wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział II - Test



   Nie mogłam spać.
   Przez pół nocy wierciłam się po łóżku a przez drugie pół próbowałam zasnąć. Sen przychodził mi z wielkim trudem. Gdy zamykałam oczy i wydawało mi się, że już śpię przed moimi oczyma pojawiał się mój obraz po środku kręgu osób, którzy mnie wyśmiewali. W głębi serca wiedziałam dlaczego to robią. Śmieją się ze mnie bo źle poszedł mi test. Po tym obrazie za każdym razem się budziłam przerażona i sapiąca.
   Zamykałam znowu oczy a scena się powtarzała. Za każdym razem tak samo. Po ciężkiej nocy, zadzwonił budzik. W zasadzie to zakumkał gdyż jest nim żabka o imieniu Zuma. Dzisiaj wyjątkowo zadziałała.
   Z wielką chęcią wstałam z łóżka, podeszłam do szafy. Zastanawiałam się dłuższy czas co mam na siebie założyć. W końcu nie wiemy co będziemy robić może nawet każą nam biegać więc sukienka odpada. Domyślam się, że może być jakiś test sprawnościowy. W każdym bądź razie lepiej być przygotowanym na wszystko.
   Zabrałam więc z szafy czarne dresy ze ściągaczem na kostkach, czarną bokserkę na to narzuciłam szarą bluzę. Dorzuciłam jeszcze szare trampki za kostkę. Nie zakładałam żadnej biżuterii co najwyżej sportowy zegarek. Bardzo rzadko się tak ubieram, ale muszę przyznać całkiem mi się podoba. Włosy związałam w kitkę.
   Gdy w końcu byłam gotowa postanowiłam iść do bliźniaczek. Doszłam do ich pokoju. Chwilę stałam ze wzrokiem wbitym w drzwi. Musiałam się przygotować na różowy szok. Po kilku chwilach zapukałam.
-Proszę.- zza drzwi usłyszałam, chyba, głos Zirry. Odważnie nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju.
   Bałam się i to niewyobrażalnie mocno. Nie chciałam żeby jakiś głupi test nas rozdzielił. Z dziewczynami znamy się od pieluch. Zawsze razem. Nasi rodzice przyjaźnili się ze sobą zanim my się urodziłyśmy. Odkąd pamiętam były zawsze przy mnie. Moje pierwsze sukcesy i porażki przeżywałam razem z nimi i na odwrót. Byłyśmy jak siostry. W zasadzie ja jestem ciut od nich starsza ale o nie wiele zaledwie o 3 miesiące. Ja jestem z kwietnia dokładnie z 15 a one z 2 lipca. Nie zniosłabym bycia w klasie bez nich i domyślam się, że to działa we dwie strony.
   Po wejściu do pokoju doznałam szoku. Wszędzie porozwalane ciuchy, łóżka w nieładzie, bielizna wisząca na lampie… Muszę przyznać nigdy wcześniej nie widziałam takiego bałaganu. W szczególności u bliźniaczek, które były raczej pedantkami. Zawsze wszystko piękne i czyste, nigdzie nie można było znaleźć nawet grama kurzu (wiele razy próbowałam by je zdenerwować ale nigdy mi się nie udawało) a tu proszę coś takiego. Istny koszmar!
- Ej dziewczyny co tu się stało? Przeszło u was odzieżowe tornado czy jak?
- Nawet się nie przywitasz?- odpowiedziała arogancko pytaniem na pytanie Zurra.
- Cześć. - odparłam sucho - A teraz powiesz mi co się stało i w ogóle gdzie jest Zirra?
-Zirra obecnie siedzi w szafie i szuka ubrań. - zaśmiałam się cicho - A to… - mówiąc zdanie wskazała na pokój chodź trudno to nazwać pokojem - Nie wiemy w co się ubrać .- westchnęła - Kompletnie nie mamy pojęcie co nas czeka. - kilka chwil ciszy - Aileen a może ty chciałabyś nam pomóc? - a mam jakiś wybór? - pomyślałam.
-Tak, pomogę. Ale sprzątać będziecie same.
- Wiem, że nie lubisz tego robić za to my tak, poradzimy sobie z tym zanim ty zabrałabyś się za sprzątanie. - zaśmiała się
- Ha, ha, ha bardzo śmieszne. - uśmiechnęłam się złośliwie i pokazałam jej język - Jak chcemy zdążyć coś dla was wybrać musimy zacząć teraz.
