wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział V - Zamęt



  

   Nie mogłam uwierzyć, że to zadziałało. Wyszłam z kotła i spojrzałam na zegarek. Okazało się, że jest już 19. Czyli w pokoju i w całej Akademii nie było mnie aż 11 godzin. Coś czuję, że przez to będę miała kłopoty i to nie małe. W grocie rzeczy nie odczuwałam upływu czasu. Nawet nie wiem kiedy zleciały te godziny.
   Postanowiłam się położyć ponieważ nagle poczułam się bardzo słaba tak jak bym zaraz miała zemdleć. Siadłam na łóżku. Już miałam się kłaść kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Kolejny raz podczas mojego pobytu tutaj ktoś nie daje mi odpocząć. Wstałam nieźle zdenerwowana i chwiejnym krokiem poszłam otworzyć natarczywym gościom.
   Nie zdziwiłam się kiedy ujrzałam bliźniaczki ubrane były tak samo. Miały na sobie czarne legginsy sięgające kostek, ciemno różowe balerinki oraz biały plisowany sweterek. Włosy miały związane w wysokie kitki. Gdyby nie piegi nawet ja bym ich nie rozróżniła. Oho zaraz się zacznie. Szybko muszę wymyślić jakąś wymówkę nikt nie może się dowiedzieć co potrafię, w każdym bądź razie nie teraz.
-Aileen gdzieś ty była przez cały dzień?-  zapytała zła i podenerwowana Zirra. Kurczę mam tylko nadzieje, że nie były w moim pokoju bo jeśli tak zginę z rąk przyjaciółek. Postanowiłam jak najszybciej zbyć temat i udawać, że nie wiem o co chodzi.
-Czemu pytasz? Czy coś się stało?- zapytałam tak jak bym nie wiedziała o co chodzi.
-Dziewczyno nie udawaj głupiej! – mój plan legł w gruzach - Cała szkoła Cię szuka! Wszyscy się o ciebie bardzo martwią. Myśleliśmy, że ktoś cię porwał. - zaczęła płakać. Jak ja nie lubię gdy dziewczyny płaczą i to jeszcze z mojego powodu. W tedy czuję się podle.
-No to możecie odwołać poszukiwania.- uśmiechnęłam się - Jak widać nic mi się nie stało. - próbowałam załagodzić całą sytuacje. Następnym razem gdy spotkam Rossa pogadam z nim o tym co mogę zrobić by w Akademii nie zauważyli mojego zniknięcia.
-Aileen tak w ogóle jak ty się tu dostałaś? Weszłaś oknem?- nic nie powiedziałam tylko cała się zaczerwieniłam. Tylko jej przytaknęłam żeby dalej nie drążyć tego tematu.
   Na szczęście przed zadaniem kolejnego niezręcznego pytania na który musiałabym nieprawdziwie odpowiedzieć uratował mnie „telefon” od mojej mamy. U nas dzwoni się przez różdżki co jest bardzo fajne bo one nigdy się nie wyładują i zawsze nosimy je przy sobie. To jest tylko w teorii bo praktyka wygląda troszkę inaczej. Różdżki najczęściej trzymamy w specjalnym miejscu w naszych ubraniach. Znajduje się to pod materiałem (taka mała, wąska kieszonka) w zależności czy ktoś jest prawo lub lewo ręczny po tej stronie znajduje się kieszonka by każdemu łatwiej było wyciągnąć różdżkę. W teorii super lecz w praktyce niestety nie jest tak wspaniale
    Przy każdym skłonie odczuwasz ucisk, zawsze czujesz, że coś znajduje się pod materiałem bywa to denerwujące ale jeszcze nie było najlepszego bo żeby wyciągnąć taką różdżkę należy podwinąć ubranie by dostać się do tej kieszonki. W każdych ubraniach przeznaczonych dla czarownic takie miejsce się znajduje. Jednak teraz młode czarownice różdżki wkładają do kieszeni w spodniach lub zimą do buta. Tak jest o wiele prościej a w czasie zagrożenia szybciej.
   Wiadomość o tym, że nie było mnie w Akademii bardzo szybko się rozeszła i dotarła też do mojej rodziny. Przeprosiłam siostry gdyż nie chciałam przy nich rozmawiać. Wyszłam na korytarz a dziewczyny zostały w pokoju
   Z mamą rozmawiałam dość długo. Oczywiście pytała się gdzie byłam czy coś mi się stało, jak się czuje no i oczywiście dostałam opieprz bo jakim prawem wychodzę na dziedziniec bez niczyjej wiedzy. Na ściemniałam jej, że przez długi czas byłam pod pomnikiem Olympii a później poszłam na bieżnie pobiegać. Uwierzyła.
