wtorek, 16 lutego 2016

Rozdział VI - Wizja cz.2 Piekło



 

   Otworzyłam oczy. Nie wiem ile czasu minęło,  ale ból ustał. Znajdowałam się z powrotem w sypialni Nathana. Zaczęłam się za nim oglądać. Chłopak siedział przy biurku odwrócony w moją stronę. Wyglądał na bardzo zadowolonego. Usiadłam na łóżku. Nad piersią poczułam pieczenie. Nath szybko do mnie podbiegł i wziął mnie w objęcia.  Czułam, że to nie koniec mojej przygody.
- Cześć Aileen jak się czujesz?- spytał już teraz zmartwiony Anioł.
- W zasadzie już lepiej. Czuje tylko małe pieczenie ale to nic takiego. – uśmiechnęłam się do niego. Chłopak odetchnął z ulgą i usiadł obok mnie na łóżku wypuszczając z uścisku.
- Zauważyłaś coś może?- zaczęłam się rozglądać po pokoju nic nowego nie widziałam. Wszystko było takie jak zapamiętałam. Nath wziął moją rękę i podniósł ją przed moimi oczami. W pierwszym momencie nie zauważyłam żadnej różnicy, ale przyjrzałam się jej dokładniej. Nie była już przezroczysta tak jak wcześniej wyglądała na normalną rękę człowieka. Dokładnie się obejrzałam. Byłam ubrana w białą szatę z złotymi akcentami. Nath zaprowadził mnie do łazienki i wielkiego lustra. Byłam zaskoczona tym  co zobaczyłam. W odbiciu lustra wdać było jakąś brunetkę z przepięknymi białymi  skrzydłami ze złotymi refleksami. Obok niej stał Nathan. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyłam. Tą brunetką byłam ja. Dostałam skrzydła. Jakim cudem? Przecież miałam mieć tylko Anielską Pieczęć a nie stać się Aniołem. Jestem czarownicą! Coś takiego nie mogło się stać. Czarownice nie trafiają nawet do nieba. One nigdzie nie trafiają. Po śmierci stają się inną istotą i tak w kółko. Nath lekko odkrył  moją szatę odsłaniając pieczęć . Wyglądała jak dwa skrzydła pomiędzy symbolem nieskończoności. Cały znak jarzył się na złoto i znajdował się na lewo od symbolu czarownicy troszkę od niego wyżej. Nie wiedziałam czy z tego wszystkiego miałam być szczęśliwa czy zła. Po co to wszystko?
- Nathan co to jest?- zapytałam chłopaka, który puścił już materiał.
- Skrzydła. Taki bonusik. Pamiętasz jak mówiłem Ci o niespodziance o, której dowiesz się jak dostaniesz pieczęć? – pokiwałam głową.
 – No to widzisz to jest ta niespodzianka. Cieszysz się? – potaknęłam. Po chwili wskoczyłam mu na szyję i złożyłam pocałunek na jego policzku. Ten cały się zarumienił. Zdałam sobie sprawę, ze skrzydła są wspaniałe. Chodź jako czarownica umiem latać ale nie mogę wzbić się wysoko- najwyżej na 10 m. Natomiast na skrzydłach mogę latać na takiej wysokości jakiej tylko bym chciała.
- Dziękuję. One są przepiękne. – znowu przyjrzałam się w lustrze nie mogłam się od niego oderwać. Nagle zdałam sobie sprawę, że Nathan posiada identyczne jak moje. Już chciałam się zapytać co to oznacza ale chłopak mnie uprzedził.
- Mamy bliźniacze skrzydła. To się zdarza bardzo rzadko. Nasza więź została pogłębiona.- uśmiechnął się.
- Teraz nawet w twoim świecie będziesz odczuwać nasze powiązanie i moją obecność. Będziesz czuła, gdyby groziło mi niebezpieczeństwo szybciej niż ja bym się zorientował.- położył mi ręce na ramionach.
- Jesteśmy tak jakby nierozłączni. – ucieszyłam się z tego powodu. Przez ten krótki okres czasu bardzo go polubiłam.
- Jeszcze jedna informacja. Gdy umrzesz staniesz się pełnoprawnym Aniołem. – czyli mam szanse na coś o wiele lepszego niż bycia różnymi istotami do końca świata. Z tego powodu byłam również ucieszona. Nathan wziął mnie na ręce i posadził na łóżku.
