzający nie mogłam cię stworzyć milszego.- zaśmiałam się.
-Stworzyłaś to wszystko na wszelki wypadek.- jak to na wszelki wypadek? Co może się stać? I w tedy przypomniałam sobie rozmowę Izydy i Orteii a w zasadzie jedno słowo - niebezpieczeństwo. Czemu każdy wie co się szykuje tylko nie ja? To zaczyna być irytujące. Przepraszam nawet sześcioletnia ja o tym wiedziała.– i dla swojej własnej przyjemności. Stworzyłaś swój własny azyl. – uśmiechnął się do mnie i w tedy zobaczyłam jego piękne nieskazitelne białe zęby.
-Na wszelki wypadek?-zapytałam podenerwowana. Tym razem musiałam zadać to pytanie. Stworzenie tego miejsca dla własnej przyjemności jeszcze rozumiem bo czasem mam ochotę uciec od wszystkiego i tu będę mogła to zrobić ale dla własnego bezpieczeństwa tego nie mogłam zrozumieć.
-Jak teraz jestem człowiekiem czy mogłabyś wyczarować mi łóżko?- zbył temat. Tylko dla czego? Ale postanowiłam nie drążyć bo wiedziałam, że i tak nie uzyskam od niego informacji wiem kiedy nie warto się dopytywać i to jest właśnie taki czas.
- Uwierz tylko do tej postaci będzie potrzebne Ci łóżko- zaśmiałam się cicho a Ross zbladł na twarzy- coś ty wymyśliła – zapytał- nie odpowiedziałam tylko dalej się śmiałam.- Ale jak jesteś moim mentorem to nie powinieneś umieć czarować.- spytałam przestając się śmiać.
- Gdy byłem trochę młodszy od ciebie czyli mniej więcej w wieku 15 lat zostałem napadnięty i odebrano mi moją magię.-uśmiechnął się smutno. Aha czyli musiał być czarownikiem.
   W takim wypadku nie dziwie się, że został napadnięty. Pewnie musiał się z tym nie kryć i łowcy czarownic to wykorzystali, wytropili i go ukarali. W naszym świecie istnieje coś takiego jak instytucja czarownic. Każda pełnoprawna czarownica musi być tam zarejestrowana. Chłopcy nie mogą się tam rejestrować bo gdyby tak zrobili stanowili by łatwy cel dla łowców.
   Wcześniej mówiłam, że bycie chłopcem czarownikiem to hańba dla rodziny to też ale również to jest zakazane. Nie wiem dla czego ale czarownicy u nas nie są bezpieczni. Zostają wyłapywani i odbiera im się moce i zostawia tylko te przeznaczone dla mężczyzn. Nasz świat jest dziwny ale też piękny.
-Tak mi przykro Ross .- z pochmurniałam- Ale czy nie da Ci się przywrócić magii? Umiem wymyślać zaklęcia może i to potrafię?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Może byś to potrafiła ale na pewno nie teraz. A teraz nie myśl o tym. I czy możesz wyczarować mi w końcu łóżko- uśmiechnął się. Kompletnie o tym zapomniałam pochłonięta jego historią.
-Tak, jakiego koloru? Możesz wybierać.- zaśmiałam się.
- O jaka łaskawa ale zdaję się na twój gust.-mile odpowiedział ja tylko pokiwałam głową i znowu zaczęłam się z nim droczyć.
- Okay. Jak tam chcesz . Ja na twoim miejscu tak bym mi nie ufała.- puściłam do niego oczko. W sumie chciałam żeby z efektu obydwie strony były zadowolone. Przecież nie dam mu małego księżniczkowego łóżka bo obydwoje nie będziemy z tego powody szczęśliwi.
- Nie strasz mnie.- podchwycił droczenie się. Zaczął teatralnie trząść ręką i przybrał przerażony wyraz twarzy.
-Wcale nie straszę.- uśmiechnęłam się. Po chwili razem tarzaliśmy się ze śmiechu. Nie wiem dlaczego na początku mnie irytował? Chłopak wcale nie jest taki zły. Lubi się droczyć z resztą tak jak ja.
   W końcu wyczarowałam dwa łóżka jedno dla mnie drugie dla Rossa . Łózko chłopaka było szare z czarną pościelą i dwoma poduszkami jedną większą drugą mniejszą. Zaczarowałam je tak, że gdy Ross przybiera inną postać łóżko do tego się przystosowuje.
   Zaś moje było czarne z szaro-miętową pościelom z trzema poduszkami. Do naszych miejsc wypoczynku dorzuciłam lodówkę, która sama się uzupełnia zgodnie z potrzebami zarówno Rossa jak i moimi, zlew i biblioteczkę z książkami. Byłam zadowolona z dzieła i zwróciłam się do chłopaka.
-No i jak może być?- spytałam niepewna dla mnie było cudownie ale nie znam do końca gustów chłopców.
-Tak jest fantastycznie.- jego twarz rozjaśnił szczery szeroki uśmiech. Jak widzę mamy podobny gust. Całkiem miło.
-Cieszę się.-odparłam z ulgą w głosie.-A tak przy okazji wszystko tu jest przystosowane do twoich zmian pokój też się będzie zmieniał ale to zależy raczej od mojego nastroju kiedy tu jestem.- uśmiechnęłam się a Ross odwzajemnij uśmiech.