   Wróciłam do siebie. Dziewczyny leżały na moim łóżku i zażądały nocowanie by mieć mnie na oku. Nie miałam wyboru i musiałam się zgodzić. Bliźniaczki przyniosły od siebie materace z łóżek i swoje piżamy. Położyły je po obu stronach mojego wyrka. Przebrałyśmy się w swoje ciuchy do spania.
   Zirra miała krótką zieloną piżamkę z wielkim szarym kotkiem na środku bluzki a Zurra żółtą z psem w tym samym miejscu co kot u Zirry. Ja ubrałam się w to co zawsze. Położyłyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać.
-Dziewczyny i jak tam was pierwszy kacyk? – nie mogłam odpuścić im tego pytania. Byłam ciekawa jak to wszystko przeżyły i czy następnym razem będą słuchać bardziej doświadczonej osoby w te klocki.
-Strasznie! Ogromny ból głowy tak mocny, że nie można było się ruszyć ale przypomniałam sobie, że pod drzwiami miałaś nam coś dać na złagodzenie tego. Zmusiłam się do pójścia pod drzwi i tam czekało na nas wybawienie. Bardzo Ci za to dziękuję. Pomogło niemal natychmiast. - odpowiedziała mi wdzięczna Zirra. Oczywiście z mojej strony nie mogło obyć  się o wywodzie na temat picia i słuchania mnie.
- Wiecie może jakie mamy jutro lekcje? – zapytałam zmieniając temat.
- Tak, gdy ciebie nie było Ortea i Izyda wygłosiły apel. - odpowiedziała ziewając Zirra. W zasadzie mi też zaczynało chcieć się spać. Marzyłam by zasnąć.
-Wy - wskazała na nas Zurra - macie najpierw magię a ja mam eliksiry. Fajnie prawda? Potem się wymieniamy. – zaczęła wymieniać mi zajęcia.
   Okazało się, że mamy aż 8 godzin lekcyjnych. Mój plan obejmował: magię, eliksiry, dwa razy biegi, ogrzy, latanie na miotle, zielarstwo i historię magii. Całkiem przyzwoity plan no może prócz ogrzego - nie cierpię go. Po co się go uczyć jak do ogrów i tak nic nie dociera? Pierwsze zajęcia odbywają się w salach obok siebie czyli 313 i 314 na trzecim piętrze, później nie będziemy widzieć Zurry aż do historii, którą mamy wspólnie. Chwilę jeszcze porozmawiałyśmy aż w końcu zmógł nas sen.
   Latałam dzięki moim pięknym skrzydłom. Byłam w świcie ludzi. Pierwszy raz odkąd pamiętam. Leciałam ponad głowami ludzi. Widziałam dzieci, które szły do szkoły. Poszłam razem z nimi. Trafiłam do małej salki pełnych różnych plansz z literami i cyframi. Wokoło mnie było pełno małych urwisów. Mała dziewczynka właśnie odpowiadała przy tablicy. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, byłam niewidzialna. Wyszłam z Sali i poleciałam nad rzekę. Tam mała grupka nastolatków paliła papierosy i robiła różne dziwne rzeczy chyba grali w wyzwania czy coś takiego. Oderwałam się od Ziemi i wzbiłam się ponad pokrywę chmur. Tam widziałam więcej istot ze skrzydłami. Jeden z nich podszedł do mnie:
- Ich świat naprawdę jest piękny ale trzeba wiedzieć gdzie się szuka. Chodź to ci pokaże.
   Poleciałam za mężczyzną wylądowaliśmy przed wielkim wodospadem. W około było pełno drzew. Później zabrał mnie na safari jak to powiedział. Faktycznie świat jest piękny.
-Pamiętaj chroń swój świat ale nie zapomnij o tym bo gdy nikt się nim nie zaopiekuje będzie wyglądać jak ten- mówiąc to mym oczom ukazał się wygląd zgliszcz i śmietnisk.
   Nic więcej nie zdążyłam zobaczyć bo dziewczyny mnie obudziły. Miałyśmy godzinę do lekcji. Była siódma nad ranem. Byłam strasznie zmęczona bo co się okazało dość długo wczoraj rozmawiałyśmy tak do pierwszej. Sześć godzin spania to istne marzenie. Poszłam się ubrać.
   Wybrałam zieloną koszulę w odcieniu trawy z długim rękawem, który można podwinąć, czarne legginsy i czarne trampki. Do torby spakowałam szare spodnie dresowe i szary podkoszulek i szare trampki oraz ręcznik i zapas wody na biegi. Wzięłam prysznic i związałam włosy w kłosa.