- To co może pora na pierwszy lot w twojej karierze?- pokiwałam głową.
- Nie taki pierwszy. Przecież latałam na miotle i normalnie.- odpowiedziałam chodź wiedziałam o co mu chodzi. Nawet tu lubię się droczyć z chłopcami chyba to moje nowe hobby.
-Wiem ale jeszcze nigdy na skrzydłach a to się trochę różni.- wstał- no na co czekasz chodź musisz je wypróbować.- podał mi rękę. Wstałam. Podeszliśmy do okna. Otworzył je i wziął mnie w objęcia. Wyfrunął. Byliśmy dość wysoko. Okręcił mnie, ponieważ wcześniej byłam w niego wtulona teraz widziałam niebo w całej okazałości. Już wiem co się szykuję. Proszę tylko nie to! Zaczął poluźniać uścisk i nie spodziewanie poleciał do tyłu a ja zaczęłam spadać. Próbowałam użyć swoich skrzydeł niestety pan mądry mnie o tym nie poinformował.
- Nathan- zaczęłam krzyczeć. Nagle poczułam jego silne ręce, które  złapały mnie w pasie.
- Już dobrze. Nic Ci nie będzie.- uspokajał mnie. Świetnie nic mi nie będzie. Nie byłoby martwienia się o moje życie, gdyby mnie oświecił jak się lata. Ale musze przyznać używanie skrzydeł najwyraźniej polega na czymś innym niż zwykłe loty czarownic. Chłopak uniósł się jeszcze wyżej niż poprzednio. Usadowił mnie na swoich stopach i zaczął tłumaczyć czemu mnie puścił. Puścił ponieważ myślał, że podczas przerażenia wpadnę na pomysł jak „uruchomić” skrzydła. Mylił się. Zaczął też objaśniać co mam zrobić by polecieć. Trzeba uwolnić Energię Anielską do skrzydeł i lecisz. Super ciekawa jestem co sobie myślał, gdy myślał, że sama wpadnę na ten pomysł. Nigdy bym o tym nie pomyślała. Tym razem już poinformowana zostałam kolejny raz zrzucona. Skumulowałam energie na skrzydłach i zaczęłam lecieć. Podfrunęłam to mojego nauczyciela. Ten mi pogratulował i zaczęliśmy razem latać. To uczucie jest tysiąc razy lepsze niż latanie czarownic. Czujesz się taka wolna. Nie musisz myśleć i pamiętać żeby cały czas się unosić ,bo skrzydła robią to za ciebie. Nigdy nie doświadczyłam czegoś równie przyjemnego. Lataliśmy tak przez jakiś czas zawsze skrzydło w skrzydło. Polecieliśmy z powrotem do instytutu.
-No moja droga całkiem nieźle Ci poszło jak na pierwszy raz.- uśmiechnął się zabójczo.
- Naprawdę tak myślisz? Bo ja myślę, że latam równie dobrze jak ty- walnęłam go lekko w ramię. Ten przybrał teatralny grymas i mówił dalej.
- Ja tak nie myślę ale jeśli ty tak uważasz to zgoda.- rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać. Naprawdę musiał to zrobić? To, że wie wszystko o mnie nie znaczy, że ma wykorzystywać moje słabości przeciwko niemu. Wałkowałam się na łóżku ( bo tam wylądowałam ) cały czas się śmiejąc. Jak ja go nie na widzę ( w dobrym znaczeniu tego słowa ). Chciałam żeby przestał, ale skąd nie posłuchał mnie. Po jakimś czasie skończył. Wziął moje dłonie w swoje i przyciągnął je do siebie.
– Aileen musimy coś jeszcze zrobić zanim wrócisz do siebie. Od razu uprzedzam to nie będzie przyjemne.
- Nie, co znowu? Czemu jak było już tak dobrze musiało się coś stać? I czemu Nathan od razu mi tego nie powiedział tylko dawkuje wiedzę?
- Co musimy zrobić? – zapytałam ciekawa co mnie jeszcze może czekać.-  Zniosę każdy ból. – odparłam przekonana swoich słów. Uważałam, że gorszego bólu nie było niż tego co nie dawno przeżyłam.
-Trzeba zejść do piekieł. – odparł krótko. Co? Dlaczego? I jak my się tam mamy niby dostać? Przecież teraz jak sądzę jestem istotą boską a takie jak mniemam nie mogą tam wchodzić.