- Zgadzam się. - odpowiedziała mi i zasalutowała. Po chwili wybuchnęłyśmy śmiechem.
   Gdy się troszkę uspokoiłyśmy podążyłyśmy do szafy i sterty ciuchów obok niej. Zaczęłam wygrzebywać różne rzeczy. Jakieś szorty, przeróżne bokserki, podkoszulki, nic im się nie podobało. W takim wypadku podążyłyśmy do mnie.
   Tam znalazłyśmy czarną podkoszulkę z mało wyciętym dekoltem dla Zurry i fioletowe trampki za kostkę dla Zirry. Szczerze nie mam pojęcia skąd one wzięły się w mojej szafie. Nigdy w życiu ich nie kupowałam i nigdy bym ich nie założyła. Fiolet to nie mój kolor.
   Powędrowałyśmy z powrotem do pokoju dziewczyn i tam skompletowałyśmy resztę garderoby. Końcowy efekt prezentował się mniej więcej tak: Zirra założyła śliwkową sukienkę trochę przed kolano z dekoltem pod szyję ( nie dała się przekonać na top i chociażby szorty- uparciuch) pod jej spodem po wielkim błaganiu założyła materiałowe spodenki w tym samym odcieniu co sukienka. Tak na wszelki wypadek. Fioletowe trampki ode mnie i na to zarzuciła czarny sweterek; Zurra zaś założyła moją czarną podkoszulkę, niebieskie ( dość ciasne) legginsy i czarne trampki przed kostkę. Nie chciała nic zarzucić bo powiedziała, że to nie potrzebne.
   Gdy „modelki” były już gotowe zabrzmiał donośny głos: Uwaga! Wszystkie Czarownice z pierwszego roku nauki proszone są o zgłoszenie się na aulę główną! Koniec komunikatu. Dziękuję za uwagę.
   Aha przyszła nasza kolej. – pomyślałam, zastanawiało mnie jak ubrali się inni i czy są tak samo zestresowani jak ja.
   Wyszłyśmy z dziewczynami na korytarz. Razem z nami z pokoi wylewały się „potopy” pierwszoklasistów. Moje poprzednie rozmyślenia o ubiorze innych zostały rozwiązane. Każda z nich była ubrana inaczej. Jedne czarownice miały sukienki, drugie koszulki i spodenki jeszcze inne były ubrane podobnie jak ja czyli po prostu w dresy przygotowane na każdą okoliczność.
   Zaczęłyśmy iść za zgrają.
- Aileen a ty wiesz w ogóle gdzie my idziemy? - zapytała podenerwowana Zirra - Znaczy idziemy tam gdzie reszta czyli pewnie dobrze ale wiesz pewniej bym się czuła jak bym wiedziała jak wrócić. - uśmiechnęła się smętnie.
- Mniej-więcej. Wczoraj mijałyśmy aulę gdy szłyśmy do pokoi. Teraz jeszcze trzeba skręcić w prawo i już będziemy. - odpowiedziałam zadowolona ze swojej pamięci.
   Miałam rację. Po kilku krokach skręciłyśmy w prawo i doszłyśmy do wielkich bogato zdobionych złotem drewnianych drzwi. W każdym razie tak mi się wydaje bo tylko tyle widziałam gdyż widok zastawiały mi inne wyższe czarownice. Czasem przeklinam to jaka jestem niska.
- Chyba jesteśmy. - szepnęłam do bliźniaczek.
- Chyba tak. - odszepnęła mi Zirra.
   Po krótkiej chwili czekania drzwi się otworzyły a do środka wlało się mnóstwo czarownic. Aula była piękna. W wielkiej marmurowej Sali było mnóstwo okien sięgających od ziemi do sufitu. Na suficie były ogromne żyrandole ( chyba z kości słoniowej) z szklanymi łezkami. Podłoga była z czarnych desek. Na środku auli była scena a na niej stał wielki czarny kocioł. W wokół podwyższenia znajdowało się mnóstwo miękkich, czarnych krzeseł poustawianych w sześć rzędów pnących się do góry po schodach. Na każdym z nich widniała karteczka.
- Łał, jak tu pięknie. - powiedziała Zirra swoim dziecięcym głosikiem. Czasem gdy któraś z sióstr czymś się bardzo ekscytowała lub podniecała zaczęła gadać właśnie w ten sposób, zazwyczaj mnie to bawiło: trzy latka uwięziona w ciele siedemnastolatki. Wiele razy tak myślałam.