-Aileen?- zapytał zdenerwowany.
-Tak?- odpowiedziałam niepewnie. Może coś źle zrobiłam?
-Dziękuję. Dziękuję, że tyle dla mnie zrobiłaś.- odpowiedział ściskając mnie tak mocno, że myślałam, że mnie udusi. Odetchnęłam z ulgą. Gdy zelżał uścisk odpowiedziałam mu łagodnie.
-Nie ma sprawy.- Teraz Ross odkąd dostał imię i przybrał inną postać niż tylko maskotki i był w innym pokoju niż w pokoju dla dziewczynki trochę się zmienił, nie był już taki arogancki chodź może tylko mi się wydawało. Uśmiechnęłam się do niego. - Ross teraz ja mam do ciebie pytanie.
-Tak jakie?- zapytał odsuwając się ode mnie.
-Jak mam wyjść z tego miejsca? Znaczy wiesz tu mi się strasznie podoba nawet bardziej niż w Akademii ale tam będą się o mnie martwić.
-Dostałaś już akademicki kociołek? - zapytał. Zastanawiałam się po co mu ta informacja no ale cóż .
-Tak mam. Dostałam go wczoraj.
-To dobrze. Nie chciało by mi się ciebie z tond wyprowadzać to dość daleko. Ale dobra wracając do kociołka w jakiej formie go masz? – odpowiedział bez uczuć. Czasem to mnie intryguje bo jak można mówić bez uczuć ja tak nie potrafię.-To znaczy w postaci breloczka czy normalnego kociołka?
-Kociołka.-odpowiedziałam mu na zadane wcześniej pytanie.- Tak w ogóle z tym cholernym kociołkiem wiąże się ciekawa historia.
-To świetnie. Czekaj jaka historia?- zapytał zaintrygowany. Opowiedziałam mu całą wczorajszą historię. Kilka razy oboje wybuchaliśmy śmiechem. Nastała chwila ciszy po której odezwał się Ross.-Teraz żeby z tond wyjść musisz wejść do kociołka tutaj i pomyśleć o swoim pokoju w Akademii.
-Taki portal?- zapytałam bo zawsze chciałam go wypróbować ale nie wiedziałam jak. Po za tym portale ciężko znaleźć .
-Tak.- szybko odpowiedział.
- A nie mogę się normalnie przeteleportować?- zastanawiałam się.
-Po pierwsze nie potrafisz tego za dobrze a po drugie nie można się teleportować w taki sposób pomiędzy wymiarami.- zdumiałam. Jak to, to to miejsce znajduje się w innym wymiarze przecież normalnie przyszłam tu na nogach.
-Jesteśmy w innym wymiarze?- to pytanie samo mi się wyrwało. Szczerze miałam się o to nie pytać ale cóż już za późno.
-Tak jesteśmy w innym wymiarze. Dokładniej w twoim wymiarze, stworzonym przez ciebie. Do niego mogą wejść tylko nie liczni ty i ktoś komu pozwolisz tu być.- ale fajnie. Nigdy nie myślałam, że coś takiego umiem.
-Poczekaj mówiłeś, że ja cię stworzyłam ale mówiłeś, że odebrano ci moce przed moimi narodzinami. Coś mi tu nie gra.- nagle mnie olśniło. Nie zważałam na jego wytłumaczenia odnośnie wymiaru.
- Tak to ty mnie stworzyłaś w takiej postaci. Wcześniej byłem zły. Ty tak jakby mnie uratowałaś dlatego mówiłem, że mnie stworzyłeś bo po części to prawda.- na jego twarzy pojawił się wyraz bólu.
-  W takim razie musiałeś mieć imię jak się nazywałeś?- nie mogłam mu tego odpuścić. Byłam na niego zła czemu wcześniej mi o tym wszystkim nie powiedział?
- Nie chcę o tym mówić. Naprawdę. Kiedyś obiecuję na pewno Ci powiem.- lekko się uśmiechnął. Taa… ciekawe kiedy. Prędzej świnie zaczną latać niż on mi to powie.
-Dobrze jak chcesz. Nie będę nalegać, powiesz mi jak będziesz gotowy.-choć byłam tego bardzo ciekawa w tym dniu już o to nie pytałam.
   Spędziłam z  Rossem  jeszcze kilka godzin. Przy okazji wyczarowując  nam łazienkę bo o niej zapomniałam. Miała wannę i prysznic, umywalkę, wielkie lustro, toaletę. Całe pomieszczenie było wyłożone czarnymi i szmaragdowymi płytkami.
-Ross muszę już iść. W Akademii na pewno się o mnie martwą i dam sobie rękę uciąć, że moje przyjaciółki były u mnie nie raz.
-Rozumiem. Wskakuj do kotła. Jednak za nim to zrobisz obiecaj mi, że będziesz często mnie odwiedzać, bez ciebie będę czuć się trochę samotny.
-Obiecuję.- przysięgłam chodź było to nie potrzebne bo ja sama chętnie bym tu przychodziła nawet jak nie byłoby tu Rossa. Chociaż zapewne dzięki niemu będę tu częściej.
   Weszłam do kotła, zamknęłam oczy  i pomyślałam o mojej sypialni, która teraz wydawała się taka obca. Otworzyłam oczy i znalazłam się w moim pokoju.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Hej!

 Dzisiaj mam dla was trochę dłuższy rozdział. Mam nadzieje, że się spodoba, ponieważ uważam, że wyszedł całkiem fajnie ☺

1 komentarz:

Proszę o sprawiedliwy wyrok sądu najwyższego...