- Dlaczego? I jak my się tam dostaniemy? – spytałam. Czemu mnie to wszystko spotyka? Mam nadzieję, że nic nam się tam nie stanie. Oby tak było.
- Ponieważ musimy się spotkać z Lucyferem by załatwić traktat. I nie będziemy wchodzić do samych piekieł tylko do ich bramy.- nastała chwila ciszy. Już chciałam się zapytać po co tu jestem,  ale mnie uprzedził. Oczywiście jak zawsze.
- Uprzedzając twoje pytanie dlaczego to my tam idziemy odpowiadam, że to ty jesteś głównie tam potrzebna ja tylko mam ci towarzyszyć i chronić.
- O wspaniale! Własny ochroniarz w spotkaniu z samym Lucyferem!- nie zadawałam więcej pytań.  Tylko się zgodziłam.
- Ile mamy jeszcze czasu?- spytałam.
- Nie wiele. – odparł.- w zasadzie musimy ruszać już teraz. Chwyć mnie za rękę.- poprosił. Nie wiedziałam tylko skąd wie, że nie mamy już czasu,  przecież oni tu nawet zegarów nie mają. Czyli nie powinni wiedzieć, która jest godzina. Posłuchałam Nathana. Złapałam się go a po chwili byliśmy już przed wielkimi, czerwonymi bramami. Pod nimi stali Aniołowie z czarnymi skrzydłami czyli byli upadli i nie mogli wejść, ani do piekieł,  ani do niebios i wykonywali swoją pracę pomiędzy. Mieli za zadanie pilnowania bram zarówno piekieł jak i niebios oraz zejścia na ziemię. Dowiedziałam się tego od Nathana. Staliśmy tam chwilę,  aż w końcu z głównej bramy ( w sumie było ich trzy )wyszedł sam Lucyfer. Pierwszy anioł, który sprzeciwił się Bogu. Pan Piekieł miał ogniste włosy sięgające do pasa. Czarny garnitur, czerwoną koszulę i czarne pantofle. Dalej nie rozumiałam po co tu jestem,  ale wiedziałam, że za chwilę się tego dowiem.
- Witaj Lucyferze.- powitał go Nathan. Nie sądziłam, że jakikolwiek Anioł będzie się do niego tak uprzejmie odnosił myślałam, że będą skakać sobie do gardeł a tu proszę. Lucyfer nie zwracał na niego uwagi. Skupiał się tylko na mnie.
- No proszę,  proszę czarownica w ciele Anioła. I to nie byle jaka czarownica-  Aileen jak sądzę.- miał rację tylko skąd to wiedział?
- Nath co ja mam robić?- zapytałam się go w myślach. Ponieważ poinformował mnie, że Lucyfer nie będzie mógł odczytać moich myśli i tylko w taki sposób będziemy mogli się porozumiewać. Od dłuższego czasu tego nie robiliśmy.
- Nic. Zaraz dowiesz się po co tu jesteś i jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy czemu jesteś „wybrana”.- uśmiechnął się w myślach.
- Moja zapłata za pokój jak sądzę. – zaśmiał się złowieszczo.
- Co? Mam być zapłatą? Przecież nie dawno dostałam skrzydła. Nathan oszukałeś mnie! Nie będę okupem! Rozumiesz? Nie będę niewolnicą Lucyfera!- wszystkie słowa wykrzyknęłam. Do oczu cisnęły mi się łzy,  ale nie mogłam tego pokazać . Musiałam być silna cokolwiek się stanie. Powierzyłam się temu nie wiedząc w co się pakuję  ale już za późno żeby się wycofać.
-Aileen spokojnie. Nie będziesz dla niego pracować. Jasne! Nie zrobiłbym Ci czegoś takiego. Jesteś poją podopieczną! Lucyfer weźmie od ciebie tylko kilka kropel krwi.- zaczął wyjaśniać bardzo powoli Nath.
- Tak a po co mu moja krew? Kim jestem, że to jej akurat potrzebuje?- spytałam już troszkę spokojniejsza. Kilka kropel krwi to nic strasznego. Prawda?
- Do zapieczętowania przysięgi. – teraz to już nic nie rozumiałam.- Z demonami mamy pokój, ale co 600 lat potrzeba mu krwi takiej czarownicy jak ty. Jak będzie po wszystkim szczegółowo Ci to wytłumaczę. Teraz uważaj- ostrzegł. W tej chwili podszedł do mnie Lucyfer.