- To prawda. - odpowiedziałam jej lekko rozweselona – Chyba trzeb zająć miejsca. Zdaje się, że widzę nasze imiona na karteczkach. - miałam rację nasze lokum znajdowało się na czwartym piętrze krzeseł zaraz na skraju. Gdy zajęłyśmy nasze miejsca siedziałyśmy przez chwilę w ciszy.
- Jak myślicie co teraz będzie? - zapytała Zurra.
- Myślę, że powitanie, chyba że od razu wpuszczą nas na głęboką wodę i przystąpimy do testu. Ale miejmy nadzieje, że będzie to pierwsze. Jakoś nie spieszy mi się do egzaminu.- zachichotałam a dziewczyny przyłączyły się do mnie.
   I właśnie w tej chwili, w której to powiedziałam a w zasadzie zaczęłam chichotać z kotła wyłoniła się kobieca postać, która była za mgłą. Wyszła z niej i mym oczom ukazała się bardzo wysoka kobieta przy kości. Gdy się jej przyjrzałam ujrzałam jej ciemno brązowe włosy, które na początku wydawały się czarne spięte w kok a potem jej żółte oczy, które rozglądały się po całej Sali. Chwilę się na nas patrzyła.
- Witam was serdecznie w pierwszym dniu w naszej szkole. Nazywam się Izyda i jestem tu dyrektorką. Mam nadzieje, że się już rozgościłyście. Za chwile odbędzie się test waszych umiejętności. Podążajcie za waszymi tymczasowymi opiekunami, którzy zostali wam przydzieleni. To oni w każdej grupie poprowadzą test. Nie martwcie się wszystkie testy w każdej z grup są takie same, po prostu musiałam was porozdzielać bo jest was za dużo żebym sama się tym zajęła. Wasi opiekunowie zaprowadzą was zaraz na test. Pierwsze wstają uczennice od pani Ortei. Po sprawdzianie przybywacie z powrotem na Salę. Zostaną tu ogłoszone wyniki waszego egzaminu. – zniknęła we mgle.
  Na scenie pojawiła się teraz Ortea, która wołała uczennice z jej grupy. Szybko wstałyśmy i poszłyśmy do niej. Gdy wszyscy już zeszli nasza grupka liczyła około 30 osób. Podążyłyśmy za kobietą, która poszła do drzwi, których wcześniej nie widziałam. Mym oczom ukazała się bardzo wysoka salka cała ze szkła. Na całej jej długości znajdowały się równie szklane podesty.
-Dziewczyny pierwszym testem będzie teleportacja- wykrzyknęła mile Ortea. Między czarownicami powstały szepty. Ja się nie martwiłam bo wiedziałam, że z tym sobie poradzę.- Pierwsza będzie Catherine, przeteleportuj się na pierwsze piętro.- dziewczyna była ruda, dość niska i ubrana była w zieloną bokserkę i dżinsowe szorty. Mimo wielu wysiłków nie udało jej się. Na jej twarzy i w jej niebieskich oczach było można zauważyć frustracje. Ortea poklepała ją po plecach i zanotowała coś w swoim notesie.- dobrze następną uczennicą będzie…. Zurra.- uśmiechnęła się do dziewczyny. Po minie młodej czarownicy było widać przerażenie.
- Ej Zurra nie panikuj wszystko będzie dobrze. - dodałam jej otuchy. Jednak wiedziałam, że ona tego nie zrobi. Zawsze zazdrościła mi tej umiejętności.
Podeszła do Ortei, która stała nie daleko nas i patrzyła się na nią ponaglającym wzrokiem.
- Dobrze Zurra twoim zadaniem będzie przeteleportowanie się na drugie piętro. - posłała jej gorący uśmiech. - Pamiętaj, skup się na celu.
- Spróbuje. - odpowiedziała niepewnie dziewczyna.
   Ortea odsunęła się od niej by dać jej troszkę przestrzeni ta natomiast zaczęła gorączkowo się skupiać aż zrobiła się czerwona niestety nic się nie stało. Nauczycielka pocieszyła ją i zapisała znowu coś w swoim notatniku. Kobieta wyczytywała kolejne imiona. Przy każdej czarownicy efekt był ten sam.
   W końcu zostałam tylko ja i Zirra. Zastanawiałam się, która będzie pierwsza. Padło na Zirrę. Dziewczyna miała za zadanie przeteleportowanie się na pierwszą belkę. Siostrze szło całkiem nieźle. Tak do połowy dobrze, dosłownie. Gdyż przeteleportowała się w połowie.