   Zirra ubrała się w niebieską tiulową sukienkę i czarne botki na koturnie włosy miała spięte w kucyk natomiast makijaż miała bardzo mocny. Mocna kreska na oczach oraz dużo czerwonej szminki na ustach. Zurra była w szarej podkoszulce w czarne serduszka, ciemne dżinsy i czarne baletki. Gotowe powędrowałyśmy na lekcje.
   Szłyśmy z jakieś 5 minut, ponieważ szkoła ma strasznie dużo pięter. Troszkę pobłądziłyśmy, ale w końcu doszłyśmy na miejsce. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek informujący o rozpoczęciu się katorgi. Weszłyśmy do Sali.
   Zaraz za nami wkroczyła Ortea. Przywitaliśmy się (jak to w szkole bywa) a potem zaczęliśmy lekcje. Klasa była niewielka. Ściany były pomalowane na brudny żółć. W pomieszczeniu były trzy rzędy pojedynczych ławek. Każdy uczeń miał osobną. Przed naszymi ławkami mieściło się biurko nauczycielki. Z tyłu klasy było trochę szaf i tyle.
   Razem z Zirrą i Mags zajęłyśmy drugi rząd. Ja siedziałam na środku. Lekcja była bardzo przyjemna ( o dziwo )Ortea też. W ogóle nie zwracała uwagi na nasze błędy. Podchodziła i tłumaczyła jak to ma wyglądać i stała przy nas dopóki tego nie opanowałyśmy. Dzisiaj przerabialiśmy zmianę długopisu w pióro. Ogólnie magia polega na czarowaniu, zmienianiu przedmiotów w inne i takie tam.
   Po godzinie (bo tyle trwają u nas lekcje) zadzwonił dzwonek. Nie wiem kiedy to zleciało. Po skończonej lekcji wyszłyśmy na korytarz aby spotkać się z Zurrą. Jej klasa chwilę nie wychodziła a gdy w końcu to się stało wszyscy się śmiali. Po chwili zauważyłyśmy z czego. Obiektem drwin padła bliźniaczka gdyż jej twarz była cała zielona.
-Co Ci się stało? – z trudem mogłam powstrzymać śmiech. Wiem, że to nie stosowne śmiać się z nieszczęścia przyjaciółki ale rzadko widuję się osobę z całą zieloną twarzą.
-Bo wiesz robiliśmy dzisiaj eliksir na zmianę koloru i…- wychlipała.
-Poczekaj niech zgadnę ktoś zrobił Ci kawał, za bardzo podgrzał miksturę a ta wybuchła Ci w twarz. Zgadłam? – zapytałam się chodź wiedziałam, że mam racje. Nie raz robiłam kawały i wiem jak to wygląda ale nigdy nie wpadłam aby komuś zrobić takie świństwo.
-Niestety zgadłaś. Dodawałam ostatni składnik, nagle wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć a mikstura wybuchła mi w twarz. Jest jeszcze gorzej ponieważ kolor nie zmyje się przez parę miesięcy.- niewytrzymała i zaczęła płakać. Przyrzekam, że znajdę tą osobę która to zrobiła i obiecuje, że mnie popamięta.
- Jest nam bardzo przykro z tego powodu, ale czy nie ma na to - pokazałam na jej twarz otwartą ręką - lekarstwa? – zapytałam.
- Nie, nauczyciele nie znają lekarstwa, powiedzieli że kolor musi zejść sam a to trochę potrwa. Dziewczyny jestem załamana! Czwarty dzień w Akademii a już coś takiego. –zaczęła rozpaczać. Przytuliłam ją do siebie i głaskałam jej włosy. Starałam się ją pocieszać ale niestety nie miałam bladego pojęcia jak.
-Ok. dziewczyny zostało nam 2 minuty przerwy. Idziemy na lekcje a ty Zurra po zajęciach idziesz migiem do higienistki. Jasne? – uparła się Zirra.
- Ale jak nauczyciele nie znają odwrotności tej mikstury to co może pomóc higienistka? – zapytała zażenowana Zurra ponieważ każdy kto przechodził przez korytarz śmiał się z niej i wytykał palcami.
   Nie zdążyłyśmy odpowiedzieć bo zadzwonił dzwonek. Rozstałyśmy się i poszłyśmy na lekcje. Sala była taka sama jak poprzednia. Naszą nauczycielką była Ortea zresztą na każdej lekcji tak było co wydawało się bardzo dziwne. Co się okazało u Zurry była taka sama sytuacja. Coś było nie tak ale najwyraźniej tylko mnie to przejęło. Po skończonych zajęciach spotkałyśmy się z Zurrą.
-Hej i co byłaś u higienistki?- spytała zmartwiona siostra. Domyślałam się dla czego była taka zmartwiona. Twarz dziewczyny z chwili na chwilę robiła się coraz neonowa, jaskrawsza aż bałam się, że za niedługo będzie wyglądać jak wielka, zielona, świecąca kropka.