- Nie sądziłem, że jesteś taka ładna.- wcale nie uważałam się za ładną.- a teraz czas na zapłatę.- Piekielny władca nachylił się do mnie i pocałował moje czoło. Zaczęło bardzo piec. Złapał moją rękę. W jego dłoni nagle pojawił się miecz. Nathan nawet nie zdążył się z orientować, gdy Lucyfer wbił ostrze w mój brzuch. Później wyjął go i wbił już trochę płycej w moje prawe ramię i pociągnął na dół, aż do samej dłoni. Zaczął się złowieszczo śmiać. Nathan wykrzykiwał coś, że nie na to się umawiali. Ja czułam tylko ból i gorące strumyczki mojej krwi spływające wzdłuż każdej z ran. Władca piekieł wrócił do swojego królestwa w momencie, w którym Nathan chciał się na niego rzucić. Nagle znalazłam się w pokoju sióstr. Byłam w swojej normalnej postaci. Niestety ból nie ustępował. Nie krzyczałam by nie obudzić bliźniaczek. Nagle poczułam obecność Nathana. Na początku go nie widziałam jednak po chwili zamarzyłam by go zobaczyć a on się zmaterializował. Stał nade mną szepcząc coś pod nosem. Wziął mnie na ręce bardzo ostrożnie, żeby nie pogorszyć mojego stanu .  Przeniósł moje wiotkie, umęczone ciało do  mojego pokoju. Położył na podłodze a sam zaczął szperać w komodzie z lekarstwami. Czułam się coraz słabsza. Pewnie dlatego bo traciłam bardzo dużo krwi. W pewnym momencie pojawiła się przy mnie ciotka. Zaczęła mnie leczyć. Nie czułam żadnej różnicy,  ale przypomniałam sobie jej słowa, że Anioły leczy się ciężej niż ludzi. Od kiedy jestem naznaczona teoretycznie troszkę  mniej jestem człowiekiem. Nath znalazł jakąś miksturkę i popędził do mnie. Ułożył moją głowę na swojej dłoni. Drugą nalał mi miksturę do ust. Ciotka nie przestawała próbować. Przed moimi oczami zaczęło robić się ciemno. Przeczuwałam,  iż może to być mój koniec. Przynajmniej będę przy Nathanie. Głowa opadła mi bezwiednie na dłoń Natha. Nastała przerażająca ciemność. Tak wygląda koniec? Ku mojemu zdziwieniu ocknęłam się. Leżałam na moim łóżku. W pokoju było dość ciemno. Jedynym punktem światła była lampka na biurku. Rozglądałam się i zobaczyłam, że Nath siedzi na jednej pufie a ciocia na drugiej. Obydwoje byli przygnębieni. Gdy mnie zobaczyli w tej samej chwili się poderwali i po sekundzie stali już obok mnie.
- Aileen, przepraszam nie wiedziałem, że to się tak skończy. Lucyfer zawsze brał trochę krwi i wracał do siebie. – tłumaczył Nathan.
-Nic się nie stało. Tak w ogóle dziękuję, że mnie uratowaliście- delikatnie podniosłam się na łokciach o dziwo czułam się dobrze. Trochę osłabiona a tak po za tym nic szczególnego. Pewnie nawet wyleczyli moją złamaną rękę.
-Ale mogło się stać.- odparł smutno Nath.
- Ile spałam? I czy siostry wiedzą? - spytałam lekko zmartwiona.
- Nie długo. Około godziny. I nie, twoje przyjaciółki dalej śpią i nic nie wiedzą.- pogłaskał mi włosy bardzo opiekuńczo.
- Słonko mam dla ciebie przykrą wiadomość.- nie co znowu? Zadałam sobie to pytanie. W głębi duszy. Troszkę poćwiczyłam i umiem na bardzo krótką chwilę blokować myśli więc byłam pewna, ze nikt tego nie usłyszy.