- Pomocy! Co mam teraz zrobić. Nie umiem się scalać. - spanikowała. W sumie zastanawiam się jak ona w ogóle cokolwiek powiedziała. Przecież połowę ust miała na piętrze a drugą na parterze. W brew wszystkiemu nie mogłam się nie zaśmiać. Wiedziałam jednak, że tej, która obecnie była przedzielona na pół wcale nie było do śmiechu.
- Nie bój się. Zaraz przeteleportuję się do ciebie. Wezmę cię a później wraz z twoją siostrą  zaniesiemy  do higienistki. - uspokajała Pani Ortea. Widziałam jednak, że Zirrę wcale to nie uspokoiło.
   Po chwili Kobieta stała przy mojej przyjaciółce i przeteleportowała się z nią na dół. Zirra wzięła jeden kawałek siostry a Ortea drugi i poszli do higienistki. Po około 20 minutach wróciły wszystkie w trójkę. Wróciłyśmy do zajęć.
   Nawet nie zdążyłam się spytać jak czuje się Zirra bo od razu Ortea kazała przeteleportować mi się na samą górę. Przytaknęłam i posłusznie wykonałam polecenie by jak najszybciej wrócić do poszkodowanej. Teleportacja była jedną z moich ulubionych ”wyczynów”. W domu tego nie uczyli i nigdy nie widziałam jak moja rodzina to robi.
   Tej czynności nauczyłam się sama pewnego dnia gdy pierwszy raz spóźniłam się do pracy. Po prostu pomyślałam, że jak najszybciej chciałabym się tam znaleźć i tak się stało. Niestety efekt teleportacji był taki, że wylądowałam tam w spodenkach i w staniku. Po prostu genialnie. Było jeszcze gorzej bo w bibliotece było pełno ludzi, którzy się na mnie gapili i śmiali. Ale teraz z perspektywy czasu śmieje się z tego chodź w tedy wcale do śmiechu mi nie było.
   Teleportowałam się z jednej belki na drugą a z dołu słyszałam tylko wiwaty, śmiechy i wybuchy zazdrości. To ostatnie mnie troszeczkę rozbawiło. Zeskoczyłam z dwudziestej belki i w powietrzu przeteleportowałam się na ziemię. Chciałam to zrobić by mojej ”publiczności” dodać troszkę dreszczyku. Udało się.
   Gdy byłam już koło Ortei ta zapisywała coś w notatniku bardzo podniecona a reszta odetchnęła z ulga i skandowała moje imię. Byłam z tego zadowolona. Staliśmy tak chwilę aż w końcu Ortea ogłosiła, że następny sprawdzian odbędzie się na dworze, będzie to bieg i bieg z przeszkodami.
   Wiedziałam. Po minie Zirry widziałam, że żałuje  za to iż mnie nie posłuchała i założyła sukienkę. Przynajmniej szpilek nie miała. W zasadzie nie wiedziałam czym biegi mają się nam przysłużyć do nauki bycia czarownicą, no ale cóż taki wymóg. Poszliśmy już po raz kolei za nauczycielką i wyszliśmy na „podwórko”. Chodź nie wiem czy można to tak nazwać ponieważ na „podwórku” znajdowała się bieżnia, trochę trawy, dwa drzewa a wszystko było pod szklaną kopułą. Po prostu dwór jak w mordę strzelił.
   Ortea kazała nam biegać dopóki ona nie powie, że mamy przestać co ostrzegała mogło troszkę potrwać. Po krótkim rozciąganiu zaczęliśmy bieg. Mi biegło się bardzo dobrze. Bardzo lubiłam to robić. Mój ulubiony sport zaraz po łucznictwie i rzucaniem nożami do celu (to drugie takie moje hobby). Biegałam codziennie. Trzy razy w ciągu dnia po około godzinie więc moja kondycja była dość dobra w przeciwieństwie do bliźniaczek
    Dziewczyny wysiadły już po pierwszych dwóch okrążeniach ja natomiast biegłam bez najmniejszej zadyszki. Kolejne dziewczyny zaczynały iść. W końcu osobą biegnącą byłam ja i Catherina. Ortea przerwała nam odprężający (jak dla mnie) bieg.  Trwało to dość długo bo jakieś dwie godziny. Nie wiem ile kółek zrobiłam ale podejrzewam, że dość dużo.