- Tak byłam, ale nic nowego się nie dowiedziałam. Dostałam tylko farbę kryjącą, która ma przykryć zieleń.
-To dobrze chodź do mnie to tam nałożymy ten specyfik.- zaproponowałam. Byłam ciekawa czy farba zadziała ale żeby dawać farbę kryjącą na twarz nie można było zastąpić tego np: podkładem albo jakąś maścią?
Poszłyśmy do mojego pokoju tam Zirra zaaplikowała „lekarstwo” na twarz swojej bliźniaczki.
- No gotowe teraz powinno być lepiej.- rzekła Zirra chodź nie była pewna tego czego właśnie przed chwilą powiedziała.
-Zirra mogę Cię prosić na słówko?- odciągnęłam ją na bok tak aby Zurra nic nie mogła słyszeć. Poszłyśmy do mojej łazienki.- Coś mi się zdaje, że to w cale nie działa. Wręcz jest jeszcze gorzej- powiedziałam prawdę ponieważ teraz twarz dziewczyny wyglądała jak wielki zielony bąbel z którego odchodzi białe coś.
- Masz racje, ale nie możemy jej tego powiedzieć bo załamie się jeszcze bardziej.- miała racje. Chwilę rozmawiałyśmy co można zrobić. W końcu doszłyśmy do wniosku aby zastosować metodę placebo i wmówić jej, że maść tak naprawdę działa. Jak ona w to uwierzy to tak będzie. Niestety nasze placebo nie podziałało ponieważ jak tylko jej o tym powiedziałyśmy, że wygląda o niebo lepie dostałyśmy taką odpowiedź:
-Nie musicie kłamać wiem, że wyglądam o niebo ale gorzej. Teraz wyglądam jak wielki, zielony, świecący punkt z dużą ilością czegoś na twarzy! – powiedziała śmiejąc się i płacząc jednocześnie. Było mi ogromnie żal. Musiałam znaleźć inny sposób by ją pocieszyć... Znalazłam!! Znaczy tak sadzę...
-Wiesz co?
-Co?- w jej oczach widniała nadzieja.
- Po kilku dniach się przyzwyczaisz i nawet nie będziesz zwracać uwagi na swoją twarz - odpowiedziałam klepiąc ją po ramieniu. W końcu ludzie przyzwyczajają się do swojego wyglądu czy blizn to czemu by ona miała się nie przyzwyczaić do zielonej twarzy? Nie widzę przeciwskazań.
-Tak sądzisz?- spytała podniecona Zurra myślą, że może być lepiej.
-No tak, zobaczysz z dnia na dzień będzie coraz lepiej. – uśmiechnęłam się do niej a ta tylko przytaknęła.- A teraz chodźmy odrabiać lekcje a później trochę odpocząć.- miałyśmy bardzo wiele do roboty. Nasi nauczyciele poszaleli z każdego przedmiotu (prócz biegów) coś nam zadali a było tego sporo. Rozsiadłyśmy się u mnie i zaczęłyśmy robotę.
   Niestety moje zapewnienia odnośnie twarzy Zurry się nie sprawdziły. Z dnia na dzień zamiast coraz lepiej było coraz gorzej. Ludzie nieustannie się śmiali. Kolor zaczął być coraz intensywniejszy aż w końcu zaczął przechodzić w inne kolory i Zurra zaczęła mienić się wszystkimi kolorami tęczy i ich odcieniami. Była coraz bardziej załamana.
   W końcu nastąpił przełom zamiast się z niej śmiać uczennice zaczęły jej współczuć i ją wspierać. Wyszło na jaw kto za tym wszystkim stoi była to niejaka Nataly. Po tym jak się przyznała została wydalona z szkoły. Zurra przestała się tym tak przejmować i wróciła do normalnego trybu życia. Chociaż jej twarz migotała to różowym to zaś pomarańczowym kolorem, który na dodatek świecił w ciemności i służył do denerwowania Zirry. Całość jeszcze lśniła jak by ktoś posypał ją brokatem.
   Tak mijały dni. Chodziłyśmy do szkoły ja czasem wpadałam do Rossa. Pewnego pracowitego dnia nocowałam u sióstr…

3 komentarze:

  1. Nie śmiej się dziatku z czyjegoś przypadku, no ale... to jest po prostu zbyt śmieszne. Ta kolorowa twarz mnie rozbroiła. Rozdział świetny i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skończyłaś w super momencie:(
    Czekam na kolejny rozdział 💗 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę uprzedzić, że w szóstym rozdziale będzie się działo szczególnie w drugiej części :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę o sprawiedliwy wyrok sądu najwyższego...