- Rany wyrządzone przez Lucyfera pozostawiły po sobie swój ślad. W miejscu gdzie cię zaatakował pozostały blizny. Szczególnie widoczna jest ta na brzuchu. Starałam się coś z tym zrobić,  ale nie dałam rady. – odparła przykro ciocia. Wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Zaczęłam przeglądać się w lustrze. Pierwsze co zobaczyłam to to, że byłam w mojej piżamie. Zdjęłam bluzę zostając tylko w staniku. Blizny faktycznie były widoczne. Wzdłuż całej prawej ręki rozciągała się wielka biała szrama natomiast na brzuchu było zgrubienie wielkości piłeczki od ping ponga. Zwróciłam uwagę na jeszcze jedną rzecz. Anielska Pieczęć była tam gdzie miała być. Zaczęłam szlochać ( z powodu blizn ), nie mogłam się z tym pogodzić. One zostaną m już na zawsze. Chyba mój płacz usłyszeli Nathan i ciotka bo weszli do łazienki. Rzuciłam się Nathanowi na szyję i zaczęłam płakać w jego ramię, ten głaskał mnie po włosach Ciotka tylko stała z boku. Płakałam spory czas,  aż w końcu mnie olśniło.
- Jak ja ukryje blizny? I co powiem bliźniaczką. Przecież jak one to zobaczą będą na mnie wściekle, że znowu się w coś wpakowałam.- otarłam łzy. Co ja mam im powiedzieć, że jestem jedyną czarownica na świecie, która dostała Anielską Pieczęć? One by mi nie uwierzyły a nawet jeśli to potem by mnie znienawidziły. W moich poprzednich poczynaniach nie zdawałam sobie w ogóle sprawy czy to się przeniesie na moje ciało w tym wymiarze.
- Na dwa dni nałożę na ciebie ochronę Anielską. Ona zamaskuję twoje blizny. Przez ten czas będziesz musiała zdecydować co zrobić czy im nakłamać czy iść zrobić sobie w tych miejscach tatuaże. – doradzał Nathan.- wiedz jednak, że nie możesz powiedzieć im o Anielskim Świecie i o twojej dzisiejszej przygodzie. Znakiem anioła się nie martw. Nie będą go widzieć,  ponieważ to dla nich za czysta energia.
- Aileen musisz wiedzieć, ze w postaci anielskiej nie będziesz posiadać żadnych szkód,  ponieważ tam się nie cierpi.
- Tak nie da się-  a co ja tam przeżyłam? Właśnie, największy ból w moim życiu.
- Przynajmniej o tyle dobrze. A jak bym zrobiła tatuaże to jako Anioł będę je posiadać?- zapytałam bo jakoś nie uśmiecha mi się być całą wieczność w dziarach.
- Nie, nie musisz się o to martwić. W niebie musisz być czysta. Bo czy widziałaś w Instytucie jakiegoś Anioła z dziarami.- pokiwałam przecząco głową.
- Ja też nie a jestem tam od ciebie dłużej.- zaśmiał się Nathan. Chyba podjęłam decyzje. Wolę mieć maskowanie na skórze niż musieć kolejny raz kłamać moje przyjaciółki.
-Dobrze więc w niedzielę zejdę do świata kirików po tatuaże.- uśmiechnęłam się smutno.
– Jeszcze raz za wszystko wam dziękuję.- uściskałam tym razem zarówno Natha jak i Yolandę – ale wiecie co, chyba muszę iść do dziewczyn posprzątać swoją krew z podłogi i materaca. Nie chciałabym żeby się przeraziły.- pokiwali mi głowami na zgodę. Wyszłam z łazienki. Wzięłam różdżkę ze stoliczka i już miałam wychodzić,  ale w ostatniej chwili powstrzymał mnie Nathan przypominając mi, że jestem w staniku i powinnam być tak samo ubrana, gdy dziewczyny się obudzą jak i wieczorem kiedy kładłam się spać. Moja eskorta wyszła razem ze mną. W pokoju troszkę poczarowałam i przywróciłam wszystko do porządku.
-Aileen my musimy już iść. Wzywają nas Siły Wyższe.- powiedziała ciotka.- musimy zdać sprawozdanie z dzisiejszego dnia. Nie martw się skarbie wszystko będzie dobrze. – pocałowała mi moje czoło i zniknęła.
- Pamiętaj będę czuwać nad tobą. Zawsze,  gdy poprosisz ujawnię się tobie i będziemy razem. I pamiętaj niezależnie od wszystkiego zawsze jestem przy tobie.- odparł Nathan. Przytuliłam go a on po chwili zniknął. Poczułam jakąś moc. Pewnie nałożyli czary – pomyślałam. Zastanawiałam się czy mogę z nim telepatycznie rozmawiać z Ziemi,  ale nie miałam czasu tego sprawdzić ponieważ było za pięć siódma i zaraz miał zadzwonić budzik.

1 komentarz:

Proszę o sprawiedliwy wyrok sądu najwyższego...