   Nasza nauczycielka zanotowała coś w notesie i poszła dalej na kolejny test. Były to eliksiry. Z tym poszło mi już nie tak dobrze jak na poprzednich. Z każdym kolejnym sprawdzianem a mianowicie z latania na miotle, z zwykłego latania, ogrzego, czarów szło mi coraz gorzej tak jak i Zirze. Natomiast Zurze zaskakująco dobrze. W końcu zakończyły się testy i wróciłyśmy na aulę. Każda uczennica była zmęczona cało dziennym egzaminem. Ja sama też marzyłam tylko by pójść pod prysznic i położyć się spać. Siadłyśmy na swoich miejscach a z kotła jak poprzednio wyszła pani dyrektor.
- Moje kochane czarownice! Jestem z was bardzo dumna! Pokazałyście bardzo dużo umiejętności. Każda z was zasłużyła żeby tu być. W nagrodę i na znak, że zostałyście prawowitymi uczennicami tej Akademii dostaniecie to. Symbol czarownicy. Proszę. - Izyda powiedziała to wszystko bardzo donośnym i dumnym tonem.
   Mówiąc te dwa ostatnie zdania podniosła ręce, przyciągnęła je do siebie i nagłym ruchem wypuściła w naszą stronę iskry. Nagle poczułam przeszywający ból na moim mostku, który trwał tylko chwilę ale był tak mocny, że musiałam się skrzywić.
   Rozejrzałam się po Sali i chyba ja tylko to tak mocno odczułam. Szturchnęłam Zurrę, która patrzyła się cały czas na scenę. Zapytałam ją czy coś ją bolało odpowiedziała, że nie. To było dziwne czemu tylko ja odczuwam, przeżywam  wszystko inaczej i posiadam niezwykłe umiejętności?
   Zobaczyłam, że na prawym ramieniu Zurry widnieje symbol. Rozejrzałam się po swoim ciele i zobaczyłam, że ten sam znak widnieje na moim mostku. Później okazało się, że Zirra dostała go na wewnętrznej stronie dłoni z czego była nie zadowolona bo czemu ona musiała dostać „szpetne coś” w widocznym miejscu gdzie nie będzie się tego dało zakryć ubraniami a my nie. To mnie bardzo rozbawiło gdyż z tego symbolu powinno się być dumnym bo przedstawiał kim jesteś. Moja matka ma go na karku ale trochę w innej postaci niż my. Nasze symbole wyglądają mniej więcej tak:
- Za każde wybitne osiągnięcia dostaniecie dopełnienie symbolu. - kontynuowała swoja wypowiedź Izyda – A teraz przyszła kolej na wasze grupy. - oznajmiła. Bardzo się tym denerwowałyśmy z dziewczynami więc chwyciłyśmy się za ręce - Po wyczytaniu waszego imienia bądź nazwiska będziecie podchodzić do waszych nowych opiekunów. Grupę najmniej utalentowanych weźmie pani Christina, grupę średnią pani Ortea zaś grupę zaawansowaną wezmę ja czyli Izyda. - pani dyrektor zaczęła wyczytywać kolejno imiona i nazwiska. Znałam tylko jedno jak dotychczas czyli Catherine, która trafiła do grupy średniej. Coraz więcej czarownic podchodziło do swoich wychowawczyń. W końcu usłyszałam dobrze mi już znane imię czyli Zurry. Trafiła do grupy zaawansowanej, była bardzo radosna z tego powodu do czasu aż wywołali mnie i Zirrę. Obydwie trafiłyśmy do grupy średniej, a Zurra przestała się uśmiechać. W końcu ceremonia dobiegła końca. Od naszych nowych opiekunek  dostałyśmy księgi i informacje, że plan lekcji będzie podany jutro rano przez głośniki. Później wszyscy zaczęli się rozchodzić.
- Ej, Zurra gratulacje. - zgodnie pogratulowałyśmy (ja i Zirra). - Dobrze się spisałaś. - uśmiechnęłyśmy się do niej.
- Dzięki ale raczej nie ma czego. - odpowiedziała pochmurnie siostra.
- Jak to nie?! Okazało się, że jesteś z nas najlepsza a ty mówisz, że niema czego gratulować?! Powinnaś skakać z radości a nie być smutna. - powiedziałam lekko zirytowana.
- No niby tak ale jak ty byś się czuła jak byś trafiła sama do grupy gdzie nikogo nie znasz? - spytała zła Zurra.
- Dziewczyny koniec. - zażądała Zirra - Obydwie macie racje i jej nie macie. Teraz każda z nas będzie się cieszyć i pójdzie się przygotować bo planuję coś ekstra. - wykrzyknęła radośnie - Zastanawiałam się co to może być ale dziewczyna odpowiedziała mi zanim zadałam to pytanie na głos. - Aileen idź do siebie i załóż coś wystrzałowego szykuje się impreza. - byłam przerażona przecież ja nie umiem tańczyć i nie lubię się w taki sposób bawić.
- Co? - zapytałam przerażona.
- Dobrze słyszałaś i nie bój się obiecuje, że będziesz się dobrze bawić. - odparła cała uradowana Zirra.
- Jak uważasz. - zaśmiałam się. Szłyśmy chwilę w ciszy. Minęłyśmy pokój nauczycielski a ja miałam pytanie odnośnie kotłów, które jeszcze nie przyszły. - Ej dziewczyny idźcie same ja muszę coś załatwić ok?
- Dobrze ale pamiętaj żeby się wyszykować i wstawić u nas o ósmej, jasne? - zapytała pogodnie tym razem Zurra.
- Jasne nie musicie się martwić obiecałam to będę. - uśmiechnęłam się - A teraz już idźcie bo nie zostało wam wiele czasu na posprzątanie ubraniowego tornada z rana.
- Co? My tego jeszcze nie posprzątałyśmy? - zapytała przerażona Zirra na co ja nie mogłam się nie zaśmiać.
- Niestety nie. Powodzenia tylko nie zapomnijcie o nowej dekoracji na lampie. - nic nie odpowiedziały tylko poleciały prosto do pokoju nie oglądając się za siebie i nie jedno krotnie potykając na schodach.
   Zawróciłam i stanęłam przy pokoju nauczycielskim. Już chciałam zapukać ale zauważyłam, że drzwi są uchylone .Przez przypadek podsłuchałam taką rozmowę:
- Pani dyrektor. Myślałam, że Aileen pokaże najwięcej umiejętności, a Zirra będzie lepsza od swojej siostry. Niestety tak się nie stało. Trochę się zawiodłam. I bardzo się martwię. A jeśli pomyliłyśmy się co do niej. Będziemy w niebezpieczeństwie. – oznajmiła Pani Ortea.
- Ja też się tym martwię. Ale jestem pewna, że Aileen w końcu zda sobie sprawę kim tak naprawdę jest i odkryje swoje umiejętności. Już teraz jako jedyna z całej szkoły umie się teleportować . I mam pewność, że to ona, że się na niej nie zawiedziemy. – powiedziała uspokajając Ortee pani dyrektor - Przecież jest potomkinią samej Olympii. Orteo musisz pamiętać, że nie możesz jej powiedzieć kim tak naprawdę jest bo w tedy może nie wytrzymać presji. Musi sama się tego dowiedzieć. W tedy powinna się z tym pogodzić. Na razie szkól ją jak najlepiej potrafisz a zobaczysz, że to osiągnie pożądany efekt.
-Ale Izydo…
   Coraz mocniej napierałam na drzwi żeby cokolwiek usłyszeć gdyż rozmowa stała się coraz cichsza. W tym czasie wpadłam do pokoju. Jak zwykle w jak najmniej odpowiednim momencie.
- Czy coś się stało? - spytała się pani Ortea jak by nic się nie stało.
- Nic. Ja tylko przechodziłam i ktoś mnie popchnął. Drzwi były otwarte. Bardzo przepraszam.
- Nic się nie stało a popchnięciem się nie przejmuj mam nadzieje, że nic Ci się nie stało? – spytała pani dyrektor.
- Nie nic mi nie jest. - odpowiedziałam siląc się na spokój.
- To dobrze. A teraz idź świętować. -zaproponowała pani Ortea.
- Dobrze. Tak zrobię. – odpowiedziałam uśmiechając się.
   Po całej rozmowie wyszłam z pokoju nauczycielskiego zamykając drzwi i przystawiając ucho by coś jeszcze podsłuchać. Niestety nic więcej nie usłyszałam. Zaczęłam biec do siebie a w głowie kłębiły mi się przeróżne pytania. Przestałam nawet myśleć o całej imprezie. Skończył mi się pozytywny nastrój.  W uszach mi szumiało od biegnięcia i słyszałam tylko bicie swojego serca, i powtarzające się w kółko słowo: „niebezpieczeństwo”.

2 komentarze:

  1. Mam zaszczyt nominować Cię do LBA! Wszystkiego dowiesz się tu:
    http://give-me-love-mortal-instruments.blogspot.com/2016/01/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń

Proszę o sprawiedliwy wyrok sądu najwyższego...